Cooper Ostatni Mohikanin iskry S 10. LIS. 2000 28. LUT. 2001 1 0. MAJ/2002 0& 1999 i mi 200 & ar 2 7 05. 2003 Pi�cioksi�g przyg�d Sokolego Oka: Pogromca Zwierz�t Ostatni Mohikanin Tropiciel �lad�w Pionierowie Preria ^^ James Fenimore Cooper J* 14 Prze�o�y� Tadeusz Evert Warszawa 1988 iskry Tytu� orygina�u The Last of the Mohicans Wiersze prze�o�y� W�odzimierz Lewik Opracowanie graficzne Janusz Wysocki Redaktor Ma�gorzata �bikowska Redaktor techniczny Anna Kwa�niewska Korektor Agata Bo�dok �l MI�SKA �JIBUtrj^KKA "I8�liiltl4 w 2abrtn *T\. ��N- "4AS. IV c. NR iNW. **""""* < 59 ISBN 83-207-1083-9 For the Polish edition copyright (c) by Pa�stwowe Wydawnictwo "Iskry", Warszawa 1988 Pa�stwowe Wydawnictwo "Iskry", Warszawa 1988 r. Wydanie X (V skr�cone). Nak�ad 99 700+300 egz. Ark. wyd. 15,5. Ark. druk. 18,5. Papier offset, kl. III, 70 g, 61 cm (rola). Rzeszowskie Zak�ady Graficzne. Rzesz�w, ul. Marchlewskiego 19. Zam. nr 6667/87. W-5-19. Niech ci� nie zra�a kolor mojej sk�ry, Ciemnej odziewy pal�cego s�o�ca. Szekspir Kupiec wenecki OD AUTORA C^zytelnik, kt�ry we�mie do* r�ki t� ksi��k�, by szuka� w niej barwnego opisu fantastycznych wydarze�, od�o�y j� rozczarowany. Jest ona bowiem tylko tym, co 'zapowiada karta tytu�owa: opowie�ci�. Cz�sto jednak m�wi si� w niej o rzeczach na og� ma�o znanych, zw�aszcza kobietom - czytelniczkom o bujniejszej wyobra�ni od m�czyzn. Mo�e si� zdarzy�, �e panie zechc� czyta� t� ksi��k�, b��dnie bior�c j� za romans. Autor musi wi�c, zreszt� we w�asnym interesie, wyt�umaczy� pewne historyczne niejasno�ci. Gorzkie do�wiadczenie sk�ania go do tego obowi�zku. Nieraz bowiem przekona� si�, �e wystarczy odda� dzie�o pod bezwzgl�dny s�d og�u, a wszyscy i ka�dy z osobna, nawet najwi�ksi ignoranci, w jaki� intuicyjny najwidoczniej spos�b, widz� wi�cej od samego autora. Trudno jednak zaprzeczy�, �e �adnemu tw�rcy nie wyjdzie na dobre, gdy czytelnik (lub widz) swobodnie pu�ci wodze swej fantazji. Dlatego nale�y starannie wyja�ni� wszystko, co mo�na. To. sprawi tylko przyjemno�� tym czytelnikom, kt�rzy wol� si� cieszy� z ksi��ek, a nie z ich zakupu. Po tym wst�pnym wyja�nieniu, czemu na samym progu swego dzie�a musia� powiedzie� tyle niezrozumia�ych s��w, autor przyst�puje do rzeczy. Nie powie, bo i nie trzeba m�wi�, nic, o czym nie wiedzia�by kto� jako tako obeznany z przesz�o�ci� Indian. Najwi�ksz� trudno�ci� dla tego, kto chce pozna� histori� Indian, jest zamieszanie w nazwach. Je�li si� jednak pami�ta, �e Holendrzy, Anglicy i Francuzi jako kolonizatorzy Ameryki P�nocnej walnie przyczynili si� do tego zamieszania, �e sami Indianie nie tylko m�wi� r�nymi j�zykami, lecz u�ywaj� r�nych dialekt�w, kt�re ch�tnie wzbogacaj� na sw�j spos�b - mo�na �a�owa�, �e takie trudno�ci powsta�y, lecz nie trzeba si� im dziwi�. Je�li wi�c ksi��ka ta nie jest wolna od innych wad, to jej niejasno�ci nale�y po�o�y� na karb przytoczonych przez nas fakt�w. Europejczycy stwierdzili, �e olbrzymie przestrzenie mi�dzy Penobscot a Potomakiem, Atlantykiem a Missisipi* nale�a�y do plemion wywodz�cych si� z tego samego pnia. Te rozleg�e granice mog�y tu i �wdzie rozszerzy� si� lub skurczy� pod naciskiem s�siednich plemion. W og�lnym jednak zarysie Atlantyk i wspomniane rzeki wyznacza�y obszar zamieszka�y przez nar�d powszechnie zwany Wapanachkami. On jednak wola� nazywa� si� Lenni Lena-pami, co oznacza "nar�d czystej krwi". Autor nie czuje si� na si�ach, by wyliczy� wszystkie wsp�lnoty, plemiona i szczepy tego narodu. Ka�de plemi� mia�o sw� nazw�, wodz�w, tereny �owieckie i cz�sto odr�bny dialekt. Jak feudalne ksi�stwa w Starym �wiecie plemiona walczy�y ze sob� i korzysta�y z szeroko poj�tej niezale�no�ci. Lecz mimo wszystko przyznawa�y si� do wsp�lnego pochodzenia, m�wi�y podobnym j�zykiem, mia�y takie same zwyczaje, wiernie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jedna ga��� tego licznego narodu osiad�a nad pi�kn� rzek� znan� pod nazw� Lena-pewihittuck i tu, za og�ln� zgod�, powsta� "D�ugi Dom" albo "Ognisko Wielkiej Rady". Krajem, na kt�ry sk�ada�a si� po�udniowo-zachodnia cz�� dzisiejszej Nowej Anglii, po�a� stanu New York na wsch�d od Hudsonu* i szmat ziemi nieco dalej na po�udnie, w�ada�o mo�ne plemi� zwane Mahicanni albo po prostu - Mohikanie. Anglicy przekr�cili t� nazw� na Mohegan. Plemi� Mohikan�w, kt�re te� dzieli�o si� na szczepy, uwa�a�o si� za starsze od s�siad�w - posiadaczy "D�ugiego Domu". Cho� ta pretensja by�a sporna, ch�tnie przyznawano im tytu� "najstarszego syna praojc�w". Mohikanie byli pierwszym plemieniem wyzutym przez bia�ych z ojczystej ziemi. Ich resztki wegetuj� jeszcze rozsiane w�r�d innych plemion i nic ju� im nie pozosta�o z dawnej pot�gi i wielko�ci pr�cz sm�tnych wspomnie�. Plemi�, kt�re strzeg�o �wi�tego obr�bu "D�ugiego Domu", przez Penobscot, Potomak, Missisipi - rzeki Ameryki P�nocnej. Hudson - rzeka w stanie New York. wiele lat nosi�o zaszczytn� nazw� Lenap�w. Ale gdy Anglicy zmienili nazw� rzeki na Delawar, nazwa ta stopniowo przesz�a i na plemi�. Jednak�e Indianie mi�dzy, sob� wyczuwaj� subteln� r�nic� tych nazw. Te nieuchwytne dla bia�ych odcienie, kt�rych pe�no w j�zyku Indian, nadaj� mu niezwyk�ego wyrazu, a cz�sto patosu i oratorskiej swady. Na p�noc od Lenap�w, na wiele setek mil wzd�u� ich granicy, �y� inny nar�d, kt�ry pochodzi� z tego samego pnia, m�wi� tym samym j�zykiem i podobnie si� dzieli�. S�siedzi zwali go Mengwe. Ten p�nocny dziki nar�d by� jednak s�abszy i nie tak zwarty jak Lenapowie; chc�c wi�c dor�wna� swym pot�nym s�siadom, pi�� najbardziej wojowniczych i najliczniejszych plemion, zamieszkuj�cych w pobli�u domu narad swych wrog�w, zawar�o sojusz obronny. By�a to wi�c najstarsza Republika Zwi�zkowa, o jakiej wspomina historia Ameryki P�nocnej. Plemiona te nazywa�y si�: Mohawk, Oneida, Seneka, Kajuga i Onondaga. P�niej na pe�nych prawach przyj�to do tego zwi�zku koczownicze, pokrewne plemi�, kt�re odesz�o "bli�ej ku s�o�cu". To plemi� (Tuskarora) tak powi�kszy�o zwi�zek, �e Anglicy zmienili pierwotn� nazw� "Zwi�zek Pi�ciu Narod�w" na "Zwi�zek Sze�ciu Narod�w". W toku opowie�ci czytelnik przekona si�, �e okre�lenie "nar�d" czasem stosuje si� do plemienia, czasem do narodu w najszerszym poj�ciu tego s�owa. Indianie s�siaduj�cy z plemieniem Mengw�w nazywali je Makaami, a nieraz obel�ywie - Mingami. Francuzi przezwali je Irokezami, przekr�ciwszy zapewni� jedn� z india�skich nazw. Znana jest niew�tpliwie prawdziwa i nies�awna historia, jak Holendrom z jednej strony, a Mengwom z drugiej uda�o si� sk�oni� Lenap�w do od�o�enia broni i powierzenia obrony swych granic s�siadom. Po tym czynie Indianie w swym obrazowym j�zyku przezwali Lenap�w "babami". Od tego czasu zaczyna si� upadek najwi�kszego i najbardziej cywilizowanego plemienia Indian, mieszkaj�cego w granicach dzisiejszych Stan�w Zjednoczonych. Rabowane przez bia�ych, mordowane i prze�ladowane przez dzikich, jaki� czas trwa�o jeszcze przy ognisku narad, by wreszcie rozpa�� si� na ma�e grupki i szuka� schronienia w g�uchych puszczach Zachodu. S�awa tego plemienia, jak p�omie� gasn�cej lampy, rozb�ys�a najja�niej u jego schy�ku. mo�na Jest powiedzie� o tym interesuj�cym naro nle szcz�dzi! czasu i sil �narodu *stara si� p zczero� wra^yn, SwLmm w podesz�y* y ksi��k�, by po- Mi�dlmy oTcwie� ta zgorszy *awa.eror, mO8� z pozy si� czym innYm- e r John Gottlieb Ernest (1743-1823) H e c k w e 1 d Deiawarach i Mohikanach. Napisa� kilka PraC _ misjonarz. D�ugo mieszka! w�r�d Indian. R O Z D Z I A � � PIERWSZY Uszy i serce gotowe na wszystko: Najgorsza strata doczesna, wi�c m�w, Czylim utraci� kr�lestwo? . ;A Szekspir 1 rudy i niebezpiecze�stwa pochodu przez puszcz� - z kt�rymi wojska obu stron musia�y si� upora�, zanim nareszcie stan�y naprzeciw siebie - stanowi�y szczeg�ln� cech� wojen toczonych w koloniach p�nocnoameryka�skich. Rozleg�e i niemal nieprzebyte lasy dzieli�y posiad�o�ci wrogich sobie prowincji Francji i Anglii. M�ny kolonista i najemny �o�nierz europejski walcz�cy u jego boku tracili nieraz ca�e miesi�ce na pokonywanie bystrego nurtu rzeki i dzikich przesmyk�w g�rskich, zanim mogli okaza� swe m�stwo na polu bitwy. Jednak�e to wsp�zawodnictwo w cierpliwo�ci i ofiarno�ci z wytrawnymi, wojownikami india�skimi nauczy�o ich przezwyci�a� wszelkie przeszkody. Wydawa�o si� nawet, �e z czasem nie b�dzie tak mrocznego le�nego zak�tka czy utajonego zacisza, kt�re by nie zazna�o najazdu ludzi, gotowych po�wi�ci� �ycie dla zaspokojenia ch�ci zemsty lub dla dogodzenia bezdusznej i samowolnej polityce monarch�w dalekiej Europy. W szerokim pasie granicznym dziel�cym sk��cone prowincje chyba �aden okr�g nie by� w�wczas widowni� bardziej jaskrawych okrucie�stw i zacieklej szych walk ni� okolice le��ce mi�dzy �r�d�ami Hudsonu i pobliskimi jeziorami. Teren tak tu sprzyja� ruchom wojsk, �e tej dogodno�ci ofiarowanej przez sam� przyrod� walcz�cy nie mogli lekcewa�y�. Wyd�u�ona powierzchnia jeziora Champlain*, si�gaj�cego od granic Champlain l�dowa = 1609 m. - jezioro pomi�dzy Stanem New York i Yermont. Ma 125 mil d�ugo�ci. Mila Kanady w g��b s�siedniego stanu New York, tworzy�a naturalny szlak poprzez po�ow� tej przestrzeni, kt�r� Francuzi musieli przeby�, by uderzy� na nieprzyjaciela. Jezioro to w pobli�u swego po�udniowego kra�ca pobiera wody z innego jeziora, o toni tak przejrzystej, �e jezuici-misjonarze wybrali je do obrz�dku symbolicznego obmywania przy sakramencie chrztu, co zjedna�o mu nazw� Du Saint Sacrement*. Anglicy, pod tym wzgl�dem mniej gorliwi, uznali, �e dostatecznie zaszczyc� przejrzyste wody jeziora nazywaj�c je imieniem swego panuj�cego kr�la, drugiego z dynastii hanowerskiej. W ten spos�b oba narody po��czy�y swe wysi�ki, by obrabowa� niecywilizowanych w�a�cicieli tego lesistego kraju z ich naturalnego prawa nazywania jeziora pierwotnym mianem Horican*. Otoczon...
mehikos