Haasler Robert - Zycie seksualne ksiezy.doc

(923 KB) Pobierz

Zamiast wstępu

"Bo sieją wiatr i będą zbierać burzę"

prorok Ozeasz

 

Przedmowa do wydania polskiego

      Prezentowana książka nie ma odpowiednika w skali światowej. Nigdy do tej pory nie przedstawiono w jednym miejscu tak wielu przypadków specyficznych stosunków Kościoła i jego przedstawicieli do spraw seksu. W wielu krajach powstały wydawnictwa poświęcone seksualności duchownych, w żadnym jednak nie powstała książka podobna do naszej. Warto jednak przypomnieć wydawnictwa, które zwróciły naszą uwagę w czasie przygotowywania tej publikacji. Przede wszystkim "La brisure", która cieszyła się ogromnym powodzeniem głównie we Francji, przedstawiając historię byłego księdza. W Polsce bestsellerem na miarę dziesięcioleci była seria publikacji pod wspólnym tytułem "Byłem księdzem". Warto także zajrzeć do wspomnień księdza Leopolda Świderskiego pt. "Oglądały oczy moje". Pierwszy raz książka ta ukazała się w druku w 1963 roku, wywołując ogromną burzę. W 2001 roku wznowiła j ą redakcja "Faktów i Mitów".

      Seks jest dla Kościoła przejawem zła. Przez wieki uznawany był za praktyki diabelskie, zwalczany i ignorowany. Tak było tylko wtedy, gdy dotyczyło to wiernych; duchowni rządzili się i rządzą zupełnie innymi prawami.

      

Święty Piotr przestrzegał: "zaprawdę nadszedł czas, w którym zaczyna się sąd od domu Boga, to jest od nas". Biskup legnicki Tadeusz Rybak przeciwnie: ostro gani tych, którzy "przesadnie akcentuj ą grzechy księży", bowiem obrzucają oni błotem i "przekazują w najgorszym świetle Chrystusa i kapłanów spełniających Jego posłannictwo".

      Być może mając na względzie tę biskupią przestrogę, przez z górą trzy lata kilka wydawnictw w Polsce nabierało odwagi, aby wydać tę książkę. Początkowo w Domu Wydawniczym "Forum Sztuk" intensywnie zabrano się za przygotowanie polskiej edycji książki Roberta A. Haaslera pt. "Życie seksualne w Kościele". Wydrukowano już próbne egzemplarze książki. Wkrótce wiele nieszczęśliwych wypadków, jakich doświadczyło wydawnictwo, ostudziło zapał zespołu. Publikację książki odłożono, a wydawnictwo zostało praktycznie zmuszone do likwidacji. Kiedy wybuchła w Polsce sprawa arcybiskupa metropolity poznańskiego Juliusza Paetza, zdecydowano się odłożyć prace nad książką, nie chcąc żywić się niezdrową sensacją. I znów zastosowano się do przestrogi biskupa Rybaka.

      Jeszcze kilka przygód spotkało wydawnictwo i autora w czasie przygotowywania do wydania tej książki. A to poczta gdzieś zawieruszyła przesyłkę z wydrukiem tekstu, a to tłumacz. Kiedy minął już termin zakończenia jego prac, tekst w ogóle zaginął. Do edycji książki przystępowano kilka razy,

 

zaczynając od samego początku. W efekcie na odwagę zdecydowało się niewielkie Wydawnictwo "Credo" - nomen omen "Wierzę".

      Dla naszych księży liczą się tylko pieniądze, dobry samochód i wakacje z kobietą - powiedział jeden z bohaterów książki.

      "Życie seksualne księży", które teraz przedstawiamy Czytelnikom, nie jest zwykłą reedycją książki sprzed trzech lat. Nie jest też tą samą książką, którą autor wydał przed laty w Niemczech, w W. Brytanii i USA. Ta publikacja powstała praktycznie dla potrzeb czytelnika polskiego. Z oryginału przeniesiono jedynie część pierwszą książki, opisującą stosunek Kościoła do spraw seksu i seksuali-zmu duchownych. Zdecydowaliśmy się znacznie poszerzyć część drugą książki. We współpracy z autorem uzupełniliśmy ją o "Studia przypadków", opisując szczegółowo kilkadziesiąt mniej lub bardziej znanych przypadków "zabaw seksualnych księży" oraz wspominając kilka tysięcy innych.

      Tym samym przyjęliśmy sugestie Ojca Dawida Sullivana, irlandzkiego duchownego pracującego w Polsce. Jest on rektorem Seminarium Duchownego Ojców Białych w Lublinie. Przypominając o skandalach obyczajowych, które w latach dziewięćdziesiątych wstrząsnęły Kościołem w Irlandii - uznał, że to co się stało w Polsce, nie jest jeszcze katastrofą. "Nie można chować głowy w piasek, taka metoda przynosi tylko szkody" - napisał o. Sullivan. "Teraz wszystko zależy od reakcji Kościoła. Jeśli

      

przyzna się do błędu, zareaguje stanowczo i wszystko zostanie wyjaśnione, katastrofy nie będzie!".

      "Bo nie ma nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani tajnego, co by nie stało się widoczne" - naucza św. Łukasz Ewangelista (12,2).

      Kościół katolicki w Polsce, tego bowiem Kościoła dotyczy większość opisywanych przypadków, jest instytucją potężną. Według Katolickiej Agencji Informacyjnej w obrządku łacińskim zrzeszonych jest ponad 34,6 min wiernych. Duchownych pracuje ponad 27 600. Organizacyjnie, po ostatniej reformie administracyjnej, Kościół podzielony jest na 41 diecezji, zgrupowanych w 14 archidiecezjach (13 metropolii i archidiecezja łódzka podporządkowana bezpośrednio Stolicy Apostolskiej). Episkopat Polski liczy 120 biskupów, w tym trzech kardynałów. Na czele Kościoła stoi Konferencja Episkopatu Polski z Radą Stałą (11 hierarchów) i prezydium, które tworzą trzy osoby: kardynał Józef Glemp, przewodniczący KĘP, prymas Polski, metropolita warszawski; arcybiskup Józef Michalik, wiceprzewodniczący KĘP, metropolita przemyski i biskup Piotr Libera - sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski.

      Najniższym szczeblem organizacyjnym Kościoła jest parafia. W Polsce jest ich 9 900. Działa także spora liczba zakonów: 62 męskie z ponad 13 tysiącami członków i 149 żeńskich z 26 tysiącami członkiń.

      

W seminariach duchownych kształci się ponad 6 900 alumnów, w tym prawie 5 tysięcy w seminariach diecezjalnych i ponad 2 tysiące w seminariach zakonnych.

      W sondażu przeprowadzonym przez Pracownię Badań Społecznych w Sopocie między 30 listopada a l grudnia 2002 roku na 1249-osobowej próbie reprezentatywnej dla ludności Polski powyżej 15-ego roku życia, na pytanie: "Czy księża powinni uzyskać prawo do zawierania małżeństw?":

- zdecydowanie tak odpowiedziało 31% ankietowa

nych,

- raczej tak -19% ankietowanych, zaś:

- zdecydowanie nie odpowiedziało 24% ankietowa

nych,

- raczej nie -16% ankietowanych, a 10% ankieto

wanych nie miało zdania.

      Zdajemy sobie sprawę, że książka dotyka i w wielu miejscach razi ostrzem przykładów potężną i sprawną strukturę. Ale przecież, jak wspomina redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" ks. Adam Boniecki, rzeczy opisane w tej książce "się zdarzyły i będą się zdarzać".

      W tym miejscu winni jesteśmy Czytelnikowi informacje o źródłach, na jakich oparto prezentowane w książce przykłady.

      W pierwszym rzędzie oparliśmy się o wszelkiego rodzaju doniesienia prasowe, zarówno z prasy o wielkim zasięgu i wielkich nakładach, jak i prasy lokalnej, wręcz z ulotek gminnych. Otrzymaliśmy

      

również zapisy reportaży radiowych i telewizyjnych tym sprawom poświęconych, w części reportaży, które były przygotowane, a nigdy nie wyemitowane. Lektura tych dokumentów była prawdziwie szokująca.

       Najbardziej poruszyły nas relacje i zeznania osób "doświadczonych osobiście" tj. ofiar lub świadków opisywanych wydarzeń. Sprawie tej zresztą poświęcimy więcej uwagi w dalszych częściach książki, zwłaszcza w rozdziałach poświęconych analizie ogłoszeń z rubryk towarzyskich, jak i "wypadów" duchownych do agencji towarzyskich.

       Wreszcie, co najważniejsze, do zespołu przygotowującego materiały dotarły różnego rodzaju materiały archiwalne i współczesne. Chodzi tu o materiały policyjne, prokuratorskie, w części sądowe, ale przede wszystkim materiały dawnego Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

       Przygotowując się do wydania tej książki opublikowaliśmy w Internecie informację o planach edycji książki oraz o poszukiwaniu materiałów, informacji i relacji, które pomogłyby w zgromadzeniu dostatecznej wiedzy, a także usprawiedliwiłyby zamiar wydania takiej książki.

       Odzew, z jakim spotkała się nasza informacja i ogrom materiałów, jakie zgromadziliśmy dzięki temu, przerósł wszelkie wyobrażenie. Daje to nam prawo do stwierdzenia, że problematyka podjęta w tej książce jest w istocie największą chorobą Kościoła, a katalog krzywd i nieprawości oraz nieobyczajno-

 

ści - niezgłębiony. Zdecydowanie dziwi postawa hierarchów Kościoła lokalnego w Polsce. Hierarchów, którzy przecież to wszystko widzieli, a nie grzmieli. Być może przejęci są oni pouczeniem Chrystusa i przestrogą jednocześnie, aby kamieniem rzucał tylko ten, kto jest bez winy!.

      Zgłosiła się do nas pewna pani, od lat wraz z grupą przyjaciółek podróżująca zwłaszcza w okresach letnich, w dni wakacyjne, po kurortach nadbałtyckich. Ich towarzyszami podróży są księża, wyłącznie księża. Nie zawsze przy tym podróże te wiążą się z przeżyciami seksualnymi, aczkolwiek tych jest najwięcej. Opowiadała, że sama zna blisko setkę księży z archidiecezji warszawskiej, krakowskiej, wrocławskiej i katowickiej a także przemyskiej, którzy w seksie się niemal zatracają. Do swoich nadmorskich przygód przygotowują się niemal cały rok. Ciułają pieniądze, studiują odpowiednią literaturę. Jak twierdzi, kompanami podróży i zabaw są znakomitymi. Na pytanie o sposób organizacji tych seks-wypadów odmawia jasnej odpowiedzi. Nie ukrywa jednak, że we Wrocławiu jest ksiądz, który pełni w tym biznesie więcej niż rolę pośrednika.

      Owa dama opowiedziała nam także o paru wyprawach na Wyspy Kanaryjskie, na Majorkę, na Kretę i Cypr. Wie też, że wrocławski księżulo pomaga w kojarzeniu wyjazdów księży z paroma atrakcyjnymi chłopakami z miasta. Do szczegółów nie udało nam się dotrzeć. W dyskusji internetowej jeden z chłopców, bywalec wrocławskiego klubu

      

"Scena", potwierdził nam te doniesienia. Poproszony o szczegóły odmówił potem kategorycznie. Wyparł się jakichkolwiek związków z opisanymi praktykami. Ukazanie się nawet najmniejszej publikacji na ten temat zmusiłoby go do podjęcia pewnych "kroków" i nie o kroki prawne mu chodziło.

      Otrzymaliśmy sporo relacji z klubów gejow-skich z Wrocławia, Poznania, Warszawy, Krakowa i przede wszystkim z Katowic. Z tego ostatniego miejsca dotarła do nas informacja, że w znanej klu-bo-saunie gościł jeden z najwyższych rangą przedstawicieli Kościoła katolickiego. Informacja ta wydaje się nieprawdopodobna i niewiarygodna. Nasz informator, oburzony, twierdzi, że "wie co mówi".

       Zdecydowanie najwięcej, bo ponad 80% informacji, jakie do nas dotarły, dotyczy prostych, wręcz prozaicznych spraw. Wymienia się w nich ponad 3 700 nazw miejscowości - parafii, w których miejscowa opinia publiczna, nie tylko po cichu, opowiada o zażyłych związkach łączących proboszcza lub wikarego z "damą" opiekującą się plebanią. Informacje te dotyczyły wszystkich diecezji w Polsce. W diecezjach i zakonach utworzono specjalne fundusze "dzieci księżowskie". Kościół prezentuj e przy tym dość dziwny stosunek do dzieci opuszczonych przez duchownych - ojców: zakazuje jakichkolwiek kontaktów ojca z takim dzieckiem, daje tylko pieniądze i nic go więcej nie obchodzi.

      Najwięcej spośród tych informacji, które otrzymaliśmy, dotyczy diecezji zielonogórsko-

 

gorzowskiej, kaliskiej, lubelskiej, rzeszowskiej, sosnowieckiej, katowickiej i białostockiej. Więcej uwagi poświęcimy diecezji tarnowskiej, w której okazuje się, że "plonem" owej opieki zostały dzieci. Na ten temat otrzymaliśmy 1112 relacji. Część księży porzuciło stan duchowny dla małżeństwa. Jedna z relacji jest pięknym przykładem romantycznej, bardzo trudnej miłości, a jej bohaterowie godni szacunku. Niemal wszystko spiętrzyło się przeciw nim. Księża, biskup diecezjalny z Tarnowa, a głównie rodzina oblubienicy. Doszło tu niemal do tragedii rodzinnej. Była krew i morze łez.

     Z wyjątkiem jednej, nie otrzymaliśmy relacji opisujących związki księży z zakonnicami.

      Najtrudniejsza, a jednocześnie najciekawsza lektura dotyczyła opisów związków katolickich duchownych z homoseksualistami. Te relacje traktować należy z ostrożnością. Niektóre środowiska gejow-skie, także dla podkreślenia własnej roli w społeczeństwie, potrafią i lubią wiele opowiedzieć, ubarwiając nieco rzeczywistość. W tym kontekście na uwagę zasługuj e jedynie dowód z powtarzalności relacji na temat tych samych osób.

      Zadziwiająco sporo zebranych informacji dotyczy przynajmniej dwóch, równych rangą arcybiskupowi Paetzowi, hierarchów Kościoła. Jeden z nich nawet wydaje się potężniejszy. Relacje te dotyczą metropolitów z południowo-zachodniej części Polski i środkowo-wschodniej części kraju. Opisuje się też przypadki trzech biskupów diecezjalnych i trzech

      

biskupów pomocniczych. O jednym z biskupów pracujących na Śląsku mówi się głośno także poza środowiskami gejowskimi.

      Tak więc rozpowszechnione przy okazji ujawnienia afery metropolity poznańskiego informacje o tym, że podobne doświadczenia homoseksualne co poznański arcybiskup ma także kilku innych członków Episkopatu Polski, znajdują w naszych relacjach potwierdzenie, choć z dowodami bezpośrednimi będzie tu krucho. Dotarły do nas dowody pośrednie, uprawdopodobniające zarzuty, lecz trudne do zweryfikowania.

       Część prawdy na ten temat znaleźliśmy także w relacjach dwóch byłych pracowników dawnej służby bezpieczeństwa. Otóż w 1962 roku władze komunistyczne w Polsce powołały oddzielny departament w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Departament IV. Chodziło o powołanie wyspecjalizowanej służby do śledzenia kleru, ale także do zdobywania wszelkimi sposobami współpracowników spośród duchownych. W departamencie tym, jak nas poinformowali nasi rozmówcy, przygotowywano różne działania prowokacyjne wobec duchownych po to, aby mieć argumenty do ich kompromitowania i szantażowania. Jedną z najczęstszych metod, jakimi się posługiwano, był seks. "Podstawiano" księżom, w tym biskupom, zarówno kobiety, jak i chłopców. Często byli to ludzie współpracujący z SB. Departament istniał do sierpnia 1989 roku. Najciekawsze dowody gromadzono w tzw. "Archiwum biura C".

 

Po likwidacji departamentu cała dokumentacja przejęta została przez następcę Służby Bezpieczeństwa -Urząd Ochrony Państwa.

      Istnieją sprzeczne relacje na temat kompletności materiałów, jakie przechowuje się dziś w archiwach. Według jednej relacji, z polecenia związanego z Kościołem krakowskim ówczesnego szefa Urzędu Ochrony Państwa - ministra Kozłowskiego, późniejszego szefa MSW, dokumenty po zweryfikowaniu miały być w specjalny sposób niszczone, aby w przyszłości nikt ich nie wykorzystał do działań prowokacyjnych i kompromitujących Kościół. Inni twierdzą, że podstawowe zasoby archiwum z tego zbioru przekazane zostały Kościołowi, aby ten posiadając wiedzę zgromadzoną przez komunistyczną służbę bezpieczeństwa sam zrobił czystkę i posprzątał we własnej stajni. Są też tacy, którzy zaświadczają, że zachowane do dziś dowody stanowią pełną dokumentację zbieraną przez dziesięciolecia przez MSW.

      Jednakże kilkakrotnie po 1989 roku pojawiały się w mediach informacje, że na rynku dostępne są dokumenty z archiwów służb bezpieczeństwa i można z nich skorzystać za odpowiednia cenę. Posiadaczami tych dokumentów mieli być byli funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, negatywnie zweryfikowani i wydaleni ze służby na przełomie lat 1989-1990. W prawdziwość tych informacji i nam przyszło uwierzyć. Zgłosiło się do nas, z uwzględnieniem wszelkich zasad konspiracji, dwóch mężczyzn

      

informujących, że jakoby byli w latach 70-tych i 80-tych pracownikami owego IV Departamentu, pracującymi w południowo-zachodniej Polsce. Wyznaczyli spotkanie w Karpaczu. W efekcie do spotkania doszło dopiero za trzecim razem. Wcześniej z różnych przyczyn spotkania z ich inicjatywy były odwoływane bądź przekładane.

      W trakcie spotkania, które odbyło się zimą 2002/2003 roku, pokazano dwie raczej opasłe teczki w formie segregatora. Papierowa okładka, szara, była dość sfatygowana i opisana na wszelkie możliwe sposoby. Było na niej kilka pieczątek, klauzula tajności. Zarówno teczki, jak i zgromadzonych w niej dokumentów, nie pozwolono wziąć do ręki. Kartkowano je jedynie. Cytowano małe fragmenty. Pokazano kilka spośród ogromnej ilości zdjęć. Większość z nich była czarno-biała. Można było tam rozpoznać przynajmniej dwóch ze znanych ludzi Kościoła. Całość robiła wrażenie oryginałów.

      Rozmowa nie dotyczyła zawartości dokumentów, a jedynie warunków ich nabycia. Zastrzeżono, że podobne rozmowy prowadzone są z innym wydawnictwem, jeszcze j edną osobą prywatną i j akąś instytucją (z sugestią, że mogłaby to być instytucja kościelna).

      Wymieniona suma to 50 tyś. zł za każdą z teczek, lecz do nabycia były wyłącznie dwie teczki razem. Mówiono, że jest to cena wyjściowa i traktować należy ją jako minimalną, a decyzję należy podjąć natychmiast. Nie było mowy o czasie do

 

zastanowienia, a tym bardziej o kolejnym spotkaniu. To wchodziło w grę tylko dla odbioru pieniędzy i wymiany dokumentów. Ewentualne takie spotkanie musiałoby odbyć się bez udziału jakiejkolwiek osoby uczestniczącej w spotkaniu w Karpaczu. Sugerowano nam możliwości przekazania materiałów poza Polskę.

      Zdawaliśmy sobie sprawę, że biorąc nawet pod uwagę konsekwencje prawne po publikacji takich materiałów, ich upublicznienie w tej książce nie tylko podniosłoby jej atrakcyjność, ale także umożliwiłoby rozpowszechnienie takiego jej nakładu, który zrekompensowałby wszelkie negatywne aspekty sprawy. Nie chcieliśmy bowiem, aby spotkał nas zarzut postawiony cesarzowi Wespazjanowi. "Pecunia non olet" - pieniądz nie śmierdzi - miał on odpowiedzieć na zarzuty, że czerpie zyski ze sprzedaży moczu garbarzom do wyprawiania skór.

     Nie jesteśmy przy tym zdania, że "pecuniae oboediunt omnia" - pieniądzom ulega wszystko.

      Z drugiej strony należało rozpatrzyć dwa przynajmniej poważne problemy:

- prawdopodobieństwo prowokacji,

- sens posługiwania się informacjami tak zdobytymi,

a tym bardziej tak zgromadzonymi.

      Innymi słowy, targały nami spore rozterki moralne i one również przeważyły o wyborze drogi. Z jednej strony cena ogromna, z drugiej zaś przeświadczenie, że korzystamy z "ubeckich metod", tak jak o tym pisało do nas sporo osób po publikacji

      

w Internecie naszego apelu o pomoc w gromadzeniu materiałów.

      Zdajemy sobie sprawę, że szczególnie po wydaniu tej książki spotkamy się z podobnymi zarzutami.

      Z innych źródeł wiemy, że ostatecznie materiały nam oferowane zostały sprzedane. Pozostały w kraju, za cenę (SIC!) łączną 20 tyś. złotych.

      Ze źródeł zbliżonych do jednej z wielkich gazet wiemy, że z podobnymi propozycjami zgłaszano się także do nich, i to wielokrotnie.

      W gromadzeniu materiałów kierowaliśmy się więc czystymi intencjami. Zależało nam na tym, aby poznać zjawisko patologicznego zainteresowania się duchownych seksem, a nie godzić w interesy osób fizycznych. Przestrzegaliśmy w tym zakresie norm prawa i obyczaju. Zgromadzona przez nas dokumentacja wystarczyłaby na wiele tomów książki. Chociażby lista parafii, w których na plebaniach rezydują bardziej niż zaprzyjaźnione z duchownymi damy, stanowi małą książkę telefoniczno-adresową i byłaby sama w sobie najciekawszą lekturą, wywołując reakcje, jakich z pewnością nie wywoła ta książka.

      Okazuje się przy tym, że polski Departament IV MSW nie jest żadnym ewenementem. Podobne służby działały lub działają w wielu krajach, w tym w krajach totalitarnych. Najsprawniej wykonywały swoje obowiązki w byłej NRD i na Kubie.

      Na Kubie zresztą działają do dziś, intensyfiku-jąc nawet swoją aktywność. Przed wizytą Jana

 

Pawła II w tym kraju obawiano się, że reżim Fidela Castro skorzysta z tak zgromadzonych materiałów, aby ograniczyć do minimum znaczenie wizyty i skompromitować możliwie wielu duchownych. Wówczas takiej próby nie podjęto. Wrócono do tych materiałów po czasie, kiedy pamięć o wizycie papieża nieco się zatarła. Na przełomie lat 2002/2003 drogą kontrolowanych przecieków przedostały się do USA spore ilości materiałów dotyczących życia seksualnego duchownych na Kubie. Kontrolowany przeciek wymierzony nie był w tym przypadku w sam Kościół, lecz w coraz głośniejszą emigrację kubańską, zwłaszcza na Florydzie.

***

      Jako oczywiste nasuwa się pytanie o powody przygotowania tej książki. Tu jednoznacznej odpowiedzi nie damy. Niech każdy po zapoznaniu się z nią, udzieli jej sobie we własnym sumieniu. Książka nie jest pracą skończoną. Nie jest raportem o patologiach związanych z seksualizmem duchownych. Opisywane przypadki stanowią znikomy zaledwie procent zgromadzonych materiałów. Jeżeli nasi Czytelnicy uznają, że należy w drugiej części książki opublikować je, postaramy się w krótkim czasie przystąpić do przygotowania specjalnej mini serii. Zapraszamy też do współudziału w redagowaniu tego przyszłego wydawnictwa. Może warto byłoby wydać

      

przywołaną już "książkę telefoniczne - adresową" parafii w Polsce, w których "coś się dzieje".

      Nasza książka jest z całą pewnością kolejnym krokiem prowadzącym do przerwania zmowy milczenia na temat wyczynów seksualnych księży. W Polsce uważa się księży za istoty specjalne, wyjątkowe, nadludzi. Czci się ich niemal jak bogów, bo przecież z Bogiem rozmawiają, są Jego "ambasadorami" i wyłącznymi depozytariuszami prawdy

0              Nim. "Gdy w Polsce ksiądz obmacuje dziecko

1              rodzice wnoszą sprawę do sądu, prokuratura uma

rza postępowanie uzasadniając to tym, że ksiądz

dotykał dziecka w celu przekazaniu mu energii lecz

niczej".

      Warto w tym miejscu przytoczyć kilka rozważań wspomnianego wcześniej ojca Dawida Sulliva-na. Przy okazji spotkania papieża Jana Pawła II z grupą amerykańskich kardynałów po serii afer seksualnych w USA, ojciec Sullivan uznał, że sprawa jest rzeczywiście niesłychanie poważna. Papież nie poświęciłby sprawom drugorzędnym tyle czasu. "Jest to problem społeczny, a nie tylko problem Kościoła". Problem dotyczy nie tylko księży, ale od nich "powinno wymagać się więcej". Kościół do dziś nie zajął się naprawdę problemem pedofilii księży: "Kościół nie zrozumiał przyczyn ani skutków, szczególnie skutków dla ofiar molestowania". Przed laty i obecnie dominuje tendencja do przemilczania. Winnego księdza nadal przenosi się do innej parafii licząc na to, że w ten sposób kłopot przestanie

 

istnieć. Prawdziwym problemem Kościoła jest więc przede wszystkim brak reakcji zwierzchników na ujawnione przypadki. Przytoczmy -jako wystarczające uzasadnienie dla tej książki - dłuższy fragment wypowiedzi ojca Sullivana: "Aby Kościół poradził sobie z problemami takimi jak pedofilia, przede wszystkim konieczna jest całkowita zmiana mentalności, zrozumienie, że tych spraw nie można lekceważyć, przemilczeć, nie można im pobłażać. Jeśli jakiś ksiądz okazuje się nieodpowiedzialny, konieczne jest działanie radykalne - trzeba go usunąć. Tu nie może obowiązywać zasada domniemania niewinności, bo przede wszystkim musimy chronić dzieci. Jest oczywiście ryzyko, że oskarży się jakiegoś księdza niesłusznie, ale większym niebezpieczeństwem jest zniszczenie życia dziecka".

      Podobne publikacje jak nasza, także innych autorów, opublikowane zostały w kilku krajach: w Niemczech, USA, we Włoszech, Hiszpanii, Australii, Wielkiej Brytanii oraz w Irlandii. W Polsce ta książka nie ma swojego odpowiednika. Niech będzie przyczynkiem do dyskusj i, do j akiej nawołuj ą niektóre środowiska po ujawnieniu skandalu z arcybiskupem Paetzem.

      Arcybiskup metropolita gdański Tadeusz Gocłowski wyraził opinię, że z podobnych publikacji Kościół wyjdzie wzmocniony. Żywimy i taką nadzieję.

      W każdym razie nie było naszą intencją kogokolwiek urazić, dotknąć sumień. Nie interesowałyby

      

nas sprawy życia intymnego kogokolwiek, w tym księży, gdyby ci w wielu przypadkach bez żadnych zahamowań nie interesowali się podobnymi sprawami zwykłych ludzi.

      Przytaczamy Czytelnikom przykłady, nie oceniamy, nie wdajemy się w komentarze. "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" - chciałoby się wołać za świętym Janem Ewangelistą.

Maj-lipiec 2003

 

Część I

 

Bóg, seks, Kościół

 

1. Rozkosz strącona do piekieł

      Co znajduje się w epicentrum zainteresowania chrześcijaństwa? Zbawienie? Odkupienie? Na pewno tak. Jest jednak pewna sfera ludzkiego życia, która od wieków niezmiennie jest poddawana szczególnemu i szczegółowemu oglądowi. To intymna sfera ludzkiego życia. To nasza płciowość i związany z nią seksualizm. W seksualizmie chrześcijaństwo upatruje największy grzech.

      Dlatego żadna sfera ludzkiego życia nie została poddana takim rygorom, których przekroczenie byłoby tak surowo karane, jak to jest w przypadku sfery seksualności. Większość tych represyjnych rygorów wymyślił nie Bóg, a jego namiestnicy na Ziemi - osoby kierujące Kościołem. Żaden inny temat nie jest ważniejszy dla Kościoła, ale i żaden inny obszar tematyczny kościelnych instrukcji i przestróg nie jest tak bardzo i tak jednoznacznie lekceważony przez wiernych, jak ten właśnie.

      "O jakże piękna jesteś, jakże wdzięczna, umiłowana, pełna rozkoszy" - czytamy w "Pieśni nad pieśniami", najcudowniejszym hymnie o miłości, jaki zna świat. W czasach, gdy ten hymn powstał, rozkosz seksualna była uświęcona. Dopiero chrześcijaństwo ją potępiło.

      

      Kapłanom i nauczycielom Kościoła udało się wygnać z chrześcijańskiego życia radość. W to miejsce wzniecili strach. W końcu na swe poparcie mają Apokalipsę, która opisuje piekielne męki czekające rozpustników. Nic więc dziwnego, że seksualizm nawet dziś jest jeszcze tematem tabu.

      Kierujący Kościołem uczą, że dla chrześcijan płciowość, seksualizm to sfera diabła. To jego świątynia. W takim przekonaniu chrześcijanie są wychowywani od dziecka. Dziś o tych sprawach mówi się inaczej niż u zarania dziejów Kościoła. Mówi się z troską, podkreślając, że na ludziach zagubionych w sferze seksualnej można wiele zarobić - dlatego oferuje się im antykoncepcję, prezerwatywy, pornografię, prostytucję czy nawet określone usługi terapeutyczne. A seksualizmem nie wolno przecież kupczyć. Seksualność nie jest prywatną sprawą danej osoby. Bo sposób odnoszenia się do seksualności w dużym stopniu określa nasz sposób odnoszenia się do samego siebie oraz do innych ludzi. I jako dowód, który ma potwierdzić takie rozumowanie, wytacza się potężne armaty, czyli przykłady dewiacji seksualnych. Zachowania seksualne mogą być przecież drastycznie zaburzone, szkodliwe - o czym świadczą we wszystkich państwach świata paragrafy kodeksu karnego ustanawiające za gwałt i seksualne wykorzystanie nieletnich surowe kary.

      Najsurowiej współczesny Kościół walczy z przekonaniem, że sensem ludzkiej seksualności jest odczuwanie przyjemności. Życie chrześcijanina jest

 

tym pełniejsze, im bardziej przypomina życie Chrystusa. To ma być droga przez ciernie, usłana cierpieniem po to, by osiągnąć po śmierci zbawienie. Życie będzie gwarantem zbawienia, o ile jest wypełnione aktami rezygnacji, poddania się woli Bożej, jeśli będzie pasmem cierpienia i umartwienia. Życie pozbawione przyjemności szybciej doprowadzi nas do zbawienia. I jako argument przytacza się twierdzenie, że żaden proces w ludzkim organizmie nie ma na celu dawania przyjemności. Kierowanie się przyjemnością jako nadrzędnym kryterium działania jest przejawem uzależnienia.

    Dlatego Kogregacja Wiary w 1975 roku zaleciła: "Wierni muszą również w naszych czasach, dzisiaj zresztą skwapliwiej niż w przeszłości, stosować od dawna zalecane przez Kościół sposoby czynienia swego życia cnotliwym: kontrolę własnych zmysłów i usposobienia, czujne i roztropne unikanie okazji do grzechu, zachowywanie poczucia wstydu, umiar w czerpaniu przyjemności z życia, sprzyjającą zdrowiu ucieczkę od zmysłowości, żarliwą modlitwę oraz częste przyjmowanie sakramentów pokuty i Eucharystii. Szczególnie młodzież powinna gorliwie praktykować kult niepokalanie poczętej Matki Boskiej i wzorować się na życiu świętych oraz innych ludzi, zwłaszcza młodych braci w wierze, którzy wyróżnili się egzystencją cnotliwą, nacechowaną czystością. Wszyscy winni szczególnie cenić właśnie cnotę wstrzemięźliwości i jej promieniującą wspaniałość".

    

  Dlatego propaguje się nienawiść do własnego ciała, masochizm, tłumienie popędu płciowego. Dlatego wzbudza się poczucie winy. Zaleca tłumienie własnej osobowości. Tłumaczy się, że miłości uczyć się wolno jedynie przez sztukę jej unikania. A sakralizacja ciała, żądzy, świata, kobiety dokonuje się poprzez uznanie tego wszystkiego za źródło grzechu. Chrześcijaństwo jest bez wątpienia wrogie rozkoszy cielesnej. Według teologów chrześcijańskich popęd płciowy stawia człowieka niżej od zwierzęcia. Człowiek, który mu ulega, ześlizguje się w zwierzęcość. Kościół podkreśla, że płodność małżeńska nie ogranicza się jedynie do poczęcia dziecka, obejmuje też wychowanie, poprzez które rodzice przekazują dziecku życie duchowe, moralne i nadprzyrodzone. W Ilustrowanej Encyklopedii dla Młodzieży "Bóg-Człowiek-Świat" czytamy, że płodność należy tak ściśle do miłości małżeńskiej, iż Kościół nie uznaje za ważne takiego małżeństwa, w którym przy jego zawarciu z góry świadomie wyklucza się potomstwo. Sensem pożycia jest przekazanie życia, ale i doskonalenie wzajemnej miłości. Małżonkowie są zobowiązani do odpowiedzialnego rodzicielstwa. Mają prawo do planowania wielkości rodziny. Nie mogą jednak w tej dziedzinie postępować całkowicie samowolnie, lecz mają kierować się sumieniem posłusznym woli Bożej, wyrażonej w przykazaniach i wyjaśnianej przez Nauczycielski Urząd Kościoła.

 

Psychoza Pawła Apostoła

      Najdziwniejsze jest to, że Jezus, który nie unikał kontaktów z grzesznikami i nierządnicami, nigdy nie występował przeciw popędowi płciowemu jako takiemu. Zawsze sprzeciwiał się rozpowszechnionym już za jego życia obyczajom lekceważenia kobiet. Chrystus nigdy nie nauczał, że seksualizm jest sprzeczny z wolą Bożą. Owszem, stawiał małżeństwu surowe wymogi moralne. Nigdy jednak nie sprecyzował celu, jakiemu miało ono służyć. Żaden z ustępów Nowego Testamentu dotyczących małżeństwa nie zawiera uwagi na temat płodzenia potomstwa. Jezus nakreślił jedynie ideał jedności i stawania się jednością w małżeństwie. Czy dziś zdajemy sobie sprawę, jak żyjący w celibacie teolodzy odmienili później Jego naukę? Chyba nie.

      Sferę seksualności i ideał wychowania represyjnego wprowadził dopiero święty Paweł - chorobliwie nienawidzący swego ciała, wszelkiej namiętności cielesnej, z furią atakujący zmysłową radość. To świętemu Pawłowi chrześcijanie zawdzięczająpo-mniejszanie znaczenia i roli kobiety, lekceważenie małżeństwa i ascezę oraz wezwanie do bezżenności. Ideałem życia chrześcijańskiego według świętego Pawła było życie bezcielesne - anielskie. Dlatego zwalczał zaciekle grzech zmysłowej namiętności, grzech żądzy seksualnej.

     To Apostoł Paweł uznał, że każda czynność seksualna jest grzechem, a jeśli nawet nie - to zawsze towarzyszy jej grzech. Tę psychozę szerzył

      

wśród tych, których nauczał w licznych podróżach misyjnych, a potem w swych listach kierowanych do nich. Powtarzał im, że małżeństwo może być tylko wtedy tolerowane, gdy jest lekarstwem na żądzę seksualną i pokusy szatana.

       Św. Paweł zdyskredytował małżeństwo traktując je wyłącznie jako środek zaspokojenia instynktu płciowego. Od czasów św. Pawła tylko z myślą o przeciwdziałaniu związkom pozamałżeńskim Kościół zdecydował się na przyznanie większej swobody seksualnej w ramach małżeństwa. Małżeństwo -jak głosił ś w. Paweł - sprzyjało ograniczeniu nierządu. Dlatego najlepszym środkiem profilaktycznym dla tych, którzy nie potrafili okiełznać swej żądzy, było wczesne małżeństwo. W świecie chrześcijańskim długo możliwe było zawarcie małżeństwa przed osiągnięciem dojrzałości płciowej. Żeniono czternastoletnich chłopców i wydawano za mąż dwunastoletnie dziewczęta.

      Małżeństwo uznawał więc św. Paweł za zło konieczne, dopuszczalne tylko ze względu na niebezpieczeństwo rozpusty. Skoro więc nie można pohamować żądzy cielesnej, lepiej żenić się lub ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin