Yallop David - W imieniu Boga. Sledztwo w sprawie zamordowania Jana Pawła I.doc

(2716 KB) Pobierz
REWELACYJNE

 

 

 

REWELACYJNE              DOKUMENTY  O              NAJWIĘKSZYCH  SKANDALACH

WATYKANU!

JAK  WYGLĄDAŁBY  KOŚCIÓŁ  KATOLICKI, GDYBY  NIE ZAMORDOWANO

POPRZEDNIKA KAROLA WOJTYŁY?

ŚLEDZTWO W SPRAWIE ZAMORDOWANIA JANA PAWŁA I

DAVID YALLOP

 

 

W IMIENIU BOGA?

 

 

Tłumaczył Jerzy Hernik

Tytuł oryginału IN GOD’S NAME


 

 

 

...Ta książka nie jest atakiem na przekonania religijne milionów wierzących katolików.

To, co uważają oni za święte, jest zbyt ważne, by mogło być powierzone

mężczyznom, którzy sprzysięgli się, aby wdeptać w błoto posłanie Chrystusa, i w

realizacji swego spisku osiągnęli sukces o rozmiarach budzących trwogę...

...Watykan kłamał twierdząc, że postanowienia prawa kościelnego zabraniają

przeprowadzania sekcji zwłok. Watykan kłamał twierdząc, że nie przeprowadzono

jeszcze sekcji zwłok żadnego ze zmarłych papieży. Zagubiony testament papieża.

Fałszywie przedstawiony stan zdrowia papieża. Pośpiesznie wyznaczony termin

zabalsamowania jego ciała. Tajemnicze, nocne badanie zwłok w noc poprzedzającą

pogrzeb. Wszystkie te sprawy Watykan okrył zasłoną kłamstw...

DAVID YALLOP

jest  najwybitniejszym  specjalistą  od  wyświetlania spraw  okrytych  mgłą

tajemnicy. Każda jego książka przynosiła sensacyjne wyniki. Pierwsza spowodowała

wznowienie zamkniętego  od  ćwierćwiecza  śledztwa  w  sprawie podwójnego

morderstwa. Kolejną zrehabilitował pośmiertnie gwiazdora z okresu filmu niemego, a

przy okazji rozwikłał zagadkę morderstwa sprzed pół wieku. W rezultacie jego trzeciej

książki pewien człowiek, skazany na dożywocie w Nowej Zelandii, został zwolniony z

więzienia i dostał odszkodowanie w  wysokości miliona  dolarów. Kolejna  książka

Yallopa  zaowocowała uwięzieniem  prawdziwego  „Wampira  z  Yorkshire”.              W  imieniu

Boga?               to  wynik trzyletniego  śledztwa  autora, przeprowadzonego  na  zlecenie

pewnych  osób  w  Watykanie,  a  dotyczącego  zamordowania poprzednika Karola

Wojtyły w stolicy apostolskiej. Tym razem podsądny, a więc Kościół katolicki, nabrał

wody w usta. Ciekawe, na jak długo?


 

 

 

Książkę tę poświęcam mojej matce, Unyie Norah Stanton za lata, które minęły, a także

Fletcherowi i Lucy, dzieciom miłości.


 

 

 

Przedmowa

Książka  ta, będąca  wynikiem prawie  trzyletnich, szczegółowych dociekań, nie

powstałaby  bez  aktywnego poparcia i współdziałania znacznej liczby  osób i organizacji.

Wiele z nich uczyniło wstępnym warunkiem swej pomocy absolutną poufność. Respektuję to

życzenie, tak jak czyniłem to przy  wcześniejszych książkach, które  powstały  w podobnych

warunkach. Zachowanie  anonimowości moich informatorów jest w tym przypadku bardziej

konieczne  niż  kiedykolwiek, gdyż  wiele wątków, które  usiłuję  w tej książce  rozplatać  i

rozwinąć, kończy  się przecież  zamordowaniem człowieka. Znaczna  liczba  tych morderstw

jest niewyjaśniona  do dziś. Nie  ma w zasadzie wątpliwości, że  ludzie odpowiedzialni za  te

czyny  są  gotowi popełnić  nowe  morderstwa. Aktem zbrodniczego braku odpowiedzialności

byłoby  podanie  nazwisk  mężczyzn i kobiet, którzy  mi  pomogli, udzielając  decydujących

wskazówek, i tym samym narazili się na poważne ryzyko. Ludziom tym należy się ode mnie

szczególne podziękowanie. Ich gotowość  udzielania najróżnorodniejszych informacji

wynikała z odmiennych i indywidualnie zróżnicowanych motywów, jednak zawsze słyszałem

jedno zdanie: Prawda musi wyjść na jaw; jeżeli chce pan ją wyjawić, to niech tak będzie. Im

wszystkim, jak również  niżej wymienionym, których  z  pełnym szacunkiem nazwałbym

wierzchołkiem góry lodowej moich świadków, wyrażam głębokie podziękowanie:

Profesor Amedeo Alexandre, profesor Leonardo  Ancona, William  Aronwald, Linda

Attwell, Josephine Ayres, Alan Bailey, dr Shamus Banim, dr Derek Barrowcliff, Pia Basso,

ojciec Aldo Belli, kardynał Giovanni Benelli, Marco Borsa, Vittore Branca, David Buckley,

ojciec Roberto Busa, dr Renato Buzzonetti, Roberto Calvi, Emilio Cavaterra, kardynał Mario

Ciappi, brat Clemente, Joseph Coffey, Annaloa Copps, Rupert Cornwell, monsignore Ausilio

Da Rif, dr Antonio Da Ros, Maurizio De Luca, Daniele Doglio, monsignore Mafeo Ducoli,

ojciec Francois Evain, kardynał Pericle Felici, ojciec Mario Ferrarese, profesor Luigi Fontana,

Mario di Francesco,  dr  Carlo Frizziero, profesor Piero Fucci, ojciec  Giovanni Gennari,

monsignore  Mario Ghizzo, ojciec  Carlo Gonzales, ojciec  Andrew Greeley, Diane  Hall, dr

John Henry, ojciec Thomas Hunt, William Jackson, John J. Kenney, Peter Lemos, dr David

Levison, ojciec  Diego Lorenzi, Eduardo Luciani, William Lynch, Ann McDiarmid, ojciec

John Magee, Sandro Magister, Alexander Manson, profesor Vińcenzo Masini, ojciec Francis

Murphy, monsignore  Giulio Nicolini, Anna  Nogara, ojciec  Gerry  O’Collins, ojciec  Romeo

Panciroli, ojciec  Gianni  Pastro, Lena  Petri, Nina  Petri, profesor Pier  Luigi Prati, profesor

Giovanni Rama, Roberto Rosone, profesor Fausto Rovelli, profesor Vincenzo Rulli, Ann

Ellen Rutherford, monsignore  Tiziano Scalzotto, monsignore  Mario Senigaglia, Arnaldo

Signoracci, Ernesto Signoracci, ojciec  Bartolomeo Sorg, Lorana  Sullivan, ojciec  Francesco


 

 

 

Taffarel, siostra  Vincenza, profesor Thomas Whitehead, Phillip Willan.  Jestem wdzięczny

również następującym instytucjom: Augustinum, Rzym; Banco San Marco; Bank of England;

Bank Rozliczeń Międzynarodowych, Bazylea; Bank Włoski; Centralna Biblioteka Katolicka;

Katolickie  Towarzystwo Prawdy; Miejska Policja Londyńska; Brytyjskie  Ministerstwo

Handlu; Statistics and Market Intelligence Library; English College, Rzym; Federal Bureau of

Investigation (FBI); Uniwersytet Gregoriański, Rzym; Oddział Toksykologiczny New Cross

Hospital;  Opus Dei;  Brytyjskie Towarzystwo Farmaceutyczne; Tribunal of  the Ward of

Luxembourg; Departament Stanu USA; Sąd Okręgowy dla dzielnicy Nowy Jork — Południe;

Watykańskie Biuro Prasowe i Radio Watykańskie.

Do tych, którym nie mogę  publicznie wyrazić podziękowania, należą  żyjące  i

działające  w Watykanie  osoby, które  przed trzema laty  zgłosiły  się  do mnie  i dały  impuls

mym dociekaniom w sprawie wydarzeń związanych ze śmiercią papieża Jana Pawła I, Albino

Lucianiego. To,  że  mężczyźni i kobiety  żyjący  w samym  centrum kościoła

rzymskokatolickiego nie  mogą publicznie wyznać  tego,  co mają do  powiedzenia, daje

wymowne świadectwo stosunkom panującym w Watykanie.

Książka  ta niewątpliwie  spotka  się z  ostrą  krytyką  ze  strony  niektórych osób, inni

przyjmą ją z lekceważeniem lub jej nawet nie dostrzegą. Ten czy ów dopatrzy się w niej ataku

na  katolicyzm  w szczególności, a  na  chrześcijaństwo generalnie. Nic  z  tych rzeczy. Jeżeli

stawia  ona  kogoś pod pręgierzem, to pewną  liczbę  osób, które  mogą być  wprawdzie po

katolicku ochrzczone, ale nigdy nie były chrześcijanami.

Ta książka nie jest atakiem na przekonania religijne milionów wierzących katolików.

To, co uważają oni za święte, jest zbyt ważne, by mogło być powierzone mężczyznom, którzy

sprzysięgli się, by wdeptać w błoto posłanie Chrystusa, i w realizacji swego spisku osiągnęli

sukces o rozmiarach budzących trwogę.

Z  wymienionych wyżej  przyczyn nie jest możliwe  wskazanie w tekście  na  źródła

poszczególnych stwierdzeń i danych, dlatego też w znacznym stopniu z tego zrezygnowałem.

Dokładne informacje o tym, kto i co mi powiedział, na razie muszą pozostać tajemnicą. Mogę

jednak zapewnić czytelnika, że wszystkie szczegóły sprawdzono i potwierdzono, niezależnie

od tego, z  jakiego źródła  pochodziły. Jeżeli  jednak tekst zawiera  błędy,  to ja jestem za  nie

odpowiedzialny.

Krytyczne  uwagi z  pewnością wywoła  fakt, że  od czasu do  czasu informuję  o

rozmowach między  osobami, które  już  nie żyły  w  chwili, gdy  rozpoczynałem moje

dochodzenia. Skąd wiem na przykład, co rozegrało się między Albino Lucianim i kardynałem

Villotem w dniu, w którym dyskutowali nad sprawą kontroli urodzeń? Otóż w Watykanie nie


 

 

 

istnieją audiencje prywatne w tak ścisłym sensie, by z tego, o czym przy tej okazji mówiono,

nic nie przedostało się na zewnątrz. Obaj wypowiadali się potem wobec osób trzecich o tym,

co się wydarzyło. U podstaw mojej rekonstrukcji legły właśnie te wypowiedzi z trzecich ust,

nacechowane  niekiedy  w najwyższym stopniu  odmiennymi  poglądami na  temat spraw

rozważanych przez  papieża  i jego sekretarza  stanu. Żaden z  odtworzonych w tej książce

dialogów, ani inne wydarzenia, nie są zmyślone.

David A. Yallop kwiecień 1984 r.


 

 

 

Prolog

Duchowy  zwierzchnik niemal jednej piątej ludności świata  dysponuje  niesłychaną

władzą. Nie  wtajemniczony  obserwator przyglądający  się  początkowi pontyfikatu Albino

Lucianiego jako papieża  Jana  Pawła  I  z  trudnością mógł sobie  wyobrazić, że  ten człowiek

ucieleśniał tak potężną władzę. Skromność i pokora, jakimi promieniował ten mały, spokojny

65-letni Włoch, skłaniały  do przypuszczeń, że  jego pontyfikat nie przyniesie  wielu rzeczy

godnych uwagi. Tylko  wtajemniczeni byli  lepiej zorientowani:  Albino Luciani miał

rewolucyjne plany.

Dwudziesty  ósmy września 1978 r. był 33. dniem jego pontyfikatu. W ciągu okresu

niewiele  dłuższego niż  miesiąc  papież  zapoczątkował różne  procesy, które  —  gdyby  były

doprowadzone  do końca  —  mogłyby  wywrzeć  dynamiczny, bezpośrednio dotyczący  nas

wszystkich skutek. Wydawało się pewne, że większość przyjęłaby jego decyzje z aplauzem;

mniejszość zareagowałaby  z  oburzeniem. Człowiek, do którego szybko przylgnęła etykieta

„uśmiechniętego papieża”, przygotowywał na następny dzień coś, co mogło sprawić, że wielu

ludziom odeszłaby chęć do uśmiechu.

Wieczorem 28 września  Albino jadł kolację  w jadalni  położonej na  trzecim  piętrze

Pałacu Apostolskiego w  państwie  watykańskim. Towarzyszyli  mu obaj sekretarze; ojciec

Diego Lorenzi, który przez dwa lata był bliskim współpracownikiem Lucianiego w Wenecji,

gdzie jako kardynał piastował godność  patriarchy  oraz  ojciec  John Magee, którego Albino

Luciani sprowadził  do siebie, kiedy  został już  papieżem. Luciani pod czujnym spojrzeniem

prowadzących papieskie  gospodarstwo zakonnic  zajął się  spożywaniem prostego posiłku,

złożonego z bulionu, cielęciny, świeżej fasolki i odrobiny sałaty. Od czasu do czasu małymi

łyczkami popijał wodę ze szklanki. Zastanawiał się nad wydarzeniami dnia i podjętymi przez

siebie  decyzjami. Nie  walczył o ten urząd ani nie zabiegał o głosy  uczestników konklawe.

Teraz  jednak siedział już  na  papieskim  tronie i musiał przyjąć  na  siebie  ogromną

odpowiedzialność.

Trzej mężczyźni obsługiwani przez  siostry  Vincenzę, Assuntę, Clorindę  i Gabriellę

słuchali  informacji  nadawanych przez  telewizję; w tym samym czasie, gdzie indziej, inni

mężczyźni z oznakami najwyższego niepokoju śledzili poczynania Albino Lucianiego.

Piętro niżej pod pomieszczeniami mieszkalnymi  papieża, w Banku Watykańskim

paliły się jeszcze światła. Kierownik banku biskup Marcinkus był zajęty innymi, pilniejszymi

problemami  niż  kolacja. Urodzony  w Chicago Marcinkus  otrzymał szkołę życia na

przedmieściach Cicero (Illinois). W  czasie błyskawicznego  awansu na  „bankiera  Boga”

przetrwał wiele trudnych momentów. Nigdy jednak jeszcze nie stał w obliczu tak krytycznej


 

 

 

sytuacji, jak obecnie. W ciągu minionych 33 dni jego współpracownicy w banku stwierdzili

poważne  zmiany  u człowieka, który  zarządzał watykańskimi  milionami. Mierzący  1,90 m

wzrostu i ważący  100 kg  olbrzym, zazwyczaj niezwykłe energiczny, w oczach posępniał i

stawał się coraz  bardziej zamyślony. Stracił  wyraźnie  na  wadze  i twarz  mu poszarzała.

Państwo watykańskie  pod wieloma  względami  przypomina  wieś, a  na  wsi trudno utrzymać

coś w tajemnicy. Krążyła szeptana informacja, która dotarła również do uszu Marcinkusa, że

nowy  papież  po kryjomu zaczął się osobiście zapoznawać  z  działalnością  Banku

Watykańskiego, a  zwłaszcza  z  metodami, jakimi  kierował nim  Marcinkus. Od chwili, gdy

nowy papież objął urząd, Marcinkus wielokrotnie żałował transakcji, której dokonał w 1972 r.

z Banco Cattolica Veneto.

Kardynał Jean Villot, watykański  sekretarz  stanu, tego wrześniowego wieczoru

również  siedział jeszcze  przy  swoim  biurku. Studiował listę przewidzianych nominacji,

przeniesień na  emeryturę  i przesunięć  na  stanowiskach, którą  papież  przekazał mu przed

godziną. Na próżno przedstawiał papieżowi inne propozycje, apelował o zastanowienie się i

protestował — Luciani pozostał twardy.

Był to program zasadniczych pod każdym względem zmian na ważnych stanowiskach,

który zwróciłby rozwój Kościoła w zupełnie nowym kierunku, niezwykle niebezpiecznym w

oczach Villota i innych, zgodnie z listą przewidzianych do odwołania ze stanowisk. Podanie

do wiadomości publicznej tych zmian personalnych wywołałoby w środkach przekazu całego

świata falę komentarzy,  analiz, przepowiedni i oświadczeń. Rzeczywista  przyczyna

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin