V niedziela wielkanocna C.doc

(43 KB) Pobierz
Wiara, nadzieja i miłość

Wiara, nadzieja i miłość

Bóg działał przez nich

Paweł i Barnaba wrócili do Antiochii, do miasta, gdzie po raz pierwszy wyznawców Jezusa nazwano Cristianoi – Chrześcijanie, co po grecku znaczy „ludzie Chrystusa” (Dz 11,26). Gdy prześledzić trasę ich wyprawy, policzyć kilometry, czas, wysiłek, stajemy zdumieni. Kiedy i jak zdołali tego dokonać! A nie tylko przewędrować, ale zatrzymując się w wielu miejscach, zyskać dla Ewangelii zwolenników i założyć organizacyjne podwaliny Kościoła. W trakcie tej wyprawy nie mieli czasu, by zastanawiać się nad tym wszystkim. Gdy wrócili do swoich, do Antiochii, gdy spokojnie mogli snuć opowieść o tym, co się wydarzyło, przyszła refleksja. Kronikarz zanotował zdanie: Opowiedzieli, jak wiele Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary. To nie oni sami, to Bóg działał, oni czują się tylko narzędziem Bożej mocy. Narzędziem wolnym, bo przecież zaangażowali się duszą i ciałem w realizację tego zadania. Zresztą – zauważ, jak pełne radości są relacje księgi zwanej Dziejami apostolskimi. W tym momencie muszę nawiązać do ostatniego zdania kazania z minionej niedzieli: „Radość jest szczególnym sprawdzianem autentyzmu głosicieli Ewangelii. Spokojna radość, która płynie z wiary i nadziei”.

Bliższe nam czasy znają ludzi – chrześcijan, którzy potrafili zdziałać w życiu wiele dobra. Wciąż mam w oczach sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, który był mistrzem mojego życia – kiedy i jak dokonał tego wszystkiego, za czym jego współpracownicy ledwo nadążali? Albo niezwykła postać bł. Edmunda Bojanowskiego, który dostrzegł problem społeczny zaniedbanej wsi (była połowa wieku XIX), opuszczonych dzieci i nędzy z tym związanej. Poświęcił wszystkie swoje siły, by uzdrowić tę sytuację w duchu Ewangelii. Jego dzieło trwa do dziś, kontynuowane przez siostry ze zgromadzenia Służebniczek Niepokalanej.

Bezowocność naszych działań

Gdy patrzymy na ludzi, którzy potrafili wiele dobrego zrobić w świecie, rodzi się pytanie, dlaczego wiele współczesnych wysiłków, często naszych własnych, pozostaje bezowocnymi? Widać to na polu życia społecznego i politycznego, gdy inicjatywy ludzi dobrej woli, często broniących świętych spraw i podstawowych wartości, upadają. Widzieliśmy to i przeżywali w minionych tygodniach znowu. Popatrz także na swoje życie – chciałeś zbudować rodzinę, chciałeś i naprawdę starałeś się dobrze wychować dzieci, wiele wysiłku włożyłeś w ich wykształcenie, robiłeś wszystko, by rodzinny dom był dla wszystkich bezpieczną przystanią... Czy wszystko jest tak, jak chciałeś? Popatrz wokoło siebie – na rodzinę, na sąsiadów, nie żeby ich oceniać, ale by zobaczyć, jak trudno budować dobro w świecie dotkniętym grzechem, złem, nienawiścią, obojętnością, niewiarą.

Widać to także na polu religijnym, gdy ciekawe inicjatywy i duszpasterskie programy nie przynoszą spodziewanych owoców, a nieraz kończą się fiaskiem. Katecheza, kazania, rekolekcje, spowiedź, pielgrzymki, dni skupienia, zjazdy. Mamy czasopisma, radiowe i telewizyjne audycje, mamy mnóstwo religijnych książek. Tymczasem wydaje się, że kościoły pustoszeją, że wierzący już nie wiedzą w co wierzą, a chrześcijanie z dziesięciu przykazań pozostawili chyba tylko połowę, nie przejmując się pozostałymi. Przecież doświadczamy tego i w naszej parafii.

Gdy jednak popatrzymy na takich ludzi, jak Paweł czy Barnaba, jak Blachnicki czy Bojanowski, dostrzeżemy, że im też nie było łatwo budować dzieł, które podjęli. Nieraz wszystko rozsypywało się im w rękach. Nieraz musieli patrzyć na niepowodzenie swoich wysiłków. A przecież nie wycofali się z tego, co rozpoczęli.

Znak rozpoznawczy dla świata

Co ich podtrzymywało na duchu? Co było dla otoczenia – by nie rzec: dla świata – znakiem rozpoznawczym ich posłannictwa?

Podtrzymywała ich nadzieja. Gdy czytamy kronikę Dziejów Apostolskich, bez trudu dostrzegamy podstawę tej nadziei. Jest nią zmartwychwstanie Jezusa. Skoro w życiu ich Mistrza śmierć nie przekreśliła Jego Ewangelii, to największe przeciwności, trudy, kłopoty nie mogą przekreślić dobrego dzieła. Nawet wtedy, gdy będzie się zdawało, że wszystko stracone. Dla Boga nie ma spraw przegranych. Potrzebne nam wzajemnie umacnianie się w tej wierze, by nie zgasła nasza nadzieja, by nie brakło sił do dalszego życia i budowania dobra w sobie i wokół siebie. Dlatego wierze i nadziei potrzebna jest wspólnota. W pojedynkę nie sposób obronić się przed zwątpieniem i niewiarą. Zauważ, że apostołowie zawsze w kilku szli na misyjne wyprawy. Z tego samego powodu bł. Edmund Bojanowski, także ks. Blachnicki i tylu innych gromadzili wokół siebie ludzi podobnych sobie przez wiarę i nadzieję.

Podtrzymywała ich nadzieja, a znakiem rozpoznawczym była miłość. Ludzie tamtego pokolenia patrząc na wyznawców Jezusa, ze zdumieniem mówili: „Patrzcie, jak oni się miłują!” Czy nie o tym powiedział sam Jezus? Czytaliśmy Jego słowa: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. A winna to być miłość pełna poświęcenia i gotowa na wszystko – nie tylko dla Boga, ale całkiem zwyczajnie dla drugiego człowieka, który jest obok mnie. Miarą tej miłości jest zaś On sam – Boży Syn, który dla nas stał się człowiekiem: Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem.

Oby nie zgasła w nas wiara. Oby żywa była nadzieja. Oby trwała miłość. Wielkie słowa, ale tylko pod tym potrójnym warunkiem nasze wysiłki przyniosą trwałe owoce dobra. Aby silna była wiara, aby nadzieja dodawała sił, aby mogła zrodzić się miłość, trzeba iść razem, razem z tymi, którzy myślą, czują, działają podobnie. A wtedy i przez nas Bóg będzie działał, pomnażając dobro w świecie.

 

 

Kazanie na 5 niedzielę wielkanocną rok C


W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus przypomina nam o wzajemnej miłości. Ten temat ciągle się przewija i w nauczaniu Jezusa i w całym przesłaniu chrześcijańskiej nauki.
Znamy wszyscy chociażby przepiękny hymn o miłości świętego Pawła z 1 Listu do Koryntian: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź dźwięcząca, albo cymbał brzmiący…”
Jezus przypomina nam, że to właśnie miłość jest znakiem rozpoznawczym chrześcijanina. Nic innego, ani nasze deklaracje, ani metryki, ani nawet nasze praktyki religijne. „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.
Chrystus stawia siebie samego za wzór miłości. On był przecież tym, kto nie tylko mówił o tej miłości wzajemnej, ale na własnym przykładzie pokazał, jak można tą miłością żyć na co dzień. Nie tylko pokazał, ale i zaświadczył, bo z miłości przecież oddał swoje życie.
My też często mówimy o miłości i dosyć chętnie o niej słuchamy. Z tym, że często na mówieniu się kończy, a nasze codzienne życie pokazuje coś zupełnie innego.
Jakże bardzo w naszym codziennym życiu brakuje nam nie tylko miłości, ale nawet zwyczajnej ludzkiej życzliwości. Jakże często naszym codziennym życiem kieruje zawiść, zazdrość, chęć dominacji nad drugim człowiekiem, udowodnienia mu swojej władzy czy swojej wyższości.
Popatrzmy chociażby na to, co się dzieje w naszych zakładach pracy, gdzie coraz mniej miejsca dla wzajemnej życzliwości, pomocy, czy chociażby szczerości. Jakże często zdarza się, że ktoś tylko czyha na błąd czy potknięcie kogoś innego, by mu zaszkodzić, oczernić go przed przełożonym, czy nawet próbować zająć jego miejsce. Bardzo często się tłumaczymy, że takie są czasy. A czyż czasy nie są takie, jakimi je tworzymy?
A czy nasze rodziny wyglądają dużo lepiej? To już nie jest środowisko naszej pracy, gdzie spotykamy się w gronie obcych i do pewnego stopnia przypadkowych ludzi. Rodzina to przecież najbliżsi mi ludzie. To ci, za których odpowiadam nie tylko przed ludźmi, ale też, a może przede wszystkim, przed samym Panem Bogiem. Ludzie, którzy są dla mnie bożym darem. A tymczasem jakże często nie potrafimy tych ludzi prawdziwie kochać. Jak często górę bierze nasz egoizm, zapatrzenie w samych siebie, w tylko i wyłącznie swoje sprawy i swoje problemy. Czy nie potrafimy, albo nie chcemy zrozumieć swojej żony, męża, dzieci, starych rodziców… Nie potrafimy ich prawdziwie pokochać mimo to, że każdy z nich posiada swoje wady i nie jest do końca taki, jakim ja chciałbym go widzieć.
Czasami Próbujemy się tłumaczyć i przed sobą samymi i przed Panem Bogiem, że dzisiaj nie można inaczej, że człowiek nie może być za dobry w dzisiejszych czasach. Czy jednak rzeczywiście tak to jest? Czy są takie czasy i okoliczności, które nie pozwalają być dobrym, przyzwoitym człowiekiem? Ponoć Ghandi mawiał, że zostałby chrześcijaninem, gdyby w swoim życiu spotkał chociaż jednego człowieka żyjącego prawdziwie po chrześcijańsku. Coraz więcej między nami ludzi, dla których jesteśmy jedyną Ewangelią i jedyną Biblią, jaką w życiu spotkają.
Święty Jan Apostoł napisał: „Jeśliby ktoś mówił: <<Miłuję Boga>>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego.”
Oczywiście, mówiąc o miłości bliźniego nie mówimy o pięknych słowach, deklaracjach, czy szlachetnych uczuciach.
Miłość bliźniego, to przede wszystkim pragnienie dobra, dla drugiej osoby; to zwyczajna ludzka życzliwość, szczerość, szacunek, solidność czy uczciwość wobec drugiego człowieka.
Miłość bliźniego wyraża się także w tym, że będę starał się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki zawodowe, rodzinne, czy społeczne. Tak naprawdę to jest o wiele ważniejsze, niż najpiękniejsze nawet słowa czy deklaracje.
Czy staram się dorastać do takiej właśnie postawy?
Czy takiej postawy próbuję się uczyć?
Panie, naucz nas kochać wszystkich naszych bliźnich.
Amen.

 

 

 

 

Abyście się wzajemnie miłowali ...

W dzisiejszym czytaniu z Apokalipsy uderzyło mnie zdanie: "A Siedzący na tronie rzekł: Oto czynię wszystko nowe". I słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem". Czy ta właśnie "nowość stworzenia" nie zaczyna się w momencie wprowadzenia w życie owego "nowego przykazania miłości na wzór Chrystusa"? Nie będzie nowego świata, nowego nieba i nowej ziemi, dopóki to przykazanie nie zostanie wprowadzone w życie!

 

Św. Augustyn powiedział bardzo szokujące zdanie: "Kochaj i czyń co chcesz". Jemu też przypisuje się powiedzenie: "Przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości".

 

Św. Paweł w swoim wspaniałym hymnie o miłości podkreśla z  całą stanowczością: "Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, gdybym miał dar prorokowania i czynienia cudów, gdybym nawet wszystko rozdał na jałmużnę, a miłości nie miał ... na nic to wszystko!"

 

Miłość jest największą wartością i darem. I chyba właśnie dlatego tuż przed swoją śmiercią Chrystus, niejako w testamencie przekazał swoim wyznawcom przykazania miłości. Ale nie miłości byle jakiej, nie miłości sentymentalnej, nie miłości z hollywoodzkich filmideł! I dlatego dodał: "przykazuję wam, abyście się tak miłowali, jak Ja was umiłowałem".

 

A jaka jest miłość Chrystusa do mnie? Czy wiem, czy jestem świadom tego, jak On mnie umiłował? I czy ja potrafię tak właśnie miłować?

 

Przy końcu twego życia będziesz sądzony tylko z miłości!!!

Czy ty aby w ferworze robienia kariery nie zapomniałeś o tym?

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin