5 Niedziela Wielkiego Postu B.doc

(51 KB) Pobierz
5 Niedziela

„Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”
Słowo Boże prowadzi nas dzisiaj w świat ludzkich pragnień i w świat Bożych planów. Te dwa światy stają na naszych oczach naprzeciw siebie. Na naszych oczach zaczynają się dopełniać i wyjaśniać. Spróbujmy z tego spotkania swiatów Boga i człowieka wynieść coś dla siebie.
Najpierw – trochę nam bliższy, świat ludzkich pragnień, swiat poszukiwań ludzkich serc, świat marzeń. Ponieważ jesteśmy dziećmi cywilizacji obrazu, a przynajmniej tak o nas mówią, więc na początek – obrazek rodzajowy. Wyobraźmy sobie spokojny, kwietniowy wieczór, jeden z takich, w którym człowiekowi wydaje się, ze naprawdę wszystko, co uczynił Bóg, z twardym łączem włącznie, było bardzo dobre, że w taki właśnie wieczór dzwoni nagle telefon. Po drugiej stronie odzwywa się przemiły głos dawno nie słyszanej ulubionej koleżanki z przedszkola, która zaczyna, po serdecznych powitaniach wyjaśniać, o co chodzi, że słyszała, że jesteś w Rzymie i bardzo się ucieszyła, miała nawet napisać, ale jakoś tak coś zawsze wypadało, ale teraz właśnie wybiera się w podróż życia do Wiecznego Miasta, no i tak bardzo marzyłaby o dobrym miejscu na nocleg i w siódmym niebie by była, gdyby dało się załatwić spotkanie z papieżem. Czego się nie robi dla ulubionej kolezanki z przedszkola, poza tym ‘My, z Karolem...” W sumie – nie ma sprawy. Koleżanka cała szcześliwa zaczyna się pakować a odnaleziony przyjaciel znajduje się sam w potrzebie, bo nie ma człowieka – trzeba numer do o. Hejmo, jakiś dobry i tani nocleg, jakaś miła restauracja – trzeba znaleźć kogoś, kto jest jeszcze bliżej. Ale, czego się w końcu nie robi dla przyjaciół...
Według identycznego schematu myśleli Grecy, których spotykamy dzisiaj w Jerozolimie. Przybyli do świętego Miasta oddać pokłon Bogu. Ktoś załatwił im nocleg, ktoś zapewnił wyżywienie i bezpieczna drogę do świątyni, jest jednak jeszcze coś, czy raczej jeszcze Ktoś, kogo bardzo chcą zobaczyć. Słyszeli o wielkim, niezwykłym Nauczycielu, który dokonuje cudów: oczyszcza z trądu, przywraca wzrok, podobno wskrzesił nawet zmarłego przyjaciela. Spotkać Kogaoś takiego – to jest coś – będzie o czym opowiadać, może uczyni jakiś cud na zamówienie – w końcu są z Grecji... Ale żeby dotrzeć do Jezusa, potrzebują kogoś, kto doprowadzi, szukają klasycznej, ludzkiej drogi, funkcjonująceju do dziś – szukają znajomości. Idą do Filipa – ma ładne, greckie imię – pewnie ich zrozumie, może się już znali wcześniej – w każdym razie – jest człowiek z dojściami. Filip jednak, choć chętny, również potrzebuje pomocy, wsparcia współtowarzysza, który był w pierwszej czwórce wybranych Mistrza, a więc może więcej – idzie do Andrzeja. Dopiero teraz razem idą do Jezusa i mówią mu o ludziach, którzy przybyli z Grecji i bardzo chcą Go zobaczyć.
Są ludzie, którzy chcą Cię zobaczyć, Mistrzu. Co obudziło się w sercu Jezusa, kiedy usłyszał, że ludzie chcą Go zobaczyć? Jezus znał ludzkie serca. W końcu tę niezgłębioną ludzką tajemnicę jaką jest serce, tylko o­n, tylko Bóg jest w stanie przeniknąć do samego dna. Jezus poznał serce Filipa i serce Andrzeja. Poznał również tajemnice serca Greków – ludzi, którzy w poszukiwaniu Nieznanego Boga dotarli do Jerozolimy i teraz chcą Go zobaczyć. Może liczą na cud? I Jezus dokonuje cudu. Cudu niewidocznego dla oczu, chociaż był to cud przywrócenia wzroku, przywrócenia wzroku serca. Jezus swoim niezwykłym słowem zaczął leczyć pragnienia ludzkich serc, zaczął przywracać właściwą ostrość widzenia, konieczną, aby móc Go zobaczyć. Chcecie Mnie zobaczyć. Wybraliście dobry moment, bo nadeszła godzina, aby Syn Człowieczy został uwielbiony. Tyle, ze nie jest to uwielbienie, jakiego się spodziewacie i jakiego pragnęlibyście dla siebie. Jest to uwielbienie, jakim uwielbione jest ziarno wpadające w ziemię, które obumiera, aby przynieść życie. Jeżeli chcecie w ziarnie umierającym zobaczyć chwałę, sami musicie zgodzić się na utratę życia. Bo taka jest lekcja ziarna obumierającego: znajomości tutaj na nic się nie przydadzą, kto miłuje życie – traci je, kto nienawidzi swego życia na tym świecie – to znaczy: ten kto potrafi pozbyć się przywiązania oczu, przywiązania serca i pychy tego zywota – ten zachowa życie, otrzyma życie wieczne.
Nie jest łatwa lekcja ziarna obumierającego. Nawet Jezus wyznał, ze Jego dusza doznała lęku, ale nie proisił o wybawienie. Głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił gorące prośby do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci i został wysłuchany dzięki swej uległości. o­n o tym wiedział, wiedział, ze Ojciec zawsze Go wysłuchuje, już Go uwielbił i jeszcze uwielbi. Ale nie wiedzieli o tym ludzie, ludzie o sercach bardziej skłonnych do posługiwania się innymi metodami uwielbienia, niż obumnieranie.
Dlatego odezwał się głos. Dla jednych zagrzmiało – dla innych – przemówił Anioł. Nie rozróżnili słów. Nie zrozumieli, ze właśnie odbywa się sąd nad światem i ze nadchodzi czas zapowiedziany jeremniaszowym widzeniem – czas nowego przymierza, czas nowego prawa umieszczonego w głębi jestestwa ludu o oczyszczonym, uzdrowionym wzroku serca. że jest ktoś, kto wywyższony nad ziemię pociągnie wszystkich do siebie. Pociągnie wszystkim, i wszystkim, którzy zgodzą się na uwielbienie przez obumieranie ofiaruje życie. Ci pociągnięci doi Wywyższonego Nad Ziemię nie będą się już musieli wzajemnie pouczać, bo poznają Pana, będą im odpuszczone występki i winy zapomniane. Zobaczą Pana. Zobaczą Jezusa.
Chcemy ujrzeć Jezusa. Panie, stajemy dziś przed Tobą, tak jak wtedy Grecy na dziedzincu jerozolimskiej świątyni. Chcemy cię ujrzeć, dlatego prosimy Cię, dotknij naszych serc dotykiem przywracającym właściwe, Twoje widzenie życia i jego spraw. Naucz nas obumierać, naucz nas tak obumierać, abyśmy mieli życie. Uczyń nas ziarnem. Pszenica jesteśmy Twoją, chociaż nie mielą już nas zęby lwów, ciągle musimy sobie przypominać prawa ziarna rzuconego w ziemię. Stwórz w nas serce czyste i odnów w nas moc ducha, wzmocnij nas duchem ofiarnym i pociągnij do siebie, do swego wywyższonego serca. Amen

SŁUŻYĆ BOGU I LUDZIOM


Dzisiejszy świat zdominowany jest przez sukces. Jest on niczym sprężyna napędzająca życie i naszą codzienność. Nieraz za wszelką cenę dążymy, by osiągnąć sukces. Szkoda tylko, że często dokonuje się to kosztem drugiego człowieka. W swojej szkole życia Mistrz z Nazaretu akcentuje nie sukces, lecz ofiarę. Ofiara jest niczym ewangeliczne ziarno, które obumierając, przynosi plon i pożytek. Chrystus ukrzyżowany uczy nas, czym jest ofiara dla drugiego człowieka. Tę lekcję zapoczątkowuje w Wieczerniku. Zaprasza nas do tego, by swoje życie ofiarować innym. Dlaczego Bóg oczekuje od nas ofiary? I to ofiary nie z tego, co posiadamy, czym dysponujemy, ale ofiary z naszego serca. Istotę ofiary określa dar dla drugiego. Człowiek, zamiast koncentrować się na sobie i żyć dla siebie — do czego nieustannie wzywa nas świat nastawiony na konsumpcję — decyduje się na to, aby żyć, cierpieć i umierać za kogoś. I wte-dy ten, kogo kocha, jest dla niego ważniejszy niż on sam. ,,Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Służba Bogu i ludziom jest ofiarą miłą Panu, ponieważ wte-dy nasze serce staje się podobne do Jego Serca. Pan Jezus, cierpiąc i umierając za nas, uczy nas ofiary. Owej ewangelicznej tajemnicy obumierającego ziarna. Abyśmy pamiętali, czym jest ofiara, swoją ofiarę życia utrwalił pod znakami Chleba i Wina. ,,Bierzcie i jedzcie...”. W Wieczerniku rozdał siebie i nieustannie sie-bie rozdaje. ,,Bierzcie...”. Rozdał siebie do końca. Rozdał swój czas do ostatniej sekundy, rozdał swoje siły do ostatniego uderzenia serca, rozdał swoje życie do ostatniej kropli krwi. ,,Bierzcie...”. A kiedy rozdał, powiedział: ,,To czyńcie na moją pa-miątkę!” ( Łk 22, 19). Zadanie ucznia Chrystusa to służyć i ofiarować się drugiemu w darze serca. Eucharystia zapala nas do tego, aby z gotowością i oddaniem służyć Bogu i bliźnim. Krzyż staje się chwalebny w naszym życiu, gdy poprzez nasze przyjęte z miłością cierpienie objawia się chwała Boga Jeśli dobrze wykorzystaliśmy pierwszy miesiąc Wielkiego Postu, to teraz możemy zbierać tego owoce. Tajemnica krzyża staje się mniej abstrakcyjna, a on sam zaczyna być rozpoznawany jako brama. Pokuta oczyszcza serce i uzdalnia do kontemplowania krzyża. Droga kontemplowania krzyża zaczyna się od dostrzeżenia go w życiu i w otaczających nas ludziach. Chodzi tu o chwalę krzyża, o Chrystusa otoczonego chwałą na krzyżu właśnie i przy ciągającego wszystkich do siebie. Krzyż staje się chwalebny w naszym życiu, gdy poprzez nasze przyjęte z miłością cierpienie objawia się chwała Boga. Do takich ludzi wszyscy lgną i sycą się radością, miłością i pokojem - owocami Ducha Świętego. Duch Święty wylewa się nie tylko z przebitego Serca Jezusa, ale także z naszego przebitego serca. W rocznicę śmierci patrzmy na Jana Pawła Wielkiego. Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii spełniły się w jego życiu | w szczególny sposób. Poświadcza o tym trzecia tajemnica fatimska: „chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem, szedł modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy". Być może najbardziej jego życie owocowało dla innych, gdy objawiała się w nim tajemnica krzyża: przez zamach, starość i cierpienie umierania. Życiodajna śmierć. Najważniejsze jest jednak zakończenie fatimskiej tajemnicy. Pokazuje sens naszego cierpienia przeżywanego w jedności z krzyżem Chrystusa. Oto pod krzyżem stali dwaj aniołowie z kryształowymi naczyniami i „zbierali krew męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga". Z krzyża Jezusa wypływała krew męczenników - genialne unaocznienie jedności naszego cierpienia z Męką. Nasze cierpienie dopełnia udręk Chrystusowych, a w nas objawia się Boża chwała. Piąta niedziela wielkiego postu zwana była „czarną”, bowiem zwyczaj kazał zakrywać krzyże ciemną zasłoną. Niektóre były zbyt bogate i w dniach męki Jezusa ich ozdobny wygląd był zupełnie nie na miejscu. Wszystkie zaś, nawet te skromnie wyglądające, zdawały się tajemnicą tak nieprzeniknioną, że zasłona stawała się wręcz konieczna, by uzmysłowić człowiekowi jak nieprzeniknione jest zwycięstwo Jezusa. W tę niedzielę czytamy tajemnicze słowa Jezusa o uwielbieniu Go przez Ojca, o umierającym w ziemi ziarnie pszenicy, o służbie i wiernym podążaniu za Nim – za Synem Człowieczym. Wraz z uczniami słyszmy dziwny głos z nieba, bardziej do grzmotu niż do ludzkich słów podobny. Wreszcie słyszymy słowa o sądzie nad światem i zupełnie niezrozumiałe słowa o śmierci. Uczniowie wtedy nie byli w stanie tego pojąć. My dziś wiemy więcej. Ale czy więcej rozumiemy? Chyba tak, bo jesteśmy bogatsi ich wiarą ukształtowaną przez późniejsze spotkania ze Zmartwychwstałym. Czytając dzisiejszy fragment ewangelii doskonale rozumiemy, że Jezus zapowiada swoją mękę i śmierć. Rozumiał to także apostoł Jan, gdy po latach spisywał wspomnienia. W tej zapowiedzi zwraca uwagę Jezusowa uwaga o sądzie, który dokonuje się nad światem: Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. Pierwsze skojarzenie – to jednak sąd nad Jezusem. Sądzili Go członkowie najwyższej rady żydowskiej, sądził Go Piłat, nawet przed Herodem Jezusa postawiono. I wreszcie tłum wrzeszczący na dziedzińcu rzymskiej twierdzy miał wpływ na wyrok. A On sam mówi, że dokonuje się sąd nad światem. A byłoby z czego i wtedy, i dziś świat osądzić. I wyrok wydać za wszystkie niesprawiedliwości, za zło, za zbrodnie poszczególnych ludzi, a nawet całych narodów. I władcę świata wyrzucić precz. Tymczasem uparcie nasuwa się myśl, że to zły władca świata umacnia swoje rządy. Złamali moje przymierze, mimo że byłem ich Władcą – mówił Bóg przez proroka Jeremiasza, słyszeliśmy w drugim czytaniu. To oskarżenie odnosi się do czasów odległych, ale wciąż zachowuje niepokojącą aktualność. Patrzę na przymierze wiary i sakramentów – przymierze, jakie swoim uczniom, czyli nam, chrześcijanom przynosi Jezus. To my łamiemy święte przymierze chrztu i bierzmowania, przymierze eucharystii i kapłaństwa, przymierze przykazań i ewangelii. Przecież chrześcijanie mają swój udział nie tylko w dobrych przemianach świata, ale i w złych. Nie tylko w odległych czasach, gdy religijne wojny prowadzone w imię wiary były wiary zaprzeczeniem, ale i dziś. Popatrz – największą wojną z największą liczbą ofiar jest walka z życiem nienarodzonych. Giną miliony bezbronnych ludzi. I to właśnie w krajach od wieków chrześcijańskich dokonuje się najwięcej aborcji. Ostatnie lata przyniosły inne widmo łamania przymierza ze Stwórcą – eutanazję, gdzie wygodne rozwiązanie tak łatwo nazywa się miłosierdziem. Przecież to łamanie podstaw przymierza z Bogiem. To wszystko dzieje się w krajach, które nie tak dawno przodowały w wierze. Przymierze zostało złamane. A deprawowanie młodego pokolenia przez alkohol, przez narkotyki, przez pornografię, przez niepohamowany seks! To wszystko dokonuje się ze współudziałem ludzi ochrzczonych, nieraz praktykujących, nieraz głośno przyznających się do wiary. Jak oni to godzą w swoich sumieniach? Łamią przymierze. Czasem ukradkiem. Czasem jawnie i publicznie. A bywa, że przechwalają się tym i chlubią wobec świata.  Gdy popatrzyć na to wszystko, strach bierze człowieka. I jakieś niesamowite poczucie winy – nie tylko własnej, osobistej, ale i winy całych społeczności. Także społeczności Kościoła. Zresztą – dał temu wyraz jeszcze papież Jan Paweł II, gdy przed laty za grzechy Kościoła Boga przepraszał na oczach całego świata.  I co ma w tym wszystkim począć chrześcijanin, taki zwykły jak ja i ty? Człowiek-chrześcijanin, który nie ma wpływu ani na wielką politykę, ani na kształt mediów, ani na procesy ekonomiczne, ani nawet na szkolne programy wychowawcze. Odpowiedzią na to pytanie jest zarzut, jaki powinniśmy samym sobie postawić. Nie mamy wpływu na tak wiele spraw? A dlaczego nie mamy? W końcu jest nas tak wielu. Nie mówię już o liczbie ochrzczonych, ale o liczbie tych, którzy dziś przyszli na Mszę św. W całej Polsce otacza dziś ołtarze około 10 milionów ludzi. Czy taka liczba nie ma realnych szans na wywieranie wpływu na wiele spraw toczących się na granicy dobra i zła? Wygląda na to, że chrześcijanie sami wycofują się z życia społecznego i politycznego, gdzie toczy się zacięty bój władcy tego świata z Jezusem a tym samym z dobrem. Zabiegamy o królestwo niebieskie, dużo mówimy o wieczności, a równocześnie rządy królestwa ziemskiego oddajemy w ręce ludzi czasem niesprawiedliwych, czasem głupich, czasem złych. Jeden z największych zbrodniarzy XX wieku, Hitler, doszedł do władzy w następstwie demokratycznych i wolnych wyborów! Chrześcijański naród wskazał na pogańskiego szaleńca. A co powiedzieć o innym narodzie, który wybrał sobie władze dokonujące kolejnego rozbioru kraju? Rozbioru ekonomicznego – bo nasza gospodarka w znaczącej części już nie od nas zależy, a zyski czerpią inni. Rozbioru społecznego – bo rękami Polaków likwiduje się całe gałęzie przemysłu. Planowany jest rozbiór wychowawczy – przez nieprzemyślaną (a może właśnie dobrze przez kogoś planowaną) pseudoreformę oświaty. Rozbioru zdrowotnego – bo do reszty zagrożony jest system opieki zdrowotnej. Wystarczy. Powiesz, że wchodzę na pole polityki. Tak. Jako obywatele i ja, i ty mamy prawo wchodzić na to pole. Jako chrześcijanie mamy obowiązek wpływać na taki kształt życia publicznego, by dobro było silniejsze. Jako ludzie mamy obowiązek zdobywać mądrość i wiedzę moralną, społeczną, ekonomiczną, polityczną, by mieć realny wpływ na umacnianie się dobra. Bo same chęci ani hasła nie wystarczą. Gdzie jesteśmy my, chrześcijanie?  Otóż poszliśmy za Jezusem na drogę krzyżową. I utknęliśmy przy XIV stacji – złożyliśmy Jego ciało w grobie i trwamy na adoracji pustego grobu. Tymczasem trzeba wrócić do życia, trzeba Boże prawo wyryć głęboko w swoim sercu – jak przez proroka napomina Bóg – i według prawideł tego prawa świat lepszym czynić. Trzeba iść za Jezusem nie tylko pod krzyż, ale dalej, ze Zmartwychwstałym do świata. Tym, którzy to uczynią, Jezus obiecuje: Kto by chciał mi służyć, niech idzie na mną, a gdzie ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś mi służy, uczci go mój Ojciec. Czy takie zapewnienie to mało?

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin