Teresa Medeiros
Skandal
Mojej mamie za to, że wstawała każdego dnia, nawet kiedy nie miała na to ochoty. I mojemu tacie, że zawsze był przy niej.
Podziękowania
Chciałabym podziękować Claire DeAngelis za to, że zwróciła mi moją muzykę; Jean Willett za to, że przeczytała najróżniejsze wersje pierwszego rozdziału; Tammy Rae Cowan za jej modlitwy oraz Bogu za to, że ich wysłuchał. Dziękuję „Mirabeli", Bufjy, która pojawiła się w moim życiu, kiedy najbardziej potrzebowałam jej psot.
Ale największe płynące z głębi serca podziękowania przesyłam Carrie Feron, Andrei Cirillo i mojemu ukochanemu Michaelowi za to, że we mnie wierzyli.
Rozdział 1
Drogi Czytelniku, nigdy nie zapomnę chwili, kiedy pierwszy raz ujrzałam człowieka, który postanowił mnie zabić...
LONDYN, 1825
C
arlotta Anna Fairleigh właśnie wychodziła z domu. Niestety cały problem polegał na tym, że wychodziła przez okno na drugim piętrze rezydencji ciotki Diany Mayfair, a na dodatek omal nie rozdarła sukni balowej. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby jedwabne falbanki okalające gorset nie zaczepiły się o gwóźdź wystający z parapetu.
- Harriet! - wyszeptała zniecierpliwiona Lottie. - Har-riet, gdzie jesteś? Potrzebuję pomocy!
Zajrzała do przytulnego saloniku, w którym wypoczywała jeszcze kilka minut temu. Puszysty biały kot drzemał przy kominku, ale nigdzie nie było śladu Harriet. Zniknęła podobnie jak dobra passa Lottie.
- Gdzie się podziała ta głupia gęś? - wymamrotała podnosem.
Kiedy próbowała wyswobodzić suknię z główki gwoździa, śliskie podeszwy pantofelków zsunęły się po gałęzi, na której się opierała. Na chwilę straciła równowagę.
Rzuciła szybkie spojrzenie przez ramię. Ramiona trzęsły się jej z wysiłku. Kamienne płyty tarasu poniżej, które jeszcze kilka minut temu wydawały się takie bliskie, teraz sprawiały wrażenie oddalonych o całe kilometry. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zawołać lokaja, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Bała się, że mógłby usłyszeć ją starszy brat i tym samym odkryć jej kłopotliwe położenie. Starszy od niej zaledwie o dwa lata George 7
niedawno powrócił z wielkiej wyprawy po kontynencie i dosłownie palił się, żeby podzielić się nowymi doświadczeniami z młodszą siostrzyczką.
Kakofonia dźwięków kwartetu smyczkowego, który właśnie stroił instrumenty, dobiegała przez drzwi prowadzące na taras w północnej części domu. Lottie dobrze wiedziała, że już niedługo rozlegnie się terkot powozów, szum głosów oraz wybuchy śmiechu, kiedy londyńska śmietanka towarzyska przybędzie, żeby uczestniczyć w jej debiucie. Jednak nikt z przybyłych nie będzie miał pojęcia, że bohaterka wieczoru zwisa za oknem dwa piętra wyżej i znajduje się o krok od utraty godności.
Nie znalazłaby się w takiej sytuacji, gdyby Sterling Har-low, jej szwagier oraz opiekun, zorganizował to przyjęcie w Devonbrooke House, jego rezydencji na West Endzie. Jednak kuzynka Diana, chcąc zrobić mu przyjemność, zaproponowała, że sama zajmie się debiutem Lottie.
Nie trzeba było wiele czasu, żeby rozbudzić wybujałą fantazję Lottie. Już po chwili oczyma wyobraźni zobaczyła tłum gości zebranych nad jej ciałem spoczywającym nieruchomo na kamiennym tarasie. Kobiety unosiły do oczu perfumowane chusteczki, a mężczyźni szeptali, jaka to szkoda, że na zawsze pozbawiono ich tak miłego towarzystwa. Lottie spojrzała na bogato zdobioną fioletową spódnicę z popeliny. Gdyby w czasie upadku suknia zbytnio nie ucierpiała, z pewnością złożyliby ją w niej do trumny.
Bez trudu wyobraziła sobie reakcje poszczególnych członków rodziny. Siostra, Laura, na pewno ukryłaby zalaną łzami twarz w ramionach męża. Jej wrażliwe serce po raz ostatni załkałoby z powodu szaleństw młodszej siostry. Jednak najgorsze ze wszystkiego byłoby rozczarowanie wykrzywiające przystojną twarz szwagra. Uczynienie z Lottie prawdziwej damy kosztowało Sterlinga wiele czasu, troski, cierpliwości, a także pieniędzy. Dzisiejszy wieczór był jej ostatnią szansą, żeby dowieść, że jego starania nie poszły na marne.
Być może nadal siedziałaby przed toaletką w saloniku, gdyby jej najlepsza przyjaciółka, Harriet, nie wpadła do pokoju niczym burza, w chwili kiedy pokojówka ciotki kończyła układać jej fryzurę.
Na widok podekscytowanej Harriet Lottie czym prędzej podniosła się z krzesła.
- Dziękuję ci, Celesto. Na razie to wszystko.
Gdy tylko pokojówka zniknęła za drzwiami, Lottie podbiegła do przyjaciółki.
- Co się stało, Harriet? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła
ducha.
Mimo że Harriet Dimwinkle nie była gruba, wszystko w jej wyglądzie było takie... okrągłe - policzki z dołeczkami, okulary w drucianej oprawie, a nawet lekko przygarbione plecy. Harriet nigdy nie przestała się garbić mimo długich godzin przymusowego marszu z ciężkim atlasem na głowie po korytarzu Szkoły Dobrych Manier dla Młodych Dam pani Lyttelton. Nawet nazwisko narażało ją na drwiny ze strony koleżanek. Na dodatek dziewczyna nie była zbyt... no cóż, bystra.
Ponieważ Lottie zawsze walczyła z niesprawiedliwością, postanowiła zostać obrończynią Harriet. Mimo to było jej wstyd przyznać nawet przed sobą, że tylko dlatego, że miała niewiele oleju w głowie, ta dobroduszna dziewczyna uczestniczyła we wszystkich jej pomysłach bez obawy o konsekwencje.
Harriet zacisnęła dłoń na ramieniu Lottie.
-Właśnie usłyszałam, jak dwie pokojówki szeptały w kącie. Nigdy nie zgadniesz, kto od kilku dni mieszka tuż obok twojej ciotki.
Lottie wyjrzała przez okno. Dom, który znajdował się tuż za murem, tonął w mroku.
- Nie wydaje mi się, żeby ktoś tam mieszkał. To miejsceprzypomina cmentarz. Jesteśmy u ciotki od wtorku i nigdynie widziałam tam żywej duszy.
Harriet otworzyła usta.
- Zaczekaj! - Lottie odwróciła się do przyjaciółki, uno- 9
Teresą_Medei_rps Skandal
sząc rękę w ostrzegawczym geście. - A zresztą to nie ma znaczenia. Nie chcę nic wiedzieć. Ostatnią rzeczą, jakiej dziś potrzebuję, są słowa krytyki ze strony Laury, że zachowuję się jak wścibska pannica.
- Ależ ty nie jesteś wścibska! - zaoponowała Harriet.Kiedy mrugała powiekami zza szkieł okularów, przypominała sowę. - Jesteś pisarką. Zawsze powtarzasz, że twojejsiostrze brak wyobraźni, żeby widzieć różnicę. Właśniedlatego po prostu muszę ci powiedzieć, kto...
Lottie przerwała jej ponownie.
- Wiesz, o co poprosił Sterling moją ciotkę? O zaproszenie na dzisiejszy wieczór panny Agaty Terwilliger.
Harriet zbladła.
- Strasznej Terwilliger? Lottie skinęła głową.
- We własnej osobie.
Agata Terwilliger była jedyną nauczycielką w szkole pani Lyttelton, która nie miała w zwyczaju przymykania oczu na nieprzestrzeganie dyscypliny i nie zgadzała się ze stwierdzeniem, że skłonność Lottie do psot wynikała z jej umiłowania życia czy żywego usposobienia. Bardziej interesowało ją kształtowanie charakteru swojej uczennicy niż zjednywanie sobie względów czarującego oraz potężnego opiekuna Lottie, księcia Devonbrooke. Surowa stara panna krzyżowała szyki Lottie przy każdej nadarzającej się okazji, zyskując sobie przy tym zarówno jej niesłabnącą wrogość, jak również niechętny szacunek.
- Sterling chce udowodnić pannie Terwilliger, że już niejestem tą zwariowaną dziewczynką, która zszyła palce jejrękawiczek i wjechała na kucyku do jej sypialni. Kiedy dzisiaj wieczorem zejdę po schodach, ten stary wyschniętybab... - Lottie skrzywiła się - ta cudowna kochana kobietazobaczy we mnie damę z wyższych sfer. Damę, któraw końcu zaczęła wyznawać szlachetną zasadę, że cnotajest nagrodą sama w sobie.
Twarz Harriet przybrała błagalny wyraz.
-Ale nawet najbardziej cnotliwe damy interesują się
skandalami. Właśnie dlatego po prostu musisz się dowiedzieć, kto mieszka w tym domu. Bo to...
Lottie nie chciała tego dalej słuchać zakryła uszy rękoma i zaczęła nucić drugą część piątej symfonii Beethovena. Na jej nieszczęście długie lata praktyki pozwoliły jej wyszkolić sztukę czytania z ust.
- Nie! - Powoli opuściła ręce. - To niemożliwe! Markizzabójca we własnej osobie?
Harriet skinęła głową. Jej cienkie loczki podskakiwały niczym brązowe uszy spaniela.
- Ten sam. Pokojówka zaklinała się, że to jego ostatnianoc w Londynie. Podobno o świcie wyjeżdża do Kornwalii.
Lottie zrobiła parę kroków po wytartym dywanie. Była coraz bardziej poruszona.
- O świcie? W takim razie to moja ostatnia szansa, żeby mu się przyjrzeć. Gdybym dowiedziała się o tym trochę wcześniej! Mogłabym wspiąć się na drzewo za oknem i prześlizgnąć się niepostrzeżenie do jego ogrodu.
- A gdyby cię złapał?
-Nie miałabym się czego obawiać - odparła Lottie z przekonaniem, chociaż nie do końca wierzyła w swoje słowa. - Z tego co wiem, morduje tylko te kobiety, które kocha. - W przypływie natchnienia podbiegła do swojego kufra i zaczęła w nim grzebać. Spomiędzy rękawiczek, jedwabnych pończoch i ręcznie malowanych wachlarzy wyłowiła wreszcie lornetkę. - Chyba nic się nie stanie, jeżeli tylko spojrzę na niego. Jak ci się wydaje?
Nie zważając na Harriet, która mięła nerwowo brzeg sukienki, Lottie podeszła do okna i otworzyła je na oścież.Wychyliła się na zewnątrz, po czym skierowała złotą lornetkę na pobliski dom. Cieszyła się, że delikatne zielonepąki na lipie nie zdążyłyjeszcze rozkwitnąć. Mimo że obabudynki oddzielał od siebie jedynie kamienny mur, należały do dwóch różnych światów. W przeciwieństwie do rezydencji ciotki w oknach sąsiedniego budynku nie paliłysię światła, nigdzie nie widać było śladu służby, nie słychać tupotu i śmiechu biegających dzieci.
Harriet nieoczekiwanie oparła okrągły podbródek na ramieniu Lottie, czym troche ja wystraszyła.
- Myślisz, że twój wuj zaprosił go na bal?
- Nawet gdyby wuj Thane go zaprosił, on na pewno by nie przyszedł. Ma reputację samotnika - wyjaśniła cierpliwie Lottie. - A samotnicy są znani z tego, że unikają nawet tych najbardziej wytwornych przyjęć.
Z ust Harriet wyrwało się rozmarzone westchnienie.
- Wierzysz w jego niewinność? Oskarżały go wszystkiebrukowce, chociaż nie postawiono go przed sądem.
Lottie spłoszyła ciekawskiego rudzika, który przysiadł na gałęzi tuż nad jej głową i starał się chwycić jeden z jej złocistych loków. Ptak we włosach to jednak ekstrawagancja, nawet teraz, w dobie fryzur bogato zdobionych w pióra.
- Jakich dowodów ci jeszcze trzeba? Kiedy pewnej nocy wrócił do domu, zastał swoją piękną młodą żonę w ramionach swojego najlepszego przyjaciela, w które wepchnęła ją jego chłodna obojętność. Natychmiast wyzwał kochanka na pojedynek, zastrzelił go, po czym zabrał żonę z powrotem do Kornwalii, gdzie kilka miesięcy później rzuciła się ze skały do morza.
- Na jego miejscu zabiłabym żonę zamiast kochanka -stwierdziła rozsądnie Harriet.
- Och, Harriet, jesteś cudowna! - wykrzyknęła Lottie, odwracając się od okna, żeby spojrzeć na przyjaciółkę z podziwem. - Nie dalej niż w zeszłym tygodniu „The Ta-tler" napisał, że duch żony markiza nadal błąka się po korytarzach dworu Oakwylde, wykrzykując imię zmarłego kochanka. Podobno nie spocznie, dopóki nie doczeka się sprawiedliwości.
- Moim zdaniem to jest z tego wszystkiego najgorsze. Może właśnie dlatego markiz zdecydował się na dwutygodniowy pobyt w Londynie.
- Niech go diabli wezmą! Przebiegła kreatura, zaciągnął wszystkie zasłony. - Lottie opuściła lornetkę. - Tak bardzo chciałam nakreślić czarny charakter mojej pierwszej po-
12 wieści na wzór tego nikczemnika. - Wzdychając, zamknę-
Tergsa Medeiros
ła okno. - To i tak nie ma już znaczenia. Po dzisiejszej nocy stanę się panną na wydaniu, co oznacza, że cały Londyn będzie o mnie plotkował za każdym razem, kiedy tylko posłużę się niewłaściwym widelcem albo kichnę, nie używając chusteczki. Zanim się obejrzysz, będę daleko stąd żoną nudziarza i matką gromadki brzdąców.
Harriet usiadła na otomanie, po czym pogłaskała kota, który spał w najlepsze.
- Czyż nie tego właśnie pragnie każda kobieta? Żebywyjść za mąż za bogatego mężczyznę i wieść przy nim dostatnie życie?
Lottie zawahała się. Nagle zabrakło jej słów. Jak wytłumaczyć ten niepokój, który zakradł się do jej serca? Im mniej czasu dzieliło ją od debiutu, tym bardziej dręczyła ją myśl, że jej życie dobiegnie końca, jeszcze zanim naprawdę się zaczęło.
- Oczywiście, że o tym marzy każda kobieta - odparła.Chciała przekonać o tym zarówno Harriet, jak i siebie. -Tylko bezmyślna dziewczyna mogłaby marzyć, że pewnego dnia zostanie sławną powieściopisarką jak pani Rad-cliffe czy Mary Shelley. - Usiadła zniechęcona przedtoaletką, zanurzyła kawałek papieru ryżowego w słoikuz pudrem, po czym musnęła nim zadarty nosek. - Nie mogę po raz kolejny zawieść Sterlinga. On i Laura przyjęlimnie pod swój dach, dopilnowali mojej edukacji, wyciągali ze wszystkich tarapatów. Jest dla mnie bardziej ojcemniż szwagrem. Kiedy dzisiaj wieczorem zejdę po tychschodach, chcę zobaczyć dumę na jego twarzy. Chcę zostać damą, którą sobie wymarzył.
Westchnęła, spoglądając w lustro. Pragnęła, żeby ta młoda dobrze ułożona dama, która na nią spoglądała, nie wyglądała tak obco. Wątpliwości, które malowały się na jej twarzy, sprawiły, że jej oczy stały się jeszcze większe.
-Musimy poddać się naszemu przeznaczeniu, droga Harriet. Dni naszej młodości są już za nami. Po dzisiejszej nocy żadna z nas nie przeżyje więcej wielkiej przygody
Lottie uchwyciła w lustrze spojrzenie Harriet.
- ...
gpz