I Burzliwe Lata zdjęcia.pdf
(
842 KB
)
Pobierz
193032701 UNPDF
HENRYK LONGIN ROGOWSKI
Książkę dedykuję miłośnikom twórczości
Henryka Sienkiewicza
1
Tom I wydany w Chicago, USA.
2
Burzliwe Lata
Prawa autorskie
Copyright - Henryk Longin Rogowski
ISBN-10: 0977949400
ROZDZIAŁI
Przyszłolato.Byłroktysiącczterystapiąty.Pogościńcujechałakareta,oznac-
zonaherbemroduszlacheckiego,naktórymwidniałoporożejeleniaiskrzydło
sępa.EskortowanabyłaprzezimćpanaZembrzuskiego,acelemichpodróżybył
Kraków,jakożejadącyzmierzalinasejmikkrakowski.Gościnieczanurzyłsięw
las,aeskortazdwoiwszyczujnośćjechałapoobustronachkarety.Niebyłoich
wielu,jednakbylitorycerzewspanialiiwbojachzaprawieni.Jechalileśnym
duktem w ciszy, jako, że i kareta ciszej jechała po trakcie równo trawą
wyłożonym.Jechali,aoczomichukazałysiębagnależącepoprawejstronie,z
lewejzaśurwiskoporośniętegęsto.
- Doskonałapułapka- pomyślałimćZembrzuski.
Ledwiepomyślał,astrzałaprzeszyłajadącegoprzodemrycerzazeskorty.
ByłatozasadzkaurządzonaprzezKrzyżaków,którzywyjechawszynadrogę
ruszylidoataku.ImćZembrzuskikrzyknąłnaswoich,aoniprzylgnąwszyple-
camidokaretyodpieraliatakiknechtówzakonnych,przyczymrazporaz
któryś z rycerzy krzyżackich padał na murawę z krzykiem nieludzkim.
Dowodzący Krzyżakami widząc przegraną zarządził odwrót i poprowadził
resztęoddziałuwlasbędącyprzednimi,uciekającwpopłochu.Zembrzuski
nakazałstratypoliczyćiorężpozbierać.
- Dwóchzabitychmamy,mościkomendancie,aknechtówzakonnychszesnastu
martwychnaliczyłem.
- Siadajmy na konie i ruszajmy! - KrzyknąłZembrzuski.Karetaruszyładuktem
wdalsządrogę.
- Cóżjeszczeprzytrafisięwdrodze- pomyślałZembrzuski.
Podjechałdokarety,cośrozmawiałzjadącymiwniej,poczympojechałprzo-
demrozglądającsięwokoło.
Wjakiśczaswynurzylisięzlasu.OczomichukazałsięzajazduSzymona,
karczma,zktórejkorzystalipodróżni.Stałaonanaskrajudużejosady.
- Zatrzymamysiętutaj,mościZembrzuski.- Trzebapobitwieodpocząć,noi
wieczerza potrzebna.
Karetazjechawszyzdrogiwjechałanapodwórzecgospody,gdzieSzymonw
głębokichukłonachgościznamienitychzapraszał.
3
Zkaretywysiedlidwajgoście.SzlachcicWołyński,imćpanKalesantyisiostrze-
niec jego January.
Przemierzywszy schodkiweszlidodużejizbyzastawionejstołami.
Podścianąbyłbufet.Nanimtrzyantałkistały,zapewnezmiodempitnym.
Dalejokienkowścianie,przezktórestrawępodawano.
ZanimidoizbywszedłimćpanZembrzuskizkompanią.Rozsiadłszysięprzy
stołachczekali.Podrugiejstroniesaliwrzało.Przystołachsiedzieligościei
głośnądysputęprowadzili.Wsłuchawszysięwgwarmożnabyłozrozumieć,o
czymtakprawiono.Atematbyłgorący,boozakonie,którycorazbardziej
stawałsiębezkarny.Ajednak, któregoludzieuciekliwpopłochuzobaczywszy
karetęijeźdźcówzmierzającychwkierunkugospody.Zesobąmielirannego,
chybawyższegorangą,bobardzooniegozabiegali.Rannyodzianybyłw
płaszczbiałyzkrzyżemnaplecach,podktórymwidniaładużaczerwona plama.
Ludzieucichlizobaczywszywzamęciesiedzącychnieopodalgości.
PierwszypodniósłsięHińczazziemimielnickiejazobaczywszyprzybyszów
posłałimukłonitakisamotrzymawszyodezwałsię.
- Mościpanowie,czytowystarliściesięzKrzyżakami?
- Ano my - odparłimćKalesantyigłośnokrzyknąłnakarczmarza,poczym
uderzyłpięściąwstół.- Anomy,skorośmyzostalinapadnięci- mościpanowie.
Terazrozmowąniebyłokońca,tylkoZembrzuskizeswoimiczuwali,abyznów
cośniezakłóciłobiesiadowania.Dopieropóźnąnocąstrudzenirozmowamii
podróżąposnęli.Gwarucichł,tylkoŻydszczęściarzkrzątałsięwokołostołów
znosząckufleponapitkachipółmisypojadle.Krzątałsięzzadowoleniem,bo
groszazarobiłniemało.Świtwstałniespodziewanieprędkoikrótkiejnocynie
zmąciłożadnewydarzenie.Razemześwitemodezwałysiękoguty,którejęły
przeszkadzaćniewypoczętymgościom.ImćpanKalesantypodniósłsięznad
stołuiwrzasnął.
- Do koni - mościpanowie!Wdrogę.
- WdrogępowtórzyłoechorozchodzącesiępoizbachitylkoŻydSzymon
wzdrygnął się na grom w głosie szlachcica. Zembrzuski czapkę na głowę
włożywszywyszedłzizby,skoczyłnakoniaspinającgokolanami.
Karetapodjechałapodzajazd,wsiedlidońmościpanowieszlachtaiorszakcały
ruszyłwdrogę.Słońcewyraźniewychodziłozzachmur,ajużhennakońcu
drogizobaczylistadosępówkrążącychnisko,zdawałosięszybującychdozdo-
byczy.
ImćpanKalesantywymieniłspojrzeniezZembrzuskim,atenkazałjednemuze
swoich,bypośpieszyłizobaczył,cotamsiędzieje.Tenżeruszyłostronaprzełaj
przezpola,gdyżdrogaskręcającprowadziładużymzakolem.Wszyscywidzieli
jakmalałajegosylwetkaiwkońcumaleńkipunkcikpozostałnahoryzoncie.
Tymczasem,karetazkonnymiprzejeżdżałatraktem.
Nieobawialisięniczego,bowidocznośćbyładoskonała.
- Ciekawym,cotamsiędzieje- powiedziałHińczaspojrzawszynahoryzont,
gdziecorazwięcejsępówszybowałowokoło.
- Pewnikiempadłojakieśzwierzę- odparłzarazZembrzuski,któryw duchu
myślałcośinnego,apowiedziałtak,żeby,Hińczyludziebylipewnijegosłowa.
4
Oswoichnieobawiałsię.Znałkażdegoiwiedział,żeniezlęknąsiętegowido-
ku.
Pojakimśczasiezobaczylirosnącąsylwetkęjeźdźcazbliżającegosiękunim
pełnymgalopem.
ByłtoMaćkówwysłanynazwiad.
Popewnymczasiezbliżyłsięnatyle,żemożnabyłowyczytaćtrwogęzjego
twarzy.
ZbliżyłsiędoZembrzuskiegoizameldował.
- Mościpanie,ludziedoszczętnierozbicianiewidziałemunichżadnegozbroj-
nego. Wozyspalone.Znalazłemkobietęzdzieckiem,którawypowiedziała
słowoKrzyżacyiwyzionęładucha.Dzieckocałeizdrowe,więcjezabrałem.To
chłopakpanie.
- Chłopakpowiadasz- odezwałsięimćKalesanty.- Dajgotutaj,awziąwszygo
wdłonie- powiedział.
- BędzieszsięnazywałMaćkówSęp,cobyśmywiedzielijaksiędociebie
zwracaćmościdobrodzieju.Nadłożymydrogiipochowamynaszych,tylko
bacznieuważaćnaKrzyżaków.
Ikaretaruszyłazjeźdźcami,bydojechaćdomiejsca,wktórymKrzyżacyrozbili
doszczętnieludziprzenoszącychsięzbydłemnaterenyzdatniejszedowypasu.
Widokbyłstraszny.Głowyporozbijaneszablami.Kobietyidziecibezwyjątku.
Zembrzuskizsiadłzkonia.Pochyliłsięnadzabitym.Zjegorękiwyjąłkawał
białego materiału, który urwany był z płaszcza Krzyżaka. Teraz nie było
wątpliwości.
- Pochowamy ich - zarządziłimćKalesanty,poczymwszystkichułożonodo
głębokiegodołuiprzysypanoziemią.
Dopieroterazsępyposzybowaływgórę.
- Trzebazłożyćskargędokróla,opowiedzieć cośmywidzieli,abykrólpołożył
kres temu.
Topowiedziawszynakazałruszyćwdalsządrogę.
NadrodzedoKrakowabyłjeszczegród,Trzyciążemzwany.
WszyscyjechaliwmilczeniuinawetimćZembrzuskisposępniał,bopomyślał,
żedzieckozpewnościązostawiąnawychowaniewgrodzie.
Późnymwieczoremdotarlidogrodu,któryokolonybyłpalisadązdrzewa.Gdy
dobramysięzbliżalizgóryozwałsięgłospotężny.
- Kto, zacz?
Zembrzuskiodezwałsię.
- DoKrakowajedziemynarozmowyzkrólemJagiełłą.Eskortujęimćpana
KalesantegoherbuDziałosza.
Nastąpiłacisza.Pilnującybramyrozważał.Pochwilikrzyknął.
- Musicie poczekać. Powiadomię o waszym przybyciu, jego wielmożność
Zbysława.
Stalistrudzeni,alewtychczasachtrzebabyłobyćnadzwyczajostrożnym.
Czekalichwili,gdywreszciepotężnabrama,będzieotwarta,coteżstałosię
niebawem.Bramauchyliłasię.Wyszedłzniejpotężnychłoponiedźwiedziej
budowieipodszedłdokarety.
ImćKalesantypoznałgoodrazu.PoznałgorównieżimćpanZembrzuski.
5
Plik z chomika:
stokrotka55
Inne pliki z tego folderu:
Burzliwe Lata kolor 231-444str..pdf
(1526 KB)
I Burzliwe Lata zdjęcia.pdf
(842 KB)
Wspomnienie mlodosci-Styl-oryginal.mp3
(5122 KB)
Roze.gif
(88 KB)
Viola_odorata.jpg
(167 KB)
Inne foldery tego chomika:
Czułe wyznania
Dla mamy--wiersze,muzyka i kwiaty
dodatki do tła
Dokumenty
Galeria
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin