CATHERINE COULTER
Zamek Beauchamp Kornwalia, Anglia
Kwiecień 1275 roku
- Musisz mnie poślubić, musisz!
Philippa spojrzała na przepełnioną głębokim uczuciem młodą twarz Iva de Vescy, na której rzadki zarost prawdopodobnie już nigdy nie zmieni się w tak upragniony przez młodzieńca gęsty wąsik.
Nie, Ivo - powtórzyła, przyciskając dłonie do jego piersi. - Przybyłeś tu z powodu Bernice, nie mojego. Proszę, nie chcę cię na męża. A teraz odejdź, zanim nas ktoś zobaczy.
Jest ktoś inny! Ty kochasz innego!
Nie, nie kocham. Akurat teraz nie kocham nikogo innego, ale i tak nie mogę być twoja, proszę, uwierz mi, Ivo.
Spodziewała się, że po tych słowach młodzieniec da jej spokój. Powiedziała prawdę: nie kocha go i nie chce za niego wyjść.
Tymczasem Ivo, miast puścić niechętną mu dziewczynę i co prędzej wyjść z komnaty, po prostu stał, wpatrując się w nią i obejmując.
- Proszę, odejdź - powtórzyła. - Nie powinieneś był tu przychodzić, a ja nic powinnam była pozwolić ci na to.
Lecz Ivo de Vescy nie zamierzał wyjść.
- I tak mnie poślubisz - powiedział i rzucił się na Philippe.
Nawet kiedy ją podniósł i rzucił na wąskie łóżko, Philippa pomyślała tylko, że mężczyzna starający się zdobyć kobietę nie postępuje najmądrzej, próbując ją zgwałcić. Odwróciła gwałtownie głowę, czując na policzkach, brodzie i nosie jego wilgotne pocałunki.
- Proszę, to niedorzeczne! Przestań natychmiast! Jednak Ivo de Vescy, który właśnie został przez swego surowego ojca pasowany na rycerza, a tym samym na mężczyznę, wiedział, czego chce, a przezwyciężenie przeszkód stojących na drodze do celu, uznał za niosące więcej przyjemności niż ryzyka. Philippa wkrótce go zapragnie, wmawiał sobie, napierając na nią swą męskością. Już wkrótce będzie błagała, aby ją wziął. W końcu udało mu się znaleźć usta dziewczyny otwarte, ponieważ właśnie miała na niego wrzasnąć i wepchnąć w nie język.
To było niczym przytknięcie płomienia do stosu wysuszonych patyków. Dyszał, rozpaczliwie jej pragnąc i przyciskając wyrywające się ciało swoim ciężarem. Wsunął rękę pod długą, wełnianą spódnicę, odsuwając na bok cienką płócienną koszulę. Dotyk jej gładkiego ciała pozbawił go resztek rozsądku.
Philippa poruszyła gwałtownie głową i język Iva wysunął się z jej ust - niezbyt przyjemne doświadczenie, którego nie zamierzała powtarzać. Nie przejęła się zbytnio sytuacją, dopóki Ivo nie zdołał jakoś umieścić dłoni powyżej jej kolana, co zmieniło go w dyszące, chwytające gwałtownie powietrze stworzenie, którego zesztywniałe nagle ciało coraz bardziej jej ciążyło.
- Przestań!
Poruszyła się pod nim, lecz szybko uświadomiła sobie, że to nic nie da, że tylko jeszcze skuteczniej zmieni chłopca w żądnego zdobyczy potwora. Uspokoiła się więc.
- Posłuchaj mnie, Ivo de Vescy - szepnęła mu doucha. - Zejdź ze mnie albo dopilnuję, by pozbawiono cię twojej cennej męskości. Mówię poważnie, Ivo. Zostaniesz eunuchem, a ja powiem ojcu, żeby wytłumaczył twojemu, dlaczego tak się stało. Nie możesz ot tak, po prostu, zgwałcić damy, głupcze. Poza tym, jestem równie silna jak ty i...
Ivo jęknął, zamroczony pożądaniem, i nierozsądnie znów wpakował jej język w usta. Philippa natychmiast zacisnęła na nim zęby. Chłopak zawył i podniósł głowę, by spojrzeć na kobietę, której rozpaczliwie pożądał. Nie wyglądała tak, jakby i ona go pragnęła, jakby zaraz miała zacząć go błagać, lecz to nie miało znaczenia. Uznał, że kilka rozsądnych argumentów z pewnością nie zaszkodzi sprawie, przemówił więc, nie przestając napierać na nią członkiem w groteskowej parodii aktu seksualnego.
- Nie, Philippo, nie próbuj zrobić mi krzywdy. Posłuchaj, to ciebie pragnę, nie Bernice. Ty i tylko ty będziesz nosiła pod sercem moich synów, więc wezmę cię teraz, żebyś chciała zostać moją żoną. Tak, tak to się odbędzie. Nie ruszaj się, ukochana.
Jego oczy znowu zaczęły zachodzić mgłą, mimo to Philippa spróbowała raz jeszcze, starając się mówić powoli i bardzo wyraźnie:
- Nie wyjdę za ciebie, Ivo. Nie chcę cię. Posłuchaj mnie, musisz przestać, ty...
Lecz Ivo tylko jęknął i dalej nacierał, uderzając brzuchem o brzuch dziewczyny. Byli mniej więcej równego wzrostu, więc wszystkie męskie części jego sylwetki doskonale pasowały do krzywizn i wypukłości ciała Philippy, a przynajmniej tak wydawało się młodzieńcowi. Philippa uznała, że pora coś zrobić.
Nie chciała wyrządzić mu poważniejszej krzywdy. Był w końcu, bądź co bądź, konkurentem do ręki Bernice i prawdopodobnie jej przyszłym mężem. A siostra z pewnością nie życzyłaby sobie poślubić eunucha. Lecz tymczasem, ewentualny eunuch znajdował się w pokoju Philippy, dysząc jej w twarz i zamierzając wziąć ją siłą.
Kiedy palce Iva przesunęły się wyżej po udzie Philippy, dziewczyna wrzasnęła mu prosto w ucho. Zamrugał, prawie zrobił zeza i znowu jęknął - z powodu pożądanie lub bólu podrażnionego krzykiem bębenka.
Przestań! - zawołała znowu i zaczęła okładać jego plecy pięściami. Ivo dotknął jej intymnego miejsca, ciepłego i nieskończenie delikatnego. Pomyślał, że ona wreszcie go pragnie i zaraz zacznie błagać, aby czym prędzej ją wziął. Miała tak długie nogi, że zaczął już wątpić, czy kiedykolwiek dotrze do celu. Lecz w końcu - udało się. Wcisnął palce nieco głębiej i omal nie wytrysnął, podniecony świadomością, że jej dotyka. Dyszał ciężko, niezdolny się opanować. Weźmie ją, a potem poślubi, i będzie brał ją każdej nocy, będzie...
Ty przeklęty mały sukinsynu! Na diabelskie kopyta i goleń świętego Andrzeja, złaź z mojej córki, głupi szczeniaku!
Lord Henry de Beauchamp, niższy od córki, odznaczał się niezwykle bujnymi włosami, które teraz rwał sobie z głowy. Choć dosyć tęgi i brzuchaty, doprowadzony do furii, nadal przedstawiał sobą groźny widok, teraz zaś wyglądał tak, jakby zaraz miał dostać ataku apopleksji. Chwycił Iva za opończę i rozdzierając cenny jedwab, próbował ściągnąć młodzieńca z Philippy. Lecz Ivo nie zamierzał na to pozwolić. Przywarł do niej, obejmując ją mocno jedną ręką w talii, podczas gdy druga, ta, którą dotykał jej pod suknią, z wolna osuwała się w dół.
Philippa wierciła się i odpychała go, ojciec ciągnął za opończę i nieustająco przeklinał. Ivo jęknął spadając na podłogę obok łóżka. Przetoczył się na plecy i zaczął bezmyślnie gapić się na wykrzywioną z wściekłości twarz lorda Henry'ego.
Kocham Philippe, milordzie i musi pan... Resztki rozsądku kazały mu zamknąć usta. Lord Henry odwrócił się do córki.
Czy ten padalec cię skrzywdził?
Nie, tatusiu. Bardzo się starał, lecz wkrótce i tak bym go powstrzymała. Stracił głowę.
Dobrze, że ty nie straciłaś cnoty. Skąd on się wziął w twojej komnacie?
Philippa spojrzała w dół na niedoszłego gwałciciela.
- Powiedział, że chce tylko ze mną porozmawiać. Nie sądziłam, że sprawy mogą przybrać taki obrót. Ivo się zapomniał.
Ivo de Vescy zrobił coś znacznie gorszego, pomyślał lord Henry, wpatrując się w młodzieńca, który nadal leżał na plecach, z zamkniętymi oczami i poruszającym się gwałtownie jabłkiem Adama. Lord Henry o mało nie skonał na atak apopleksji, kiedy zobaczył Iva na swojej córce. Szok, jaki przeżył, nadal przyśpieszał bieg jego krwi.
- Zostań tutaj, Philippo. Doprowadź się do porządku i lepiej nie mów nikomu o tej napaści. Ja zaś po rozmawiam sobie z tym tu napalonym szczeniakiem.
I być może pokażę mu, jak kastrujemy w Beauchamp rozbrykane ogiery.
Lord Henry chwycił Iva za ramię i postawił na nogi.
- Pójdziesz ze mną, jurny koziołku. Mam ci wiele do powiedzenia.
Ivo zasłużył na każdą obelgę, jaką pod jego adresem rzuci ojciec, pomyślała Philippa, poprawiając na sobie ubranie. A lord Henry posiada imponujący repertuar najbardziej odrażających przekleństw, znanych w Kornwalii, dodała w myśli. Wspomniała, jak dłoń Iva skradała się po jej udzie, i spochmurniała. Powinna była zdzielić go pięścią w te jęczące usta, kopnąć w pobudzoną męskość albo też... Swoją drogą, ciekawe, co ojciec mu powie. Czy każe młodzieńcowi zapomnieć o Bernice? Wyrzuci go z zamku? Poprzednio dwóch innych mężczyzn też zachowało się głupio, no, może nie aż tak głupio jak Ivo, lecz sytuacja i tak przestała być zabawna. Bernice z pewnością za taką jej nie uważa, podobnie jak ich matka, lady Maude. Lord Henry nie wyrzuci Iva z zamku, nie może. Bernice bardzo chce go poślubić. Lady Maude pragnie, aby córka za niego wyszła, i Philippa także tego chce. Poczuła, że ciężki lok opadł jej na czoło, więc od - rzuciła go, a potem westchnęła i spróbowała wpleść nieposłuszne pasmo z powrotem w warkocz. Życie nie zawsze jest sensowne i nawet nie należy tego oczekiwać. Do tej pory o rękę posażnej Bernice starało się pięciu kandydatów. Dwóch niemal omdlewało z miłości, jednak dziewczyna nie podzielała ich uczuć. Pozostali dwaj woleli Philippe, zaś Bernice, z niezrozumiałego dla Philippy powodu, uznała, że to wina siostry. A teraz Ivo de Vescy, młodzieniec tak pożądany przez Bernice, obdarzony najsłodszym uśmiechem, rzadką umiejętnością unoszenia tylko jednej brwi oraz wyjątkowo piękną sylwetką, też zmienił front.
Co powie mu lord Henry? Philippa nie mogła pozwolić, by Ivo został przegnany z zamku. Ani Bernice, ani lady Maude nigdy by jej tego nie wybaczyły. Oskarżyłyby ją, że próbuje zwrócić ku sobie uczucia Iva. Bernice prawdopodobnie rzuciłaby się z pazurami do twarzy siostry, usiłując wydrapać jej oczy i powyrywać włosy, co z pewnością nie uczyniłoby życia Philippy przyjemniejszym.
Nie wahała się ani chwili, zbiegła po głęboko żłobionych kamiennych stopniach oddzielających komnaty mieszkalne od głównej sali z jej monstrualnie wielkim kominkiem i wysoko sklepionym sufitem, pod którym zimą gromadził się dym z paleniska. Nie zatrzymała się, pośpieszyła przez wewnętrzny dziedziniec ku wschodniej wieży i wspięła się po wilgotnych stopniach. Przystanęła dopiero na drugiej kondygnacji, pod drzwiami prywatnej komnaty ojca. Pomieszczenie to nazywano co prawda jego kwaterą wojenną, lecz Philippa wiedziała, że ojciec spędza tu wesoło długie zimowe noce, swawoląc z chętnymi miejscowymi kobietami.
Bez wahania uchyliła lekko drzwi, ale tylko tyle, by widzieć ojca obok wąskiego otworu strzelniczego wychodzącego na Las Dunroyal, od którego oddzielała zamek Beauchamp fosa. Ivo de Vescy, wyprostowany jak strzała, stał przed nim, starając się zachować pewność siebie. Usłyszała, jak ojciec powiedział ostro:
- Czy nie masz krztyny rozumu, ty niedorozwinięty szczeniaku? Nie możesz dostać Philippy! To Bernice jest panną na wydaniu, nie Philippa. Nie będę ci tego więcej powtarzał.
Ivo markotny, a mimo to starający się zachować jak na mężczyznę przystało, tak wyprostował ramiona, iż pewnie musiały go rozboleć plecy, i odparł:
- Milordzie, jestem zmuszony pana poprosić, by jeszcze raz przemyślał pan sprawę. Pragnę Philippy, nie Bernice. Przepraszam za to, że próbowałem... przekonać ją o moim oddaniu w tak...
Umilkł, zmieszany. Nic dziwnego, że się zawahał, pomyślała Philippa, przysuwając ucho bliżej szpary w drzwiach.
- Usiłowałeś ją zgwałcić, kretynie!
- Być może, milordzie, lecz nie zrobiłbym jej krzywdy. Nigdy nie dopuściłbym, by choć jeden włos spadł z jej małej główki!
- Do diaska, chłopcze, jej mała główka znajduje się na tej samej wysokości, co twoja!
To niewątpliwie prawdziwe stwierdzenie nie odstraszyło jednak Iva.
- Milordzie, pan musi mi ją oddać, musi pan pozwolić, bym pojął ją za żonę. Mój ojciec pokocha Philippe, i reszta rodziny także. Proszę, milordzie, nie skrzywdzę jej.
Lord Henry uśmiechnął się.
- To prawda, mój paniczu. Z pewnością nie pozwoliłaby ci się zgwałcić, ty nieopierzony pleciugo. Jak mało ją znasz... Załatwiłaby cię na amen, ponieważ jest mocna, silna jak mój giermek. W niczym nie przypomina tych drobiących nóżkami bawidełek, jakimi są inne damy.
Lord Henry w milczeniu wpatrywał się w młodzieńca. Nagle jego kaprawe oczka nieco złagodniały, a w głosie dał się słyszeć ton zrozumienia:
- Zapomnij o swoim pożądaniu, słyszysz? Lecz Ivo tylko przecząco potrząsnął głową.
Cała łagodność i zrozumienie zniknęły z twarzy lorda Henry'ego. Wyglądał przerażająco i nawet Philippa, przyzwyczajona do wybuchów gniewu swego rodziciela, cofnęła się nieco. Z pewnością Ivo szybko zrejteruje - nikt nie sprzeciwiał się jej ojcu, gdy był w takim nastroju.
Ale ku zaskoczeniu dziewczyny - i prawdę mówiąc, także lorda Henry'ego - Ivo przedsięwziął jeszcze jedną próbę i drżącym z przejęcia oraz lęku głosem oznajmił:
- Kocham ją, milordzie! Kocham tylko Philippe! Lord Henry skrzyżował na piersi potężne ramiona.
Przez chwilę w milczeniu przyglądał się chłopcu, a potem widać podjął decyzję, ponieważ spochmurniał, i powiedział:
- Philippa została już przyrzeczona. Wyjdzie za mąż w swoje osiemnaste urodziny, to znaczy za dwa miesiące.
Za mąż? Nie!
Tak. Więc daj sobie spokój, Ivo. Została ci tylko moja słodka Bernice albo...
Ale, milordzie, kto oświadczył się o jej rękę? I kogo wolał pan ode mnie?
Phillippa, jeszcze bardziej zaciekawiona niż jej niedoszły gwałciciel, przycisnęła mocniej twarz do framugi drzwi.
- Poślubi Williama de Bridgporta. De Bridgport!
Philippa cofnęła się gwałtownie z otwartymi szeroko ustami, nie wierząc temu, co usłyszała.
Nagle do jej uszu dobiegł cichy odgłos stąpania, schowała się więc co prędzej za kobiercem utkanym przez babkę ponad trzydzieści lat temu. Wstrzymała oddech. Kroki przybliżyły się i wkrótce matka Philippy, lady Maude, minęła kryjówkę córki i weszła do komnaty, nie pukając. Philippa słyszała stłumione odgłosy rozmowy, ale nie mogła rozróżnić słów. Szybko wróciła na posterunek pod drzwiami.
Usłyszała głośny śmiech matki - nie był to przyjemny dźwięk, gdyż lady Maude nie została obdarzona poczuciem humoru.
- Tak, Ivo de Vescy, to William de Bridgport ją poślubi, nie ty.
Ivo spoglądał przez chwilę półprzytomnie, a potem cofnął się o krok.
William de Bridgport! Ależ milordzie, to starzec, gruby starzec, do tego bezzębny i z takim brzuszyskiem... - Słowa zawiodły Iva, więc tylko wyciągnął ręce daleko w przód, demonstrując, jaki brzuch posiada jego konkurent. - To diabeł wcielony, mężczyzna w wieku mego ojca.
Na zęby szatana! Powściągnij swój język, zuchwały koguciku! Nie masz o niczym pojęcia!
Teraz przyszła kolej na lady Maude, która odezwała się głosem ociekającym jadem:
- To już nie twoja sprawa! Oferujemy ci Bernice i weźmiesz Bernice albo wyniesiesz się z Beauchamp jak niepyszny!
Philippa z pobladłą nagle twarzą cofnęła się jeszcze bardziej. Obrazy, nie słowa, wypełniły jej umysł. De Bridgport! Ivo miał rację, tyle że de Bridgport wyglądał jeszcze gorzej, niż to zostało opisane. Poza tym był ojcem trojga odrażających potomków, starszych niż Philippa: dwóch córek, obdarzonych piskliwym głosem i wiecznie niezadowolonych, oraz syna o cofniętym podbródku i chytrym spojrzeniu. Philippa zamknęła oczy. To jakiś żart. Jej ojciec nie mógłby... Nie było potrzeby oddawać jej de Bridgportowi. To w ogóle nie miało sensu, chyba że ojciec po prostu skłamał, by zniechęcić Iva. Tak, z pewnością tak właśnie sprawy się mają. Ivo go zaskoczył, więc ten wypowiedział pierwsze nazwisko, które przyszło mu na myśl, starając się w ten sposób skierować uwagę młodzieńca na drugą siostrę.
Lecz nagle lady Maude powiedziała oficjalnym tonem:
- Posłuchaj, Ivo de Vescy. Ta olbrzymka nie dostanie od sir Henry'ego posagu, ani grosza, rozumiesz? Wy chodzi za de Bridgporta, ponieważ on weźmie ją w jednej koszuli. I całe szczęście, ponieważ lord Henry z pewnością nie da jej nic więcej. Czyżbyś nie wiedział, że przezywają ją Olbrzymka? To dlatego, że jest kościstym, pozbawionym wdzięku stworzeniem, w przeciwieństwie do jej milutkiej siostry.
Lord Henry spojrzał skonsternowany na bladą twarz swojej żony. Jej wodniste, szare oczy wyrażały więcej namiętności, niż podczas ich poślubnej nocy - bardzo krótkiej zresztą. Skinął powoli głową i dodał:
- Sam widzisz, smarkaczu. Albo wrócisz z niczym do ojca, albo weźmiesz moją słodką Bernice i podpiszesz kontrakt ślubny. A zatem, jak będzie?
Lecz Ivo najwidoczniej nie został jeszcze do końca przekonany i Philippa choć przez chwilę mogła być z niego dumna, gdyż sformułował pytania, które i ona pragnęła zadać swoim rodzicom.
- Ale milordzie, dlaczego... ? Nie zależy pani na córce, milady? Z całym szacunkiem, milordzie, ale...
Lord Henry przyglądał się młodemu człowiekowi i widział, że jego małżonka także mu się przygląda. W oczach lady Maude nie było już namiętności, tylko zimna furia. Na jej chudych policzkach wykwitły krwiste rumieńce. Ivo okazał się impertynentem, lecz z drugiej strony, lord Henry postąpił głupio, wspominając o de Bridgporcie. Jednak tylko to nazwisko przyszło mu na myśl, aby przekonać Iva. A Maude błyskawicznie potwierdziła jego słowa, więc teraz znalazł się w pułapce, z której niełatwo będzie się wycofać. De Bridgport! Co za parszywy wybór!
- Dlaczego, milordzie?
W głosie młodzieńca słychać było nie tylko rozpacz, ale i szczere zaciekawienie. Lord Henry westchnął. Jednak to Maude przemówiła, zadziwiając męża złośliwością.
Lord Henry nie czuje przywiązania do Philippy i dlatego nie da jej posagu. Ona jest dla nas niczym, wyłącznie ciężarem, utrapieniem. Zdecyduj się więc, Ivo, i nie wystawiaj dłużej na próbę mojej cierpliwości.
Czy zgodzisz się poślubić Bernice? - zapytał lord Henry. - Ona, to słodkie dziecko, twierdzi, że chce ciebie i nikogo innego.
Ivo pragnął powiedzieć, że weźmie Philippe bez posagu, a nawet bez koszuli, jednak rozsądek przeważył nad popędliwością. Nie był głupi. Wiedział, jakie ciążą na nim obowiązki - był przecież najstarszym synem. Przez kilka ostatnich łat dobra rodu de Vescy w pobliżu Yorku, nękane nieurodzajem, prawie nie przynosiły dochodu, więc Ivo musiał poślubić dziedziczkę - taki był jego obowiązek. Nie miał wyboru, absolutnie żadnego.
A poza tym, rozmyślał dalej, Philippa nie była tak mała, miękka i przymilna jak jej siostra. Była zbyt wysoka, zbyt silna i stanowcza - na wszystkich świętych, potrafiła czytać i rachować niczym jakiś przeklęty ksiądz albo urzędnik - choć z drugiej strony... Jej ciemnoblond włosy mieniły się tyloma kolorami, wijąc się dziko wokół twarzy i opadając jedwabistą, nieporządną falą na plecy. Oczy zaś miała wspaniale błękitne, jasne, iskrzące się śmiechem, a piersi cudownie pełne, krągłe i... Ivo chrząknął, a potem co prędzej powiedział:
- Wezmę Bernice, milordzie.
Dobrze, że przynajmniej się przy tym nie rozpłakał, pomyślał lord Henry.
Maude podeszła bliżej i nawet uśmiechnęła się, dotykając rękawa tuniki młodzieńca.
- I tak być powinno - powiedziała. - Dokonałeś właściwego wyboru i nigdy nie będziesz tego żałował.
Philippa czuła się jak żona Lota. Nie mogła się poruszyć, nawet kiedy jej ojciec machnął ręką w stronę drzwi i powiedział do Iva, by się ogarnął, zanim odszuka Bernice. W jednej chwili jej życie uległo całkowitej zmianie. Nie rozumiała, dlaczego rodzice odwrócili się od niej. Zawsze sądziła, że ojciec ją kocha - orał nią niczym wołem roboczym, to prawda, lecz ona lubiła swoje obowiązki zarządcy zamku. Z przyjemnością zajmowała się rachunkami, pertraktowała z kupcami i rozsądzała spory pomiędzy chłopami.
Co do matki, to nauczyła się trzymać od niej z daleka. Jeszcze gdy była mała, powiedziano jej, by nie zwracała się do lady Maude „matko". Dziewczynka szybko przyzwyczaiła się do nowych reguł i nie zawracała sobie nimi więcej głowy. Nie oczekiwała też od niej matczynej miłości, a to od chwili, gdy ta dama o zaciśniętych wargach uderzyła ją w twarz tak mocno, że małej aż zadźwięczało w uszach. Miała wtedy dziesięć lat i ośmieliła się oskarżyć Bernice, że ukradła jej stosik drobnych monet.
Ojciec nie zrobił nic. Nie wziął jej strony, lecz tylko odprawił ją niecierpliwym machnięciem dłoni, mrucząc, że jest zbyt zajęty, aby zajmować się babskimi sporami. Aż do tego dnia nie pamiętała o tym, że ojciec nie ujął się wtedy za nią - być może dlatego, że pamiętanie mogłoby przysporzyć jej zbyt wiele bólu.
A teraz planowali wydać ją za Williama de Bridgporta. I nawet nie dadzą jej posagu. Nikt też nie wspomniał przy niej wcześniej o tych planach. Philippa nie potrafiła tego pojąć. Z ukochanej młodszej córki - kochanej przynajmniej przez ojca - w jednej chwili stała się córką wydziedziczoną i nie kochaną przez nikogo. Rodzice nie byli do niej przywiązani, nie posiadała nic, poza koszulą na grzbiecie... Co ona takiego zrobiła? Czym obraziła ich aż tak bardzo?
Kiedy Ivo odwrócił się, by odejść, Philippa nawet nie drgnęła. Dopiero kiedy był tuż przy drzwiach, odwróciła się na pięcie i pognała w dół. Noski jej miękkich skórzanych pantofli, długie i spiczaste, jak nakazywała najnowsza moda panująca na dworze królowej Eleanor, nie nadawały się do biegu. Philippa potknęła się dwa razy, nim dotarła do swojej komnaty. Zatrzasnęła za sobą ciężkie dębowe drzwi, zasunęła rygiel i oparła się o framugę, dysząc ciężko.
Nie chodziło tylko o to, że jej nie chcieli. I że pragnęli pozbyć się jej z zamku. Chcieli ją ukarać. Chcieli oddać ją temu bezbożnemu staruchowi, de Bridgportowi.
Dlaczego? Żaden rozsądny powód nie przychodził jej na myśl.
Co prawda, mogłaby po prostu zapytać ojca. Pójść do niego i spytać, czym ich obraziła, że chcą ukarać ją aż tak dotkliwie.
Podeszła do wąskiego okna i wyjrzała przez nie na wewnętrzny dziedziniec zamku Beauchamp. Z dołu, niesione wschodnim wiatrem, dolatywały znajome wonie. Pachniało psami, bydłem, świniami i końmi w skórzanej uprzęży, które dosiadali zbrojni jej ojca. Wychodki na szczęście znajdowały się po zachodniej stronie murów i dziś wiatr nie przynosił z sobą odoru ludzkich ekskrementów.
Tu był jej dom, miejsce, do którego przynależała. Po dziś dzień nigdy nie przyszłoby Philippie do głowy, aby podawać to w wątpliwość. Wiedziała, że lady Maude o nią nie dba, nie tak, jak troszczyła się o Bernice, jednak już jako dziecko nauczyła się tłumić w sobie ból spowodowany odrzuceniem. Zamiast tego starała się pozyskać miłość ojca, sprawiając, by był z niej dumny i kochał ją. Lecz teraz nawet ojciec wziął stronę lady Maude. Zostanie wygnana do Williama de Bridgporta, by dzielić z nim łoże i dotrzymywać mu towarzystwa. Przez chwilę nienawidziła siostry, która zagarnęła dla siebie nawet tę namiastkę miłości, do jakiej była zdolna lady Maude. Jej matka zachowywała się tak, jakby uścisk czy pocałunek były skarbami, których należało czujnie strzec, nie dzieląc się nimi.
Czy powodem był wysoki wzrost Philippy, przewyższającej ojca i nie posiadającej owego słodkiego dziewczęcego wyglądu, którym tak chlubiła się Bernice? Lady Maude powiedziała Ivo, że wszyscy przezywają Philippe Olbrzymką. Nie wiedziała o tym. Nawet Bernice w chwilach gniewu nigdy jej tak nie nazwała.
A może chodziło o to, że urodziła się dziewczynką, nie chłopcem?
Philippa potrząsnęła głową. Jeśli to prawda, Bernice także powinna stanowić dla nich rozczarowanie i dzielić ten sam los. Philippa nie była tak naprawdę olbrzymką, ale po prostu wysoką dziewczyną. Odwróciła się od okna i rozejrzała po pokoju. Była to przyjemna, niewielka komnata, której zimną, kamienną podłogę wysypano ziołami i sitowiem.
Musiała coś zrobić. Nie mogła po prostu czekać, aż William de Bridgport przybędzie do zamku i upomni się o nią.
Nagle uderzyła ją pewna myśl. Ciekawe, dlaczego lord Henry zadał sobie tyle trudu, by ją wykształcić, skoro miała zostać żoną kogoś takiego jak William de Bridgport? To czysta strata, o ile mąż nie potrzebuje kobiety, która mogłaby zostać zarazem zarządcą jego dóbr i klaczą rozpłodową. Philippa zarządzała dobrami ojca od dwóch lat, od kiedy jej poprzednik, stary pan Davie, zmarł na biegunkę. Z każdym dniem pomnażała swoje umiejętności. I po co to wszystko? - zastanawiała się, odpinając miękki skórzany pas, zdejmując luźną wierzchnią pelerynkę bez rękawów, uszytą z delikatnego jasnoniebieskiego płótna, i dopasowaną wełnianą suknię o ciasnych rękawach, których o mało nie rozerwała w pośpiechu. Przez chwilę stała nieruchomo, ubrana jedynie w płócienną koszulę sięgającą do połowy ud, a potem pozbyła się także tej ostatniej części garderoby. Uświadomiła sobie, że na dziedzińcu widziała coś jeszcze. Widziała kilka wozów załadowanych surową wełną przeznaczoną na kwietniowy jarmark w St. Ives. Dwa wozy były własnością chłopów z majątku, trzeci należał do lorda Henry'ego.
Stała tak, wysoka, naga i drżąca - nie z chłodu, lecz porażona świadomością, iż nie może pozostać w zamku i pozwolić, aby zmuszono ją do poślubienia de Bridgporta. Nie zostanie tutaj i nie będzie udawała, że nic się nie stało. Nie jest podrzutkiem bezradnie oczekującym swego losu. Niemal słyszała głos drażniącej się z nią Bernice:
- ... paskudny staruch dla ciebie, przystojny młodzieniec dla mnie. Ja jestem ulubioną córką i teraz za to zapłacisz, zapłacisz...
Udowodni im, że nie jest bezradna.
Po chwili Philippa miała już na sobie starą koszulę, równie znoszoną bezkształtną suknię i tunikę praną tyle razy, że ta niemal zupełnie straciła kolor. Pantofle o modnie wygiętych noskach zastąpiła mocnymi butami, które sięgały jej do połowy łydek. Cholewki były zbyt luźne, więc obwiązała je pasami płótna. Zaplotła gęste włosy, owinęła warkocz wokół głowy i wcisnęła na nią wełnianą czapkę. Czapka była za mała, ponieważ Philippa ostatni raz nosiła ją, kiedy miała dziesięć lat.
Teraz musiała już tylko poczekać, aż zapadnie zmierzch. Jej kuzyn, siostrzeniec lady Maude, mieszkał w pobliżu St. Ives. Był kasztelanem w Crandall, jednej z posiadłości możnego Graelama de Moretona z Wolffeton. Dotąd Philippa zetknęła się z Walterem tylko dwa razy, ale zapamiętała go jako człowieka uprzejmego. To właśnie do niego się uda. Z pewnością kuzyn ją ochroni. A potem...
Skonsternowana zauważyła, że chłopi wsiadają na wozy, a towarzyszy im trzech zbrojnych jej ojca. Wyjeżdżali już teraz!
Przez chwilę nie wiedziała, co robić, ale nie trwało to długo. Beauchamp było jej domem przez blisko osiemnaście lat. Znała tu każdą dziurę i każdy kąt. Wyszła z pokoju, zbiegła cicho po schodach, minęła wielką salę, a potem niezauważona otworzyła dębowe drzwi i wydostała się na dziedziniec.
Szybko, poganiała samą siebie, musi poruszać się szybko. Podbiegła do ukrytej w murach furtki, oczyściła ją z zarośli na tyle, by dała się uchylić, i wyśliznęła się na zewnątrz. Zacisnąwszy palce na nosie, wzdrygnęła się i zanurzyła w śmierdzącą wodę fosy. Fosa okazała się głębsza niż sądziła, i wkrótce woda sięgała jej do brwi, a stopy ślizgały się po grząskim, mulistym dnie. Kaszlała, dławiła się i dusiła, lecz jakoś udało jej się dopłynąć do przeciwległego brzegu i wdrapać na śliskie zbocze. Pobiegła ku lasowi Dunroyal, rozsiewając wokół odór stęchłej wody.
No cóż, nie jechała przecież do Londynu, by spotkać się z królem, lecz ucie...
ZBIGNIEW-JULIUSZ