Bora �osi� Rola mojej rodziny w �wiatowej rewolucji NA DRODZE DO EUROPY Tytu� pos�owia po�yczam z pierwszego numeru kwartalnika �Kafka� (2001 r.), bo jest adekwatny � ��osiciowski� i aktualny. Bora �osi� opublikowa� zreszt� w tym numerze kwartalnika wypowied� zatytu�owan� �Ja, parias z Ba�kan�w�, z kt�rej pozwol� sobie zaczerpn�� przydatny cytat: (...) w 1945 roku nasza po�udniowa ojczyzna sta�a si� oficjalnie kr�lestwem robotnik�w. M�j ojciec, kt�ry dot�d tkwi� za lad� sklepu �elaznego, teraz awansowa� na referenta do spraw gwo�dzi w jakiej� instytucji, ale nada� przynale�a� do �klasy robotniczej� (...). Wedle tej samej systematyzacji moja mama by�a robotnic� w naszym gospodarstwie domowym, ja za� robotnikiem oddaj�cym s� nauce przedmiot�w gimnazjalnych. Do tego grona nale�y jeszcze doda� dziadka, kt�ry takie by� robotnikiem, niezmordowanym w dziele komentowania wydarze�, wujka robotnika, zajmuj�cego si� uwodzeniem panienek, oraz ciotki zatrudnione w biurze opowiadania przedwojennych film�w � i wtedy b�dziemy mieli poj�cie o roli mojej rodziny w �wiatowej rewolucji. Tak pisze autor, nawi�zuj�c do swojej powie�ci z roku 1968, kt�ra przynios�a mu sukces i jednocze�nie spowodowa�a kilka zakaz�w druku, mi�dzy innymi w Polsce. Prze�o�y�am j� dla powa�nego, oczywi�cie pa�stwowego, wydawnictwa r�wno trzydzie�ci lat temu (1972) i do rej pory zachowa� si� u mnie wydobyty z redakcji, nieco po��k�y egzemplarz, niekompletny zreszt�. Niekompletny, bo zabrak�o w nim stron wyj�tych przez redaktor�w w celach manipulacji, to znaczy ewentualnego skracania lub retuszowania trefnych miejsc. Dzi� mo�e coraz trudniej w to uwierzy�, ale tak w�a�nie post�powa�a autocenzura wydawnicza z k�opotliwymi tekstami, zar�wno ksi��ek oryginalnych, jak przek�ad�w. Zachowa�y si� tak�e (na teczce) �lady desperackich pr�b zmiany tytu�u; najpierw s�owo �rodziny� zmieniono na �rodzinki� � aby humorystyczny zamys� autora nie budzi� u nikogo w�tpliwo�ci. Ale to nie za�atwi�o sprawy: pozosta�a bowiem �rewolucja�, s�owo--fetysz. R�k� bardzo przyzwoitej sk�din�d redaktorki zapisano wi�c ewentualne ... bezrewolucyjne� wersje tytu�u: �Rola mojej rodzinki w przewrocie �wiatowym� i �Rola mojej rodzinki w przewrocie dziejowym�. Obie te per�y pomys�owo�ci pozostawiam bez komentarza; wystarczy takt, �e polski przek�ad ostatecznie si� nie ukaza�, mimo i� nawet nie dotar� do oficjalnej cenzury na ul. Mysi�. Spraw� ��wiatowej rewolucji�, a tak�e nazwiska i tytu�y klasyk�w marksizmu, zw�aszcza rosyjskich, traktowano czo�obitnie, ze �mierteln� powag�. Najlepiej by�o � przeciwnie, ni� to uczyni� Bora �osi� - na wszelki wypadek nie wspomina� o Leninie, o Trockim, O R�y Luksemburg czy Dzier�y�skim, o Imperializmie Jako najwy�szym stadium kapitalizmu. Tymczasem zdolny i zuchwa�y �parias� Z zawsze k�opotliwych Ba�kan�w odwa�y� si� zakpi� ze �wi�tych i nietykalnych akcesori�w rewolucji, wk�adaj�c opowie�� o niej w usta ch�opi�cego narratora, kt�ry w obliczu �wiata staje naiwny i bezradny jak dziecko wobec dziw�w Disneylandu. Jego liczna rodzina, wyrzucona z mieszkania do jednego pokoju przez fale socjalistycznej rewolucji, nie przyjmuje mimo wszystko postawy wrogiej ani nawet z�o�liwej, lecz wszelkimi sposobami stara si� w��czy� w nurt nowego �ycia. W gruncie rzeczy okazuje si� to jednak zupe�nie niemo�liwe, podobnie jak wydanie u nas we wczesnych latach siedemdziesi�tych zabawnej opowie�ci o tych wysi�kach. Byli�my podupad�� rodzin� z mn�stwem pi�knych fotografii. �yli�my w po�owie dwudziestego wieku, troch� przed, a troch� po tej po�owie. (...) Z pocz�tku wszystko by�o jasne i proste - pisze autor pod koniec powie�ci � potem coraz bardziej zagmatwane, niewyt�umaczalne. (...) Wujek m�wi�: �Dziej� si� mocne rzeczy�. Wujek liczy� swoje kobiety do pi�ciuset (...) Mama liczy�a swoje maszynki firmy Alexanderwerk, dziadek liczy� swoje doniczki z kwiatami. Dzia�o si� to w wiecznym zamieszaniu. Wszystkiemu towarzyszy� nieopisany zam�t, ale by�o w�a�nie tak. Tak albo jeszcze gorzej. Cz�onkowie drobnomieszcza�skiej rodziny pod r�nym, najcz�ciej niespodziewanym karem komentuj� �wiod�ce� wypowiedzi, co staje si� naturalnym �r�d�em niezamierzonego komizmu i dodatkowo stwarza dla nich niejednorodny, pozornie chaotyczny kontekst, pe�en uciesznych dysonans�w. M�odzie�czy narrator wszystko to relacjonuje Z pe�n� powag�. Humor, jak zwykle, odgrywa rol� katalizatora, �agodzi ostro�� niekt�rych smutnych spraw i powoduje, �e przypomnienie ich nie psuje krwi, ale �mieszy. Czytaj�c Cosicia, �miejemy si� z jego bohater�w i z samych siebie, a jak wiadomo � �miech to zdrowie. W ramach przyj�tej konwencji ksi��ka jest brawurowym popisem autora, stanowi z�o�ony, lecz koherentny obraz �ycia w pierwszych miesi�cach i latach po wyzwoleniu Belgradu (Belgradu, Pragi czy Warszawy � oboj�tne), sp�jn� konstrukcj�, nie poddaj�c� si� manipulacjom. �a�osny koniec redaktorskich wysi�k�w, wymuszonych przez czujne �kolegium wydawnicze�, tylko potwierdzi� prawdziwo�� wizji autora. Wbrew komicznemu kostiumowi powie�� Cosicia nie jest bowiem �kpin� z rewolucji�, ale jej gorzkim obrazem. Ksi��ka ukazuje si� oczywi�cie w postaci integralnej, strony wyj�te przez redaktor�w z �minionej epoki� wr�ci�y na swoje miejsce. Pocz�tkowo zamierza�am zaproponowa� wydawcy, aby je jako� oznaczy�, i w ten spos�b u�atwi� dzisiejszemu czytelnikowi orientacj� w charakterze �wczesnych zakus�w cenzorskich. Ale zrezygnowa�am z tego. By�aby to znowu jaka� selekcja, a poza tym dla ka�dego przyjemniejsze i zabawniejsze jest osobiste rozpoznawanie. Po co si�gamy dzi� do po��k�ego r�kopisu, przywracamy do �ycia zagubione kartki przek�adu? Przysz�o�� potrzebuje pami�ci � napisa� Gyorgi Konrad w artykule pod takim w�a�nie tytu�em, -Pami�� to bunt. Pomie� to rozpoznanie. Dzi�ki niej mo�na odr�ni� dobro od z�a. R�kopis z lat siedemdziesi�tych ubieg�ego wieku po��k�, ale niekt�re upami�tnione w nim sprawy, niekt�re postawy i metody do dzi� odzywaj� si� rozpoznawalnym echem. Przyznam, �e u progu dwudziestego pierwszego wieku chc� rei cichaczem uczci� pewn� ma�� rocznic�, czterdziestolecie mojej pracy przek�adowej. Postawa Bory Cosicia by�a i jest mi bliska, nadal pragn�, aby sw� czekaj�c� w zamra�arce powie�ci� wreszcie przem�wi� w j�zyku polskim. (...) Jak nie rozumia�em �bezklasowo�� pa�stwa lity, tak nie mog� �atwo zaakceptowa� nowego kr�lestwa, kt�re zak�ada istnienie dw�ch oddzielnych klas. Przypuszczam, �e zn�w chodzi o to, by jedni harowali, a drudzy zbierali plony tej har�wki. (...) Jestem pariasem z Ba�kan�w, nie mieszcz�cym si� jeszcze w tym p�europejskim towarzystwie, poniewa� charakteryzuje utnie niepraktyczno�� i brak bieg�o�ci w czymkolwiek, nie za� bycie wyzyskiwanym, jak w przypadku niegdysiejszego proletariatu -napisa� w kwartalniku �Kafka� Bora �osi�, kt�ry w wojennym roku 1992 opu�ci� Belgrad, a teraz mieszka w Royinju na Istrii i w Berlinie. sierpie� 2001 Danuta Cirli�-Straszy�ska MAMA Mama uszy�a torb�, na torbie wyhaftowa�a napis �Gazety�. Wyhaftowa�a jeszcze tat�, kt�ry siedzi na sedesie ze spuszczonymi spodniami i czyta. Haft by� w trzech kolorach: w jednym - tata, w drugim - spodnie, w trzecim � gazeta. Tata by� jak �ywy, na przek�r prawdzie ozdobiony �ysin�, chyba z zemsty. Do torby wk�adano gazety starannie poci�te na czworo; ci�� je dziadek wielkim kuchennym no�em, ale tylko te, kt�re ojciec ju� przeczyta�. Wszystko to opisa�em w wypracowaniu �Nasze �ycie w klozecie i poza nim�. Mama powiedzia�a: �Jaka to paskudna szko�a, wszystko by wystawi�a na widok publiczny, ohyda!�. A ja na to: �Nie mam nic do powiedzenia�. Mama ze �cierk� w r�ku wychodzi�a na gzyms i wisz�c nad przepa�ci� g��boko�ci trzech pi�ter, my�a okna. W domu podnosi� si� krzyk, dziadek chcia� trzyma� j� za nogi, kiedy� jedna z ciotek zemdla�a. Ojciec pyta�: �Musisz tak wisie� przy tym myciu?�. Mama odpowiada�a: �Musz�. Mama gotowa�a pomidory w wielkim garze, w kt�rym gro�nie bulgota�o. Wchodzi�a na taboret i d�ug� warz�chwi� miesza�a rzadk� papk� niby czarownica w kotle. Wujek m�wi�: �A jak wpadniesz?�. Papka straszliwie bryzga�a, plami�c �ciany, parz�c domownik�w, nawet tych, kt�rzy trzymali si� z dala. �ycie pe�ne by�o niebezpiecze�stw. Mama powiedzia�a: �Chod�cie, rozci�gniemy firanki!�. Firanki by�y wyprane, jeszcze mokre, dziadek i wujek z�apali za rogi i ci�gn�li ile sit. Mama ostrzega�a: �Tylko mi ich nie podrzyjcie!�. Dziadek powiedzia�: �Zupe�nie jak na statku�. A mama doda�a: �Wykr��cie mi obrus!�. Dziadek z ojcem wyszli na taras i zacz�li skr�ca� wilgotne p��tno, ka�dy w odwrotn� stron�. Dziadek powiedzia�: �Tego ju� za wiele!�. Mama powiedzia�a: �Wszystko to jest konieczne�. Potem za��da�a, �eby wbili haki i zawiesili karnisz. Dziadek przyd�wiga� drabin�, z m�otkiem w r�ku wspi�� si� na sam czubek i spyta�: �Czy ja pracuj� w cyrku?�. Mama rozci�ga�a ciasto napite, placki by�y strasznie du�e, rozwieszone na kilku krzes�ach, powietrze dr�a�o, s�ycha� by�o szum. Mama powiesi�a koszule w �azience; spod sufitu, z nasi�kni�tych r�kaw�w, kapa�o jak podczas ulewy. Dziadek pyta�: �Mam sra� pod parasolem?�. Mama rozstawi�a s�oiki ze �wie�o usma�onymi konfiturami na pianinie firmy Eosendorfer, na kasie dziadka, wsz�dzie. Mama suszy�a str�czki fasoli na wszystkich szafach, nakrytych starymi gazetami. Mama hodowa�a jedwabniki: ma�e larwy rozwija�y si� u�o�one na p�eczkach z blaszanymi ozdobami, muszlami z Abacji, wie�ami Eiffla w miniaturze. Mama nakroi�a makaronu na najbli�sze trzy miesi�ce i roz�o�y�a na ��kach, �eby si� suszy�. Ojciec zapyta�: �Dok�d b�dzie trwa� ten stan wojenny?�. Wujek powiedzia�: �Zrobi� rusztowanie, �eby�my mogli si� porusza�. Ja powiedzia�em: �Co to, przedstawienie?�. Mama powiedzia�a: �Jeszcze mnie b�dziecie szuka�, a ja b�d� wisie� na strychu!�. I doda�a: �Kiedy mi ...
wojto_2222