Havel Vaclav - Protest.pdf

(191 KB) Pobierz
2600983 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
2600983.001.png 2600983.002.png
VÁCLAV HAVEL
Protest
Przełożył z języka czeskiego
Andrzej Sławomir Jagodziński
1
Protest
(Sztuka w jednym akcie) – 1978
osoby:
STANIEK
WANIEK
miejsce akcji: gabinet Stańka
Na scenie gabinet Stańka. Z lewej strony stoi masywne biurko, na nim maszyna do pisania,
telefon, okulary, wiele książek i porozrzucanych papierów; z tyłu, za biurkiem znajduje się
wielkie okno z widokiem na ogród. Z prawej strony stoją dwa wygodne fotele, a między nimi
mały stolik, Całą tylną ścianę zajmuje wielki regał z książkami; w regał wbudowany jest
barek, a w jednej z szafek schowany jest magnetofon. W prawym tylnym rogu znajdują się
drzwi, na prawej ścianie wisi wielki surrealistyczny obraz. Kiedy kurtyna unosi się – na
scenie widać Stańka i Wańka: Staniek stoi za swoim biurkiem i nieruchomo wpatruje się w
Wańka, ten zaś – stojąc przy drzwiach w skarpetkach i z aktówką – zmieszany patrzy na
Stańka. Krótka chwila napięcia. Nagle Staniek energicznie podchodzi do Wańka, chwyta go
po przyjacielsku za ramiona, klepie po plecach i woła.
STANIEK – Pan Waniek! Jakże się cieszę!...
(Waniek uśmiechu się z zażenowaniem. Staniek puszcza go i opanowuje
swoje podniecenie)
Miał pan kłopoty z trafieniem?
WANIEK – Raczej nie...
STANIEK – Zapomniałem panu powiedzieć, że najłatwiej poznać po tych kwitnących
magnoliach. Piękne, prawda?
WANIEK – Tak...
STANIEK – W ciągu niespełna trzech lat tak je wypielęgnowałem, że mają teraz dwa
razy więcej kwiatów niż za poprzedniego właściciela. Pan też ma na daczy
magnolie?
WANIEK – Nie...
STANIEK – To powinien je pan mieć! Zdobędę dla pana ze dwa krzaki, i osobiście
przyjadę je posadzić!
(Podchodzi do barku i otwiera go)
Koniak?
WANIEK – Raczej nie... Dziękuję...
STANIEK – Chociaż symbolicznie!
(Staniek nalewa koniak do dwóch kieliszków, z których jeden podaje
Wańkowi, a drugi unosi do toastu)
A więc, za nasze spotkanie!
WANIEK – Na zdrowie...
2
(Obydwaj piją; Waniek lekko się wstrząsa)
STANIEK – Bałem się, że pan nie przyjdzie...
WANIEK – Dlaczego?
STANIEK – No, wie pan, wszystko teraz tak się strasznie poplątało...
(Wskazuje głową fotel)
Proszę, niech pan siada...
(Waniek siada w fotelu i kładzie aktówkę na kolana)
Właściwie przez tyle lat niewiele się pan zmienił...
WANIEK – Pan też nie...
STANIEK – Ja? Co też pan mówi – piąty krzyżyk na karku, włosy siwieją, choroby nie
dają spokoju – to już nie to, co kiedyś! A nasza sytuacja też człowiekowi
nie daje zdrowia! Kiedy właściwie się ostatnio widzieliśmy?
WANIEK – Nie pamiętam...
STANIEK – Czy to nie było na pańskiej ostatniej premierze?
WANIEK – Możliwe...
STANIEK – Wszystko było tak dawno, że już trudno w to uwierzyć! Trochę się wtedy
posprzeczaliśmy...
WANIEK – Naprawdę?
STANIEK – Zarzucał mi pan skłonność do ulegania iluzjom i przesadny optymizm –
od tego czasu już wiele razy musiałem panu przyznać rację! Ale wtedy
jeszcze stale wierzyłem, że uda się uratować coś z ideałów mojej
młodości, a pana uważałem za niepoprawnego czarnowidza...
WANIEK – Ależ ja nie jestem czarnowidzem...
STANIEK – Widzi pan, jak się role odwróciły!
(Krótka pauza)
Jest pan sam?
WANIEK – Jak to – sam?
STANIEK – No, czy pana nie... tego...
WANIEK – Nie śledzili?
STANIEK – Nie pytam dlatego, żeby mi miało na tym zależeć – sam przecież do pana
dzwoniłem...
WANIEK – Niczego nie zauważyłem...
STANIEK – A tak nawiasem mówiąc, gdyby pan się kiedyś chciał urwać obstawie, czy
wie pan, gdzie najlepiej to zrobić?
WANIEK – Gdzie?
STANIEK – W domu towarowym. Niech pan się wmiesza w tłum i w odpowiedniej
chwili niech pan się schowa w toalecie. Tam trzeba poczekać ze dwie
godzinki. Oni wtedy pomyślą. że wyszedł pan nie zauważony innym
wyjściem i zrezygnują. Niech pan kiedy spróbuje...
(Staniek znów podchodzi do barku, wyjmuje naczynie ze słonymi
paluszkami i stawia je przed Wańkiem)
WANIEK – Ma pan tu spokój...
STANIEK – Właśnie dlatego tu się sprowadziliśmy. Tam koło stacji absolutnie nie
dało się pisać. Trzy lata temu się zamieniliśmy. No, a dla mnie największe
znaczenie ma ogród. Później pana oprowadzę i trochę się pochwalę...
WANIEK – Sam pan go pielęgnuje?
STANIEK To dzisiaj moja największa prywatna namiętność: prawie codziennie coś
tam dłubię. Właśnie teraz niedawno uszlachetniłem morele – opracowałem
własną metodę opartą na odpowiednim doborze sztucznych i naturalnych
nawozów i na specjalnym sposobie bezwoskowego szczepienia. Nie
3
uwierzyłby pan, jakie to daje rezultaty. Potem wybiorę panu jakieś
szczepki...
(Staniek podchodzi do biurka, wyjmuje : szuflady paczkę zagranicznych
papierosów, zapałki i popielniczkę, a następnie wszystko to kładzie na
stoliku przed Wańkiem)
Proszę bardzo, panie Ferdynandzie... niech pan zapali!
WANIEK – Dziękuję...
(Waniek bierze papierosa i zapala. Staniek siada w drugim fotelu:
obydwaj piją)
STANIEK – No, niech pan opowiada, co u pana słychać?
WANIEK – – Dziękuję... jakoś leci...
STANIEK – Dają panu chociaż trochę spokoju?
WANIEK – Jak kiedy...
(Krótka pauza)
STANIEK – A jak było tam?
WANIEK – Gdzie?
STANIEK – Czy człowiek naszego pokroju może to w ogóle wytrzymać?
WANIEK – Ma pan na myśli więzienie? A cóż innego mu pozostaje?
STANIEK – O ile pamiętam zawsze pan miał kłopoty z hemoroidami. To chyba
musiało być okropne – przy tamtejszej higienie...
WANIEK – Dawali mi czopki...
STANIEK – Powinien pan poddać się operacji. Mój przyjaciel jest najlepszym
specjalistą od hemoroidów, dokonuje prawdziwych cudów. Załatwię panu...
WANIEK – Dziękuję...
(Krótka pauza)
STANIEK – Wie pan, czasami tamten okres wspominam jak piękny sen: te wspaniałe
premiery... wernisaże... sympozja... różne spotkania... nie kończące się
dyskusje o sztuce! Tyle energii... nadziei... planów... działań... pomysłów!
Te wszystkie winiarnie pełne znajomych... szalone bale... zwariowane
wygłupy nad ranem... piękne dziewczyny, które się wokół nas kręciły! A
przy tym wszystkim ile potrafiliśmy zrobić dobrej roboty! To już nigdy nie
wróci!
(Zauważa, że Waniek jest tylko w skarpetkach)
O Boże, pan zdjął buty?
WANIEK – Mhm...
STANIEK – Nie trzeba było...
(Pauza: obydwaj piją)
STANIEK – Bili pana?
WANIEK – Nie...
STANIEK – A w ogóle biją?
WANIEK – Czasami. Ale politycznych nie...
STANIEK – Często o panu myślałem...
WANIEK – Dziękuję...
(Krótka pauza)
STANIEK – Tak czy inaczej... wtedy zupełnie sobie tego nie wyobrażaliśmy...
WANIEK – Czego?
STANIEK – No, do czego to dojdzie... przecież nawet pan tego nie przeczuwał...
WANIEK – Mhm.
STANIEK – To obrzydliwe, mówię panu, obrzydliwe! Hołota rządzi narodem – a
naród? Czy to rzeczywiście jest ten sam naród, który tak wspaniale
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin