Z pamiętnika Milczącego Cienia.doc

(36 KB) Pobierz
Z pamiętnika Milczącego Cienia

Z pamiętnika Milczącego Cienia

 

- Pamiętaj więc mój uczniu – przemawiający starzec uśmiechnął się w właściwy sobie wyniosły sposób – Potęga nie jest celem samym w sobie. Jest wynikiem poznania. Osiąga ją wielu, a przynajmniej wielu się nią chlubi, lecz niewielu jest w stanie ją utrzymać. Nigdy nie popełnij tego błędu. Nie zatracaj się w pysze nad swymi dokonaniami. Potęga i władza… jeśli źle je wykorzystasz staną się ćwiekiem do twej trumny. Ludzkie, a raczej wszystkie żyjące istoty, bez względu na ich rasę i poglądy, pożądają jej. Część jest na tyle mądra, że zdaje sobie sprawę z faktu, iż potęga jest wszędzie. Potęga natury, życia, czasu, potęga siły, spokoju, mądrości i cierpliwości. Idąc dalej tym tropem dochodzimy do wniosku, że każde stworzenie, każda siła, każda rzecz dysponuje jedyną w swym rodzaju potęgą. Płynąca woda znajdzie ujście wszędzie, lecz to kamień jest tym czego nie złamie. To jest potęga. Z kolei wszelkie rasy rozumne dysponują techniką zdolną nadać głazowi pożądany kształt. To również potęga – siedziałem urzeczony opowieścią mego mistrza i zarazem przybranego ojca Percival’a de Montmorency – Kowal, który ze zwykłej stalowej sztaby wykuwa ostrza mieczy, fleczer, który przemienia sosnowe witki w sprawne łuki. Oni wszyscy to mają. Lecz potęga w tym kształcie spowszedniała przez wieki na tyle, że przestała być uznawana za potęgę. W obecnych czasach jedynie to co wzięte na ostrzu miecza bądź grzbiecie pioruna warte jest zachodu. Jedynie nieliczni pojmują daremność takiego działania. Czyż nie lepiej postępować zgodnie ze swym sumieniem? Rozwijać swe umiejętności, szukać nowych dróg, uczyć się jedynie dla czystej radości poznania? Czyż nie lepiej zdobyć wiernych druhów i wraz z nimi wieść żywot pełen przygód miast zamknąć się w pałacu i ogłosić władcą całego świata? Zapamiętaj to sobie dobrze… Ci co szczycili się swoją władzą oraz przyciągali spojrzenia tłumów skończyli w rowie z gardłem poderżniętym sztyletem wroga, bądź tętnicą przebitą grotem strzały wypuszczonej przez jednego z tych niedojdów, co to sami nie wezmą a drugiemu nie dadzą. Życzę Ci z całego serca byś nie skończył w podobny sposób. Zachowaj swe sprawy dla siebie. Nie kuś losu opowiadając jakiś to wielki, nawet jeśli rzeczywiście tak jest – zlustrował mnie bystrym spojrzeniem – Pozwól, że zaprezentuję Ci to na przykładzie. W obliczu politycznych niesnasek, czasem lepiej usunąć się w cień i pomilczeć niźli opowiadać się po którejś ze stron. Sam nie raz tak czyniłem i nieraz uratowało mi to życie. Stąd zresztą wzięło się me przezwisko, które zapewne znasz… Milczący Cień… Bo też zwykle trzymałem się na uboczu, jakby w cieniu wydarzeń… Decyzje i problemy władców mnie nie interesowały. Nie szukałem waśni, nie mieszałem się w politykę. Sam oceń czy mi się to opłaciło czy jednak nie. W każdym razie nadal chodzę po tym świecie, podczas gdy wielu się to nie udało. Nie muszę się ukrywać, a żaden z upadających władców nie pociągnął mnie za sobą – umilkł powracając zapewne pamięcią do dawnych dziejów – No… – podjął wreszcie – Dość tych rad, a i zwierzeń na dziś wystarczy. Wrócimy do sprawy innym razem.

 

Ale nie wróciliśmy. Mówił mi o wielu sprawach, tłumaczył wiele rzeczy, lecz o potędze i władzy ponownie nie wspomniał. Zresztą nie musiał. Obserwowałem go cały czas, uczyłem się, wyciągałem wnioski. Był mym mentorem, mym autorytetem i mym ojczymem, a ja Mathieu de Montmorency chciałem go zrozumieć i przejrzeć jego myśli. I choć me starania spełzły na niczym upewniłem się w jednym. Ten dostojny starzec o przenikliwym umyśle i zdecydowanym spojrzeniu głęboko wierzył w to ci mi owego dnia przekazał. Cała jego postawa na to wskazywała a wszystkie działania popierały. Jakże głupi byłem, iż dopiero teraz to dostrzegłem. Po przeżyciu dwudziestu jeden wiosen, w tym dwudziestu pod jego opieką. Persival posiadał potęgę powierzoną mu poprzez brzemię wiedzy, którą to potęgę godnie nosił i rozważnie wykorzystywał. Zapragnąłem być takim jak on i dokładałem wszelkich starań by jak najwięcej się od niego nauczyć. W dniu jego pogrzebu poznałem największą z prawd. Nie masz większej potęgi nad śmierć. Jej nikt i nic nie umknie. Możemy czynić starania by jak najdłużej umykać z zasięgu jej delikatnych ramion, lecz w ostatecznym rozrachunku to ona obejmie nas, przytuli, dotknie swymi jedwabistymi ustami naszych ust i skradnie z nich ostatni oddech życia. Następnie zaś powiedzie na spotkanie Przedwiecznego oraz Valarów.

 

Od tego czasu… od czasu kiedy opuścił mnie mój mistrz porzuciłem osiadłe życie. Przypasawszy mą broń, krótki miecz oraz mizerykordię, do pasa a bukłak u boku, spakowawszy juki, zarzuciłem płaszcz na plecy i dosiadłszy chyżego rumaka pokłusowałem w dal. Przemierzałem zatem Śródziemie wzdłuż i wszerz, sprawy wielkiej polityki jak i lokalnych władyków zostawiając ich własnemu biegowi. Wędrowałem od granicy do granicy, od wsi do wsi, z czystej radości podróżowania. Aż jednego burzliwego dnia spotkałem niezwykłą istotę. Zwała się owa niewiasta Yilaneą Hellslayer i była najbardziej niezależną osobą, jaką dane mi było kiedykolwiek poznać. Wampirzyca o języku ostrym jak u strzygi, uroku osobistym wykradzionym zapewne jakiej elfce a charakterku złośliwym jak u bestyji złowrogiej. Bestią zresztą, w mniemaniu wrogów, była, dla przyjaciół zaś pozostawała wierną kompanką. Zawsze honorowa, nieprzekupna i mówiąca, co jej na żołądku leży. O tak… drugiej takiej ze świecą szukać. To też nie dziwota, że urok swój na mej skromnej osobie złożyła. Oczarowała mnie i odmieniła. Stałem się bardziej zdecydowany, chodź z nią nadal równać się nie mogłem, skłonny poświęcić wszystko dla godnych tego spraw i ludzi. Lecz dla niej… dla niej byłem w dalszym ciągu jedynie Milczącym Cieniem… wiernym druhem i towarzyszem planów, który raczył podzielić się swoją wiedzą i poglądami. Poglądy owe pasowały zresztą, mniej lub bardziej, do jej wyobrażenia świata. I w ten sposób było już nas dwóch… dwóch Milczących Cieni… ludzi bardziej ceniących słowne potyczki nad banalne machanie mieczem, ubóstwiających spokój bądź przygody we własnym gronie zamiast mieszać się w spory wielkich tego świata. Czuliśmy się silni w swym odosobnieniu. Niczym młode wilki, co trwają w swej własnej grupie innych ignorując i zostawiając w spokoju. Trudno powiedzieć kiedy to się stało, lecz w jej myślach zrodził się cudowny plan. Mieliśmy zrzeszyć nam podobnych razem. Aż wzdrygnąłem się na myśl o tych dysputach na wszelkie możliwe tematy bez obawy o stratę głowy bądź jakiejkolwiek innej części ciała. Te gierki słowne, te niebezpieczne wyprawy w dzicz…wszystko to pociągało mnie i hipnotyzowało. Ruszyła więc dama mego serca do Minas Tirith by wszystko należycie zorganizować, a ja wylądowałem tutaj. Szlag. A miałem tylko poszukać zacnego miejsca na siedzibę klanową. Co mnie nakusiło by wejść do tego zatęchłego tunelu, by tutaj spędzić noc? Czemuż nie mogłem podążać jej tropem? Teraz znajduję się zapewne gdzieś pod Samotną Górą odgrodzony od świata gigantycznym zatorem skalnym, pod którym została cała ma broń i jedzenie. Przy sobie zachowałem jedynie atrament i pergamin. Światło pochodni przygasa… niedługo nie napiszę już więcej nie słowa. Dobry Boże… czy ktoś jeszcze odwiedza to miejsce? Czy zainteresuje s…

 

*Dalsze słowa zmieniają się w niewyraźny bazgroł, karty zaś splamione są krwią. A jednak ktoś się zainteresował, dostrzegł zator, uprzątnął na tyle by dało się przejść. Znalazł manuskrypt, w zadziwiająco dobrym stanie, oraz rozwleczony na znacznej przestrzeni szkielet noszący ślady zębów. Osobą, która tego dokonała był nie kto inny tylko sama Liv Ibis, siostra Yilanei, która wraz z wiernymi przyjaciółmi postawiła Klan Milczących Cieni z powrotem na nogi* Nie może być *Skomentowała fakt znalezienia ciała. W mroku zalegającym korytarze poruszyła się pradawna groza. Oczy drowki, choć oślepione światłem pochodni, dostrzegły złowrogie lśnienie ślepi bestii. Oceniwszy sytuację wycofała się prędko i jeszcze prędzej wydała rozkaz zasypania tunelu. Przed zapadnięciem zmroku stworzenie owe zostało ponownie uwięzione w swym grobowcu, a na zagradzających drogę głazach wykuto runy zabezpieczające i odgradzające, oraz napis:

‘Nie zaznacie nadziei,

Wy, którzy tu wstępujecie’*

Jeszcze nie czas *tłumaczyła* Jeszcze nie jesteśmy gotowi.

 

KONEC

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin