Agatha Raisin i zamordowani piechurzy fragment.pdf

(627 KB) Pobierz
mM.C. Beaton
Agatha Raisin i zmordowani
piechurzy
Tom 4
1
2
911033687.001.png
Rozdział 1
Agatha Raisin wpatrywała się w światło słoneczne odbite na
ścianie w jej biurze w londyński City.
Wnikając do pomieszczenia przez żaluzje, słońce przesuwało
długie strzały światła po ścianie, powoli zachodząc za horyzont.
Powstały w ten sposób zegar słoneczny wskazywał kres dnia pracy.
Jutro już będzie po wszystkim, zakończy pracę w public relations
i będzie mogła wrócić do swojej wsi Carsely położonej na wzgórzach
Cotswold. Powrót do PR-u nie przyniósł jej ani radości, ani
satysfakcji. Przerwa, ów krótki czas spędzony na emeryturze,
odzwyczaił ją od wkładania wysiłku w nadawanie rozgłosu klientom
za pośrednictwem dziennikarzy czy spółek telewizyjnych.
Wprawdzie starczyło jej zadziorności i wigoru na to, by wciąż być
skuteczną w branży, ale tęskniła za swoją wsią i przyjaciółmi. Z
początku - ilekroć mogła - wyjeżdżała na weekendy, ale ostatecznie
powrót do Londynu okazał się dla niej dużym wyzwaniem, a przez
ostatnie dwa miesiące była zmuszona pracować również w
weekendy.
Myślała, że talent do zjednywania sobie ludzi, który odkryła u
siebie całkiem niedawno, podziała także w City. Jednak większość
współpracowników stanowili ludzie młodzi, w porównaniu z nią i
jej przekroczoną pięćdziesiątką, w przerwach oraz po pracy
spotykający się w swoim gronie. Roy Silver młodszy kolega Agathy,
3
911033687.002.png
który namówił ją, by na pół roku wróciła do branży w firmie
Pedmans, też ostatnio jej unikał, niezmiennie twierdząc, że na
wyjście na drinka czy zwykłe zamienienie paru słów jest zbyt zajęty.
Westchnęła i spojrzała na zegarek . Miała się spotkać w
restauracji z dziennikarzem Kuriera Codziennego , żeby pogadać z
nim o nowym gwiazdorze popu Jeffie Loonie - prawdziwe nazwisko
Trevor Biles - i wcale jej się to nie uśmiechało. Trudno było
wypromować kogoś takiego jak Jeff Loon, wychudzony pryszczaty
małolat o rynsztokowym słownictwie. Chłopak miał jednak niezły
głos, niedawno odświeżył kilka starych romantycznych przebojów.
Same hity. Trzeba było więc go obdarzyć nowym wizerunkiem:
ulubieńca środkowej Anglii, kogoś, kogo pokochają mamusie i
tatusiowie. W tym celu najlepiej go trzymać z dala od prasy, a na
spotkania z dziennikarzami posyłać Agathę Raisin.
Wszedłszy do łazienki dla pracowników, przebrała się w czarną
sukienkę, założyła perły - wszystko po to, by się dopasować do
poważnego wizerunku, z jakim miał się kojarzyć jej klient.
Dziennikarza, z którym planowała się spotkać, nie znała.
Próbowała się czegoś o nim dowiedzieć, kiedyś był reporterem
najwyższej klasy, ale gdy osiągnął wiek średni, oddelegowano go do
działu zajmującego się rozrywką. Starzejący się żurnaliści często
kończą jako autorzy plotkarskich tekstów albo jeszcze gorzej -
odpowiedzi na listy czytelników.
Mieli się spotkać gdzieś w City - nie były to już czasy Fleet Street,
a wszystkie biura firm prasowych przeniosły się na East End.
Umówiła się z Rossem w City Hotelu na obiad - tamtejsza
restauracja nie była zła, a z jej okien roztaczał się piękny widok na
Tamizę. Obejrzała się ze wszystkich stron w lustrze . Sukienka,
4
nowy nabytek, wyglądała na podejrzanie ciasną. Za dużo obiadów i
kolacji zamawianych na koszt firmy. Jak tylko wróci do Carsely,
zrzuci parę kilo.
Gdy wkroczyła do holu przy wyjściu, niezwłocznie pojawił się
odźwierny, by otworzyć jej drzwi.
- Dobranoc, pani Raisin - powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu,
po czym dodał pod nosem, gdy była już za daleko, by go usłyszeć . -
Przebrzydłe, stare babsko. Agatha kiedyś mu wykrzyczała : "Jeśli
jesteś odźwiernym , to otwórz te cholerne drzwi , ilekroć mnie
zobaczysz. Rusz się!", czego leniwy Jack nigdy jej nie wybaczył.
Agatha szła krokiem kobiety wojowniczej, przedzierającej się
przez nieco już rzednący tłum ludzi wracających z pracy.
Hotel mieścił się kilka ulic od biura, Z ulicy skąpanej w świetle
zachodzącego już słońca weszła w mrok hotelowego baru.
Rozejrzała się i choć Rossa Andrewsa nigdy wcześniej nie spotkała,
jej doświadczone oko natychmiast wychwyciło go w tłumie. Nosił
ciemny garnitur, koszulę i krawat, ale, jak przystało na
dziennikarza , roztaczał wokół siebie atmosferę nieporządku i
niechlujstwa. Włosy miał rzednące, w podejrzanie intensywnej
czerni, twarz pucołowatą , nos nijaki, a oczy wodnistobłękitne.
"Kiedyś mógł był przystojny- pomyślała Agatha , gdy się do niego
zbliżała - tyle że lata picia odcisnęły na nim swoje piętno".
- Pan Andrews ?
- Pani Raisin. Proszę mi mówić na "ty", jestem Ross. Zamówiłem
drinka na pani rachunek- oświadczył beztrosko- Wszystko przecież
idzie na firmę.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin