Andersen Hans Christian - Duży Wojtek i mały Wojtek.pdf

(2152 KB) Pobierz
Zajmujące
ezytanki
ilustrowane
ANDERSEN
DUŻY WOJTEK =
= I MAŁY WOJTEK
Z RYSUNKAMI
WYDAWNICTWO M. ARCTA W WARSZAWIE.
901941387.002.png
W jednej wsi mieszkało dwóch ludzi,
którzy jedno i toż samo imię nosili! Oby­
dwóm było na imię Wojciech, ale różnili
się tem, że jeden z nich miał cztery konie,
a drugi posiadał tylko jednego. Ażeby ich
przeto rozróżnid, tego, który miał cztery
konie, nazywano Dużym Wojtkiem, tego
zaś, który miał tylko jednego konia—Małym
Wojtkiem. Otóż zaraz dowiemy się co ich
obu spotkało, albowiem historja ta jest tem
ciekawsza, że prawdziwa.
Przez cały tydzień Mały Wojtek musiał
orad pole Dużego Wojtka i pożyczać mu swe­
go jedynego konia; za to z kolei Duży Woj­
tek pomagał małemu wraz ze swojemi
czterema końmi, ale tylko raz w tygodniu,
w niedzielę.
— Wista, wio! — z dumą wykrzykiwał
Mały Wojtek, trzaskając z bicza i poganiając
pięd koni, które tego dnia były jakby jego
własnością. Słoneczko świeciło jasno, wszyst­
kie dzwony zwoływały do kościoła, ludzie
w ubraniach odświętnych, z książkami do
Ł
£9
^
(A)
DRUKARNIA M. ARCTA W WARSZAWIE ORDYNACKA 3.
1911
>m*TK 49-157$
901941387.003.png
5
_
4 —
— Ach, ja nieszczęśliwy, już teraz nie
mam ani jednego konia! — zawołał Mały
Wojtek, i płakał rzewnie.
Poczem obdarł konia ze skóry, osuszył
ją na wietrze, wsadził w worek, zarzucił
go sobie na plecy i poszedł do miasta, by
sprzedać tę skórę.
Miasto było daleko, a droga prowadziła
przez gęsty, ciemny las. Okropna burza się
zerwała i Mały Wojtek zabłądził w zaro­
ślach. Długo się błąkał, zanim odnalazł do­
brą drogę; wieczór już zapadł, i przed no­
cą niepodobna było dojść do miasta, ani
też z powrotem do domu.
Tuż przy gościńcu znajdowała się spo­
ra chłopska zagroda. Okiennice już były
zamknięte, ale przez szpary błyskało świa­
tło. Mały Wojtek pomyślał" sobie, że może
tam znajdzie nocleg, poszedł więc i za­
pukał.
Otworzyła mu gospodyni; ale skoro się
dowiedziała, o co chodzi, odrzekła spiesznie
żeby sobie szedł dalej, gdyż męża w domu
niema, ona zaś
nabożeństwa pod pachą szli do kościoła na
nabożeństwo, a przechodząc około pola Ma­
łego Wojtka, widzieli, jak orał w pięć ko­
ni; taki był kontent z tego, że co chwila
trzaskał z bata, pokrzykując:
— Wista, wio! wszystkie moje koniki!
— Nie powinieneś tak mówić — rzekł
mu Duży Wojtek — bo przecie tylko jeden
z nich jest twoim!
Mały Wojtek się zawstydził, ale gdy
znowu ktoś przechodził drogą do kościoła,
zapomniał, że tak mówić
nie należało,
i wołał:
— Wio, wszystkie moje koniki!
— Słuchajno, proszę cię, żebyś dał po­
kój! — rzekł Duży Wojtek —bo jeżeli jeszcze
raz tak powiesz, palnę twego koniaprzez łeb,
tak, że na miejscu padnie, a wtedy skoń­
czy się twoja uciecha z pięcioma końmi!
— Już doprawdy więcej tego nie po­
wiem, — przyrzekł Mały Wojtek.
Ale gdy znowu inni ludzie przechodzili
i przyjaźnie rzucili mu: „Szczęść Boże!"
taka go radość ogarnęła na myśl, jak to
wspaniale musi wyglądać z pięcioma koń­
mi u pługa, że znów huknął z bata wołając:
— Wista, wio, wszystkie moje pięć koni!
— Poczekaj, dam ja ci za twoje pięć
koni! — rzekł Duży Wojtek.
Mówiąc to wyrwał żerdź z płota i tak
mocno palnął po łbie jedynego konia Małe­
go Wojtka, że biedna szkapina padła bez ży­
cia na ziemię.
obcych przyjmować nie
może.
— Ha, mocny Boże, kiedy tak, to mu­
szę się przespać na dworze — rzekł Mały
Wojtek.
Gospodyni niewzruszona zatrzasnęła mu
drzwi przed nosem.
Tuż przy domu stał bróg z sianem, po­
między nim zaś a domem znajdowała się
mała szopka o płaskim, słomianym dachu.
901941387.004.png
_
7
_
— 6 —
Ów zakrystjan wiedział o tem i przy­
szedł odwiedzić jego żonę w czasie jego
nieobecności, a dobra kobiecina poczęsto­
— Tam się prześpię wyśmienicie— pomy­
ślał sobie. — To będzie pyszne łóżko. Prze­
cie bocian nie przyleci i nie udziobie mnie
w piętę!
Na dachu bowiem znajdowało
się bo­
cianie gniazdo w którym
okazały bocian
stał na jednej nodze.
Mały Wojtek wdrapał się na szopę i legł
na dachu, układając się jak mógł najwy­
godniej. Rozglądając się, spostrzegł, że okien­
nice przy domu nie były szczelnie do­
mknięte, mógł więc patrzeć" z góry prosto do
wnętrza domu.
Po środku izby stał duży stół, zasta­
wiony winem, pieczenia i wspaniałą rybą.
Przy stole siedziała gospodyni z zakrystja-
nem; ona nalewała mu wino do szklanki, on
zaś pilnie zajęty był rybą, była to bowiem
ulubiona jego potrawa.
— Oj, gdybym tak dostał choó kąsek z te­
go wszystkiego! — westchnął Mały Wojtek,
i jeszcze bliżej przysunął twarz do okien­
nicy.—Boże! jakiż apetyczny placek stał tam
na stole! Ależ to była uczta wspaniała!
Wtem usłyszał, że ktoś konno nadjeż­
dżał z gościńca; był to mąż owej kobiety,
powracający do domu.
Poczciwy to był człeczyna, miał tylko
jedno dziwne uprzedzenie; nie mógł znieśd
widoku żadnego zakrystjana. Gdy mu jaki
zakrystjan wszedł w drogę, popadał nie­
mal w szaleństwo.
wała go wszystkiem, co miała najlepszego
w domu. Ale, gdy usłyszała, że mąż po­
wrócił, wystraszyła się bardzo, i prosiła
zakrystjana, by się ukrył w wielkiej pustej
901941387.005.png
— 8 —
9 —
skrzyni, stojącej, w kącie izby, co też on
skwapliwie uczynił. Kobieta zaś czemprędzej
schowała wino, półmiski zaś z jedzeniem
wstawiła do pieca, bo, gdyby je mąż zo­
baczył, niezawodnie pytałby się, co to wszyst­
ko znaczy.
— Ach! — westchnął głośno Mały Woj­
tek, widząc znikające wszystkie te wybor­
ne potrawy w piecu.
— Ozy tam kto siedzi na górze? — za­
pytał gospodarz, spoglądając raptem na da­
szek. — Czego ty tam leżysz
— Cóż ty tam masz w tym worku?—za­
pytał chłop.
— O, głupstwo, to tylko czarodziej —od­
powiedział Mały Wojtek—mówi mi właśnie,
żebyśmy nie jedli tej kaszy, bo on nam na-
czarował pełen piec ryby, pieczeni i ciasta.
— Co u licha?!—zadziwił się gospodarz.
Czemprędzej otworzył piec, gdzie znalazł
owe wszystkie doskonałe przysmaki, schowa­
ne przez żonę, ale myślał, że je naprawdę
ów czarodziej sprowadził. Gospodyni nie
pisnęła ani słówka, tylko postawiła jedze­
nie na stole, oni zaś obaj zabrali się żwa­
wo do ryby, do mięsa i placka.
Po chwili Mały Wojtek znowu nadep­
nął na worek i skóra zaskrzypiała.
— Cóż on teraz mówi? — zapytał wieś­
niak.
— Mówi, że w kącie za piecem przygo­
tował dla nas trzy butelki wina — odparł
Mały Wojtek.
Kobieta tedy musiała przynieść wino,
które tam schowała, a oni pili i w coraz to
lepszym byli humorze. Wieśniak wielką
miał ochotę na takiego czarodzieja, jak ten,
którego Mały Wojtek miał w worku.
— Ozy on także i djabła może sprowa­
dzić?—zapytał — bo chętniebym go teraz
zobaczył, kiedy jestem taki wesoły.
— Jakiżby to był czarodziej, żeby cze­
go nie umiał? — odrzekł Mały Wojtek. —
On wszystko zrobi, czego tylko zażądam.
Nieprawdaż, słuchajno, ty? —I, mówiąc to,
człowieku?
Pójdź-że lepiej do izby!
Mały Wojtek opowiedział mu, w jaki
sposób zabłądził, i prosił o pozwolenie prze­
nocowania pod jego dachem.
— Ależ najchętniej — odparł chłop —
wpierw jednak musimy dostać coś na ząb.
Gospodyni przyjęła ich obu przyjaźnie,
nakryła stół i zastawiła im wielką misę,
pełną kaszy. Chłop był głodny i jadł ze
smakiem, ale Mały Wojtek wciąż tylko my­
ślał o rybie, o pieczeni i placku, o których
dobrze wiedział, gdzie są schowane.
Pod stołem u nóg jego leżał worek z koń­
ską skórą, którą niósł był na sprzedaż do
miasta. Sucha kasza nie chciała mu wcale
iść do gardła, nadepnął więc na worek v
skóra wyschnięta zatrzeszczała.
— Pst! rzekł nachylając się do swego
worka, ale jednocześnie mocniej nadepnął,
tak, że skóra głośniej jeszcze skrzypnęła
niż poprzednio.
901941387.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin