W religii katolickiej prawda i siła! Zarys dziejów prawdziwej religii..doc

(94 KB) Pobierz

W religii katolickiej prawda i siła! Zarys dziejów prawdziwej religii.

Ks. Mateusz Jeż, profesor podlaskiego seminarium duchownego

 

Polska zmartwychwstała, ale jeszcze nie całkowicie. Zmartwychwstała materialnie, lecz nie zmartwychwstała jeszcze duchowo. Przeciwnie, w ostatnich kilku latach zachwiały się w Polsce podstawy moralności i uczciwości, bo osłabły przekonania religijne w szerokich masach narodu. Stało się to częściowo przez długoletnią wojnę, która rozpętała wszelkie namiętności i zapewniła najgorszym występkom i zbrodniom chwilową bezkarność. Częściowo zaś wskutek przewrotnej agitacji swojskiej i zagranicznej, która korzystając z zamętu, jaki zapanował w Polsce, zasypała ją stekiem kłamstw i oszczerstw rzucanych na Kościół katolicki za pomocą pism, broszur i książek, drukowanych przeważnie kosztem sekt amerykańskich. Znaleźli się nawet rzekomi "przyjaciele ludu", którzy zmieniając znacznie naukę P. Jezusa postanowili założyć w Polsce tzw. "kościół narodowy", oderwany od Papieża i prawowitych biskupów. Zapomnieli o tym, że prawdziwie narodowym kościołem jest dla nas Kościół katolicki. Dlatego, że jest przez Boga założony i najlepiej zabezpiecza byt naszego narodu, dając mu prawdziwą oświatę, prawdziwą moralność i największą odporność wobec wrogów, jak o tym świadczą tysiącletnie dzieje Polski.

Nie brak w piśmiennictwie naszym obszernych i uczonych dzieł (zwłaszcza ks. Biskupa Pelczara i ks. Bisk. Bougaud), które zbijają wymownie wszelkie kłamstwa i zarzuty podnoszone przeciw kościołowi, ale z powodu wielkiej objętości i ceny są mało znane i nieprzystępne dla szerszej publiczności.

Niechże ta mała objętością, ale treściwa broszurka zaczerpnięta głównie ze starego Deharbe'a TJ toruje im drogę polskich umysłach! Niech utwierdza dobrych katolików, niech oświeca zbłąkanych, w myśl nieśmiertelnej zasady Tertuliana, jednego z najwcześniejszych obrońców wiary katolickiej: "Kościół tylko tego żąda, aby go nie potępiać, zanim się go nie pozna" (Ecclesia hoc unum gestit, ne ignorata damnetur).

 

ZARYS DZIEJÓW PRAWDZIWEJ RELIGII.

 

Od Adama do Mojżesza.

 

Religia chrześcijańsko-katolicka sięga początkiem swoim kolebki ludzkości, albowiem pierwsze jej nasiona złożył Bóg już w duszach pierwszych ludzi w raju, gdy po ich upadku obiecał im Odkupiciela.

Cały Stary Zakon ze swoimi ofiarami i cudownymi zdarzeniami był przedobrażeniem i zapowiedzią nowego Zakonu. Wyznawcy Starego Zakonu wierzyli w Zbawiciela, który miał zstąpić na ziemię w celu ocalenia ludzkości i oczekiwali Jego przyjścia. Chrześcijanie wierzą w tego samego Zbawiciela jako już objawionego i obecnego na ziemi.

Chociaż początek naszej świętej religii styka się z początkiem rodzaju ludzkiego, a jej dzieje obejmują lat tysiące, przecież nie gubi się on w ciemnych baśniach starożytności. Dzieje naszej religii, od jej zarania aż po nasze czasy, tworzą nierozerwalny łańcuch wypadków i zdarzeń jawnych, w całym świecie znanych, które nie tylko najzupełniej zgadzają się z sobą, ale i ze wszystkimi pomnikami starożytności, z dziejowymi księgami ludów, z odkryciami badaczy przyrody. Są stwierdzone tak licznymi i nieodpartymi świadectwami, że kto by im nie chciał wierzyć, musiałby zaprzeczyć w ogóle wszelkiej prawdzie dziejowej.

Otwórzmy Pismo święte, tę najstarszą i najwiarygodniejszą księgę historyczną i posłuchajmy, jak ono nam kreśli początki naszej świętej wiary:

Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię czyli wszechświat cały. Ale ziemia była pusta i próżna. To wszystko, co istnieje na ziemi i ponad nią, stworzył Bóg w ciągu sześciu dni, a na końcu stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, czym wyszczególnił go i wywyższył nad inne stworzenia. Pierwsi ludzie nazywali się Adam i Ewa. Byli ulubieńcami Boga, sprawiedliwi i święci. Żyli szczęśliwie w raju, ogrodzie prześlicznym i nie mieli nigdy umrzeć, podobnie jak ich dzieci.

Bóg przykazał Adamowi i Ewie, aby nie jedli owocu z drzewa stojącego w środku raju i zagroził im śmiercią, gdyby złamali zakaz. Ale szatan w postaci węża rzekł do nich: "Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło" (Rdz 3, 4.5). Adam i Ewa uwierzyli szatanowi i przekroczyli przykazanie boskie. Przyszła natychmiast kara na nich i na potomków. Wygnani z raju, podlegli wielu utrapieniom i śmierci, mieli być od Boga na wieki odrzuceni. Lecz Bóg zmiłował się nad nimi i przyobiecał im zesłać Odkupiciela, który miał zadośćuczynić za ich winę, zachęcić ich do pokuty i uczynić uczestnikami wiecznej szczęśliwości.

Kain i Abel, synowie pierwszych rodziców, składali Bogu ofiary. Podobała się Bogu ofiara Abla, ale nie podobała Mu się ofiara złego Kaina. Rozgniewany tym Kain zabił brata swego Abla, a przeklęty za to od Boga stał się tułaczem i zbiegiem na ziemi. Potomkowie niegodziwego Kaina byli bezbożni, jak ich ojciec i uwiedli z czasem dobrych. W końcu wszyscy ludzie odwrócili się od Boga i coraz głębiej upadali w grzechy. Pan Bóg postanowił zatracić zepsuty rodzaj ludzki powszechnym potopem. I zginęli wszyscy ludzie, tylko pobożny Noe z rodziną ocalał w arce, którą był zbudował na rozkaz Boga. Na podziękowanie wystawił Noe ołtarz i złożył Panu ofiarę całopalenia. Przeto błogosławił Bóg Noego i jego synów i dał mu obietnicę, że "nigdy już nie zostanie zgładzona wodami potopu żadna istota żywa" (Rdz 9, 11). A jako znak i potwierdzenie tej obietnicy wskazał tęczę na niebie.

Potomkowie Noego rozmnożyli się tak bardzo, że musieli wnet rozejść się po całej ziemi. Chcieli jednak przedtem zbudować wieżę, której szczyt miał sięgać nieba, aby u potomnych zyskać sławę. Lecz Bóg pomieszał ich języki tak, że musieli zaniechać budowy. Z czasem poszli oni także za złymi skłonnościami i upadli tak nisko, że zamiast Boga prawdziwego czcili słońce i księżyc, ludzi i zwierzęta, bałwany ze złota, srebra, kamienia i drzewa. Z tym obrzydliwym bałwochwalstwem w sposób zastraszający szerzyły się wszelkie grzechy i występki.

Lecz prawdziwa wiara i nadzieja w przyszłego Odkupiciela nie miały całkiem zniknąć z ziemi. W tym celu wybrał Bóg Abrahama, zawarł z nim przymierze i przyobiecał mu, że z jego potomków wyjdzie Mesjasz, "przez którego otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi" (Rdz 18, 18). Było to około 2100 r. przed Chr. Potomkowie Abrahama nazywali się Hebrajczykami, później zaś Żydami lub Izraelitami.

Chcąc doświadczyć cnoty Abrahama, rozkazał mu Bóg, aby na górze Moria ofiarował jedynego syna swego Izaaka. Posłuszny rozkazowi Bożemu wybrał się Abraham zaraz w drogę. Sam włożył na syna drwa do całopalenia i szedł z nim na górę. Na rozkaz ojca położył się Izaak na stosie jako dobrowolna ofiara. Lecz Bóg wyratował pobożnego Izaaka przez anioła, błogosławił Abrahamowi i odnowił dawniejsze obietnice.

Przez tę ofiarę stał się Izaak przedobrażeniem przyszłego Odkupiciela świata, który z posłuszeństwa wziął drzewo krzyża na swe ramiona i niósł na górę Kalwarii, aby się na nim za nas ofiarować.

Jakub Patriarcha, syn Izaaka, żył ze swoją rodziną w ziemi Kanaan, do której Bóg powołał Abrahama. Miał on dwunastu synów, którzy stali się ojcami ludu Izraelskiego. Jeden z nich, imieniem Józef, został z zazdrości sprzedany przez braci. Dostał się do Egiptu, gdzie był fałszywie oskarżony i wtrącony do więzienia. Potem został wyniesiony przez króla do pierwszej godności w państwie i otrzymał imię Zbawcy świata, jako wybawiciel od straszliwej klęski głodu. Na jego zaproszenie przybył Jakub do Egiptu i osiadł tam z całą swą rodziną. Przed śmiercią wygłosił pamiętną przepowiednię, że berło (panowanie) nie będzie odjęte od pokolenia syna jego Judy, aż przyjdzie ten, który ma być posłany i który będzie oczekiwaniem narodów (Rdz 49, 10). I w rzeczy samej, Chrystus narodził się dopiero wtenczas, gdy na tronie potomków Judy zasiadł cudzoziemiec Herod.

 

Od Mojżesza do Chrystusa Pana.

 

Po śmierci Józefa rozmnożyli się Izraelici w naród liczny, ale musieli znosić od Egipcjan najsroższą niewolę. Bóg objawił się Mojżeszowi w płomieniu krzaka gorejącego i rozkazał mu, aby lud Izraelski wprowadził znowu do ziemi Kanaan (około 1300 r. przed Chr.). Lecz Faraon, czyli król egipski, nie chciał wypuścić żydów. Wówczas zesłał Bóg straszliwe klęski na Egipt, a w końcu posłał anioła, który jednej nocy pozabijał w Egipcie wszystko pierworodne. Do Izraelitów zaś nie zbliżył się anioł śmierci, ponieważ na rozkaz Mojżesza naznaczyli drzwi domów swoich krwią baranka, którego spożywali tejże samej nocy.

Baranek ten paschalny czyli wielkanocny, oznaczał, że ludzie mają być kiedyś wybawieni od śmierci wiecznej krwią Jezusa Chrystusa, prawdziwego Baranka Bożego, którego spożywamy w Najśw. Sakramencie Ołtarza.

Wówczas Faraon wypuścił lud Izraelski. Ale wnet tego żałował. Zebrał więc spiesznie swoje wojsko i ruszył w pogoń za bezbronnymi Izraelitami. Przerażeni Izraelici błagali Boga o pomoc. Wyciągnął tedy Mojżesz na rozkaz Boga laskę nad wody morza Czerwonego i rozstąpiły się przed nimi. Po prawej i po lewej stronie spiętrzyły się i stanęły jakby dwie ściany muru i Izraelici przeszli przez morze suchą nogą. Gniewny Faraon podążył spiesznie za nimi. Lecz gdy Mojżesz powtórnie wyciągnął laskę, opadły nagle spiętrzone bałwany morskie i zatopiły Faraona z jego wojskiem.

Synowie Izraela musieli odtąd iść wielką pustynią i przyszli do góry Synaj. Tutaj, wśród grzmotów i błyskawic, dał im Bóg przez Mojżesza dziesięć przykazań wyrytych na dwóch tablicach kamiennych, odnowił przymierze z ojcami ich zawarte i zbawiennymi prawami urządził służbę bożą i stosunki społeczne. Ale niewdzięczny lud zapomniał wnet przykazań i dobrodziejstw boskich, skarżył się i szemrał bez ustanku, dopuścił się nawet tak wielkiego bezprawia, że kazał sobie ulać złotego cielca i oddawał mu cześć boską.

Za te ciężkie i liczne przestępstwa musieli Izraelici pozostawać na puszczy przez lat 40, dopóki nie dorosło inne i lepsze pokolenie. Lecz Bóg nie przestawał dobrze im czynić i cudownie się nimi opiekować. Spuszczał im chleb (mannę) z nieba, dawał wodę ze skały i zaprowadził ich wreszcie po śmierci Mojżesza do ziemi obiecanej czyli do Palestyny, którą zdobyli za jego możną pomocą i podzielili pomiędzy siebie na części według 12 pokoleń.

Wszystkie przytoczone zdarzenia przedobrażały przyszłe zbawienie ludzkości (1 Kor 10, 1-11). Wyswobodzenie z niewoli egipskiej było figurą naszego wyswobodzenia z niewoli czarta przez Jezusa Chrystusa. Podróż po puszczy oznacza naszą pielgrzymkę na ziemi, gdzie nam Bóg daje prawa, żywi nas Chlebem prawdziwie niebieskim i umacnia łaską Sakramentów, które są źródłami duchowego życia. Ziemia obiecana przypomina niebo, które walką mamy zdobywać i kiedyś posiadać na wieki.

W tym pięknym kraju żyli Izraelici szczęśliwie dopóki wbrew zakazowi bożemu nie weszli w związki małżeńskie z poganami i tym sposobem nie popadli znowu w bałwochwalstwo i inne występki. Nie minęła ich też kara boska. Ilekroć odstępowali od Boga, wydawał ich Bóg w moc nieprzyjaciół. Gdy się zaś nawracali, wzbudzał między nimi pobożnych bohaterów, zwanych sędziami, którzy ich wyswobadzali od jarzma nieprzyjaciół. Takimi byli: Gedeon, Jefte, Samson i inni.

Przeszło 400 lat arcykapłani i sędziowie piastowali najwyższe urzędy w Izraelu. Ale potem zapragnął lud mieć króla, jako inne sąsiednie narody. Bóg dał mu króla Saula, a gdy ten został odrzucony przez nieposłuszeństwo, nastąpił po nim Dawid. Dawid był silny i potężny. Już jako młodzieniaszek pokonał olbrzyma Goliata. Jako król rozszerzył swe państwo i bronił go od nieprzyjaciół. Służył Bogu szczerym sercem i ułożył ku czci Jego wspaniałe pieśni zwane psalmami, w których z natchnienia bożego przepowiedział wiele o Zbawicielu świata. A mianowicie, że wyjdzie z jego rodziny i że królestwu, czyli panowaniu Jego, nie będzie końca. Dlatego nazywa się Jezus Chrystus synem Dawida.

Salomon, syn i następca Dawida, był także mądrym i wielkim królem. Zbudował Panu w Jerozolimie wspaniałą świątynię, w której miejsce zwane najświętszym było powleczone złotem. Tutaj stała skrzynia przymierza, a w niej tablice kamienne z wyrytymi przez Boga przykazaniami. Tylko najwyższemu kapłanowi wolno było raz w roku wchodzić do tego miejsca. Lud Izraelski nie miał innej świątyni i nie wolno było żadnemu Izraelicie składać ofiary na innym miejscu. Ale Salomon nie wytrwał w dobru, pojął żony pogańskie i w późnym wieku dał się im uwieść do bałwochwalstwa.

Po śmierci Salomona rozdzieliło się państwo (około 975 r. przed Chr.) Pokolenia Judy i Beniamina pozostały wiernymi jego synowi Roboamowi i pod jego panowaniem stanowiły królestwo Judzkie z miastem stołecznym Jerozolimą. Pozostałe dziesięć pokoleń obrały sobie królem Jeroboama, dawniejszego sługę Dawida, i uczyniły Samarię miastem stołecznym swego kraju, który odtąd nazywał się królestwem Izraelskim. Ci odszczepieńcy porzucili wiarę swych ojców, zbudowali w Samarii osobną świątynię i zaprowadzili plugawe obrzędy bałwochwalstwa. Za to oddał ich Bóg w ręce króla pogańskiego Salmanasara, który zburzył królestwo Izraelskie, a lud uprowadził w niewolę asyryjską do Niniwy (722 r. przed Chr.) Podobnież i królestwo Judzkie doznało chłosty Bożej z powodu licznych przewinień. Nabuchodonozor zdobył Jerozolimę (606 r. przed Chr.), spalił świątynię i uprowadził lud do niewoli babilońskiej.

Te ciężkie kary i dopusty Boże nie spadły wcale nagle i niespodzianie. Na wiele lat naprzód zapowiadali je i oznajmili prorocy, czyli mężowie od Boga oświeceni, którzy chcieli pobudzić lud do pokuty, i potwierdzali cudami swe nauki i przepowiednie. Przyrzekali także łaskę pokutującym i przepowiadali o mającym nadejść Zbawicielu. W ich księgach, napisanych na wiele set lat przed Chrystusem, czytamy o wszystkich okolicznościach Jego życia i męki. O Jego narodzeniu z dziewicy w Betlejem, o Jego nauce, cudach, męce, śmierci, zmartwychwstaniu, zesłaniu Ducha św., zburzeniu Jerozolimy, nawróceniu pogan i wspaniałości kościoła chrześcijańskiego. Daniel przepowiedział nawet rok przyjścia Zbawiciela. Najznakomitsi z proroków to Eliasz, Elizeusz, Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel i Daniel.

Jako wzory rzadkich cnót, jaśnieli za czasów niewoli Tobiasz w Niniwie, w Babilonie czysta Zuzanna, trzej młodzieńcy w piecu ognistym i Daniel w lwiej jamie. Siedemdziesiąt lat trwała już niewola babilońska, gdy król perski Cyrus po zdobyciu Babilonu, natchniony od Boga, pozwolił żydom powrócić do ojczyzny (536 r. prz. Chr.) i odbudować świątynię w Jerozolimie. Ukończono ją wnet, a gdy starcy żalili się, że pierwsza przewyższała ją o wiele przepychem i wspaniałością, zapowiedział Prorok Aggeusz, że świetność tego domu Bożego większa będzie, niż pierwszego, ponieważ zaszczyci go swą obecnością oczekiwany przez wszystkie narody Mesjasz (Ag 2, 9).

Po odbudowaniu świątyni przywrócili Ezdrasz i Nehemiasz na nowo służbę bożą, przykazaną w zakonie. Zebrali księgi święte, które ludowi odtąd pilnie czytywano i wyjaśniano. Cały lud płakał rozrzewniony i czynił szczerą pokutę. Odtąd nie wrócił już nigdy do bałwochwalstwa, które ściągnęło nań było ciężkie cierpienia niewoli. Gdy później król syryjski Antioch chciał żydów do bałwochwalstwa zmusić, bronili się oni z największym bohaterstwem pod dowództwem arcykapłana Matatiasza i jego pięciu synów. Wielu wołało ponieść śmierć męczeńską, aniżeli spełniać obrzędy bałwochwalcze. Do tej wierności względem Boga i Jego zakonu pobudzały szczególnie piękne przykłady starca Eleazara i siedmiu braci Machabejskich z ich mężną matką (170-143 r. prz. Chr.)

Tysiące lat upłynęło już od stworzenia człowieka. Spełniły się znaki, które miały poprzedzić przyjście Zbawiciela. Żydzi wyczekiwali Go z tęsknotą, a nawet wśród pogan była rozpowszechniona wieść, że wielki władca wyjdzie z Judei. Nie miało granic zepsucie, w którym pogrążeni byli ówcześni ludzie.

Wprawdzie żydzi wyznawali jedynego Boga prawdziwego, lecz utworzyły się pomiędzy nimi zgubne sekty Faryzeuszów i Saduceuszów i rozszerzyło się wielkie zepsucie obyczajów, bo większa część z nich czciła Boga tylko ustami, a żyła według grzesznych żądz zepsutego serca. Wszystkie inne ludy, nawet najbardziej wykształcone jak Grecy i Rzymianie, oddawały się plugawemu bałwochwalstwu. Niezliczonym bożkom i boginiom stawiano świątynie i ołtarze, składano im nawet ofiary z ludzi, a sławiąc ich obrzydliwe występki i naśladując je bez wstydu mniemano, że oddaje się cześć najdoskonalszą bóstwu. Poganie byli według świadectwa św. Pawła: "pełni wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi" (Rz 1, 29-30).

Któż mógł pomóc ludziom tak zepsutym, kto mógł ich uratować? Nikt inny, tylko Bóg. - Pomógł też rzeczywiście, ocalił i zbawił ród ludzki. - Jako przyrzekł był pierwszym rodzicom naszym w raju i przepowiadał przez Proroków, tak zmiłował się nad upadłą ludzkością i zesłał Odkupiciela i Zbawcę. "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16).

 

Życie Jezusa Chrystusa.

 

Świat zażywał spokoju. August był cesarzem rzymskim, a Herod Idumejczyk, królem Judei. Wówczas spełniły się obietnice Boże i przepowiednie Proroków. W stajence w miasteczku Betlejem, narodził się Jezus Chrystus, Syn Boży, Odkupiciel świata, z Maryi Dziewicy, która pochodziła z królewskiej rodziny Dawida. Aniołowie zwiastowali to pasterzom w Betlejem, a gwiazda mędrcom we wschodnich krajach. Już w pierwszej młodości Dziecięcia Bożego, poszukiwał Go okrutny Herod, aby Je zabić. Lecz na rozkaz Boży uszedł Józef, opiekun Jezusa, z Nim i Jego Matką Maryją do Egiptu i powrócił dopiero po śmierci Heroda. Odtąd żył Jezus w Nazarecie, miasteczku Galilei, w spokojnym zaciszu, był posłusznym swej Matce Najśw. i opiekunowi i wzrastał w latach, mądrości i łasce u Boga i ludzi. W dwunastym roku życia poszedł z Matką i swoim opiekunem do Jerozolimy na święta wielkanocne, pozostał tam przez trzy dni w kościele i zadziwił uczonych w piśmie mądrością swych pytań i odpowiedzi. Gdy miał trzydzieści lat udał się do Jana nad rzekę Jordan i rozkazał mu, aby Go ochrzcił. Wtedy zstąpił Nań Duch święty w postaci gołębicy i dał się słyszeć głos z nieba: "Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie" (Mt 3, 17).

Potem poszedł Jezus na pustynię. A gdy tam spędził czterdzieści dni na modlitwie i poście, zaczął opowiadać Ewangelię, to jest radosną wieść o królestwie Bożym na ziemi. Przechodząc miasta i wsie głosił naukę zbawienia. Udowadniał swoje Boskie posłannictwo i prawdziwość swej nauki świętością swego życia, cudami i przepowiedniami. Lud słuchał nauk Jego z podziwem. Wielką rzeszą ciągnął za Nim, wielbił i sławił Go jako prawdziwego Mesjasza, wołając: "Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia" (J 7, 46). Spośród swoich uczniów wybrał Jezus dwunastu, których nazwał Apostołami czyli posłańcami. Mieli oni być świadkami jego nauk i czynów, a co widzieli i słyszeli od Niego, mieli po Jego odejściu ze świata opowiadać wszystkim narodom. Obok nich wybrał także siedemdziesięciu dwóch uczniów, których wysyłał po dwu do miejsc, gdzie sam miał przyjść. Otóż tych dwunastu Apostołów, siedemdziesięciu dwóch uczniów i inni wyznawcy Jezusa, stanowiło początek społeczeństwa wszystkich wiernych, które nazywamy kościołem Chrystusowym a którego, według obietnicy Jezusa, nigdy nie przemogą bramy (moce) piekielne (Mt 16,18).

Najwyższym widzialnym rządcą, czyli widzialną głową kościoła, ustanowił Pan Jezus Piotra. Nazwał go przeto skałą czyli opoką, na której zbuduje kościół swój i przyobiecał mu klucze królestwa niebieskiego, czyli najwyższą władzę w kościele.

Jezus świadczył żydom największe dobrodziejstwa, przywracał ślepym wzrok, głuchym słuch, uzdrawiał kaleki i chorych, wskrzeszał umarłych, przynosił ulgę wszelkiej nędzy. A jednak miał wielu nieprzyjaciół, szczególniej wśród faryzeuszy i uczonych w piśmie, ponieważ wypominał im ich grzechy i zbrodnie, nie chciał zakładać państwa ziemskiego, ani wynosić ich do wysokich godności.

Czyhali oni na każde Jego słowo i czyn, lecz nie mogli Go obwinić o żaden grzech. W trzecim roku nauczania, krótko przed świętami wielkanocnymi, wskrzesił Jezus Łazarza, który już cztery dni leżał w grobie. Lud objawiał głośno swą radość na wiadomość o tym cudzie. Gdy Jezus wjeżdżał do Jerozolimy wyruszyła wielka rzesza na Jego spotkanie z palmami w ręku i ścieląc swe szaty po drodze, wołała: "Hosanna Synowi Dawidowemu!" (Mt 21, 9). To uroczyste powitanie Jezusa tak spotęgowało jeszcze wściekłość jego nieprzyjaciół, iż postanowili Go zabić.

Wiedział Jezus, że nadszedł dlań czas gorzkiej męki. Zdając się więc na wolę Ojca niebieskiego oczekiwał śmierci, którą ofiarował na okup grzesznej ludzkości.

Gdy według przepisu zakonu spożył ostatni raz z Apostołami baranka wielkanocnego, wziął chleb w swe święte i czcigodne ręce, wzniósł wzrok ku niebu, do Ojca swego wszechmocnego, i czyniąc dzięki błogosławił chleb, łamał i dawał swym uczniom, mówiąc: "Bierzcie i jedzcie; to jest ciało moje, które za was będzie wydane". Poczym wziął kielich z winem, znowu dzięki czynił, błogosławił i dawał uczniom, mówiąc: "Pijcie z niego wszyscy; to jest krew moja nowego przymierza, która będzie przelana za was i za wielu, ku odpuszczeniu grzechów. Ile, razy to czynić będziecie, na moją pamiątkę czyńcie". Tak ustanowił Jezus ofiarę bezkrwawą Nowego Przymierza, zwaną Mszą św., w której sam siebie ofiaruje Bogu Ojcu przez ręce kapłana pod postaciami chleba i wina, oraz ucztę świętą czyli Komunię św., w której On sam pod postaciami chleba i wina oddaje się swoim wyznawcom na pokarm duszy. Po ostatniej wieczerzy zapowiedział Jezus, że zdradzi Go Judasz, że się Go zaprze Piotr i z najczulszą miłością żegnał Apostołów. Przyrzekł im zesłać innego pocieszyciela, Ducha Świętego, Ducha prawdy, który miał ich nauczyć wszystkiego i pozostać z nimi na wieki. Potem poszedł na modlitwę do ogrodu Getsemane na górze Oliwnej.

Tutaj widział w duszy całą mękę swoją. Przyszła nań trwoga śmiertelna i pot krwawy kroplami spływał z niego na ziemię. I modlił się: "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!". Tymczasem zbliżał się Judasz, zdrajca, wiodąc tłum zbrojnych. Jezus pozwolił się pojmać, związać i zaprowadzić przed wysoką radę. Wyszydzony, opluwany i policzkowany, uznany przez arcykapłanów i radę najwyższą winnym śmierci, został oddany rzymskiemu staroście Poncjuszowi Piłatowi, a przez tego królowi Herodowi; obydwaj jednak uznali Go za niewinnego. Mimo to, ubiczowano Go i ukoronowano cierniem, a wreszcie skazał Go Piłat na śmierć krzyżową, ulegając gwałtownemu żądaniu kapłanów żydowskich i ludu, który wolał od Niego łotra Barabasza.

Jak gdyby był jakim złoczyńcą, otoczony siepaczami, dźwigając ciężki krzyż, szedł Jezus z Jerozolimy na miejsce stracenia, na górę Kalwarię, gdzie Go ukrzyżowano między dwoma łotrami. Spełniło się co przepowiedzieli Prorocy: przebito gwoźdźmi Jego ręce i nogi, żołnierze podzielili pomiędzy siebie Jego szaty, a o suknię rzucili los (Ps 22, 17-19). Spragnionemu podali jako napój ocet i żółć. Nawet gdy już wisiał na krzyżu, kapłani i starsi ludu szydzili zeń. Lecz Jezus znosił wszystko z cierpliwością i łagodnością godną najwyższego podziwu, modląc się za swych nieprzyjaciół: "Ojcze! przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Trzy godziny wisiał na krzyżu, wśród straszliwych boleści. Zaćmiło się słońce i okryła się żałobą cała przyroda. W końcu zawołał Jezus wielkim głosem: "Wykonało się! Ojcze! w ręce Twoje oddaję ducha mojego", skłonił głowę i skonał. W tej chwili zadrżała ziemia, pękały skały, rozdarła się zasłona w świątyni od góry do spodu, otwarły się groby i wiele zmarłych ciał Świętych zmartwychpowstawszy dały się widzieć w Jerozolimie. Setnik i żołnierze u krzyża stojący wołali strwożeni: "Zaprawdę, ten był Synem Bożym!" Tak stał się Jezus ubłaganiem za grzechy nasze, lecz nie tylko nasze, ale i za grzechy całego świata. (J 2, 3).

Jezus umarł w piątek, około trzeciej godziny po południu. Żołnierz przebił Mu włócznią lewy bok, z którego wypłynęła krew i woda. Ciało z krzyża zdjęte pochowano ze czcią w nowym grobie, wydrążonym w skale. Podejrzliwi żydzi opieczętowali grób i postawili przy nim straż. Ale trzeciego dnia przed wschodem słońca, zatrzęsła się ziemia, zstąpił z nieba lśniący anioł i odwalił kamień grobowy, a ukrzyżowany Chrystus powstał z martwych pełen chwały. Przez dni czterdzieści pojawiał się często swym uczniom, pouczał ich o królestwie Bożym, to jest o kościele, dał im władzę odpuszczania grzechów i ustanowił Piotra św. głową kościoła, mówiąc: "Paś baranki moje, paś owce moje" (J 21, 15-17), a stanąwszy po raz ostatni pośród nich dał im rozkaz, aby idąc na cały świat opowiadali Ewangelię wszystkim narodom i chrzcili je w imię Ojca i Syna i Ducha świętego. Dał im tę samą władzę, którą wziął był od Ojca niebieskiego i przyrzekł, że będzie z nimi po wszystkie dni, aż do skończenia świata.

Na górze Oliwnej wzniósł ręce nad nimi i błogosławiąc im, wstąpił w ich oczach do niebios.

 

Od wniebowstąpienia Chrystusa do nawrócenia Konstantyna.

 

Po wniebowstąpieniu Pańskim, trwali Jego uczniowie w Jerozolimie na modlitwie i oczekiwali przyrzeczonego Ducha Świętego. Dziesiątego dnia, w Zielone Świątki, powstał nagle szum, jakby wichru gwałtownego i napełnił cały dom, w którym byli zgromadzeni. Nad każdym z nich okazały się oddzielne języki ogniste. Napełnieni Duchem Świętym, poczęli wszyscy mówić rozmaitymi językami i wielbić Boga. Piotr, książę Apostołów, wyszedłszy do żydów, którzy tłumnie zgromadzili się około domu, mówił im, że ten Jezus właśnie, którego do krzyża przybili i którego Bóg wskrzesił z martwych, jest ich Panem i Zbawcą i zawezwał ich, aby uwierzyli w Niego. Mowa jego była tak skuteczną, że od razu trzy tysiące ludzi dało się ochrzcić. Wnet potem szedł Piotr i Jan do kościoła. A chromy pewien, siedząc u bramy kościoła, prosił o jałmużnę. Tedy rzekł mu Piotr: "W imię Jezusa Nazareńskiego, wstań i chodź". Natychmiast wstał chromy, wszedł do kościoła i wielbił Boga. Na widok tego cudu zażądało Chrztu pięć tysięcy żydów.

Z wielką mocą ogłaszali Apostołowie zmartwychwstanie Chrystusa Pana naszego, czyniąc wiele cudownych znaków. Ich znaczenie u ludu tak się wzmogło, że wynoszono chorych na ulicę, aby ich uzdrowił cień przechodzącego Piotra. Wywołało to zapalczywy gniew w kapłanach i ich zwolennikach. Pojmawszy Apostołów, kazali ich ubiczować i zabronili im nauczać w imię Jezusa; podburzyli lud, aby ukamienował świętego Szczepana i dopuszczali się wielu innych bezprawi. Lecz żadna siła ludzka nie zdołała przeszkodzić szerzeniu się nauki Jezusa. Apostołowie nie ustawali ani w kościele, ani w domach opowiadać Jezusa ukrzyżowanego, a liczba tych, którzy dali się ochrzcić, wzrastała z dniem każdym w sposób zdumiewający. Szaweł, nazwany później Pawłem, najsroższy wróg i prześladowca chrześcijan, stał się za łaską Bożą Apostołem Chrystusa i najgorliwszym krzewicielem Ewangelii.

Z nowo nawróconych w Jerozolimie i w okolicy, powstała pierwsza gmina chrześcijańska czyli kościół. Życie ich było czyste i bez nagany; z radością i w prostocie ducha służyli Bogu. Wszyscy żyli w najzupełniejszej zgodzie, jakby jedno mając serce i jedną duszę. Nie było pomiędzy nimi ubogich, bo dla wspomożenia potrzebujących, sprzedawali bogatsi dobrowolnie role i domy, bez których mogli się obejść, składając pieniądze u stóp Apostołów, aby je rozdzielali. Wedle ustanowienia Chrystusowego, byli Apostołowie ich przełożonymi: oni to nauczali, chrzcili, udzielali innych Sakramentów św., kierowali sprawami kościelnymi i zarządzali gminą chrześcijańską. Wielu żydów przyjęło wprawdzie naukę Jezusa, lecz znacznie większa część trwała w zatwardziałości i z narodu wybranego stała się narodem odrzuconym. Przeto spadła na nich z dopuszczenia Bożego zagrożona kara. W roku 70 po narodzeniu Chrystusa zburzyli Rzymianie Jerozolimę i spalili świątynię. Milion sto tysięcy żydów utraciło przy tym życie; ci którzy pozostali, wygnani z ojczyzny, rozprószyli się po całej ziemi, jako żywi świadkowie Bożego gniewu. Upór żydów i wyraźny rozkaz Boga były przyczyną, że Apostołowie zwrócili się do narodów pogańskich. W ubóstwie i prześladowaniu, wśród tysiącznych niebezpieczeństw i przykrości, opowiadali Ewangelię.

Za to błogosławił Bóg widocznie ich usiłowaniom. Zaledwie minęło 30 lat od zesłania Ducha świętego, a już istniały we wszystkich znanych podówczas częściach ziemi gminy chrześcijańskie. Przełożonymi tych gmin naznaczali Apostołowie biskupów, którym wśród modlitwy i wkładania rąk przekazywali władzę od Chrystusa Pana otrzymaną, czyniąc ich swoimi następcami i zastępcami. Wszystkie gminy chrześcijańskie zostawały ze sobą w najściślejszym związku i stanowiły pod zarządem św. Piotra, jako najwyższego zwierzchnika, jeden, powszechny czyli katolicki kościół. Piotr umarł śmiercią męczeńską r. 67 po Chr. w Rzymie, gdzie przez lat 25 był biskupem, nie rezydując jednak stale w wiecznym mieście.

Po nim odziedziczyli najwyższą władzę w kościele biskupi rzymscy czyli Papieże.

Z przerażeniem spostrzegli poganie szybki wzrost chrześcijańskiej religii, która potępiała głośno ich występne życie i plugawe bałwochwalstwo. Postanowili tedy wytępić chrześcijaństwo. Jego wyznawcy mieli albo wyrzec się wiary swojej, albo umrzeć w najsroższych mękach. Biczowano tedy chrześcijan i rozszarpywano, porzucano dzikim zwierzętom, rozdzierano im boki żelaznymi hakami, albo pieczono ich pochodniami. Smażeni w oleju, kaleczeni, piłowani, krzyżowani, polewani smołą i zapalani, służyli poganom za pochodnie wśród nocnych uczt i zabaw. Całą ziemię zbroczyła ich krew; tysiące i krocie tysięcy wyznawców Chrystusa wszelkiego wieku, płci i stanu kończyło życie w niesłychanych mękach, Rzym szczególnie, to główne miasto pogańskiego świata i ognisko wszystkiej bezbożności bałwochwalczej, pławił się we krwi chrześcijan. Niepoliczone mnóstwo chrześcijan poniosło tu śmierć męczeńską, jak świadczą dotąd ich kości, przez chrześcijan w owych wiekach prześladowań pogrzebane w podziemiach czyli katakumbach rzymskich, a z czasem przeniesione stamtąd do kościołów na ołtarze.

Przez trzysta lat, z małymi przerwami, trwało to straszliwe prześladowanie. Gdyby chrześcijaństwo było dziełem ludzi, zaprawdę musiałoby było ulec ślepej wściekłości swych wrogów. Lecz nauka Syna Bożego, Jezusa Chrystusa zakorzeniała się coraz głębiej i szerzyła się coraz dalej. Znaki i cudu, czynione przez wyznawców Chrystusa, przede wszystkiem pogodny spokój i radość, z jaką znosili najokrutniejsze męczarnie i najboleśniejszą śmierć, przekonały pogan, że tylko Bóg chrześcijan jest prawdziwym Bogiem. Zdarzało się często w cyrkach, że na widok najokropniejszych męczarni chrześcijan liczni widzowie pogańscy wołali: "I my chrześcijanami jesteśmy, zabijcie nas z nimi". W samej rzeczy krew męczenników była płodnym nasieniem, z którego wzrastał coraz bujniejszy plon chrześcijaństwa. "Sanguis martyrum semen christianorum" (Tertulian).

A tak okazał Bóg dostatecznie, że kościół jest Jego dziełem i że wszystkie potęgi świata nic przeciw niemu nie podołają.

Po krwawych prześladowaniach obdarzył Bóg kościół swój nareszcie pokojem, powołując Konstantyna na obrońcę chrześcijaństwa. Cesarz Konstantyn, będąc jeszcze poganinem, wyruszył w pole przeciw nieprzyjacielowi swemu Maksencjuszowi. Wojsko nieprzyjacielskie było o wiele silniejsze. Wówczas modlił się Konstantyn gorąco o pomoc do prawdziwego Boga, a oto ukazał się na niebie jemu i całemu wojsku krzyż jaśniejący z napisem: "W tym znaku zwyciężysz". Na kształt tego krzyża rozkazał Konstantyn zrobić chorągiew i nieść ją na czele do boju. Natarł mężnie na silniejszego nieprzyjaciela i pobił go. Od tego czasu (312 r. po Chr.) był Konstantyn obrońcą i opiekunem chrześcijaństwa.

 

Od nawrócenia Konstantyna do tak zwanej reformacji w XVI. stuleciu.

 

Krzyż, który był poprzednio znamieniem największej hańby, stał się odtąd znamieniem chwały i zwycięstwa. Jaśniał odtąd na koronie Konstantyna i zdobił w Rzymie Kapitolium, wyniosły zamek, główną dotychczasową siedzibę pogaństwa, głosząc całemu światu tryumf ukrzyżowanego Boga-człowieka. Konstantyn pozwolił wyznawać swobodnie chrześcijańską religię, budował wspaniałe kościoły, odznaczał kapłanów i biskupów, szczególnie zaś papieży, i okazywał im wielkie uszanowanie. Tysiące pogan garnęły się do przyjęcia Boskiej nauki, tak iż bożyszcza stały opuszczone w pogańskich świątyniach. W krótkim czasie odniosła religia chrześcijańska zupełne zwycięstwo nad pogaństwem w państwie rzymskim i stała się panującą.

Innego rodzaju zwycięstwa miał teraz odnosić kościół; zwycięstwa nad wewnętrznymi nieprzyjaciółmi czyli błędnowiercami. Wprawdzie pojawiały się przedtem kacerskie (błędne) nauki i rozdwojenia, lecz wkrótce niknęły. Teraz zaś dopuścił Bóg, że niektórzy błędnowiercy pozyskali chytrością i podstępem wielu zwolenników i utworzyli własne, szeroko rozgałęzione gminy czyli sekty, które zazwyczaj od nich brały nazwę, jak: Arianie, Nestorianie, Eutychianie, Pelagianie i inni. Udawało im się często pozyskać książąt i. cesarzy, a ponieważ umieli wyzyskiwać ich pomoc, uciskali i prześladowali chrześcijan prawowiernych w sposób okrutny. Otóż jak niegdyś Apostołowie zgromadzili się, aby za natchnieniem Ducha św. pod przewodnictwem św. Piotra rozstrzygnąć powstałe spory, tak samo czynili teraz ich następcy, biskupi katolickiego kościoła. Zgromadzali się pod przewodnictwem papieża albo jego posłów, naradzali się nad błędną nauką i potępiali ją, to jest: ogłaszali, że jest fałszywą i niedozwoloną. Takie zgromadzenie nazywa się soborem powszechnym. Uchwały takich soborów, powzięte z przyzwoleniem papieża w rzeczach wiary i obyczajów, są nieomylne, ponieważ są wyrokami kościoła, którym rządzi niewidzialnie Duch św., strzegąc go od wszelkiego błędu. Szczególnie sławny jest sobór w Nicei, odbyty w r. 325. Pomiędzy zgromadzonymi wówczas biskupami w liczbie 318, znajdowało się wielu mężów świętych, którzy poniósłszy dla Chrystusa męki w czasach prześladowania, stracili ręce lub oczy. Jednogłośnie obłożyli oni klątwą czyli wykluczyli z kościoła przewrotnego Ariusza, który uporczywie utrzymywał, że Chrystus nie jest Bogiem, równym Bogu Ojcu. Sekta Arianów była wówczas potężną; lecz gdy ją kościół napiętnował tym wyrokiem uroczystym, zaczęła zwolna upadać. Tego samego losu doznały wszystkie następne kacerstwa. A kościół katolicki wychodził zawsze zwycięsko aż po dziś dzień, ze wszystkich walk, choćby najcięższych.

W tym okresie wsławił Bóg także kościół swój przez wielu świętych i uczonych mężów, którzy z chwałą bronili prawdziwej nauki. Nazywają się oni nauczycielami i ojcami kościoła. Takimi byli: św. Atanazy, patriarcha Aleksandryjski (+ 373), który za wiarę prawdziwą ponosił długie i ciężkie prześladowania od Arianów; św. Bazyli Wielki, biskup Cezarejski (+ 379); św. Grzegorz z Nazjanzu (+ 389) i św. Jan Chryzostom t.j. Złotousty (+ 407), obydwaj patriarchowie Konstantynopolitańscy; śś. Cyryle, jeden biskup Jerozolimski (+ 386), drugi patriarcha Alesandryjski (+ 444); św. Ambroży, biskup Mediolański (+ 397); św. Hieronim, wsławiony tłumaczeniem Pisma św. na język łaciński (+ 420); św. Augustyn, biskup z Hippony w Afryce, jeden z największych nauczycieli kościoła (+ 430); św. papieże: Leon Wielki (+ 461) i Grzegorz Wielki (+ 640).

Podczas gdy święci ojcowie kościoła odznaczali się szczególnie jako obrońcy wiary, jaśnieli znowu pustelnicy i mnisi jako wzory surowej pokuty. Byli to pobożni chrześcijanie, którzy usunęli się od zwodniczych przyjemności świata, aby modlitwą i wyrzeczeniem siebie samych przygotować się w pustyni na śmierć szczęśliwą. Jaskinia w skale lub chatka z gałęzi była ich mieszkaniem, ziemia goła lub liśćmi potrzęsiona ich łożem, korzonki i zioła służyły im za pożywienie, a woda za napój. Wyrzekali się wszystkich wygód, aby umrzeć zupełnie dla świata a poświęcić się jedynie Bogu. Z życia pustelniczego powstało potem życie zakonne, oparte na trzech radach ewangelicznych, do spełnienia których obowiązują się zakonnicy ślubem; patriarcha zakonów na zachodzie był wielki cudotwórca, św. Benedykt z Nursji. Nowe niebezpieczeństwo przyniosła kościołowi wędrówka narodów w V. i VI. wieku, gdy chciwe zdobyczy pogańskie ludy, opuściwszy dotychczasowe swoje siedziby, licznymi hordami zalewały chrześcijańskie kraje, pustosząc wszystko ogniem i mieczem. Najstraszliwiej grasowali Hunowie pod wodzem Attyli, który sam się nazywał "biczem bożym". Miasta i całe ludy ginęły pod ich ciosami. Państwo rzymskie, przeszło tysiącletnie, niegdyś tak potężne, runęło pod najazdem barbarzyńców. Nieopisana nędza zapanowała w całej Europie, dopóki Bóg nie poskromił hord dzikich, przez ten sam kościół, któremu one groziły zniszczeniem. Kapłani wysłani przez papieży nieśli im radosną wieść zbawienia. Z krzyżem i Ewangielią w ręku głosili im mężnie naukę Zbawiciela wśród wielkich niebezpieczeństw, pokładając nadzieję w Bogu. Wówczas zostały nawrócone Niemcy i wyprowadzone z dzikości. Święty Seweryn nauczał w Austrii, św. Kolumban i Gallus nad jeziorem Bodeńskim w Szwajcarii, Kilian i Wilibald we Frankonii, Rupert i Korbinian w Bawarii i sąsiednich krajach, św. Ludger w Monasterze, św. Ansgary w okolicach północnych. Przed innymi jednak jaśniał niezmordowany w pracach apostolskich święty Bonifacy, zwany dlatego "Apostołem Niemiec". Dla wysokich zasług mianowany przez papieża arcybiskupem Mogunckim, umarł śmiercią męczeńską, głosząc u Fryzów Ewangelię (+ 755).

Apostołami Słowian byli śś. Cyryl i Metody. Polacy przyjęli wiarę świętą w roku 966, gdy król polski Mieczysław I. zaślubiając Dąbrówkę, chrześcijańską księżniczkę czeską, dał się ochrzcić i przykładem swoim pociągnął lud cały. Zaś do utwierdzenia Polski we wierze, przyczynił się szczególnie św. Wojciech, który w roku 997 poniósł śmierć męczeńską od pogańskich Prusów.

Skoro ustalili się tacy wysłannicy wiary w tym lub owym kraju, zakładali klasztory. Te rzucały znowu dalej nasiona chrześcijaństwa, zakładając szkoły, w których kształciła się młodzież na kapłanów i zaprowadzając wszędzie łagodniejsze obyczaje, oraz zamiłowanie do spokojnego zatrudnienia. Tak nauczyły się na pół dzikie ludy Europy rolnictwa, rodzinnego pożycia, rzemiosł i sztuk. Pracowite ręce zakonników zamieniły pustynie w urodzajne pola, a ponure lasy w miłe siedziby. W ten sposób stawali się zakonnicy największymi dobroczyńcami ludzkości. Dlatego też Karol W. cesarz, który troszczył się o rozszerzenie i dobro kościoła chrześcijańskiego, założył więcej niż 24 klasztorów, uposażył też rozmaite biskupstwa hojnie w dobra i posiadłości. Za jego przykładem poszedł król węgierski św. Szczepan, któremu Węgrzy zawdzięczają swoje nawrócenie. Podczas gdy chrześcijaństwo szerzyło się na zachodzie, przynosząc wszędzie błogie skutki, powstały na wschodzie zamieszki zgubą grożące. Cesarze greccy w Konstantynopolu, zamiast poddać się kościołowi w pokorze, chcieli raczej nim rządzić, jak własnym państwem, i narzucali mu przemocą własne mniemania jako prawdy wiary. Lud był lekkomyślny i chwiejny, duchowieństwo często niepomne swych obowiązków; pycha i niezgoda zdziałały resztę i sprowadziła nieszczęsne rozdwojenie (schizmę), które większą część chrześcijan obrządku wschodniego, oderwało od papieża, tej widomej głowy kościoła. Nie odwlekał też Bóg zasłużonej kary. Jak niegdyś Izraelitów, tak chłostał teraz wyrodnych chrześcijan. Już na początku VII. stulecia zjawił się był w Arabii oszust, Mahomet imieniem, który mienił się być posłem Boga i ułożył nową religię ze zwyczajów pogańskich, żydowskich i chrześcijańskich. Na czele zbójeckiej hordy rozbijał najpierw karawany, wnet zdobywał miasta i kraje, i mieczem zmusił mieszkańców do przyjęcia swojej nauki. Jego następcy podbijali dalej siłą oręża kraj po kraju w Azji i Afryce, szerząc naukę swego fałszywego proroka, a z nią dzikość, występki i niewolę. Wprawdzie nie wypleniono chrześcijaństwa w owych krajach do szczętu, ale wskutek odłączenia od prawdziwego kościoła, popadło ono w stan odrętwienia i poniżenia, w którym do dziś dnia pozostaje.

Mahometanie zdobyli wnet ziemię świętą. Łupiestwa i okrucieństwa, których się dopuszczali względem chrześcijan, pielgrzymujących z zachodu, spowodowały z końcem XI. stulecia tak zwane wojny krzyżowe. Piotr z Amiens, pobożny pielgrzym, powróciwszy z ziemi świętej, opowiadał papieżowi Urbanowi II o zniewagach, wyrządzanych przez niewiernych miejscom świętym, na których Zbawiciel żył i cierpiał, i o nieznośnym ucisku tamecznych chrześcijan. Papież powziął wielkoduszny zamiar, aby położyć kres zuchwałości Mahometan, nienasyconych tyloma zdobyczami. Powołał chrześcijańskich książąt i rycerzy do Klermontu, zawezwał ich do wojennej wyprawy przeciw niewiernym, i taki wzniecił zapał, że wszyscy zawołali: "Bóg tak chce! Bóg tak chce!" Ten okrzyk obiegł cały zachód, i wnet stanęło w gotowości groźne wojsko. Z radosną odwagą wyruszyło wojsko krzyżowców do Palestyny. Po niezmiernych trudach i krwawych bojach, zdobyto wreszcie Jerozolimę, gdzie szlachetnego Godfreda z Bouillon, księcia Lotaryngii, wybrano królem (1099 r.). Wzbraniał się jednak pobożny książę przyjąć i nosić koronę złotą na tym miejscu, gdzie jego Pan i Zbawiciel nosił koronę cierniową, i nie zwał się inaczej, tylko księciem.

Nowe królestwo istniało zaledwie sto lat. Zdrada ze strony Greków, brak karności i jedności ze strony krzyżowców sprawiły, że pomimo kilkakrotnych wypraw z zachodu, nie mogło się oprzeć przemocy Turków. Wzmagali się oni i szerzyli coraz dalej,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin