Pedersen Bente - Roza znad Fiordów 11 - Droga Łez.pdf

(838 KB) Pobierz
Pedersen Bente
Roza znad Fiordów 11
Droga Łez
Roza przybywa wraz z Seamusem do Ameryki. To właśnie tu,
w Georgii, przekonuje się na własne oczy, czym jest
niewolnictwo. Roza nie potrafi pogodzić się z niedolą
bezwzględnie traktowanych Murzynów. Kiedy ucieka syn
jednej z niewolnic, ukrywa go, nie myśląc o konsekwencjach
swego czynu. Zapomina, że właściciel chłopaka znany jest z
okrucieństwa, a Seamus z pewnością nie pochwali jej
postępowania...
Rozdział 1
... budzi mnie ich pieśń. Piękna. Jakby smutna skarga lub prośba
wyrażona w formie pieśni. Nie jest krzykiem, choć wyczuwam w niej ból.
Ból nie potrzebuje słów ani języka.
Jest tak rzeczywista, że mogę rozróżnić poszczególne głosy. Miesza się z
kołysaniem statku i jest równie wyraźna jak odgłos morza. Oba brzmienia
ogranicza drewno, ciało statku.
... nie istnieje kościół dla tego smutnego psalmu, tylko statek płynący po
bezkresnym oceanie. Statek pomiędzy dwoma światami. Statek pomiędzy
niebem a oceanem.
... ocean staje się drogą, po której idę wraz z nimi, z tymi ciemnymi
postaciami, które wyśpiewują swój ból, które śpiewają zamiast płakać.
Nazywam tę drogę Drogą Łez.
Statek nie jest jak kościół. Nazwano go na cześć zorzy polarnej, co
według mnie uwłacza temu najpiękniejszemu zjawisku świata.
„Merry Dancer"... „Wesoła tancerka"...
Nigdy nie będę wspominać tego statku jako czegoś wesołego ani
przepełnionego światłem. Nic mnie z nim nie łączy. Dla mnie „Merry
Dancer" stanowi uosobienie cierpienia i bólu oraz pogardy, od której
jeszcze nie zdołałam się wyzwolić. Pragnęłam, by to
mogło obudzić we mnie nienawiść, ale nie umiem nienawidzić Seamusa.
... kocham go...
Leżę spocona, owinięta w chłodne prześcieradła. Leżę tak cicho, jak
mogę, nawet nie poruszam palcem. Gdyby nie moje myśli, mogłabym
uchodzić za umarłą.
Powietrze jest przepełnione wodą. Wszystko wokół mnie jest wilgotne,
skrapla się w małe strużki spływające po skórze. Nawet ściany zdają się
oddychać. Drżą pod dotykiem nieba, które tutaj zwiesza się nisko.
Horyzont rozciąga się szeroko. Powietrze przykleja się do ciał, równie
wilgotne jak ja...
... słyszę ich przez ścianę. Głosy są wyraźne, mimo że starają się szeptać.
0'Connorowie. Jest ich tak wielu, że nie mogą siedzieć blisko siebie i
szeptać. Muszą mówić normalnie. Już na tyle ich rozumiem, że nie mają
przede mną tajemnic.
Łatwo uczę się języków. Nigdy przedtem tego nawet nie przypuszczałam.
Wiele się dowiedziałam, od kiedy wyjechałam z Kafjorden z dzieckiem
żonatego mężczyzny w brzuchu. Słowo ma siłę, tyle zrozumiałam.
Przyswoiłam sobie teksty piosenek, które śpiewały te kobiety.
Kobiety wymawiały słowa pełnymi wargami, pomagając sobie szybkimi
gestami rąk. Rozmawiały ze mną. Może rozumiały, że ja też nigdzie nie
czuję się jak w domu, a już na pewno nie na pokładzie „Merry Dancer".
Możliwe, że rozumiały, że też cierpię, choć nie mogłyśmy tego
porównać. Ból można rozpoznać jedynie wtedy, gdy się go odczuje
samemu. Może zauważały mój smutek...
... a może uznały mnie, gdy były świadkami gniewu Seamusa, gdy siłą
odrywał moje dłonie od krat, które mnie od nich oddzielały?
0'Connorowie rozmawiali głośno o mnie. Mówili, że się nie dostosuję, że
Seamus źle zrobił, biorąc mnie na statek. Nie chcieli mnie w ich nowym
Dublinie. W nowym Dublinie w ich Nowym Świecie. Mówią o mnie pod
nieobecność Seamusa. Zwykle on nie pozwala im na to. Patrzy im w
oczy, każdemu z osobna, i mówi, że jestem jego żoną. Tylko on, ja i
jeszcze dwie osoby wiedzą, że kłamie...
Georgia, czerwiec 1842 roku
- Ona nie jest jedną z nas - powiedziała Jenny, nawet nie udając, że
zamierza ściszyć głos.
Była młoda, dumna i czuła, że ma rację. Głowę trzymała wysoko.
Rozejrzała się po kręgu tych, którzy byli jej bliskimi. Młoda żona Josepha
nie należała do cichych i uległych kobiet. Wydoroślała po opuszczeniu
ojczyzny: zielonej, urodzajnej wyspy leżącej po wschodniej stronie
Morza Irlandzkiego.
Ten dom traktowała jak swój. Rządziły nim ona i Fiona. Joe i Peter
uważali, że dom należy przede wszystkim do Seamusa, ale Jenny ich
wyśmiewała. Może Seamus i był przywódcą rodzeństwa, ale w domu nie
było go prawie nigdy. Ponad połowę czasu spędzał na swoich tak
zwanych interesach.
Jeździł po okolicy, zbierając doświadczenia tych właścicieli plantacji,
którzy chcieli się nimi dzielić. Miał kontakty wśród handlarzy koni w
całym stanie i miał z nimi konszachty, o których
nikt głośno nie śmiał wspominać. Interesy zaprowadziły go do niemal
każdego skrawka wybrzeża Georgii, a nawet na Florydę i leżące jeszcze
dalej wyspy. Żył swobodnie w świecie, do którego wstępu nie mieli
pozostali bracia.
Jenny nigdy by nie przypuszczała, że Seamus przywiezie tu jakąś żonę. A
już przenigdy, że taką jak ta żałosna Rosi.
- Ona jest tak samo nasza jak i ty - odparła jej spokojnie Fiona. Jej ciemne
oczy spoglądały poważnie, usta się nie uśmiechały. Dla wszystkich stało
się jasne, że upomina żonę swego młodszego brata. - Ty też wżeniłaś się
w naszą rodzinę, Jenny, zupełnie jak Rosi. Ty jesteś żoną mojego brata
Joe, a ona żoną mojego brata Seamusa.
Cisza nie trwała długo.
- Zawsze musisz jej bronić! - Jenny nie ustępowała ani na cal. - A sama
wyszłaś za cudzoziemca...
- Tutaj wszyscy są cudzoziemcami - odezwał się Padraig spokojnie,
przeczesując dłonią włosy, które i tak dalej sterczały we wszystkie strony.
- To nie Irlandia, Jenny. To Ameryka. Tutaj nie ma znaczenia, skąd
przybywasz. Tu wszyscy są równi.
- Ale i tak tu nie jest jej miejsce! - upierała się Jenny. - Nieważne, co
mówicie! Czy ona coś dla was zrobiła? Ruszyła choćby palcem? Czy
spróbowała okazać, że jest jedną z nas?
- Byle Seamus tego nie słyszał! - powiedział Joe, wzdychając ze
zrezygnowaniem.
Przytulił swoją odważną żonę i próbował zażegnać jej gniew. Zwykle mu
się to udawało, przecież był prawdziwym 0'Connorem. Jego wzrok szukał
oczu Petera, ale bez powodzenia. Pragnął, by to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin