Brzask 2.doc

(40 KB) Pobierz


                                                                      ROZDZIAŁ 2

                                                        *********************
To, co zauważyłam niemal od razu po ujrzeniu obiektu niepokojącej wizji Alice, to niewątpliwie uroda zielonookiego chłopaka. Był wysoki, szczupły i miał piękną sylwetkę. Jego włosy były rudawe, w wielkim nieładzie. A ten wzrok... No, cóż. Na dobrą sprawę można by powiedzieć, że wręcz hipnotyzował swoją głębią, a jednocześnie nieprzenikalnością. Po raz pierwszy od tylu lat mojej egzystencji coś we mnie drgnęło, pewnie spowodowane zobaczeniem tego, co napawało mnie niepokojem od tylu dni. Miałam też dziwną ochotę podejść do tego chłopca i zacząć rozmowę. Tak było przynajmniej do momentu, gdy na nas spojrzał. Jego wzrok stał się nagle sceptyczny i chłodny. Widać nie lubił nowych uczniów.

- Auć, Bella! Zmiażdżysz mi rękę - syknęła mi do ucha Alice i uprzytomniłam sobie, że ściskałam jej dłoń z nadludzką siłą. Momentalnie rozluźniłam palce i spokojnie poczekałam, aż wyniosły chłopak zniknie za rogiem.
- Kto to był, do cholery?
- O co ci chodzi? - spytała zaniepokojona.
- Nie widziałaś go? To były te oczy...
- Jakie znowu oczy? - denerwowała mnie już powoli mała domyślność mojej siostry.
- Te z twojej chorej wizji - warknęłam zniecierpliwiona.
- Po pierwsze to nie była żadna chora wizja, a po drugie, co z tego? Może po prostu pojawił się wtedy z racji tego, że jedziemy do Forks? Musisz wszędzie upatrywać jakieś intrygi?
- Ja nie... - zaczęłam, ale Alice nie dała mi skończyć.
- Nie zaprzeczaj, bo jak go zauważyłaś to przez kilka sekund wyglądałaś jakbyś dostała jakiegoś ataku. - jej głos był teraz ostry i chłodny.

Przed sprzeczką uchronił nas dzwonek, który oznaczał początek trygonometrii. Jęknęłam cicho w duchu, gdy spostrzegłam, że w jednej z ławek siedzi ten dziwny chłopak. Wiedziałam, że nie będę potrafiła się skupić. Gdy szłam z Alice do naszej ławki ledwie rzucił mi jedno krótkie spojrzenie bez wyrazu.

Przez całe zajęcia głowiłam się nad sensem wizji Alice, co chwila odpowiadając od niechcenia na zadane przez nauczyciela pytanie. Ta jedna godzina nagle wydawała mi się stanowczo za długa i zbyt irytująca. Nigdy nie lubiłam szkoły, a teraz wydawało się być jeszcze gorzej. Jak na moje nieszczęście los postanowił dziś trochę ze mnie poszydzić. Po zakończonej lekcji jakiś chłopak wychodząc z klasy upuścił dwie książki obok mojej ławki. Odruchowo schyliłam się i gdy już miałam je oddać właścicielowi zorientowałam się kto nim był. Oczywiście, zielonooki.
- Dzięki, ale nie musiałaś. - zaczął niemiłym tonem, który wcale nie pasował do barwy jego głosu.
- W takim razie proszę - warknęłam i rzuciłam książki z powrotem na podłogę zostawiając chłopaka ze zdezorientowaną miną.
- Hej, poczekaj! Ja... - usłyszałam wypadając z klasy, ale nie miałam ochoty się odwracać. Niewiele mnie obchodziło co miał mi do powiedzenia. On sam w ogóle mnie nie interesował, jak z resztą każdy człowiek. Wystarczyło mi, że zburzył mój spokój o poranku i teraz na trygonometrii. Przyrzekłam sobie, że to ostatni raz, kiedy ten śmiertelnik wyprowadzał mnie z równowagi.

Usłyszałam za sobą kroki i odwróciłam się myśląc, że to Alice, jednak za późno zorientowałam się, że wampiry poruszają się bezszelestnie.

- Słuchaj, przepraszam Cię za tamto. Na prawdę nie chciałem być taki niemiły... To po prostu... Wiem, że to twój pierwszy dzień... No i chciałem przeprosić... - jak każdemu w rozmowach z nami, zaczął mu się plątać język.
- Serio? - spytałam oschle odwracając się.
- Poczekaj chwilę! - poprosił gdy przyspieszyłam tempo.
Nagle zdałam sobie sprawę z dziwnego uczucia w prawej ręce. Odwróciłam się szybko i zdałam sobie sprawę, że ten chłopak właśnie położył dłoń na moim ramieniu. Dlaczego nie przeraziła go moja zimna skóra? Spytałam się w duchu.
- Czego chcesz? - spytałam łagodniej. Jego dotyk ostudził trochę mój gniew.
- Tak w ogóle to jestem Edward Masen.
- Bella Cullen - odparłam krótko.
Jak na razie jedynym walorem tego spotkania była możliwość nazwania go inaczej niż "zielonooki".
- Wybaczysz mi moją nieuprzejmość? Nie chciałem cię do siebie zrazić już przy okazji pierwszej rozmowy.
Zaciekawił mnie dobór słów, których właśnie użył. Może jednak był poważniejszy niż mi się wydawało?
- Och, tak. Nie ma sprawy. - posłałam mu coś na kształt uśmiechu, który odwzajemnił o wiele bardziej szczerze niż podejrzewałam.
- To... do zobaczenia - powiedział lekko speszony i już go nie było.

Chwilę potem dobiegła do mnie Alice, która wyglądała jakby z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
- Co? - warknęłam do niej, a ona tylko wyciągnęła do mnie rękę.

Zobaczyłam całe zajście jej oczami. Wyglądałam tam jakbym... Była zainteresowana tym całym Edwardem!
- Chyba żartujesz! - fuknęłam na siostrę. - widziałam już tylu przystojnych wampirów i żaden mnie nie ruszył, to dlaczego do jasnej anielki ma mi się podobać ten zwykły chłopak?
- Czy aby na pewno zwykły?
Tylko tego mi teraz brakowało. Droczącej się ze mną Alice. Trudno mi było uświadomić sobie, że jesteśmy w budynku pełnym ludzi i nie mogę się na nią rzucić.
- To wszystko przez tą twoja wizję. Zobaczyłam jego oczy i na chwilę wytrąciło mnie to z równowagi i tyle, po sprawie. - coraz bardziej zdawało mi się, że próbuję przekonać nie Alice, ale siebie.
- Co się dzieje siostrzyczki? - obok nas niemal zmaterializował się Emmett.
- Co ty najlepszego wyrabiasz? - syknęłam cicho, tak aby nikt nie usłyszał. - Jeszcze cię ktoś zobaczy!
- W pustym korytarzu?
- Przecież to szkoła! Tędy chodzą uczniowie! Opanuj się.
- Dobrze, już dobrze. Nie złość się siostrzyczko. Hej, Rosie, chodź, bo zaraz zajmą nam wszystkie miejsca w stołówce.

Naburmuszyłam się lekko widząc jak bardzo nieumyślnie Emmett zachowuje się między ludźmi. Wiedziałam jednak, że jakiekolwiek próby wpłynięcia na niego spełzną na niczym. W końcu także udałam się do stołówki opuszczona nawet przez Alice, która uznała moje zachowanie za co najmniej dziwne i nie miała chyba ochoty ryzykować zostając ze mną.

Na stołówce czekała na mnie kolejna niemiła niespodzianka.
- Hej - po raz drugi tego dnia usłyszałam te słowa z ust Edwarda. - Nie bierzesz nic? - spytał patrząc na moją prawie pustą tacę. Miałam tylko jabłko i sok.
- Wiesz, nie jestem głodna. - Powiedziałam siląc się na spokój i odeszłam w stronę stolika mojego rodzeństwa, a on, również po raz drugi, położył mi rękę na ramieniu i zatrzymał nie używając wcale siły. Jak on to robił? Przecież byłam wampirem do jasnej cholery! Miałam nadludzką siłę, a ten cały Edward zatrzymał mnie zaledwie jednym dotykiem.
- Tak? - spytałam nieco chłodnym tonem odwracając się powoli.
- Może zechcesz zjeść dzisiaj ze mną? Zapoznam cię trochę z sytuacją w szkole...

Już miałam stanowczo odmówić, gdy zauważyłam ten tajemniczy błysk w jego głębokich oczach. Zagubiłam się na chwilę i moje przygotowane odpowiedzi wyparowały mi z głowy.

- Hmm... Czemu nie. - odpowiedziałam całkowicie niezgodnie z sobą. Wewnątrz niemal krzyczałam, motając się w domysłach. Co takiego miał w sobie ten chłopak, że okręcał mnie sobie wokół palca? Ta sytuacja była co najmniej chora.

Gdy podeszliśmy do stolika znów zaskoczył mnie swoimi manierami odsuwając mi krzesło. Był taki uroczy... Nie! Co ja wygaduję? Przecież to tylko śmiertelnik... Tylko zwykły, ludzki chłopak. Miałaś do wyboru tyle chodzących, wampirzych seks-bomb, a teraz zachowujesz się jak napalona nastolatka! Skarciłam się w duchu. Chyba musiałam wyglądać jak wariatka, bo Edward przez chwilę patrzył się na mnie dziwnie.

- No to jak ci się podoba w szkole? - spytał próbując nawiązać rozmowę.
- Może być, choć trudno cokolwiek stwierdzić zaledwie po jednej lekcji - zauważyłam inteligentnie jednocześnie dodając w myślach - zwłaszcza, gdy musiałam się zastanawiać kim w ogóle jesteś Masen!
- Zobaczysz, jeszcze ci się spodoba. Może i nie jest to jakaś super placówka, ale nie ma na co narzekać.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza, a ja zainteresowałam się swoimi dłońmi. Robiłam wszystko, aby tylko nie musieć spoglądać w jego zielone oczy. Po pewnym czasie postanowiłam jednak podnieść wzrok, co oczywiście okazało się błędem.

- Co? - spytałam speszona widząc dziwny wyraz twarzy z jakim mi się przyglądał.
- Nic, nic - mruknął, a potem dodał cicho, zapewne myśląc, że nie usłyszę. - jesteś jakaś dziwna.
- Co proszę? - wkurzyłam się i to nieźle.
- Oh, nie o to mi chodziło, nie denerwuj się. Po prostu pierwszy raz widzę kogoś takiego. Jesteś taka blada, niemal idealna - zarumienił się w smakowity sposób.
- Myślałam, że w tej szkole jest wiele ładnych dziewczyn? - nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, ale zapragnęłam się trochę z nim podroczyć.
- Taa, jasne. Chyba sobie ze mnie żartujesz?
- Ja? - udawałam oburzoną. - No weźmy na przykład taką Kathleen - powiedziałam wiedząc, że to jedna z największych "tapeciar" w szkole.
- Tak, albo na przykład pana Vernera - teraz to on włączył się do mojej gierki.
Nim się zorientowałam oboje chichotaliśmy jak głupi, niczym zwykłe dzieci. Wiedziałam, że muszę się opanować, czułam na sobie morderczy wzrok zgorszonej Rosalie, Emmetta, który powstrzymywał się od śmiechu, narwanej Alice i zdystansowanego Jaspera, ale tak na prawdę to niewiele mnie to obchodziło. Czułam, że moja zapora, jaką budowałam między sobą i swoja rodziną a światem powoli pęka burzona przez tego cudnego chłopaka o wściekle zielonych oczach. Znów poczułam, że coś we mnie drga i z przerażeniem stwierdziłam, że to moje od dawna nie bijące serce. Musiałam jak najszybciej to zakończyć. To nie było normalne... Ani bezpieczne. I dla niego i dla mnie.

- Wybacz, ale muszę już iść. Eee... Alice potrzebuje pomocy w zadaniu z trygonometrii- rzuciłam nawet się na niego nie patrząc i szybko odeszłam od stolika. Szkoda mi się zrobiło, jak pomyślałam ile zaskoczenia musi się teraz malować na jego twarzy. No cóż, taka właśnie byłam. Zimny potwór.
- Bella? Co się stało? - Alice od razu chciała wszystko wiedzieć. Może i widziała, co robiliśmy przy stoliku, ale nikt nie mógł zrozumieć mojej reakcji. Ja sama jej nie rozumiałam.
- Nic się nie stało. A powinno? - zgrywałam niewiniątko.
- Jak to nic? Najpierw śmialiście się w najlepsze, a potem nagle zerwałaś się z krzesła i odeszłaś zostawiając go z taką miną, jakby dostał w twarz.

Rzeczywiście, gdy spojrzałam w jego kierunku zobaczyłam, że jego piękne oczy stały się smutne, a na ustach nie gościł już ten piękny uśmiech. Dość! Zarządziłam w myślach. Nawet, jeśli ktoś miał mu przywrócić radość to na pewno nie ja. Nie miałam ochoty pakować się w romanse z kimś, kogo można zmiażdżyć jedną ręką.... Ale jego oczy były tak piękne...

- Bella! - Alice znów musiała przywołać mnie do porządku. - Opanuj się, zaraz rozwalisz stół.

Westchnęłam cicho i jeszcze raz rzuciłam stęsknione spojrzenie w stronę Edwarda. W mojej głowie szalała wojna, a ja nie byłam pewna, czyje zwycięstwo bym wolała.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin