Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 06 - Bieguny Zaglady.pdf
(
1357 KB
)
Pobierz
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 06 - Bieguny Zaglady
CLIVE CUSSLER
PAUL KEMPRECOS
BIEGUNY ZAGŁADY
Przekład
MACIEJ PINATRA
AMBER 2006
Rip by Sebastian Gawin ásigÑ
PROLOG
Prusy Wschodnie, 1945 rok
Mercedes-Benz 770 W150 Grosser Tourenwagen wa
Ŝ
ył ponad cztery tony i był opancerzony jak czołg. Ale
siedmioosobowa limuzyna zdawała si
ę
płyn
ąć
po warstwie
ś
wie
Ŝ
ego
ś
niegu, gdy sun
ę
ła bez
ś
wiateł mi
ę
dzy polami, które
l
ś
niły w niebieskawym blasku ksi
ęŜ
yca.
Kierowca zobaczył ciemny wiejski dom w płytkim zagł
ę
bieniu terenu i delikatnie nacisn
ą
ł hamulec. Auto zwolniło do
tempa id
ą
cego człowieka i zbli
Ŝ
ało si
ę
do niskiego budynku z kamieni polnych jak kot podkradaj
ą
cy si
ę
do myszy.
Kierowca patrzył uwa
Ŝ
nie przez zamarzni
ę
t
ą
przedni
ą
szyb
ę
. Spojrzenie jego niebieskich oczu miało temperatur
ę
arktycznego lodu. Dom wygl
ą
dał na opuszczony, ale człowiek wolał nie ryzykowa
ć
. Czarn
ą
karoseri
ę
samochodu
pomalowano w po
ś
piechu na biało. Prymitywnie zakamuflowane auto było praktycznie niewidoczne z samolotów
szturmowych, kr
ąŜą
cych na niebie niczym w
ś
ciekłe s
ę
py, ale ledwo uciekło radzieckim patrolom, które wyłaniały si
ę
ze
ś
niegu jak widma. Pociski karabinowe podziurawiły pancerz w wielu miejscach.
Wi
ę
c kierowca czekał.
M
ęŜ
czyzna wyci
ą
gni
ę
ty na wygodnej tylnej kanapie czterodrzwiowego sedana poczuł,
Ŝ
e samochód zwalnia. Obudził
si
ę
, usiadł prosto i zamrugał powiekami.
- Co si
ę
dzieje? - zapytał. Mówił po niemiecku z w
ę
gierskim akcentem. Miał zaspany głos.
- Co
ś
jest nie...
Nocn
ą
cisz
ę
rozdarła seria z automatu.
Kierowca wdepn
ą
ł pedał hamulca. Masywny pojazd zatrzymał si
ę
z po
ś
lizgiem pi
ęć
dziesi
ą
t metrów od wiejskiego
domu. Kierowca wył
ą
czył silnik, wzi
ą
ł z przedniego siedzenia pistolet parabellum kaliber 9 milimetrów. Z drzwi domu
wytoczyła si
ę
pot
ęŜ
na posta
ć
w oliwkowym mundurze i futrzanej czapce Armii Czerwonej.
ś
ołnierz
ś
ciskał rami
ę
i ryczał jak byk u
Ŝą
dlony przez pszczoł
ę
.
- Cholerna faszystowska dziwka! - powtarzał. W jego głosie brzmiały w
ś
ciekło
ść
i ból.
Rosjanin wdarł si
ę
do wiejskiego domu zaledwie kilka minut wcze
ś
niej. Gospodarze schowali si
ę
w szafie pod kocem
jak zl
ę
knione dzieci.
ś
ołnierz wpakował kul
ę
w m
ęŜ
a i spojrzał na
Ŝ
on
ę
. Uciekła do kuchni.
Zarzucił bro
ń
na rami
ę
i przywołał kobiet
ę
, kiwaj
ą
c palcem.
- Frau, komm.
Uspokajaj
ą
cy wst
ę
p do gwałtu.
Przesi
ą
kni
ę
ty wódk
ą
mózg nie ostrzegł go,
Ŝ
e jest w niebezpiecze
ń
stwie. Kobieta nie wybuchn
ę
ła płaczem i nie
błagała o lito
ść
jak inne, które gwałcił i zabijał. Popatrzyła na niego wzrokiem płon
ą
cym nienawi
ś
ci
ą
i zamachn
ę
ła si
ę
no
Ŝ
em ukrytym za plecami. Celowała w jego twarz. Rosjanin zobaczył błysk stali w blasku ksi
ęŜ
yca wpadaj
ą
cym przez
okna i wyci
ą
gn
ą
ł przed siebie lew
ą
r
ę
k
ę
,
Ŝ
eby si
ę
zasłoni
ć
. Ale ostrze przeci
ę
ło r
ę
kaw i przedrami
ę
. Powalił kobiet
ę
na
podłog
ę
ciosem prawej r
ę
ki. Znów si
ę
gn
ę
ła po nó
Ŝ
.
ś
ołnierz wpadł w furi
ę
i przeci
ą
ł j
ą
na pół seri
ą
z pepeszy.
Stał teraz przed domem i ogl
ą
dał ran
ę
. Nie była gł
ę
boka. Ze skaleczenia ledwo s
ą
czyła si
ę
krew. Wyj
ą
ł z kieszeni
butelk
ę
z bimbrem. Mocny alkohol złagodził ból ramienia. Rosjanin rzucił pust
ą
flaszk
ę
w
ś
nieg, otarł usta wierzchem
r
ę
kawicy i poszedł,
Ŝ
eby doł
ą
czy
ć
do swoich towarzyszy. Zamierzał si
ę
pochwali
ć
,
Ŝ
e został ranny w walce z band
ą
faszystów.
Po kilku krokach przystan
ą
ł. Jego czułe ucho wyłowiło odgłosy stygn
ą
cego silnika samochodowego. Zmru
Ŝ
ył oczy i
spojrzał na wielk
ą
szaraw
ą
plam
ę
w mroku. Na szerokiej twarzy rosyjskiego chłopa pojawiła si
ę
podejrzliwo
ść
. Zdj
ą
ł z
ramienia pepesz
ę
i wycelował w niewyra
ź
ny obiekt. Poło
Ŝ
ył palec na spu
ś
cie.
W tym momencie rozbłysły cztery reflektory. Rozległ si
ę
ryk rz
ę
dowego, o
ś
miocylindrowego silnika du
Ŝ
ej mocy.
Samochód wystartował, zarzucaj
ą
c tyłem na
ś
niegu. Rosjanin usiłował uciec, ale koniec ci
ęŜ
kiego zderzaka trafił go w
nog
ę
i odrzucił na pobocze drogi.
Mercedes stan
ą
ł, otworzyły si
ę
drzwi i wysiadł kierowca. Ruszył przez
ś
nieg w kierunku Rosjanina. Poły czarnego
skórzanego płaszcza uderzały cicho o jego uda. Był wysokim, ostrzy
Ŝ
onym na je
Ŝ
a blondynem o poci
ą
głej twarzy z
zapadłymi policzkami. Mimo mrozu nie miał na głowie czapki.
Przykucn
ą
ł obok le
Ŝą
cego.
- Jeste
ś
cie ranni, towarzyszu? - zapytał po rosyjsku. W jego głosie brzmiało nieszczere współczucie lekarza.
ś
ołnierz j
ę
kn
ą
ł. Nie mógł uwierzy
ć
,
Ŝ
e ma takiego pecha. Najpierw ta niemiecka suka z no
Ŝ
em, a teraz to.
- Kurwa ma
ć
! - zakl
ą
ł za
ś
linionymi ustami. - Jasne,
Ŝ
e jestem ranny! Wysoki m
ęŜ
czyzna zapalił papierosa i wło
Ŝ
ył
Rosjaninowi mi
ę
dzy wargi.
- W tym domu kto
ś
jest?
ś
ołnierz zaci
ą
gn
ą
ł si
ę
gł
ę
boko i wypu
ś
cił dym nosem. Podejrzewał,
Ŝ
e obcy jest oficerem politycznym. W armii roiło
si
ę
od nich.
- Dwoje faszystów - odparł. - M
ęŜ
czyzna i kobieta.
Obcy wszedł do wiejskiego domu. Po chwili wrócił i znów przykucn
ą
ł obok
Ŝ
ołnierza.
- Co si
ę
stało?
- Zastrzeliłem Niemca. Ta faszystowska suka rzuciła si
ę
na mnie z no
Ŝ
em.
M
ęŜ
czyzna poklepał Rosjanina po ramieniu.
- Dobra robota. Jeste
ś
cie tu sami?
ś
ołnierz warkn
ą
ł jak pies w obronie swojej ko
ś
ci.
- Nie dziel
ę
si
ę
moimi łupami ani kobietami.
- Z jakiej jednostki jeste
ś
cie?
- Z Jedenastej Armii Gwardyjskiej generała Galickiego - odrzekł z dum
ą
Ŝ
ołnierz.
- To wy zaatakowali
ś
cie przygraniczny Nemmersdorf? Rosjanin wyszczerzył z
ę
by,
- Rozwalili
ś
my faszystów w ich stodołach. M
ęŜ
czyzn, kobiety i dzieci. Szkoda,
Ŝ
e nie słyszeli
ś
cie, jak te niemieckie
ś
winie błagały o lito
ść
.
Wysoki m
ęŜ
czyzna skin
ą
ł głow
ą
.
- Dobrze si
ę
spisali
ś
cie. Mog
ę
was zabra
ć
do waszych towarzyszy. Gdzie oni s
ą
?
- Niedaleko. Przygotowuj
ą
si
ę
do nast
ę
pnej ofensywy na zachód. M
ęŜ
czyzna popatrzył w kierunku odległej linii drzew.
Dudnienie czołgów T-34 przypominało daleki grzmot.
- A gdzie s
ą
Niemcy?
- Te
ś
winie uciekaj
ą
,
Ŝ
eby ratowa
ć
Ŝ
ycie. -
ś
ołnierz zaci
ą
gn
ą
ł si
ę
papierosem. - Niech
Ŝ
yje Matka Rosja.
- Wła
ś
nie - przytakn
ą
ł wysoki m
ęŜ
czyzna. - Niech
Ŝ
yje Matka Rosja. Si
ę
gn
ą
ł pod płaszcz, wyj
ą
ł parabellum i
przystawił luf
ę
do skroni rannego. - Auf Wiedersehen, towarzyszu.
Padł strzał. Człowiek w skórzanym płaszczu schował dymi
ą
cy pistolet do kabury i wrócił do samochodu. Kiedy
wsiadał za kierownic
ę
, z tylnej kanapy dobiegł ochrypły okrzyk:
- Zabił pan tego
Ŝ
ołnierza z zimn
ą
krwi
ą
!
Ciemnowłosy pasa
Ŝ
er miał około trzydziestu pi
ę
ciu lat i urod
ę
amanta filmowego. Zmysłowe usta zdobił cienki
w
ą
sik. Ale jego szare oczy płon
ę
ły gniewem.
- Po prostu pomogłem kolejnemu Iwanowi po
ś
wi
ę
ci
ć
Ŝ
ycie ku chwale Matki Rosji - odrzekł po niemiecku kierowca.
- Rozumiem,
Ŝ
e jest wojna - powiedział pasa
Ŝ
er napi
ę
tym głosem - ale nawet pan musi przyzna
ć
,
Ŝ
e Rosjanie to te
Ŝ
ludzie. Jak my.
- Owszem, profesorze Kovacs, jeste
ś
my bardzo podobni do siebie. Popełniali
ś
my potworne zbrodnie na ich narodzie i
teraz si
ę
mszcz
ą
.
Kierowca opowiedział o przera
Ŝ
aj
ą
cej masakrze w Nemmersdorfie.
- Współczuj
ę
tamtym ludziom - odrzekł cicho Kovacs - ale to,
Ŝ
e Rosjanie zachowuj
ą
si
ę
jak zwierz
ę
ta, nie oznacza,
Ŝ
e
reszta
ś
wiata musi si
ę
posuwa
ć
do barbarzy
ń
stwa.
Kierowca westchn
ą
ł ci
ęŜ
ko.
- Front jest za tamtymi wzgórzami. Je
ś
li chce pan podyskutowa
ć
o tym ze swoimi rosyjskimi przyjaciółmi, prosz
ę
bardzo. Nie b
ę
d
ę
pana zatrzymywał.
Profesor zamkn
ą
ł si
ę
w sobie jak ostryga.
Kierowca spojrzał w lusterko wsteczne i zachichotał pod nosem.
- M
ą
dra decyzja - pochwalił, wyj
ą
ł papierosa i pochylił si
ę
nisko,
Ŝ
eby osłoni
ć
płomie
ń
zapałki. - Pozwoli pan,
Ŝ
e
wyja
ś
ni
ę
, jaka jest sytuacja. Armia Czerwona przekroczyła granic
ę
i przenikn
ę
ła przez niemieckie linie. Prawie wszyscy
mieszka
ń
cy tej pi
ę
knej okolicy zostawili swoje gospodarstwa i uciekli. Nasi dzielni
Ŝ
ołnierze osłaniaj
ą
odwrót i walcz
ą
o
własne
Ŝ
ycie. Rosjanie maj
ą
nad nami dziesi
ę
ciokrotn
ą
przewag
ę
w ludziach i sprz
ę
cie. P
ę
dz
ą
w kierunku Berlina i
odcinaj
ą
nam wszystkie l
ą
dowe drogi na zachód. Miliony ludzi posuwaj
ą
si
ę
w stron
ę
wybrze
Ŝ
a, bo uciec mo
Ŝ
na tylko
przez morze.
- Niech Bóg ma nas wszystkich w opiece - powiedział profesor.
- Wygl
ą
da na to,
Ŝ
e Bóg ewakuuje Prusy Wschodnie. Mo
Ŝ
e si
ę
pan uwa
Ŝ
a
ć
za szcz
ęś
ciarza - odrzekł wesoło kierowca.
Cofn
ą
ł samochód, wrzucił bieg i omin
ą
ł ciało Rosjanina. - Jest pan
ś
wiadkiem tworzenia historii.
* * *
Mercedes ruszył na zachód i wjechał na ziemi
ę
niczyj
ą
mi
ę
dzy nacieraj
ą
cymi Rosjanami i wycofuj
ą
cymi si
ę
Niemcami. P
ę
dził drogami, mijał opuszczone wsie i gospodarstwa. Zimowy krajobraz sprawiał surrealistyczne wra
Ŝ
enie.
Zatrzymali si
ę
tylko raz,
Ŝ
eby dola
ć
benzyny z kanistrów w baga
Ŝ
niku i załatwi
ć
swoje potrzeby fizjologiczne.
Na
ś
niegu zacz
ę
ły si
ę
pojawia
ć
koleiny. Niedługo potem samochód dogonił kolumn
ę
uciekinierów. Strategiczny
odwrót stał si
ę
druzgoc
ą
c
ą
kl
ę
sk
ą
. Wojskowe ci
ęŜ
arówki i czołgi brn
ę
ły w
ś
ród padaj
ą
cego
ś
niegu w posuwaj
ą
cej si
ę
wolno rzece
Ŝ
ołnierzy i cywilów.
Szcz
ęś
liwcy jechali na traktorach lub wozach konnych. Inni szli pieszo, ci
ą
gn
ą
c wózki z dobytkiem. Wielu uciekało
tylko w jednym ubraniu na grzbiecie.
Mercedes jechał poboczem, opony o gł
ę
bokim bie
Ŝ
niku wgryzały si
ę
w
ś
nieg. W ko
ń
cu wyprzedził czoło kolumny. O
ś
wicie zabłocony samochód dowlókł si
ę
do Gdyni niczym nosoro
Ŝ
ec szukaj
ą
cy schronienia w zaro
ś
lach.
Niemcy okupowali miasto od tysi
ą
c dziewi
ęć
set trzydziestego dziewi
ą
tego roku. Wysiedlili pi
ęć
dziesi
ą
t tysi
ę
cy
Polaków i nazwali ruchliwy port morski Gotenhafen, nawi
ą
zuj
ą
c do Gotów. Zamienili go w baz
ę
marynarki wojennej,
głównie okr
ę
tów podwodnych. Uruchomili tam oddział kilo
ń
skiej stoczni, który budował nowe U-Booty. Ich załogi,
szkolone na pobliskich wodach, wyruszały na Atlantyk zatapia
ć
alianckie statki i okr
ę
ty.
Na rozkaz admirała Karla Dönitza w Gdyni zgromadzono flotyll
ę
ewakuacyjn
ą
. Składała si
ę
z luksusowych
niemieckich transatlantyków, frachtowców, kutrów rybackich i prywatnych jachtów. Dönitz chciał uratowa
ć
swoich
podwodniaków i cały personel marynarki wojennej,
Ŝ
eby mogli dalej walczy
ć
. Zamierzano przetransportowa
ć
na zachód
ponad dwa miliony wojskowych i cywilów.
Mercedes torował sobie drog
ę
przez miasto. Od Bałtyku d
ą
ł lodowaty wiatr i niósł tumany zmro
Ŝ
onych płatków
ś
niegu. Mimo zimna ulice były zatłoczone jak w lecie. Uciekinierzy brn
ę
li przez zaspy w daremnym poszukiwaniu
schronienia. Do punktów
Ŝ
ywienia stały długie kolejki głodnych ludzi, czekaj
ą
cych na kromk
ę
chleba lub misk
ę
gor
ą
cej
zupy.
Uchod
ź
cy wylewali si
ę
z dworca kolejowego i doł
ą
czali do tłumów pieszych. Opatulone postacie przypominały
dziwne stworzenia
ś
nie
Ŝ
ne. Dzieci wieziono na sankach.
Mercedes mógł rozwin
ąć
pr
ę
dko
ść
do stu siedemdziesi
ę
ciu kilometrów na godzin
ę
, ale wkrótce utkn
ą
ł w korku.
Ci
ęŜ
ki stalowy zderzak nie zdołał odsun
ąć
ludzi na boki. Sfrustrowany
ś
limaczym tempem jazdy kierowca zatrzymał
samochód. Wysiadł i otworzył tylne drzwi.
- Chod
ź
my, profesorze - powiedział i potrz
ą
sn
ą
ł swoim pasa
Ŝ
erem. - Czas na spacer.
Zostawił mercedesa na
ś
rodku ulicy i zacz
ą
ł si
ę
przedziera
ć
przez tłum. Trzymał profesora mocno za rami
ę
, krzyczał
do ludzi,
Ŝ
eby zrobili mu przej
ś
cie, i odpychał ich, je
ś
li nie usuwali si
ę
szybko z drogi.
W ko
ń
cu dotarli do portu. Zebrało si
ę
tam ponad sze
ść
dziesi
ą
t tysi
ę
cy uciekinierów. Ka
Ŝ
dy miał nadziej
ę
dosta
ć
si
ę
na pokład którego
ś
ze statków, stoj
ą
cych rz
ę
dem przy pirsach lub zakotwiczonych przy brzegu.
Kierowca popatrzył na to z ponurym u
ś
miechem.
- Niech pan si
ę
dobrze przyjrzy, profesorze. Wszyscy religioznawcy s
ą
w bł
ę
dzie. Sam pan widzi,
Ŝ
e w piekle jest
zimno, nie gor
ą
co.
Kovacs nie miał ju
Ŝ
w
ą
tpliwo
ś
ci,
Ŝ
e znalazł si
ę
w r
ę
kach szale
ń
ca. Zanim zd
ąŜ
ył odpowiedzie
ć
, kierowca znów
poci
ą
gn
ą
ł go za sob
ą
. Omijali za
ś
nie
Ŝ
one namioty z koców, tabuny wygłodniałych koni, porzuconych przez wła
ś
cicieli, i
sfory bezpa
ń
skich psów. Na nabrze
Ŝ
ach roiło si
ę
od wozów. Na rz
ę
dach noszy le
Ŝ
eli ranni
Ŝ
ołnierze, przywiezieni
poci
ą
gami sanitarnymi ze wschodu. Ka
Ŝ
dego trapu pilnowali uzbrojeni wartownicy i zawracali nieupowa
Ŝ
nionych
pasa
Ŝ
erów.
Kierowca przecisn
ą
ł si
ę
na pocz
ą
tek kolejki.
ś
ołnierz w hełmie uniósł karabin i zagrodził mu drog
ę
. Kierowca
podsun
ą
ł mu pod nos dokument napisany gotykiem. Wartownik przeczytał tre
ść
, wypr
ęŜ
ył si
ę
na baczno
ść
i wskazał
kierunek.
Profesor stał bez ruchu. Obserwował, jak kto
ś
na pokładzie zakotwiczonego statku rzuca tobołek w tłum na pirsie.
Rzucił za blisko i tobołek wpadł do wody. W tłumie rozległ si
ę
płacz.
- Co si
ę
dzieje? - zapytał profesor. Wartownik ledwo zerkn
ą
ł w stron
ę
zamieszania.
- Na statki s
ą
wpuszczani uchod
ź
cy z niemowl
ę
tami. Potem rzucaj
ą
dzieci na dół,
Ŝ
eby mogli wej
ść
nast
ę
pni. Czasami
nie trafiaj
ą
i niemowlaki l
ą
duj
ą
w wodzie.
- Przera
Ŝ
aj
ą
ce. - Wzdrygn
ą
ł si
ę
profesor.
ś
ołnierz wzruszył ramionami.
- Lepiej niech pan ju
Ŝ
idzie. Jak tylko przestanie pada
ć
ś
nieg, czerwoni wy
ś
l
ą
tu bombowce. Powodzenia. - Uniósł
karabin,
Ŝ
eby zatrzyma
ć
nast
ę
pn
ą
osob
ę
w kolejce.
Magiczny dokument pozwolił Kovacsowi i kierowcy min
ąć
dwóch oficerów SS o wygl
ą
dzie twardzieli, którzy szukali
m
ęŜ
czyzn zdolnych do słu
Ŝ
by na froncie. Profesor i jego opiekun dotarli w ko
ń
cu do trapu promu zatłoczonego rannymi
Ŝ
ołnierzami. Kierowca znów pokazał pismo wartownikowi, który kazał im wej
ść
szybko na pokład.
* * *
Kiedy przeładowany prom odpływał od nabrze
Ŝ
a, obserwował go m
ęŜ
czyzna w mundurze korpusu medycznego
marynarki wojennej. Pomagał transportowa
ć
rannych na pokład, a potem przedostał si
ę
przez tłum na złomowisko
statków.
Wspi
ą
ł si
ę
na wrak kutra rybackiego i zszedł pod pokład. Wyj
ą
ł z szafki w kuchni radio na korbk
ę
, uruchomił je i
wymamrotał kilka zda
ń
po rosyjsku. Wysłuchał odpowiedzi w
ś
ród trzasków zakłóce
ń
, schował radio i wrócił na nabrze
Ŝ
e
promowe.
* * *
Prom wioz
ą
cy Kovacsa i jego towarzysza podpłyn
ą
ł do statku, który stał w pewnej odległo
ś
ci od nabrze
Ŝ
a,
Ŝ
eby na
pokład nie zakradli si
ę
zdesperowani uchod
ź
cy. Gdy prom okr
ąŜ
ał dziób statku, profesor spojrzał w gór
ę
. Na szarym
kadłubie widniała nazwa Wilhelm Gustloff, namalowana gotyckimi literami.
Opuszczono trap i wniesiono na statek rannych. Potem na pokład wspi
ę
li si
ę
pozostali pasa
Ŝ
erowie promu.
U
ś
miechali si
ę
z ulg
ą
i odmawiali modlitwy dzi
ę
kczynne. Zaledwie kilka dni rejsu dzieliło ich od niemieckiej ojczyzny.
Nikt z uszcz
ęś
liwionych pasa
Ŝ
erów nie mógł wiedzie
ć
,
Ŝ
e wła
ś
nie weszli do pływaj
ą
cego grobowca.
* * *
Kapitan Sasza Marinesko patrzył ze zmarszczonym czołem przez peryskop okr
ę
tu podwodnego S-13.
Nic.
ś
adnego niemieckiego transportu w polu widzenia. Szare morze było puste jak kieszenie marynarza wracaj
ą
cego z
przepustki. Nawet
Ŝ
adnej n
ę
dznej łodzi wiosłowej do ostrzelania. Kapitan pomy
ś
lał o dwunastu torpedach na pokładzie
swojego okr
ę
tu i poczuł,
Ŝ
e ogarnia go w
ś
ciekło
ść
.
Dowództwo radzieckiej marynarki wojennej twierdziło,
Ŝ
e ofensywa Armii Czerwonej na Gda
ń
sk spowoduje masow
ą
ewakuacj
ę
drog
ą
morsk
ą
. S-13 był jednym z trzech okr
ę
tów podwodnych, które dostały rozkaz,
Ŝ
eby czeka
ć
na
spodziewany exodus z Kłajpedy, gdzie jeszcze utrzymywali si
ę
Niemcy.
Kiedy Marinesko dowiedział si
ę
,
Ŝ
e to miasto zostało zdobyte, wezwał swoich oficerów. Poinformował ich,
Ŝ
e
postanowił popłyn
ąć
w kierunku Zatoki Gda
ń
skiej, gdzie jest wi
ę
ksze prawdopodobie
ń
stwo napotkania konwojów
ewakuacyjnych.
Nikt si
ę
nie sprzeciwił. Oficerowie i załoga dobrze wiedzieli,
Ŝ
e od powodzenia tej operacji mo
Ŝ
e zale
Ŝ
e
ć
to, czy po
powrocie b
ę
d
ą
witani jako bohaterowie, czy dostan
ą
bilety w jedn
ą
stron
ę
na Syberi
ę
.
Kilka dni wcze
ś
niej kapitan podpadł policji politycznej, NKGB. Opu
ś
cił baz
ę
bez pozwolenia. Zabawiał si
ę
z
dziwkami, gdy drugiego stycznia przyszedł rozkaz Stalina,
Ŝ
eby flota podwodna wypłyn
ę
ła na Bałtyk zatapia
ć
konwoje
nieprzyjaciela. Ale kapitan balował trzy dni w burdelach i barach w fi
ń
skim mie
ś
cie portowym Turku. Wrócił na okr
ę
t
dzie
ń
po terminie wyj
ś
cia S-13 w morze.
Czekali na niego ludzie z NKGB. Stali si
ę
jeszcze bardziej podejrzliwi, kiedy powiedział,
Ŝ
e nie pami
ę
ta szczegółów
swojej pijackiej wyprawy. Marinesko był twardym, pewnym siebie podwodniakiem, odznaczonym orderami Lenina i
Czerwonego Sztandaru. W
ś
ciekł si
ę
, gdy oskar
Ŝ
ono go o szpiegostwo i dezercj
ę
.
Jego dowódca współczuł mu i opó
ź
niał decyzj
ę
o postawieniu go przed s
ą
dem wojennym. Ukrai
ń
ska załoga S-13
podpisała petycj
ę
o przywrócenie kapitana do słu
Ŝ
by na okr
ę
cie. Dowódca wiedział,
Ŝ
e ta demonstracja zwykłej lojalno
ś
ci
zostanie uznana za bunt. W nadziei na rozładowanie niebezpiecznej sytuacji wysłał okr
ę
t w morze do czasu, a
Ŝ
zapadnie
decyzja o procesie.
Marinesko liczył na to,
Ŝ
e je
ś
li zatopi do
ść
niemieckich statków, on i jego ludzie unikn
ą
surowej kary.
Nie zawiadomił dowództwa marynarki wojennej o swoim planie, lecz wzi
ą
ł po cichu kurs na Zatok
ę
Gda
ń
sk
ą
. S-13
oddalał si
ę
od wyznaczonej trasy patrolu i zbli
Ŝ
ał nieuchronnie do miejsca spotkania z niemieckim liniowcem.
* * *
Friedrich Petersen, siwowłosy kapitan „Gustloffa”, spacerował tam i z powrotem po swojej kajucie. Wygl
ą
dał tak,
jakby miał zaraz eksplodowa
ć
. Nagle przystan
ą
ł i rzucił w
ś
ciekłe spojrzenie młodszemu m
ęŜ
czy
ź
nie w nieskazitelnym
mundurze sił podwodnych.
- Pozwol
ę
sobie przypomnie
ć
panu, komandorze Zahn,
Ŝ
e to ja jestem kapitanem tego statku i odpowiadam za
bezpiecze
ń
stwo tej jednostki i wszystkich na jej pokładzie.
Komandor Wilhelm Zahn si
ę
gn
ą
ł w dół i podrapał za uchem Hassana, du
Ŝ
ego owczarka alzackiego.
- A ja pozwol
ę
sobie przypomnie
ć
panu, kapitanie,
Ŝ
e od tysi
ą
c dziewi
ęć
set czterdziestego drugiego roku „Gustloff”
znajduje si
ę
pod moim dowództwem jako pływaj
ą
ca baza sił podwodnych. Ja tu jestem starszy stopniem. I zapomina pan
o przysi
ę
dze,
Ŝ
e nie b
ę
dzie pan dowodził
Ŝ
adnym statkiem.
Plik z chomika:
fiziula
Inne pliki z tego folderu:
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 02 - Blekitne złoto.pdf
(1396 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 03 - Ognisty lód.pdf
(1396 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 04 - Podwodny zabojca.pdf
(1346 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 05 - Zaginione miasto.pdf
(1386 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 06 - Bieguny Zaglady.pdf
(1357 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
FILMY AVI
Galeria
gry
Playlisty
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin