Claude Lanzmann - Zając z Patagonii.doc

(2801 KB) Pobierz

Clauade Lananann - urodzony w 1925 roku francuski

towcj związany z partią komunistyczną, członek ruchu oporu. Absolwent Sorbony, wykładowca literatur) fran­cuskiej i filozofii na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim. Aktywista działający na rzecz niepodległości Algierii. Jako pierwszy francuski dziennikarz nielegalnie podró­żował po NRD. Owocem wyjazdu była seria reportaży opublikowanych w „Le Monde". Po ich lekturze Jean-

Paul Sartrci Simone de Beamoir zaprosili Lanzmanna do współpracy z lewicowym pismem „Les Tcmps Mo-dernes" (którego redaktorem l.anzmann jest do dziś).

\ut(>r filmów: PounjuoiIsrael(1972), S/wa/? (1985 - nagro­dy m.in. Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Tele­wizyjnych i Międzynarodowego Festiwalu Filmowego

()rdre national du Mćrite i Medaille de la Resistanec,

„Ki >cham życie do szaleństwa", pisze Claude l.anzmann w swojej autobiografii Zając z Patagonii. Te miłość wi­dać na każdej stronie książki. Niezrównana inteligencja l.anzmanna, jego ciekawość i temperament poszukiwa­cza przygód sprawiają, Zająca czyta się z zapartym tchem. Bo Lanzmann przeżył i widział dużo. Jako czło nek ruchu oporu w czasie drugiej wojny światowej, a później gorący orędownik niepodległości Algierii. Jako przyjaciel Jcana-Paula Sartrea, GiUesa Dcleuzea i partner Simone de Beamoir. Jako autor jednego z naj ważniejszych filmów o Holocauście, ponad dziewięcio-godzinnego Shoah, którego realizacja trwała dwanaście lat. Wielka historia splata się w jego opowieści z osobi­stymi przeżyciami. Lanzmann płacze „z podziwu dla ludzkiego geniuszu", oglądając lądowanie na Księżycu, tablica z nazwą wsi Treblinka porusza go daleko bar­dziej niż sam obóz śmierci. I widok zająca, który prze­ciska się pod obozowym drutem zawieszonym zbyt nisko, by mógł tamtędy uciec człowiek. Ta książka to dzieło na miarę życia, które biegło fascynującymi i nie­łatwymi torami dwudziestowiecznej historii.


 

 

Claude Lanzmann

Zając z Patagonii

/pamiętniki/

 

Przełożyła Maryna Ochab

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

wydawnictwo czarne Wołowiec 2010


Tytuł oryginału francuskiego L E I,IEVRE DE PATAGONIE. MEMOIRES

Projekt okładki AGNMESZKA PASIERSKA/PRACOWNIA PAPIERÓWKA Fotografia Autora © by c. HELIE

Fotografia na okładce oraz ilustracje wewnątrz tomu pochodzą z archiwum CLAUOE'A LANZMANNA

Copyright © by EDITIONS GALLIMARD, PARIS, 2009

Copyright © for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2010

Copyright © for the Polish translation by MAHYNA OCHAB, 2010

Zrealizowano ze środków MINISTRA KULTURY i DZIEDZICTWA

NARODOWEGO

The translation was kindly supported by thc A L LI AŃ z. CULTURAL

FOUNDATIONj   MUNICH and the FUND   FOR   CENTRAL  &   EAST EUROPEAN   BOOK  PROJECTS,  AMSTERDAM

Ouvrage publie avec la concours du MiNiSTERE FRANCAJS CHARGE

DE  LA  CULTUKE  -  CENTRE  NATIONAL  DU  LIVRE

Książka została wydana przy wsparciu CENTRE NATIONAL DU LIVRE francuskiego MINISTERSTWA KULTURY

Redakcja MARIA BKAUNSTEIN

Korekty A M NA REWILAK i ZUZANNA SZATA NIK / D20.pi

Projekt typograficzny i redakcja techniczna ROBERT OLEŚ / D2D.PL

ISBN 973-83-7536-224-4


Mojemu synowi Feliksowi Dominiąue


 


 


W środku popołudnia słońce oświetlało go niczym ofiarę całopa­lenia na rycinach świętej historii. Nie wszystkie zające są do sie­bie podobne, Jacinto. i wierz mi, to nie sierść go wyróżniała wśród innych zajęcy ani nie jego tatarskie oczy czy kapryśny kształt jego słuchów. To było coś znacznie więcej niż to, co my. ludzie, nazy­wamy osobowością. Niezliczone reinkarnacje jego duszy nauczyły go stawać się, gdy trzeba, niewidzialnym bądź widzialnym, nic bez udziału Boga lub jakichś' zuchwałych aniołów. W południe zatrzymywał się na piec minut w polu, zawsze w tym samym miej­scu, i postawiwszy uszy nasłuchiwał.

Ogłuszający huk wodospadu wyganiający ptactwo i trzask ognia w płonącym lesie płoszący najodważniejsze zwierzęta nie rozszerzyłyby bardziej jego źrenic. Fantastyczny zgiełk świata, jaki zachował w pamięci, pełen prehistorycznych zwierząt, świą­tyń przypominających wyschnięte drzewa, daremnych i niepo­trzebnych wojen, czynił go bardziej kapryśnym i bardziej czujnym. Któregoś dnia zatrzymał się, jak to miał w zwyczaju, w porze gdy padające prostopadle promienie słońca nie pozwalają drzewom rzucać cienia, i usłyszał ujadanie nie jednego psa. lecz wielu psów, całej sfory uganiającej się w po/u. Jednym susem przesadził dro­gę i rzucił się do ucieczki. Psy w wielkim zamieszaniu pomknęły za nim. „Dokąd zmierzamy?" - krzyczał zając drżącym głosem, ostrym jak błyskawica. „Do kresu twojego życia"-krzyczały psy psim głosem [...]

Silvina Ocampo. Li Liebrc dorada


 


L

PRZEDMOWA

 

 

Przez całe życie dużo pisałem, z piórem w ręku. Ale tę książkę w ca­łości podyktowałem, przeważnie Juliette Simont, filozofce, która jest moją zastępczynią w redakcji „Les Temps Modernes" i zarazem bliską przyjaciółką, a gdy Juliette była zbyt zajęta własną pracą, dyk­towałem mojej sekretarce, Sarze Streliski, utalentowanej pisarce. Przydarzyła mi się bowiem dziwna i chyba raczej nieczęsta przy­goda - w przeciwieństwie do większości pisarzy mojego pokolenia, którzy z godnością trzymają się uparcie pióra i swoich pisanych maczkiem literek, odkryłem fantastyczne i ludyczne możliwości komputera. Dostałem go w prezencie, kiedy na ekrany wszedł mój film Shoah. Powoli nauczyłem się nim posługiwać, a z czasem zy­skałem pewną wprawę i opanowałem, oczywiście nie wszystkie, funkcje, jakie to urządzenie oferuje, ale przynajmniej te dla mnie użyteczne. Dyktowałem Juliette, siedząc obok niej przed dużym ekranem, na którym widziałem natychmiastową obiektywizację swojej myśli, niemal doskonałą, bez skreśleń, bez brulionu - to było coś cudownego. Skończyły się kłopoty z moim charakterem pisma, zmiennym zależnie od humoru, stanu nerwów czy zmę­czenia, cokolwiek by mówili ci, którym się moje pismo podoba. Mnie ono często doprowadzało do rozpaczy, uważałem, że „klei się od wszystkich moich soków", jak mawiał Sartre o własnym pi­śmie - tyle w życiu napisał, że chyba wiedział, co mówi. Całkowite przejście do nowoczesności okazało się jednak niemożliwe z po­wodu pewnego mojego mankamentu. Przeskoczyłem od pióra do komputera bez żadnego pośrednictwa, pominąwszy zdecydowanie maszynę do pisania, która była dla mnie zbyt powolna, gdy sam na niej pracowałem: stukając jednym palcem w klawisze, osiągałem


/n/

może obiektywizacją, ale to. co by uszło w przypadku policyj­nego raportu, nie uchodziło w przypadku zaplanowanej przeze mnie pracy, ?kreślcnia desynchronizowały myślenie, zabijały jego wzloty. Żeby doprowadzić do szczęśliwego końca straszną robotę, przed której podjęciem wzdragałem się rok w rok, potrzebowałem przedłużenia samego siebie, to znaczy cudzych palców. Miał}' to być palce Julictte Simont. Ale jej rola nie ograniczała się tylko do walenia w klawisze, chyba że zrozumiemy słowo walenie w sen­sie sił)* uderzeniowej. Prawda, że tysiące razy, ze wszystkich stron, mówiono mi, iż koniecznie powinienem napisać historię swojego życia, które było na tyle bogate, wielowymiarowe i wyjątkowe, że zasługuje na to, by o nim opowiedzieć. Zgadzałem się z tym, prag­nąłem tego, ale po ogromnym wysiłku, jakiego wymagała ode mnie realizacja Shoah, nie byłem pewien, czy mam siłę podjąć się tak sze­roko zakrojonej pracy i czy tego naprawdę chcę. No i wtedy Juliette zaczęła walić w klawisze, albo, co podobne, naciskać na mnie, że­bym przeszedł do czynu i skończył z wiecznym wykręcaniem się od tego zadania. I tak oto pewnego dnia z łatwością podyktowałem jej pierwszą stronę, ale na drugą przyszło nam czekać wiele mie­sięcy, ponieważ inne ważne, pilne sprawy brały górę. Wróciłem do tej pracy, lecz poświęciłem się jej naprawdę tylko przez ostat­nie dwa lata. Juliette dawała dowody nieskończonej cierpliwości, słuchając mego dyktanda, i szanowała moje pełne namysłu pauzy, czasem bardzo długie. Już sama jej milcząca i przyjazna obecnos'ć była inspirująca. Zrozumiałe, że wyrażam jej tutaj wdzięczność. Pragnę też podziękować Sarze, która umiała być równie cierp­liwa jak Juliette, oraz moim pierwszym czytelnikom; Domim'que, Antoine'owi Gallimardowi, Ericowi Marty i Ranowi Halevi - ich aprobata dodawała mi otuchy.

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ I

 

 

Wielką sprawą w moim życiu była gilotyna - i generalnie kara śmierci oraz rozmaite sposoby uśmiercania. Zaczęło się to bardzo wcześnie. Miałem chyba nie więcej niż dwanaście lat, ale wspo­mnienie sali kinowej przy ulicy Legendre w xvii okręgu Paryża, z jej czerwonymi fotelami i sczerniałymi złoceniami, wciąż jest we mnie zdumiewająco żywe. Bona skorzystała z nieobecności rodziców, żeby mnie tam zaprowadzić. Tego dnia wyświetlano Sprawy kuriera z Lyonu z Pierre'em Blancharem i Ditą Parło. Nigdy się nie dowiedziałem ani nie próbowałem się dowiedzieć, kto był reżyserem - z pewnością bardzo sprawnym, bo niektóre sceny za­pamiętałem na zawsze: napad w ciemnym lesie na dryndę kuriera z Lyonu, proces Lesurques'a, niewinnego i skazanego na śmierć, szafot wznoszący się na środku dużego placu, w mojej pamięci białego, spadające ostrze gilotyny. Ścinano wtedy ludzi publicznie, jak za Rewolucji. Całymi miesiącami budziłem się koło północy chory z przerażenia. Ojciec musiał wstawać, przychodzić do mo­jego pokoju, głaskać mnie po czole i mokrych od potu włosach, pocieszać, uspokajać. Nie tylko ścinano mi głowę - zdarzało się, że gilotynowano mnie „wzdłuż", jak tracz tnie bale lub jak głosi zdu­miewająca instrukcja - „osób 40, koni (wzdłuż) 8" - na drzwiach wagonów towarowych, które w 1914 roku służyły do transportu żołnierzy i zwierząt na front, a od 1941 Żydów do odległych komór ich ostatniej męki. Krojono mnie na plastry, płaskie jak deski, od jednego do drugiego ramienia, przechodząc przez czubek głowy. Koszmary były tak gwałtowne, że w wieku dojrzewania i nawet później, jako człowiek dorosły, w obawie, że powrócą, zabobon­nie odwracałem lub przymykałem oczy, ilekroć w podręczniku


 


historii, książce czy gazecie natykałem się na obraz gilotyny. Nie jestem pewien, czy jeszcze mi się to nie zdarza- W 1038 roku -miałem wtedy trzynaście lat - cała Francja z zapartym tchem śledziła aresztowanie i proces n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin