Opowieść o Zenasie Humie.txt

(97 KB) Pobierz
Grzegorz Buchwald

Opowie�� o Zenasie Humie

- I co?!!! Co ma niby by� dalej? Spodziewasz si�, kurka, czego?!! Mam ci TO 
opowiedzie�? Sko�cz, jaj nie robi�c... I tak nie uwierzysz... A je�li nie 
zamierzasz uwierzy�, �e wszystko TO jest prawd� i tylko prawd�, to dla swojego i 
mojego dobra odpiernicz si� od razu.
Patrzy� mi w oczy i czeka�. Ja, milcz�c, r�wnie� czeka�em, dot�d, a� nie 
spuszczaj�c ze mnie wzroku zacz��:.
- By�o to tak: Zna�em ci ja kiedy� go�cia. Mia� na imi� Zenek. Dasz wiar�?! 
ZENEK! Ludzie, co za imi�!!! Nawet mi, cho� go zna�em, chce si� �mia�! Zenek... 
- rzuci� jeszcze, jakby chcia� po raz tysi�czny wypr�bowa� brzmienie tego 
imienia, i po raz tysi�czny ustosunkowa� si� do niego. - Wszyscy na niego m�wili 
Cham (nie brzmi to dobrze, wi�c dalej b�d� m�wi�: Hum, Zenas Hum), cho� nie wiem 
dlaczego. A wi�c... - zacz�� jakby od pocz�tku, lecz sko�czy� raptem, bo si� 
odezwa�em:
- Nie wiesz, ko�ku, �e zdania od "wi�c" si� nie zaczyna? 
Tu spojrza� na mnie lito�ciwie, g�ow� pokiwa�, i zimno patrz�c mi w oczy czeka�, 
a� zga�nie m�j g�upawy, pe�en triumfu u�mieszek. 
Zgas�.
- Powiniene� go w�a�ciwie zna�, bo... - tu zn�w przerwa�, widz�c moje pe�ne 
zapa�u, przecz�ce ruchy g�ow�. - Nie zna�e� go? - zapyta� szczerze zawiedzionym 
g�osem, a ja raz jeszcze szczerze zaprzeczy�em. Widzia�, �e lej� w gacie ze 
�miechu.
- Kurka! Nie opowiadam dalej...
- Dej se luz! Ju� wi�cej nie b�d� - po�pieszy�em z zapewnieniem, przera�ony 
perspektyw�, �e przyjdzie mi si� nudzi� przez najbli�sze dwie godziny.
Spojrza� na mnie czujnie, a �e lubi� gada�, nie bardzo chcia� zauwa�y�, �e dalej 
lej�, tym bardziej, �e si� stara�em, by nie by�o tego po mnie za bardzo wida�.
- Jak mog�e� go nie zna�? - zapyta� czujnie i nie czekaj�c na odpowied� ci�gn�� 
dalej - Niewa�ne... Do��, �e Zenas BY� i widywa�o si� go w Miasteczku. Nikt 
w�a�ciwie nie wiedzia� sk�d si� wzi��. Pojawi� si� nie wiadomo sk�d, mieszka� 
nie wiadomo gdzie i �y� nie wiadomo za czego. Menel - rzec by mo�na, lecz z nim 
ca�y b�l polega� na tym, �e menelem nie by�. 
- Czemu nie by� ?- wpieprzy�em si� g�upawo w s�owo.
- No nie by�... chyba nie by�... nie wiem... W ka�dym razie nie w takim sensie, 
w jakim si� to rozumie.
- Czyli...?
- No... - zawaha� si� - ... nie wiem! Menela jak zobaczysz to wiesz, �e to 
menel, a on... on tylko za pierwszym razem sprawia� takie wra�enie i chyba 
dlatego ludzie go wzi�li na j�zyki.
- ?
- A id� w choler�, nie opowiadam...!
- O co ci zn�w chodzi? Co ja takiego powiedzia�em?
- Jaja sobie robisz!
- Jakie zn�w jaja? Nie wiem, kurka, o co ci biega: menel, niemenel...
- Dobra! �eby ci�! No, p�ta� si� tu i tam, i jak by� na niego nie patrzy�, i jak 
go nie w�cha�, nigdy nie �mierdzia�, nigdy pijany nie by�, nigdy nie mia� sino-
czerwonej twarzy, i nigdy o nic nie prosi�. Nawet z fajk� nikt nigdy go nie 
widzia�. Nie budzi� lito�ci, lecz przyci�ga� wzrok, a kiedy ju� na niego 
spojrza�e�, zaraz ga�y zaczyna�y ci lata� i li��c wzrokiem szare p�yty chodnika 
odbija�e� w inn� stron�, cho�by ci po drodze nie by�o. Pewnie dlatego ludzie go 
tak nie lubili, i pewnie st�d ten przydomek Ch... Hum.
- To m�wisz, �e u was w Miasteczku taki egzemplarz bywa�? - zapyta�em.
- Pf!!!- psykn�wszo-parskn�wszy skonstatowa� m�j wtr�t. - �eby, tylko bywa�! 
Przez dwana�cie miesi�cy zd��yli pozna� go wszyscy, a szumi po jego znikni�ciu 
pewnie do dzi�, a to b�dzie ze dwa lata jak wsi�k� bez �ladu.
- To co z nim w ko�cu by�o?
- Co by�o... co by�o... - przedrze�ni� mnie. - �ebym ja, lub ktokolwiek, to 
wiedzia�... Dosz�o do tego, �e kiedy rozmawia�o si� ze znajomymi i zabrak�o 
temat�w do rozm�w, to rozmawia�o si� o Zenasie Humie:
"Te, wiesz co? Id� ja sobie wczoraj ko�o �smej do marketa na zakupy, id�, 
patrz�, a tu na rogu Lipowej i Akacjowej, na pie�ku po Starej Lipie, co to j� 
wyci�li, kiedy j� dwa lata temu wichura po�ama�a, le�y co� szarego. Odrasta - 
m�wi� sobie - czy co? Podchodz� bli�ej, a tam siedzi Zenas. Siedzi i patrzy na 
mnie. A, kurka - m�wi� sobie - dupa, niech patrzy i wal� dalej, a ten dalej si� 
we mnie wlepia. Id�, id�, ale gdyby nie by�o mi g�upio, to zrobi�bym zwrot na 
pi�cie, wzi�� nogi za pas, i grza� do chaty ile si� w nogach. Czu�em jednak, �e 
on tylko na to czeka, wiec nie zwa�aj�c na nic i nie zwalniaj�c, dra�uj� dalej. 
Ale a� mi si� zimno zrobi�o, kiedy go mija�em. A kiedy przeszed�em, czu�em, jak 
wierci mi dziur� w karku, i jak co� zimnego leci mi po plecach. A-��, by go... 
cholernego Huma!"
"Ja te� go wczoraj widzia�em - odpowiada drugi. - Kejtrucha na spacer wzi��em i 
id�. Dochodz� ci ja do Figurki, a tam na pie�ku, co zosta� po Starej Wierzbie, 
tej co wyci�li dwa lata temu, co to j� wichura w Wielki Pi�tek po�ama�a. No, tej 
z dziupl� w �rodku, co to�my tatowe �miki pr�bowali...
"Wiem, wiem..."
"No! Siedzi nie kto inny jak Zenas Hum. Bym go pewnie nie zauwa�y�, ale Kejtruch 
nagle si� naje�y� i zacz�� tak jazgota�, �e my�la�em, �e smycz zerwie. Wtedy go 
zauwa�y�em. Siedzia� i patrzy� na mnie. Gdybym nie by� tak blisko, wzi��bym 
zawr�ci�, ale gupio jako� ni z tego ni z owego robi� zwrot na widok menela. I 
id�! Ja id� - pies idzie, ja id� - pies staje i skowyczy, wi�c i ja staje, a 
oczu od Zenasa oderwa� nie mog�..."
- No i...- ponagli�em, a on tylko zerkn�� na mnie, a widz�c, �e tym razem "jaj" 
ju� nie robi�, a g�b� mam w p�sach, ci�gnie dalej:
- "No i..." - zacytowa� mnie - okaza�o si� w ko�cu, �e obaj o tej samej godzinie 
go widzieli. Ba! �eby to tylko im si� to przydarzy�o, by�oby p� biedy, ale 
w�a�nie na tym polega�o ca�e zamieszanie z Humem, �e nie podlega� �adnym 
prawid�om rz�dz�cym ma�ymi spo�eczno�ciami, gdzie ka�dy zna ka�dego, i w ka�dej 
sytuacji wie, czego si� po kim spodziewa�, i kto w jakim miejscu by� mo�e. Zenas 
Hum zaskakiwa�, niepokoi� i budzi� og�lny l�k, a w ko�cu - przera�enie.
Moje zaciekawienie nieco ostyg�o, bo zacz�� przynudza�, wi�c wci��em mu si�:
- Mo�e bli�niaka ma i obaj wam grali na nerwach?
Wida� nie by� to taki gupi pomys�, bo zastanowi� si�
- Nie... - zacz�� niepewnie, po czym bardziej zdecydowanie j�� kontynuowa�: - 
Nie, na pewno nie! Bo musia�oby by� ich ze czterech. Opowiada� mi Kmitka, no ten 
z Zagajnikowej... - tu spojrza� na mnie, a ja kiwn��em g�ow�, �e wiem o kogo 
chodzi, wi�c pewniej podj�� dalej: - ...�e kto� mu opowiada�, �e cztery osoby 
naraz, w tym samym czasie widzia�y Huma ostatniej jesieni nim znikn��. Wia�o 
pono� wtedy jak skur...czysyn. M�ode drzewka nad Kana�em gi�y si� w p�, a 
ga��zie Starych Drzew trzeszcza�y jak sk�ra w "oficerkach" Kaspra. Pami�tasz 
Kaspra? - kiwn��em potakuj�co g�ow� i u�miechn��em si� do tego, co stan�o mi 
przed oczyma. "Kasper..." 
Gada� co�, a ja uciek�em na chwil� we wspomnienia: "Kasper..." - powt�rzy�em w 
my�lach, by obrazy szybciej zacz�y nap�ywa�. Pami�ta�em go, a jak�e! Trudno 
by�o zapomnie� kogo�, kto przez dziesi�� lat budzi� podziw i by� wzorem do 
ziszczenia marze� ka�dego w okolicy ch�opaka, kt�ry nie zd��y� sko�czy� 
trzynastu lat. "Kasper..." Jeszcze dzi� widz� go, jak kroczy w swoim galowym 
mundurze g��wn� naw� Ko�cio�a, ze wzrokiem wlepionym w o�tarz, z twarz� tak 
poci�t� tysi�cami zmarszczek, �e nawet nie wida� by�o blizn po drucie 
kolczastym, na kt�ry rzuci� si� podczas ostatniej wojny z Grundarianinami, kiedy 
jego odzia�, ruszywszy do ataku, natkn�� si� na zasieki. Podobno kilku ich wtedy 
by�o, no takich, co rzucili si� na druty, by pozostali mogli przej�� po ich 
grzbietach, lecz tylko on prze�y�. I kiedy tak szed� dumny niczym pos�g, rzec o 
nim mo�na by by�o - B�g Wojny. I mo�na by tak rzec, gdyby nie te buty... Pewnie 
dlatego nie zosta�em �o�nierzem... Do��, �e jego buty skrzypia�y i to tak, �e - 
poza ch�opcami do lat trzynastu - ka�dy w �awce la� w galoty, gdy po wielu 
minutach wyczekiwania, Kasper wchodzi� wreszcie do ko�cio�a. Po latach kapn��em 
si� wreszcie, dlaczego msza o jedenastej mia�a najwi�ksze wzi�cie. Nawet pod 
p�otami nikt nie sta�, by na pierdo�ach szybciej zesz�o te sto minut przepisowej 
mszy... Nikt nie m�g� sobie odm�wi� widoku Kaspra w jego skrzypi�cych 
oficerkach, i fura�erce za pagonem galowego munduru.
- ... kurka! Nie opowiadam i zaraz ci przypierdnikuje!.. - rykn�o mi co� nad 
uchem. Otrz�sn��em si� i wyostrzy�em wzrok.
- Nie s�ucha�e� mnie, kurza twoja papa!! Normalnie mnie nie s�ucha�e�!! - Gdybym 
go nie zna�, by�bym pewien, �e mi przywali, �e zmieli me liche cia�o, zgarnie na 
szufelk�, wsypie do reklam�wy i wypierwpapier prosto w pr�nie. Zna�em go jednak 
na tyle, by wiedzie�, �e nie ma wi�kszego poczciwoty, gadu�y i pozera na 
pieniacza od niego. Kiedy sobie to u�wiadomi�em, postanowi�em go nie "krzywdzi�" 
i rzek�em pojednawczo:
- Przecie�, kurka, s�ucham ci�! Co, my�lisz, �e nie wiem jak skrzypia�y oficery 
Kaspra? - i tum sko�czy�, bo kiedy TAKA g�ra mi�ni patrzy na ciebie w TAKI 
spos�b, to stajesz si� ostro�ny. Zamilk�em wi�c i z niepokojem patrzy�em jak 
gasn� iskry gniewu w jego oczach.
- Sorry... rzuci�em, a on rzek� tylko:
- A, spierd...niczaj!!! - po czym rozwali� si� na siedzeniu jak Lord Mord i 
zamkn�� oczy. 
Wiedzia�em, �e nie �pi, �e nie sko�czy�. Zna�em go ju� tyle lat... To co, �e 
nasze drogi rozesz�y si�, �e ka�dy z nas mia� teraz swoje �ycie, swoje sprawy... 
Byli�my kiedy� najlepszymi przyjaci�mi, cho� �arli�my si� zawsze, jak wizkundy 
z Grundarii. Taki to by� ten nasz spos�b bycia. A najdziwniejsze by�o to, �e 
�arli�my si� nie z potrzeby "�arcia si�", ale dla zgrywy i po to, by da� upust 
tej drugiej stronie. Tej z�ej stronie nas.
I patrz� sobie tak na niego i czekam... Odemkn�� jedno oko i szepn��:
- Ani kurka s�owa!!! Bo ci� waln���!!!!
- Daj spok�j! Gadaj dalej, bo nie zasn�! - powiedzia�em tak bardzo powa�nie jak 
tylko mog�em. Uwierzy�, bo rozwar� oba �lepia i wpatrzony we mnie j�� si� 
pochyla�. "Zaraz powie co�, co mi w pi�ty p�jdzie, ale i ja pochyli�em si� 
zr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin