John Flanagan - Zwiadowca 02 - Płonący Most [rozdz 14-16].pdf

(289 KB) Pobierz
John Flanagan - Zwiadowca 02 - Płonący Most [rozdz 14-16]
ROZDZIA ł 14
14
Okazało się, że śledzić wargalów jest jeszcze łatwiej, niż sądziła Evanlyn. Mało rozumni, zdolni
do skupienia się na jednym zadaniu, wiedzieli, że mają sprowadzić celtyckich górników do
wyznaczonego miejsca. W tej okolicy nie musieli obawiać się niczego. Nie było żywej duszy,
która mogłaby ich zaatakować. Wszyscy tubylcy uciekli już dawno na południe. Nie wystawiali
więc straży przedniej ani ariergardy „zamiataczy". Wydawany przez nich dźwięk, choć brzmiał
złowieszczo, maskował jednocześnie wszelkie odgłosy, którymi mogliby się nieopatrznie
zdradzić podążający za nimi Will, Horace i Evanlyn.
Wargalowie rozbijali obozowiska tam, gdzie akurat zaskoczyła ich noc. Górnicy pozostawali
wówczas spętani pod nadzorem czuwających strażników, podczas gdy reszta stworów spała.
Drugiego dnia rankiem Will zaczął już się orientować, dokąd zmierzają wargalowie. Jechał
jakieś trzydzieści metrów przed swymi towarzyszami, licząc, że w razie czego Wyrwij ostrzeże
go przed czyhającym niebezpieczeństwem. Teraz zwolnił, czekając, aż Horace i Evanlyn
zrównają się z nim.
- Wygląda na to, że kierujemy się w stronę Rozpadliny - stwierdził - choć nie mam pojęcia, w
jakim celu.
Można już było dostrzec wznoszące się w oddali urwiska, które piętrzyły się nad potężną
przepaścią. Celtia była krajem górzystym, ale kraina Morgaratha wznosiła się jeszcze o kilkaset
metrów wyżej.
- Nie zazdroszczę komuś, kto musiał pokonywać tę przepaść przy pomocy lin i drabin -
wzdrygnął się Horace.
- Pewnie - zgodził się Will. - Zresztą tak czy inaczej musieli wyszukać jakieś półki skalne,
inaczej by sobie nie poradzili. A podobno jest ich bardzo niewiele, w większości gładkie skalne
ściany opadają prosto w dół.
- A jednak Morgarath tego dokonał - przyłączyła się do rozmowy Evanlyn. - Może zamierza
napaść Araluen w ten sam sposób.
Horace ściągnął wodze swojego konia, by zastanowić się nad jej słowami. Will i Evanlyn
zatrzymali się obok niego. Przygryzał przez chwilę usta, przypominając sobie lekcje wbite mu
do głowy przez instruktorów sir Rodneya. Potrząsnął głową.
- To nie to samo - oznajmił w końcu. - Atak na Celtię nosił charakter raczej wypadu niż
prawdziwej inwazji. Morgarath nie potrzebował więcej niż pięciuset wojowników, którzy mogli
przy tym sami nieść cały ekwipunek. Tymczasem żeby zaatakować Araluen, będzie po-
trzebował regularnej armii, której nie da się spuścić na linach po urwisku. Do tego nie
wystarczą drabiny czy mosty ze sznura.
Will obserwował go z zainteresowaniem. Od tej strony jeszcze Hórace'a nie znał. Najwyraźniej
w ciągu ostatnich siedmiu czy ośmiu miesięcy Horace nauczył się czegoś więcej niż tylko
fechtunku.
- A może? Jeśli miałby na to dość czasu... - zaoponował.
Ale tym razem Horace już stanowczo pokręcił głową.
ROZDZIA
114
297900988.002.png
- Ludzi, czy w tym wypadku wargalów, można w ten sposób przerzucić. Owszem. Jeśli ma się
do dyspozycji naprawdę sporo czasu, można całkiem znacznymi siłami przekroczyć
Rozpadlinę. Co prawda, im dłużej by to trwało, tym większe ryzyko, że sprawa się wyda. Jednak
regularna armia potrzebuje całej masy różnego ekwipunku - ciężkiej broni, wozów z
prowiantem i wyposażeniem, zapasowej broni i polowych kuźni, w których się tę broń
naprawia. Do ciągnięcia wozów potrzebne są konie i woły. Tego wszystkiego nie da się tak po
prostu opuścić na linach. A tym bardziej wciągnąć na drugą stronę. To po prostu
niewykonalne. Sir Kareł powiadał, że...
Popatrzył na towarzyszy, którzy spoglądali na niego z wyraźnym szacunkiem i zaczerwienił się.
- Przepraszam, nie chciałem tak się wymądrzać - mruknął pod nosem i spiął konia.
Jednak Will ruszył zaraz za nim. Był pod wrażeniem, nie zdawał sobie bowiem sprawy ze
wszystkich uwarunkowań.
- Co ty? - zagaił. - Mówisz do rzeczy.
- Wciąż jednak nie znamy odpowiedzi na pytanie, co takiego Morgarath knuje - przypomniała
Evanlyn.
- Pewnie wkrótce się tego dowiemy. - Will wzruszył ramionami i popędził Wyrwija, by znów
zająć pozycję na przedzie.
***
Dowiedzieli się już następnego dnia wieczorem.
Tak jak poprzednio, pierwszą oznaką były odgłosy: stukot młotków uderzających w skałę i
drewno. Potem, gdy zbliżyli się nieco, usłyszeli coś jeszcze: rozlegające się cały czas, choć
nieregularnie, charakterystyczne trzaskanie. Will dał znak pozostałym, by się zatrzymali, sam
zaś zsiadł z konia i zakradł się ostrożnie skrajem drogi do ostatniego zakrętu.
Okryty płaszczem, przesuwając się niepostrzeżenie od jednej plamy cienia do drugiej, zszedł z
drogi i skierował się na przełaj ku wzniesieniu, z którego miał widok na kolejny odcinek
gościńca. Niemal od razu ujrzał górną część solidnej drewnianej budowli, którą tam
wznoszono: składała się z czterech drewnianych wież, połączonych ze sobą grubymi linami i
rusztowaniem z belek. Serce zabiło mu mocniej, wiedział już bowiem, na co patrzy. Podszedł
jednak bliżej, by się upewnić.
Tak, to było to, czego się obawiał. Potężny drewniany most był już właściwie na ukończeniu.
Po drugiej stronie Rozpadliny Morgarath odkrył jedną z nielicznych skalnych półek, w dodatku
położoną niemal na tym samym poziomie, co krawędź urwiska po stronie Celtii. Naturalny
występ skalny został poszerzony na tyle, że można było rozpocząć budowę. Dwie wieże
wznosiły się po tamtej stronie, dwie pozostałe po stronie Celtii, a na potężnych linach zwisała
drewniana konstrukcja, po której nad oszałamiającą głębią Rozpadliny przejść mogło obok
siebie nawet sześciu ludzi.
Pojmani przez wargalów Celtowie, uwijali się przy pracy, stukając młotkami i piłując belki.
Odgłosom tym towarzyszyło trzaskanie batów, którymi posługiwali się wargalowie-nadzorcy.
Z drugiej strony Rozpadliny dochodził stukot kilofów. Dobywał się z ujścia tunelu
otwierającego się w skalnej ścianie. Właściwie była to tylko szczelina w urwisku, nieco tylko
szersza niż rozpiętość męskich ramion - jednak na jego oczach celtyccy więźniowie kuli
zapamiętale u wyjścia, łupiąc twardą skałę, poszerzając i powiększając niewielki otwór.
297900988.003.png
Will popatrzył wyżej, badając skalne urwisko, wznoszące się po drugiej stronie. Nie było na
nim widać lin ani drabin prowadzących na dół, toteż doszedł do wniosku, że wargalowie i ich
więźniowie muszą przechodzić tym właśnie tunelem.
Oddział, którego śladami podążali, zmierzał nad Rozpadlinę. Pierwszych piętnaście metrów
mostu było jeszcze niegotowe, przebyć Rozpadlinę można było tylko po prowizorycznym
chodniku z belek, tak wąskim, że skuci parami Celtowie z trudem się na nim mieścili. Jednak
byli przyzwyczajeni do oszałamiających wysokości oraz przejść, które każdego innego
przyprawiłyby o zawrót głowy. Przeprawa odbywała się bez żadnych incydentów.
Młody zwiadowca uznał, że dowiedział się już dostatecznie wiele. Czas wracać. Wycofał się pod
osłonę skał, a potem, zginając się niemal wpół, pobiegł z powrotem do oczekujących
towarzyszy.
Gdy był już przy nich, opadł ciężko na ziemię, opierając się o kamień. Napięcie ostatnich
dwóch dni zaczęło dawać o sobie znać, nie mówiąc już o wyczerpującej odpowiedzialności, z
jaką wiązała się funkcja dowódcy. Był nawet trochę zaskoczony, zdając sobie sprawę, że jest po
prostu fizycznie zmęczony. Nie miał dotąd pojęcia, że psychiczne obciążenie może tak bardzo
wyczerpać jego siły.
- No i co tam się dzieje? Widziałeś coś? - spytał Horace. Will podniósł na niego zmęczony
wzrok.
- Widziałem. Widziałem most - odpowiedział. - Budują ogromny most.
Horace zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc.
- Po co Morgarath miałby budować most?
- To bardzo duży most, już mówiłem. Na tyle wielki, że można przeprowadzić po nim całą
armię. Sam dopiero co mówiłeś, że Morgarath nie będzie w stanie przerzucić regularnej armii z
całym wyposażeniem przez urwiska i Rozpadlinę, a tymczasem on już od dawna buduje most,
który mu to umożliwi.
Evanlyn wyrwała zwisającą luźno nitkę ze swojej kurtki.
- Do tego właśnie potrzebował Celtów - zauważyła. Gdy obaj chłopcy popatrzyli na nią, dodała:
- Słyną z tego, że są wyśmienitymi budowniczymi. Wargalom brakuje takich umiejętności,
nigdy nie byliby w stanie niczego zbudować.
- No tak, górnicy! - uświadomił sobie Will. - Nie powiedziałem wam jeszcze, że drążą tam
również tunel. Widziałem wąską szczelinę, jakby ujście jaskini, które poszerzają.
- Dokąd prowadzi? - zainteresował się Horace, a Will wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Chyba powinniśmy to sprawdzić. Bądź co bądź, płaskowyż znajduje się kilkaset
stóp ponad tym miejscem. Jednak musi być jakieś dojście do mostu, a ja nie widziałem tam ani
lin, ani drabin.
Horace wstał i zaczaj się powoli przechadzać tam i z powrotem, zastanawiając się nad każdym
słowem, które padło z ust przyjeciela. Po jego twarzy widać było, że wytęża umysł.
- Nie rozumiem tego - oświadczył wreszcie.
- Horace, tu nie ma czego rozumieć - stwierdził Will, może odrobinkę zbyt opryskliwym
tonem. - Przez Rozpadlinę przerzucono most wielki jak wszyscy diabli. Na tyle duży, że
297900988.004.png
Morgarath i wszyscy jego wargalowie, a także wozy, kuźnie polowe, woły, konie oraz ciotka z
wujem mogą przejść po nim bez najmniejszego trudu.
Horace odczekał, aż Will skończy swą tyradę. Pochylił głowę na bok.
- Mogę coś powiedzieć? - spytał dobrodusznie, a Will zawstydził się, bo rzeczywiście trochę
przesadził i dał znać przepraszającym gestem Horace'owi, by mówił dalej. - Otóż, nie
rozumiem dlaczego - ciągnął Horace, powoli i wyraźnie - o tym moście nie było ani słowa
wzmianki w planach, które przechwyciliście z Haltem.
Evanlyn zainteresowała się:
- W planach? - spytała. - W jakich planach?
Will jednak od razu zdał sobie sprawę, że Horace utrafił w samo sedno, więc uniósł dłoń, co
miało oznaczać, że za chwilę jej wszystko wyjaśni.
- Masz rację - stwierdził cicho. - W tamtych papierach nie było najmniejszej wzmianki o
przeprawie przez Rozpadlinę.
- A przecież to nie byle jakie przedsięwzięcie. Morgarath z pewnością przywiązuje do niego
wielką wagę - dokończył Horace. Will skinął głową. Zaciekawiona Evanlyn powtórzyła pytanie:
- O jakich znowu planach mówicie?
Horace ulitował się nad nią, zdając sobie sprawę, że przysłuchiwanie się rozmowie, nie
wiedząc, o co chodzi, musi być irytujące.
- Will i Halt - to jest jego mistrz - przechwycili kopię planów wojennych Morgaratha. Było to
parę tygodni temu. Znajdował się tam szczegółowy opis, jak jego wojska mają przebić się przez
Wąwóz Trzech Kroków. Zamieszczona w nich była nawet data, kiedy mają to uczynić, oraz
informacje o tym, w jaki sposób skandyjscy najemnicy mają ich wesprzeć. A o moście - ani
słowa.
- Ale dlaczego? - zdziwiła się Evanlyn.
Jednak Will zaczynał już rozumieć, co Morgarath zamyśla, toteż z każdą chwilą ogarniało go
coraz większe przerażenie.
- Chyba - wtrącił - że Morgarath właśnie życzył sobie, żeby te plany wpadły w nasze ręce.
- Oszalałeś? - wypalił natychmiast Horace. - Przecież przy okazji zginął jeden z jego zaufanych
ludzi.
Will spokojnie popatrzył mu w oczy.
- Czy coś takiego powstrzymałoby Morgaratha? Nie liczy się przecież z cudzym życiem.
Przemyślmy to raz jeszcze. Halt ma takie powiedzonko: „Jeśli nie rozumiesz przyczyny, dla
której coś się dzieje, zadaj sobie pytanie: co z tego czegoś może wyniknąć, a przede wszystkim
- kto na tym skorzysta?".
- No i? - spytała Evanlyn. - Co wynika z tego, że przejęliście jego plany?
- Król Duncan przemieścił armię na równinę Uthal, by okrążyć wojska Morgaratha po
przekroczeniu przez nie Wąwozu - wyjaśnił Horace.
297900988.005.png
Evanlyn kiwnęła głową i przeszła do drugiej części równania:
- A kto na tym skorzysta?
Will spojrzał na nią. Już wiedział, że doszła do tego samego wniosku co on.
- Morgarath - wycedził. - O ile te plany są fałszywe. Evanlyn skinęła głową. Horace jednak
jeszcze nie zrozumiał.
- Fałszywe? Jak to?
- Chodzi mi o to - wyjaśnił cierpliwie Will - że Morgarath prawdopodobnie życzył sobie,
abyśmy poznali te plany. Chciał, żeby armia aralueńska zgromadziła się na równinie Uthal.
Cała armia. A to dlatego, że Wąwóz Trzech Kroków nie będzie tym miejscem, z którego na-
stąpi główne natarcie. Nadejdzie ono bowiem właśnie stąd - atak z zaskoczenia, na tyły. Nasza
armia znajdzie się w pułapce i zostanie zniszczona.
Na twarzy Horace'a odmalowała się zgroza. Doskonale wiedział, jak straszliwe skutki może
mieć zmasowane natarcie na tyły armii. Wojska Araluenu znajdą się w kleszczach między
Skandianami i wargalami z przodu oraz drugą armią wargalów, która zada morderczy cios w
plecy. Sytuacja, jakiej najbardziej ze wszystkiego obawia się każdy dowódca. Pewna klęska.
- W takim razie musimy ich o tym powiadomić. Natychmiast!
- Pewnie, że musimy - zgodził się Will. - Chcę jednak sprawdzić jeszcze jedno, ten tunel, który
tam drążą. Nie wiemy, czy jest już ukończony, czy dopiero w budowie ani też dokąd prowadzi.
Chcę go sobie obejrzeć dziś w nocy.
Nim jeszcze skończył, Horace gwałtownie pokręcił głową.
- Willu, musimy wyruszyć natychmiast - przekonywał. - Nie możemy zwlekać tylko po to, żeby
zaspokoić naszą ciekawość.
Kwestię rozstrzygnęła Evanlyn.
- Horace, masz rację - stwierdziła. - Król musi się o tym dowiedzieć i to jak najprędzej. Ale my
najpierw musimy się upewnić, że przez nasz pośpiech nie zostanie znów wprowadzony w błąd.
Być może do ukończenia tego tunelu, o którym mówił Will, potrzeba jeszcze wielu tygodni.
Albo może wcale nie prowadzi na płaskowyż, tylko jest schronieniem dla wargalów i robot-
ników. Może to jeszcze jeden fortel, który ma za zadanie wprowadzić w błąd naszych
dowódców i skłonić ich do rozproszenia sił, żeby chronić tyły. Musimy dowiedzieć się jak
najwięcej. Jeśli w tym celu trzeba zaczekać jeszcze kilka godzin, to zaczekajmy.
Will przyjrzał się dziewczynie z ciekawością. Zdecydowanie przemawiała zbyt stanowczo a
nawet władczo, jak na pokojówkę. Doszedł do wniosku, że Gilan nie mylił się co do niej.
- Za godzinę się ściemni, Horace. Dziś w nocy przejdziemy na drugą stronę i przyjrzymy się
wszystkiemu dokładniej.
Horace spoglądał bezradnie na swoich towarzyszy. Takie postawienie sprawy zupełnie mu nie
odpowiadało. Instynkt podpowiadał mu, że trzeba natychmiast wskoczyć na konia i pędzić, aby
jak najprędzej przekazać ważną wieść. Jednak został przegłosowany. A przy tym, nadal bardziej
wierzył w zdolność rozumowania Willa niż w swoją własną. Szkolono go do walki, a nie do te-
go rodzaju skomplikowanych przemyśleń. Dał więc się przekonać, choć niechętnie.
- No, dobrze - powiedział. - Sprawdzimy to dziś w nocy. Ale jutro wyruszamy.
297900988.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin