Stephen Vincent Benet - "Ucieczka Johnny'ego Pye" T�umaczenie - Tomasz Wy�y�ski Tekst wklepa� - Tomasz Kaczanowski <kaczuch@kki.net.pl> Dzieci�stwo Johnny'ego Pye up�yn�o w czasach, kiedy o G�upo�apie - dzi� rzadko si� o nim s�yszy - kr��y�y najdziwniejsze legendy. Opisywano go r�nie - raz tak, raz ca�kiem inaczej - chocia� ka�dy przyznawa�, �e G�upo�ap regularnie pojawia si� w okolicy. Johnny Pye tak�e w to wierzy�. Johnny by� przybranym dzieckiem i pewnie dlatego tak si� tym wszystkim przejmowa�. Po �mierci rodzic�w wzi�li go na wychowanie m�ynarz i m�ynarzowa. By� to z ich strony dobry uczynek. Ale gdy Johnny straci� ju� mleczne z�by i zacz�� zachowywa� si� tak jak wszyscy ch�opcy w jego wieku, przybrani rodzice spadli na niego jak burza - a to nie by�o ju� takie dobre. Wed�ug w�asnych straszliwie surowych przekona� post�powali s�usznie - wierzyli przecie�, ze dziecko staje si� tym m�drzejsze i lepsze, im ostrzej si� je traktuje. C�, mo�e czasami daje to dobre rezultaty, ale w przypadku Johnny'ego Pye sta�o si� niestety inaczej. Johnny by� dzieckiem inteligentnym i pos�usznym - nie mniej inteligentnym i pos�usznym ni� wi�kszo�� ch�opc�w w Martinsville. Ale wszystko, co tylko powiedzia� albo zrobi�, zawsze okazywa�o si� nie takie, jak trzeba - a ju� szczeg�lnie w domu. Wierzcie mi, dziecko traktowane jak g�upiec zaczyna post�powa� jak g�upiec - ale nie wszyscy s� o tym przekonani. M�ynarz i m�ynarzowa my�leli, �e Johnny zm�drzeje, je�li udowodni� mu, �e jest g�upi, a Johnny sam w ko�cu w to uwierzy� Bola� na tym, gdy� by� dzieckiem wra�liwym, mo�e nawet bardziej ni� przeci�tny ch�opiec. Ch�ost� umia� jako� wytrzyma� - ale nie to, co dzia�o si� w m�ynie. Przypuszczam, � m�ynarz nie robi� tego celowo. Ale zawsze, odk�d Johnny pami�ta�, na wie�� o �mierci cz�owieka, kt�rego uwa�a� za g�upca, mawia�: "No, przyszed� po niego G�upo�ap" - i cmoka� przez chwil� wargami. W rodzinie m�ynarza, pot�nie zbudowanego m�czyzny z wielk�, czerwon� g�b�, uchodzi�o to za �art, ale na Johnnym robi�o straszliwe wra�enie. A� wreszcie w wyobra�ni ch�opca pojawi� si� obraz G�upo�apa. By� r�wnie� pot�nie zbudowany, nosi� kraciast� koszul� oraz sztruksowe spodnie i w�drowa� po �wiecie uzbrojony w maczug� z drzewa orzechowego z o�owian� kul� na ko�cu. Nie wiem, sk�d wzi�o si� to wyobra�enie, tak wyraziste przecie� - do��, �e Johnny zna� wygl�d G�upo�apa r�wnie dok�adnie jak twarze mieszka�c�w Martinsville. Czasami, chc�c si� upewni�, troch� boja�liwie pyta� kogo� doros�ego, czy G�upo�ap wygl�da w�a�nie tak. Doro�li oczywi�cie wybuchali �miechem i odpowiadali twierdz�co. A potem Johnny budzi� si� po nocach w m�ynie, w swoim pokoiku na poddaszu: nads�uchiwa�, czy na drodze nie rozlegaj� si� kroki G�upo�apa, i zastanawia� si�, kiedy po niego przyjdzie. By� jednak ch�opcem na tyle dzielnym, �e nie opowiada� o tym nikomu. Ale w ko�cu nie m�g� ju� d�u�ej wytrzyma�. Zbroi� co� w m�ynie - m�ynarz potrzebowa� w�a�nie m�ki gruboziarnistej, a Johnny przez pomy�k� nastawi� kamienia na drobny przemia� - ot, roztrzepany jak to ch�opak. Dosta� za to dwukrotnie baty, najpierw od m�ynarza, a potem od m�ynarzowej, a na zako�czenie ojczym powiedzia� mu tak: - No, Johnny, teraz G�upo�ap przyjdzie po ciebie lada dzie�. Jeszcze nigdy nie widzia�em r�wnie g�upiego ch�opca. Johnny spojrza� pytaj�co na m�ynarzow�, �eby zobaczy�, czy ona tak�e w to wierzy, ale pokiwa�a tylko powa�nie g�ow�. Wieczorem po�o�y� si� do ��ka, lecz nie m�g� zasn��, gdy� za ka�dym razem, gdy szele�ci�y ga��zie albo skrzypia�o m�y�skie ko�o, pewien by�, �e nadchodzi G�upo�ap. A wczesnym rankiem, zanim doro�li wstali, zawin�� swoje rzeczy w kolorow� chust� i uciek�. Tak naprawd� to si� nie spodziewa�, �e umknie przed swoim prze�ladowc� - wiedzia�, �e nie ma przed nim ucieczki. Ale mia� nadziej�, �e G�upo�ap, zanim go schwyta, przynajmniej troch� si� zm�czy. Kiedy ruszy� go�ci�cem, pierwszy raz od pewnego czasu nieco si� uspokoi�, bo by� w�a�nie jasny, wiosenny poranek. Nabra� otuchy i �eby pokaza�, �e ci�gle �yje i jest tym samym Johnnym Pye, smyrgn�� kamieniem w ogromn�, ��tozielon� �ab�. By� dopiero o trzy czy cztery mile od Martinsville, gdy us�ysza� za plecami turkot jad�cej drog� dwuk�ki. Nie przestraszy� si�, gdy� wiedzia�, ze G�upo�ap nie potrzebuje zaprz�g�w, aby go do�cign��, ale zszed� na pobocze, chc�c przepu�ci� pojazd. Dwuk�ka jednak, zamiast go min��, zatrzyma�a si� i wyjrza� z niej m�czyzna o czarnych bokobrodach i w wysokim cylindrze na g�owie. - Jak si� masz, ma�y ? - zapyta�. - Czy dojad� t�dy do East Liberty ? - Nazywam si� John Pye i sko�czy�em jedena�cie lat - grzecznie, ale stanowczo odpowiedzia� Johnny. - Na najbli�szym rozwidleniu musie pan skr�ci� w lewo. M�wi�, �e East Liberty to �adne miasteczko, ale sam nigdy tam nie by�em - westchn�� cicho, poniewa� pomy�la�, �e warto by zobaczy� troch� �wiata, zanim G�upo�ap go do�cignie. - Hm - mrukn�� m�czyzna - te� jeste� tu obcy, co ? Widz�, �e bystry z ciebie ch�opak, ale co robisz tak rano na go�ci�cu ? - Och, uciekam przed G�upo�apem - szczerze odpowiedzia� Johnny. - M�ynarz m�wi, �e jestem g�upi, jego �ona to samo, i prawie wszyscy w Martinsville uwa�aj� mnie za g�upca, opr�cz ma�ej Susie Marsh. M�ynarz powiedzia�, �e G�upo�ap ju� mnie �ciga, wi�c pomy�la�em sobie, �e uciekn�, nim przyjdzie. Siedz�cy w dwuk�ce cz�owiek o czarnych bokobrodach krztusi� si� przez chwil� ze �miechu. Odzyskawszy oddech, powiedzia�: - No to wskakuj, ma�y. Niech m�ynarz m�wi, co chce, a ja my�l�, �e bystry z ciebie ch�opak, skoro potrafisz ucieka� przed G�upo�apem tak zupe�nie sam. Nie podzielam ma�omiasteczkowych uprzedze� i akurat potrzebuje bystrego ch�opca, mo�emy wiec jecha� razem. - A czy z panem b�d� bezpieczny przed G�upo�apem ? - spyta� Johnny. - Bo je�li nie, to nic z tego. - Bezpieczny ? - m�czyzna o czarnych bokobrodach zn�w zacz�� si� krztusi� ze �miechu. - O, jak u Pana Boga za piecem. Widzisz, jestem doktorem i lecz� ludzi zio�ami - niekt�rzy s�dz� nawet, �e G�upo�ap i ja pracujemy w tej samej bran�y. Naucz� ci� fachu, kt�ry jest sto razy lepszy od m�ynarstwa. Wskakuj, ma�y. - Pa�ska propozycja brzmi rozs�dnie, ale ja si� nazywam Johnny Pye - odrzek� Johnny i wskoczy� do dwuk�ki. Pojechali turkocz�c w stron� East Liberty. Doktor bez przerwy gaw�dzi� i �artowa�, a Johnny szybko doszed� do wniosku, �e nie spotka� dot�d milszego cz�owieka. Jakie� p� mili przed East Liberty doktor zatrzyma� dwuk�k� przy �r�dle. - Po co tu stan�li�my ? - zapyta� Johnny. - Zaraz zobaczysz - doktor mrugn�� znacz�co. Z baga�nika powozu wyj�� kuferek z w�osianki pe�en pustych butelek, po czym kaza� Johnny'emu nape�ni� je �r�dlan� wod� i przyklei� do nich etykietki. Nast�pnie do ka�dej z butelek wsypa� szczypt� r�owego proszku, wstrz�sn��, zakorkowa� i schowa� z powrotem do baga�nika. - Co to jest ? - zainteresowa� si� Johnny. - "Niezr�wnane uniwersalne remedium s�ynnego doktora Waldo - zielarz odczytywa� na g�os etykietk� - z�o�one z prawdziwego w�owego sad�a oraz sekretnych india�skich zi�. Leczy reumatyzm, stany zamroczenia, migren�, malari�, pi�� rodzaj�w konwulsji oraz mroczki przed oczami Usuwa plamy z t�uszcze oliwy, nadaje si� do czyszczenia no�y oraz do polerowania sreber i mosi�dzu. Gor�co zalecane jako og�lny �rodek tonizuj�cy i czyszcz�cy krew. Ma�a butelka, jeden dolar - opakowanie rodzinne, dwa i p� dolara". - Nie wierz�, �e w tym jest w�owe sad�o i sekretnie india�skie zio�a - stwierdzi� Johnny, nieco zdezorientowany - To dlatego, �e nie jeste� g�upi - zielarz mrugn�� ponownie. - G�upo�ap te� by w to nie uwierzy�. A jednak wi�kszo�� ludzi wierzy. Johnny przekona� si� o tym na w�asne oczy jeszcze tego samego wieczoru. W East Liberty zielarz otworzy� sw�j kramik, robi�c to w wielkim stylu. Do bok�w dwuk�ki przymocowa� dwie p�on�ce pochodnie, spi�� krawat szpilk� z brylantem, a potem pokazywa� sztuczki karciane i opowiada� �mieszne historie, a� t�um gapi� si� na niego z wyba�uszonymi oczami. Johnny'emu pozwoli� brzd�ka� na tamburynie. W ko�cu zacz�� opowiada� o uniwersalnym remedium doktora Waldo i z pomoc� Johnny'ego sprzeda� wszystkie butelki niczym �wie�e bu�eczki. Johnny pomaga� mu potem liczy� wp�ywy: zebrali prawdziw� fortun�. - No, no - powiedzia� Johnny - nigdy nie wiedzia�em �atwiej zarobionych pieni�dzy. Ma pan doskona�y fach, panie doktorze. - Wszystko opiera si� na sprycie i pomys�owo�ci - zielarz poklepa� Johnny'ego po ramieniu. - G�upcy siedz� w jednym miejscu i robi� ci�gle to samo, a zr�czny handlowiec nigdy nie wpadnie w r�ce G�upo�apa. - C�, prawdziwe szcz�cie, �e pana spotka�em - stwierdzi� Johnny. - Je�li wszystko opiera si� na pomys�owo�ci, to naucz� si� pa�skiego fachu, cho�bym p�k�. Podr�owa� z doktorem do�� d�ugo, a� w ko�cu umia� przygotowywa� remedium i robi� sztuczki z kartami prawie tak dobrze jak sam mistrz. Johnny podziwia� doktora, zielarz za� lubi� ch�opca za pos�usze�stwo Ale pewnego razu przybyli do miasteczka, gdzie wszystko potoczy�o si� inaczej ni� zwykle. T�um zgromadzi� si�, i owszem, doktor pokazywa� swoje sztuczki, ale Johnny przez ca�y czas widzia� jak niepozorny cz�owieczek o szczurzej twarzy kr��y w�r�d ludzi i szepce im co� do ucha. A� wreszcie w samym �rodku monologu doktora cz�owiek o szczurzej twarzy krzykn��: "To ten sam ! Te bokobrody pozna�bym wsz�dzie !" - a wtedy t�um zarycza� g�ucho i zacz�� wyrywa� sztachety z najbli�szego ogrodzenia. C�, po chwili wleczono ich obu za miasto na wyrwanym z ziemi p�ocie, a d�ubie po�y surduta doktora trzepota�y przy ka�dym wstrz�sie. Napastnicy nie zn�cali si� szczeg�lnie nad Johnnym - by� przecie� tylko dzieckiem. Ale ostrzegli ich obu, aby nigdy ...
Torentos.pl