Jabłoński Mirosław P. - Sierpem i młotem.TXT

(52 KB) Pobierz
Autor: Miros�aw P. Jab�o�ski    
Tytul: Sierpem  i  m�otem 

Z "NF" 5/96
        
   Klik.

   Tego dnia Magdzie wszystko lecia�o z r�k. Przygotowuj�c 
kolacj� dla siebie i Marka st�uk�a dwa talerze, przewr�ci�a 
�wiecznik na stole i rozbi�a w �azience s�oik z jego 
ulubion� sol� k�pielow�. Sprz�taj�c skaleczy�a si� w palec. 
Jej z�o��  skierowa�a si� na Marka.  
   "Pieprzony ja�nie pan podsekretarz stanu!" - pomy�la�a 
ss�c rank�. - "Jak zwykle przyjdzie wyko�czony, wyk�pie si�, 
zje kolacj�, przeleci mnie spogl�daj�c na zegarek i pogna 
do �ony!" 
   Pow�d jej z�o�ci - jak i zdesperowania - by� zupe�nie 
inny. Cho� oczywi�cie mia� zwi�zek z osob� Marka, jego �on� 
oraz prac� w Ministerstwie Wsp�pracy z Zagranic�.  Przede 
wszystkim dotyczy� za� Magdy, no i jeszcze czego�, o czym 
mia�a dopiero zamiar Markowi powiedzie�.  
   Posprz�ta�a �azienk�, przyklei�a plaster na skaleczenie, 
z�aman� �wiec� wymieni�a na now�. Jak na z�o��, dzisiaj 
wypada�a trzecia rocznica ich zwi�zku. Odkr�ci�a wod� nad 
wann�. Dzwonek do drzwi odezwa� si�, kiedy wystrojona 
sklepowa, ku aplauzowi widowni z playbacku, odgad�a has�o: 
"Komu w drog�, temu czas". Wy��czy�a telewizor i posz�a 
otworzy�. Przedpok�j wype�ni� wielki bukiet niesiony przez 
Marka.  
    "Magda, poca�uj pana" - przykaza�a sobie i nadstawi�a 
policzek.  
    - Jakie �liczne - powiedzia�a szczerze, w�chaj�c 
trzydzie�ci trzy r�e. - Cudowne.  
   - Jestem skonany - rzek� Marek i pow�drowa� do �azienki. 
    Nie wygl�da� na zm�czonego - szczup�y, przystojny 
czterdziestoczterolatek, m�g�by mie� 6-7 lat mniej. Lekko 
siwia� na skroniach, co tylko dodawa�o mu uroku. Magda 
skonstatowa�a, �e by� raczej w dobrym nastroju; dolecia� j� 
zapach koniaku.  
   Przy kolacji prawie si� nie odzywa�a - nie musia�a.  
Marek gada� jak naj�ty o skomplikowanej transakcji na 
trasie Amsterdam-Rosja. Jak zwykle by�o to niezbyt jasne, 
gdy� boj�c si� oddawa� ca�kiem w jej r�ce, starannie unika� 
szczeg��w.  
   "Bez po� litra nie rozbierosz" - pomy�la�a i 
przesta�a s�ucha�. 
   Sprawa, o kt�rej Marek opowiada� w bardzo
zawoalowanej formie (a musia� si� przed kim� 
wygada�), wygl�da�a nast�puj�co: Polsko-rosyjska sp�ka, 
zawi�zana wy��cznie w tym celu, zakupi�a w Kanadzie zbo�e, 
g��wnie pszenic�, z przeznaczeniem dla Polski. Fracht 
wype�ni� trzy masowce, kt�re znajdowa�y si� w�a�nie w 
drodze do najwi�kszego portu �wiata, Rotterdamu. Tam, jako 
�e tak wielkie jednostki nie mog�y wp�yn�� na Ba�tyk przez 
cie�niny du�skie, zbo�e mia�o by� prze�adowane na mniejsze 
statki rosyjskie, jednak od tej chwili listy przewozowe 
stwierdza�y, i� ich �adownie wype�nione s� holendersk� 
pasz� dla zwierz�t hodowlanych. Sens operacji by� oczywisty 
- unikn�� wysokich op�at przy wprowadzaniu �adunku na polski 
obszar celny. Po przej�ciu c�a pasza zn�w stawa�a si� 
zbo�em, kt�re wiadoma sp�ka sprzedawa�a Agencji Rynku 
Rolnego, jako towar skupiony od rodzimych rolnik�w. Agencja, 
nawet nie ogl�daj�c nabytku, odsprzedawa�a zbo�e, za 
po�rednictwem Ministerstwa Wsp�pracy z Zagranic� - czyli 
Marka - wyg�odnia�ej Ukrainie lub Bia�orusi. Korzy�� Rosjan 
polega�a na tym, �e jeden z ich statk�w znika� na kr�tkiej 
trasie Rotterdam-Gdynia, by pojawi� si� w jakim� 
dalekowschodnim porcie; za� zysk Marka stanowi� ca�kiem 
spory procent od r�nicy pomi�dzy op�atami  celnymi za pasz� 
a pszenic�. Marek sko�czy�, a Magda zastanawia�a si�, czy 
mo�e ma ju� mu powiedzie�... Rozumia�a, �e na ca�ej 
niepoj�tej przewalance Marek zarobi dziesi�tki, je�li nie 
setki tysi�cy dolar�w: duma a� go rozpiera�a. Mo�e wi�c 
teraz? Najpolityczniej by�oby zrobi� to w ��ku - i to 
przed, a nie po - ale Magda nie mia�a ochoty na seks. 
Zdecydowa�a si�.  
    - Ciesz� si� razem z tob� - powiedzia�a. - Ja te� 
mam dobr� wiadomo�� dla nas. Jestem w ci��y...
   Przypuszcza�a, jaka mo�e by� jego reakcja, a mimo to 
odczu�a zaw�d i z�o��. W g�upi spos�b wierzy�a, �e 
mo�e go jednak ucieszy. Marek zesztywnia� i z kamienn� 
twarz� dopi� wino. 
   - To nie jest dobra nowina - powiedzia�. - I ty 
dobrze o tym wiesz. Wiesz, �e nie chc� �adnych bachor�w! 
   - Tylko nie bachor. To twoje dziecko! 
   - Moje dzieci s� w moim domu. 
   - Twoja �ona tak�e - Magda opanowa�a si� z trudem.
- Le� do jej zimnego ty�ka! Prosz� bardzo! 
Niech ona robi ci kolacyjki, k�piele, masa�e oraz niech ci 
s�u�y za pogotowie seksualne w dzie� i w nocy, kiedy tylko 
zechce ci si� podnie�� s�uchawk�!
   - P�ac� za to!
   Przez chwil� zastanawia�a si�, czy nie strzeli� go w 
pysk. Wybra�a drwin�, kt�ra bardziej rani�a.
    - Jej p�acisz jeszcze wi�cej. I co z tego masz? 
    Na chwil� za panowa�a cisza, bo ministerialny negocjator 
zapomnia� j�zyka w g�bie.  
   - Zawsze gra�am fair - powiedzia�a spokojnie Magda. - 
To, �e mi nie ufasz, to tw�j problem. Ty zreszt� nikomu nie 
wierzysz. Um�wili�my si� na pocz�tku, �e nie b�d� w �aden 
spos�b ingerowa� w twoje �ycie. Nie robi� tego. Nie dzwoni�, 
nie szanta�uj� ci�, nie urz�dzam awantur ani scen zazdro�ci. 
Nie ��dam tak�e, aby� si� dla mnie rozwi�d�. A wiesz, �e 
mog�abym. Boisz si� tego dziecka nie dlatego, �e ja mog�abym 
si� zmieni� i zapragn�� ci� na tatusia na dodatek; ty si� 
l�kasz, gdy� sam m�g�by� chcie� z nami zosta�, a wtedy twoja 
dobra, kochana �ona zrobi�aby wszystko to, czego ja nie 
czyni�.  Zgnoi�aby ci�, z�ama�a twoj� karier� i pu�ci�a z 
torbami. Jednym s�owem - zamieni�aby twoje �ycie w piek�o. 
Bez pieni�dzy i stanowiska nic by� nie znaczy�. Tak uwa�asz, 
bo tobie, jak powietrze do �ycia, potrzebne jest uwielbienie 
m�odych ministerialnych sekretarek - cipencji gotowych na 
wszystko, byle zaj�� miejsce takich jak ja. Utrzymanek 
maj�cych nadziej�, i� zostan� kiedy� �onami.  
   - My�l�, �e dosy� ju� powiedzia�a�. - Marek wsta� od 
sto�u ocieraj�c usta serwetk�; rzuci� j� pomi�dzy �wiece. 
- Skoro tak ch�tnie powo�ujesz si� na nasz� umow�, to ci 
przypomn�, i� by� w niej jeszcze jeden punkt: �adnych 
dzieci! By�? 
    Magda schyli�a g�ow�, ale zaraz j� podnios�a.  
   - Marek, ja mam dwadzie�cia siedem lat. - W jej g�osie 
zabrzmia�a pro�ba. - Jestem z tob� od czasu seminarium 
dyplomowego na SGH. Nied�ugo po moim dyplomie poszed�e� w 
ministry. Masz �on�, dwoje dzieci, robisz karier�. Ja te� 
musz� pomy�le� o sobie, zanim b�dzie za p�no - nim zostan� 
czterdziestoletni� samotn� bab�, truj�c� si� prochami i 
alkoholem. Zrozum - nie zrezygnuj� z tego dziecka. Nic, poza 
nim, nie chc� od ciebie.  
   - I nic nie dostaniesz! -  krzykn��. - Czy 
zapominasz czyje to mieszkanie, samoch�d, kto na to 
wszystko daje fors�? Czy my�lisz, �e pozwol� sobie uwi�za� 
kamie� na szyi? �e przez nast�pnych dwadzie�cia lat dam ci 
si� szanta�owa� dzieckiem, kt�rego nie chc�, a kt�re b�d� 
musia� utrzymywa�? Masz racj� - w ministerstwach, i nie 
tylko tam, pe�no jest panienek, kt�re mog� osadzi� w tym 
mieszkaniu. Mam 44 lata; jak my�lisz - ile jeszcze takich 
trzyletnich miodowych okres�w mog� mie� w �yciu? G�ra 
pi��. I chc� wykorzysta� je wszystkie. Albo usuniesz t� 
ci���, albo koniec z nami i mo�esz jutro pakowa� manatki! 
   Magda przez chwil� bawi�a si� widelcem, by zaj�� r�ce i 
nie rozp�aka� si�. Poza pocz�tkowym okresem znajomo�ci nigdy 
nie mia�a z�udze� co do uczu� Marka, lecz nie s�dzi�a, �e 
jest a� takim zimnym draniem.  
   - Nie pozb�d� si� dziecka - powiedzia�a patrz�c w st�, 
staraj�c si� panowa� nad g�osem. - I nie wyprowadz� si� 
st�d. Za te trzy lata darmowej radochy co� mi si� od ciebie 
nale�y, nie s�dzisz? Niczego wi�cej nie chc� - a przede 
wszystkim nigdy wi�cej nie pokazuj mi si� na oczy. Brzydz� 
si� szanta�em, ale je�eli spr�bujesz mnie ruszy�, to 
pami�taj, �e wiem o tobie dosy�, by dociekliwy dziennikarz 
dogrzeba� si� reszty informacji o twoich machlojkach. A 
pras� - o co sam walczy�e�, kiedy mia�e� jeszcze jakie� 
idea�y - mamy woln�, dzi�ki czemu taki Urban przemieli ci� 
na �rut�. B�dziesz sko�czony raz na zawsze i nawet mo�e 
posiedzisz par� lat, czego ci serdecznie �ycz�. Amen.  
   Podnios�a wzrok na Marka i przez chwil� by�a przera�ona - 
nie wiedzia�a, czy zaraz j� zamorduje, czy te� trafi go 
apopleksja. Nigdy dot�d nie widzia�a go w takim stanie.  
   - Ty... ty... ty... kurwo... ty zdziro... ja ci�... 
ty... 
   Zacz�� si� nerwowo za czym� rozgl�da� i pomy�la�a w 
panice, �e za butelk� po winie, by waln�� j� w g�ow�.  
Uciek�a od sto�u, ale Marek z�apa� sw� dyplomatk�, p�aszcz i 
trzasn�wszy drzwiami, znikn�� z mieszkania. Magda z p�aczem 
rzuci�a si� na pos�anie. P�aka�a d�ugo, a� w ko�cu ze 
zm�czenia, �alu i jakiej� przygniataj�cej rozpaczy - chyba 
jednak kocha�a tego bydlaka - zasn�a skulona na sarniej 
sk�rze przykrywaj�cej ��ko.  

   Obudzi� j� dzwonek telefonu. Nieprzytomna, nie wiedz�c, 
kt�ra godzina, si�gn�a po s�uchawk�.  
   - Halo - powiedzia�a zaspanym, schrypni�tym g�osem. - 
S�ucham... 
   - To ja, Marek... - Przez chwil� panowa�a cisza, a 
oci�a�a jeszcze od snu Magda  nawet si� nie zdenerwowa�a 
s�ysz�c jego g�os. - Wiesz, przepraszam ci�... Wczoraj 
ponios�y nas nerwy i my�l�, �e powinni�my o tym spokojnie 
porozmawia�. 
   Nie odpowiedzia�a, mia�a pustk� w g�owie. Oczywi�cie 
zdawa�a sobie spraw�, �e jego wczorajsze wyj�cie niczego 
nie za�atwia�o do ko�ca, lecz nie s�dzi�a, �e Marek 
zadzwoni tak szybko. 
   - Magda, jeste� tam? - jego g�os zdradza� 
zaniepokojenie. - Odezwij si�!
   - Jestem, jestem...  Kt�ra godzina?
   - Co? W p� do dwunastej. Chcia�bym, �eby�my si� 
spotkali o drugiej na obiedzie. Porozmawiamy spokojnie. 
Dobrze?
   - Tak...
   - A wi�c o czternastej na Starym Mie�cie, tam gdzie 
zwykle. B�dziesz?
   - Tak.

   Kiedy przysz�a do Fukiera, kierownik sali zaprowadzi� 
j� do stolika. Marek wsta� na jej widok.
   "M�czy�ni tak�e powinni robi� sobie makija�!" - 
pomy�la�a z satysfakcj� na widok jego bladej, wymizerowanej 
twarz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin