dawczyni śmierci_6.pdf

(302 KB) Pobierz
279566496 UNPDF
ROZDZIA Ł SZ Ó STY
Dnimijały,ajazmagałamsięzpojęciemdobraizła
Następnegorankatużpotym,jakdowiedziałamsięozmieniaczach,moja
sąsiadkaprzyszłamipowiedzieć,żerównieżjestjednąznichLubiłamConnieRazem
robiłyśmyzakupyNasimężowie dzielilisięsprzętemdostrzyżeniatrawyorazinnymi
narzędziamiPróbowałamwyegzekwowaćodniej,dlaczegotrzymałatakisekretw
tajemnicyprzedemną,aonazaczęłasiębronićKilkaminutpóźniejpojawiłsięjejmąż
razemzkilkomanaszymisąsiadami, wszyscy byli zmieniaczami – więczacząłsięspór
Wmomencie,gdyprzyłączyłsiędoniegomójmąż,sprawyprzybrałydrastycznyobrót,
ludziektórychmyślałamżeznam,stalisiępotworamizmoichkoszmarówTamtego
dniawidziałamprawdziwezło,aspojrzenienatwarzyJackamionimprzypomniało
KiedymojemyślizwróciłysięwstronęAndora,zdałamsobiesprawę,iżsięgonie
bałamJakzmieniaczmógłtakszybkozyskaćmojezaufanie?
Andorpowróciłtegowieczora,tużprzedwyjściemnamojązmianę
Dyskutowaliśmyoinformacjach,któreznajdowałysięnapłytach,aleniebyłoichnatyle
dużo,bydojśćdojakichkolwiekwnioskówdotyczącychzaginionychByłatokrótka
rozmowa,bomusiałamzmierzaćdomuru,jednakobiecałpowrócićnastępnego
wieczora po zachodzie słońcaSzedłzemnąwnocy,opowiadającmiojegobezowocnej
wycieczcenapółnocdomiejsca,którekiedyśnazywanoOntarioSprawdzenieczynie
rozwinęłosiętamprzemytnictwo,byłoczęściąjegonormalnychobowiązków
- Coprzemycają??– spytałamZaśmiałsięipotrząsnąłgłowa,wyglądałprzez
chwilęnaniemalzakłopotanego– No co to jest? – spytałamponownie,nawetbardziej
ciekawapotym,gdyzobaczyłamjegoreakcję
- Cóż,wieszotym,żenawetprzedrozłamemistniałowysokiezapotrzebowanie
na egzotycznezwierzęta?
- Nom.
- Terazzapotrzebowaniejestnawetwyższe,ponieważcorazwięcejznich
wymiera,gdyżstałysięofiaramizmieniaczyNajwidoczniejwKanadzieistniałośrodek
egzotycznej,dzikiejnatury,któryutrzymywałcałkiemsporąkolekcjęróżnych
gatunkówPrzedpodziałemgranicjejwłaścicielepostanowilizebraćichspermę
- Och.
- Tak,cóż,spermajestterazjednąznajdroższychrzeczywświeciezmieniaczy
Jestnawetbardziejposzukiwananiżnielegalnabrończynarkotyki
- Naprawdę?– zastanowiłamsięnadtymzdezaprobatą– Dlaczego?
Andorwydawałsięzastanawiaćnadodpowiedzią,więcnasekundęzerknęłamna
jegotwarzByłapełniaksiężyca,asrebrnepromieniepodświetlałyjegowłosywsposób,
którygroziłpozostawieniemmniebeztchuOdwróciłamsięodniego,abysięuspokoić
położyłamrękęnabroni
- Niektórepodgatunkiwymierają,AlexioJestemwstanieprzypomniećsobie
przynajmniejtuzin,któreposiadająjedynieparusamcównatymkontynencieWielez
nichwierzy,żemożewykorzystać tąspermę,żebyzapłodnićsamiceiuratowaćgatunek
- Zmieniaczeużylibyspermypełnokrwistychzwierzątdorozmnażania?
Andorzmarszczyłbrwi,więczmartwiłamsię,iżmogłamgoobrazićImwięcej
spędzałamznimczasu,tymstawałosiędlamniełatwiejszemyślenieozmieniaczachjak
o ludziach.
- Sądzę,żewteoriimógłbytobyćtaksamoskutecznysposób,jakstosunekz
pełnokrwistymczłowiekiemNiektórzyzmieniaczepostanawialiprzeżyćwiększość
swojegożyciawzwierzęcejformieJeżeliichdzieciurodząsięzwierzętami,przeżycie
możestaćsięłatwiejsze
Kiedyszliśmyprzezkilkaminutwciszy,pozwoliłambytamyślnabrałarealności
- Myślisz,żetoprawda?Mamnamyślito,iżmogąsięrozmnażaćzapomocątego
typu spermy? – spytałam
- Nie wiem. – powiedziałpotrząsającgłową– Myślę,żetomożliweNa
nieszczęściejedynymsposobem,abyzbadaćtąteorięjestspróbowaniesztucznego
zapłodnieniaorazrzeczywisteużyciepróbek,aleoczywiściejestichograniczonailość
Gdy ich zabraknie, to razem z nimiskończysięnadziejadlawieluzmieniaczy
ByłatoniemalżedołującamyślAleoczywiścieśmierćzmieniaczyoznaczała,że
życieludzistałobysięłatwiejszeibardziejbezpieczneDlaczego,więcsłyszącsłowa
Andoradoznawałamuczuciastraty?
***
- Chceszwiedzieć,cowczorajwidziałam?
PodniosłagłowęsłyszącznajomygłosTiny,jednakniebyłamosobą,doktórej
mówiłaLanceuniósłbrewwniemympytaniu,wydającsięnieświadomytego,żeTina
powoliowijałasięwokółjegociałaPotrząsnęłamgłową,próbując sięnieroześmiać
widzącjejtakoczywistezaproszenieZtego,cowiedziałamLancejużjąprzeleciałinie
byłjedynymNiesądzę,bymiałwzwyczajuspaćzkobietąwięcejniżraz
Staliśmywjednejzszatnipołożonychwzdłużmuru,przeznaczonejdonaszego
użytkuTrzymałabymwswoimschowkuRugera,alejakiśidiotazacząłsiędonich
włamywaćTerazznajdujesiębezpieczniepodmoimłóżkiem,awszystkietegorodzaju
szafkisądlamnieprzechowalniąubrańnazmianę
- Cowczorajwidziałaś?– spytałLance,próbowałamniezauważyćtego
głębokiego,kuszącegobrzmieniajegogłosu,wktórytakłatwosięwczuł
- Nakrapianegośnieżnegolamparta– odpowiedziałaTina
Zaczęłamsięodwracać
- Co?
SzokwgłosieLancasprawił,żesięzatrzymałam,byniepotrzebniezawiązaćbuta
- Nowiesz,nakrapiany―
- Takwiem,aleonewymarłyjakąśdekadętemu
- Cóż,wiemcowidziałam
WyobraziłamsobiesławnewydęcieustTiny,alewątpiłam,abyobruszyłyone
Lance.
- Gdziegowidziałaś?– spytał
- ByłamnamurzewsektorzeósmymNudziłamsię,więcwyciągnęłamswoje
binokulary,zaczęłamprzyglądaćsięmiastuKilkufacetówniosłoklatkęnaplacza
LaboratoriumCastoraiprzypomniałamsobie,jakmówiłeśbymmiałaokonategotypu,
dziwne rzeczy.
Lancenieodpowiedziałodrazu,zaczęłammiećdziwneprzeczucie,codojego
wizyty w laboratorium.
- Cóż,dziwneJeżelibyłaśwsektorzeósmym,ajesttocałkiemsporaodległość,
nawetmającbinokularyMogłotobyćcośinnego– powiedział
Tinasięwkurzyła,słyszałamszuraniejej butównaposadzce,gdyodwróciłasię
odniegoiskierowaławstronędrzwi
- NieważneWiem,cowidziałam
Byłamlekkozdziwiona,iżLancepozwoliłjejodejśćikiedypodniosłamgłowę
zobaczyłam,żemisięprzyglądaUniosłambrew,aonpotrząsnąłgłowązanimwyszedł
nazewnątrz
PomyślałamomojejrozmowiezAndoremimentalniesobiezaznaczyłam,by
przyjegonajbliższejwizyciepowiedziećmuoprzypuszczeniachTiny
***
Przeznastępnedziesięćdni,Andorodwiedzałmniekażdegodniapozachodzie
słońcaWymienialiśmysiępomysłamiorazdyskutowaliśmynadnowymiinformacjami,
któreudałomusięzdobyćCzęściejniżrzadziej,odprowadzałmniedopracy,
pozostawiająconiecałyblokodmuruWciążtrzymałamjednądłońnabroni,aonwciąż
nierobiłnic,abymniewystraszyćMiałamzawszewzwyczajujeśćcośprzedpójściem
naswojązmianęibyłamprzyzwyczajonadorobieniategowsamotnościTrzeciejnocy
przygotowałamwystarczającodużojedzeniadladwojga,zastanawiałamsięczyAndor
lubimojąkuchnieGdyzdałamsobieztegosprawębyłamwściekła,alewciążstarałam
sięprzygotowującdaniaWpadliśmywdziwacznąrutynęikumojemuzaskoczeniu
dogadywaliśmysiębardzodobrzeCzasamizapominałamnawet,żebyłzmieniaczem
Właśnieskończyłamsłużbę,więckierowałamsiędoswojegobudynkunaresztę
dnia,kiedyusłyszałamnademnąszelestskrzydełOdruchowoprzykucnęłam,wzięłam
brońdorękiSłyszałamlądowaniekilkastópprzedemnąwcieniu,gdyczekałam
- Alexia, to ja Andor. – powiedziałgłoszciemności
- Podejdźpowoli– odparłam
Andorwyszedłzcienia,zawadzającościanęOdrazuschowałambrońdokabury,
kiedyzobaczyłam,żeprzyciskadociałazakrwawionąrękę
- Cocisiędocholerystało?– spytałam,gdypodeszłam,żebymupomóc
- Zaatakowano mnie.
Słyszałambólwjegogłosieimartwiłomnietobardziej,niżchciałabymprzyznać
Otoczyłamjegotalięramieniempozwalając,bysięomnieoparł,gdypośpieszyliśmydo
mojegomieszkaniaparęblokówdalejPróbowałampowstrzymaćobawęjakączułam
widzącjegoranęPoprowadziłamgopowoliwzdłużschodównagórę,każdyniepewny
kroksprawiał,żesyczałzbóluGdybyliśmywkońcuwśrodku,doprowadziłamgodo
kanapy,aonprawie,ażnaniąpadłZebrałammojąapteczkępierwszejpomocyoraz
jakiśmokrymateriałnimdoniegowróciłamZdjąłswojąpodartąkurtkęizakrwawiony
podkoszulek,leżałnabokuciężkodysząc
Zgłoś jeśli naruszono regulamin