dawczyni śmierci_8.pdf

(330 KB) Pobierz
282956670 UNPDF
ROZDZIA Ł Ó SMY
Usłyszałam dźwięk przypominający zwierzę biegnące po ziemi, jednak w
ciemnościach nic nie mogłam dojrzeć Jedno uderzenie serca przed zderzeniem z
betonem,poczułamjakczyjeśramionaobejmująmniewtaliiiunosząwprzestrzeń
Wypuściłamgłośnopowietrze,bezwiedniezamknęłamoczydyszącidrżąc
- Alexia?Alexia,żyjesz?
Słyszałam gorączkowy głos Andora, więc wypuściłam powietrze, które nie
zdawałamsobiesprawyiżwstrzymuję,otworzyłamoczybynaniegospojrzeć
- T-takWszystkowporządku. – powiedziałam,niedokońcapewnaczybyłato
prawda.
- Skrzywdziłcię?
Wściekłośćwjegogłosienachwilęmniezaskoczyła,potrząsnąłmnądelikatnie,
byprzywrócićmojąuwagę
- Alexia―
- NieZłapałmnie,puściłistraciłamrównowagę
Słyszałam,jak wypuszczapowietrzenimprzesunąłłagodniedłoniąpomojej
głowie, zaplatając swoje palce w moich włosach Nie mogłam sobie przypomnieć
ostatniegorazu,gdyktośmniedotknąłwpodobnysposób,więczastygłampatrzącw
jego zmartwione oczy.
- Andor?
Spojrzeniejakiemiposłałbyłopełnegorącaipragnienia,niewspominająco
złości,którąwydawałsięodczuwaćzmojegopowoduByłotonajbardziejzdziczałe
spojrzenie jakie do tej pory u niego widziałam, z łatwością wyrażało jego drugą,
zwierzęcąnaturęKilkatygodnitemu,tenwzrokprzestraszyłbymnieorazsprawiłby,że
sięgnęłabympobrońTymrazemjednak,poczułamsilnepragnienie
282956670.002.png
- Alexia! Lex!
Podskoczyłam, gdy usłyszałam krzyk Lance’ja i zobaczyłam światło latarki
przeszukująceziemiebliskomuru,jednak my staliśmykilkastópdalejwciemnejuliczce
Słyszałam dźwięk butów uderzających o powierzchnię, dochodzący od strony
najbliższegopunktugranicznego,wiedziałamżetomnieszukaliZdałamsobiesprawę,iż
Andortrzymamniewramionachtużprzyswoimciele,przesuwającrękęwgóręiwdół
pomoichplecachwuspokajającymruchuOderwałamsięodniegobardziejgwałtownie
niżzamierzałam,aontylkostałprzyglądającmisię,jegotwarznieprzenikniona.
- Najpierw strzelą, a potem będą zadawać pytania Andor, musisz iść –
powiedziałamdrżącymgłosem
- Jesteśpewna,żewszystkowporządku?Niemusisztamwracać,wieszotym
Mogęcięochraniaćpotejstroniemuru
MojeserceprzyspieszyłonamożliwośćpójściadodomuzAndorem,mójmózg
zacząłkrzyczećnamniezatąobłąkańcząmyśl Chcę z nim odejść..? - spytałamsiebie
Byłamzszokowana,gdyodpowiedźniebyłanatychmiastowym„nie”Wiedziałamżenie
mogę,jakiniebyłomowy,abyresztaprzestałamnieszukaćOstatniąrzecząjakiej
chciałam to oskarżenie Andora o porwanie Jednak sama myśl powrócenia do
Georgetown,małegomiasteczkaprzygranicy,którybyłterazmoimdomem,byłamniej
zachwycającaniżpowinna
- Lex!
- NadchodząMuszęiść– powiedziałam
- Dobrze,alejeżelibędzieszmniepotrzebować―
- NiebędęDzięki,AndorzeUratowałeśmiżycie
- Comiztegoprzyjdzie,jeżeliznowupołożynatobieswojełapy?– spytałze
złością
282956670.003.png
- TaksięniestanieTeraz,gdyjużspróbował,wypełnięoficjalnezażalenieibędzie
musiałtrzymaćsięodemniez daleka.
- Jakośniesądzę,żebykawałekpapierugopowstrzymał
- Wtedybędęmusiałaużyćbroni
- Czytojesttwojaodpowiedźnawszystko?
Poczułamniemalżefrustracjęemanującąodniego,miałamnagłąchęćdodaćmu
otuchywkażdyznanymisposóbAlebyłojeszczezawcześnie,amojesprzeczneemocje
zbyt nowe.
- Jakdotądniemiałamztymproblemów– odparłam
Dźwiękbutówzbliżałsię,taksamojakikrzykiLance’ja,wiedziałamżezmierzałw
nasząstronęzestrażnikiem
- Jeszczerazdziękuję,AndorzeDowidzenia. – powiedziałamodwracającsięi
odchodząc
- Dowidzenia Alexio, przynajmniej na razie. – odpowiedział
Odwróciłamsię,bynaniegospojrzeć,alejegojużniebyło
- Lex!
- TujestemLanceTujestem!Wszystkowporządku– krzyknęłambiegnącpowoli
wichstronę
ByłoznimczterechludziiżadenznichniebyłLucianem,zacobyłamwdzięczna
Wszyscyzastyglinadźwiękmojegogłosu,aświatłolatarkizatrzymałosięnamnie
- Zabierztocholerneświatłozmojejtwarzy!
Od razu zrobili to o co prosiłamiprzezsekundęjedyne,cowidziałamtoplamy
PierśLance’japojawiłasięnaprzeciwmnie,jegoręcebłądziłypomoichramionachoraz
głowie
282956670.004.png
- Wszystkowporządku?Cosiędocholerystało?Jakimcudemżyjeszpotakim
upadku?
- Zabierz swoje cholerneręceŻyjęKtośmniezłapałKtośalbocośZłapałmnie
po czym zniknął, szukałam go, kiedy nadbiegliście – powiedziałam, niecierpliwie
odtrącającjegodłonie
Spojrzałamnatwarzewokółmnie,alewszyscysprawdzaliuliceorazalejkiwokół
nas. Lance patrzyłwgórę,nadachnajbliższegobudynkuByłampodwrażeniem
- GdziejestkurwaLucian?Tendupeksięnamnierzucił– powiedziałamwściekła
Lancesiędomnieodwrócił,jegotwarzbyłapełnafuriijakiej,nigdywcześniejnie
widziałamWstrząśniętazdałamsobiesprawę,żeniepowinienbyćtakbliskomiejsca,z
któregospadłamPowinienpatrolowaćniemalżepółtoramilidalej
- JestwdrodzedoCPG,byporozmawiaćzkimśktootejgodziniesprawujetam
swojąsłużbęMaszczęście,żenieskopałemmutyłkanamiejscu
- CóżtodobrzeTeżmuszęjużiśćzłożyćskargę
Przecisnęłam się koło niego i skierowałam w stronę najbliższego przejścia
granicznego,strażnicydeptalimipopiętachByłamwkurwiona,więcniebyłomowy
bympozwoliłaodejśćLucianowi,potymzajściubezszwankuLancezrównałsięzemną
krokiem,czułamnasobiejegospojrzenie,możesprawdzałczynapewnonicmisięnie
stałoOdzawszeistniałomiędzynamiostrożnezrozumienieWiedział,żesięznimnie
prześpię,ajawiedziałam,iżnigdyniebędziemyprzyjaciółmiPartnerowaliśmysobie
przynajmniejdwarazywtygodniu,zawszedobrzenamsięwspółpracowało,natyle
dobrze,żeniemalmuufałamNiemalJednakże,tajegonowaopiekuńczaskłonność
wobecmniebyłaniepokojącainiebyłampewna,jakpowinnamjąodebraćKierującsię
dostrażnicy,onwciążnieprzerwanieszedłobokmniewstronęCentralnegoPatrolu
Granicznego,wtedyzorientowałamsię,iżzachowujesięondokładnietaksamo,jak
AndorAlechociażuzmieniaczatodoceniałam,to zachowanieLance’jazaczynałograć
minanerwachCosięzemnądocholerydzieje?
282956670.005.png
- ProszęZnalazłemtonaziemiobokmuruMusiałaśtoupuścić,gdyzostałaś
złapanaprzezczymkolwiektocholerstwobyło
LancetrzymałmójpistoletOtworzyłamszerzejoczy,bardziejzszokużenie
zauważyłamjejbraku,niżztegoiżjejaktualnieniemiałamWzięłamjądelikatniezjego
rąkiwłożyłamdokabury
- Dzięki– powiedziałamcicho
- Nie ma za co.
- Wiesz,niemusiszzemnątamiśćSamasobieporadzę,ajeżelibędąpotrzebować
świadkatoktośdociebiezadzwoni
Milczałprzezmoment,myślałamżemożeodejdzieipozwolimizająćsiętym
samej.
- SpokoMojazmianataksięjużskończyłaWejdęztobą,żebyniemusielimnie
późniejbudzićpomojezeznania
Nie mogłamzaprzeczyćjegorozumowaniu,więctegoniezrobiłamDotarliśmydo
CPG,aonwyciągnąłrękęotwierającdlamniedrzwi,kolejny„pierwszyraz”dzisiejszego
wieczoruZmarszczyłambrwizpowodujegozachowania,aleonwpatrywałsięwśrodek
pomieszczeniazgrymasemniezadowoleniaOdwróciłamsiębywejść,zamarłamLucian
stałtamisięnamniepatrzył,jegospojrzeniebyłozaborczeorazbardziejniżtrochę
przerażająceZignorowałamje,weszłamdomałegobiurazLancemdepczącymmipo
piętach
- Lance, czyniepowinieneśbyćnamurze?– spytałLucianprzezzaciśniętezęby
- Gdziepowinienembyć,agdzienie,tonietwojasprawa– Lanceodpowiedział
spokojnie.
- CosiędocholerydziejeAlexio?Spadłaś?Takmipowiedzieliprzezradio,ale
dziewczyno, jak na ciebie patrzę to nie wyglądasz na kogoś, kto spadł z
piętnastostopniowejścianynabetonowychodnik
282956670.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin