Karol Bunsch – BEZKRÓLEWIE
( Powieści Piastowskie - 5 )
Rycheza patrzyła na pochyloną głowę Kazimierza;jasne włosy jeszcze nie zakryły na niej mnisiej tonsu-ry. W głosie królowej brzmiało zniecierpliwienie, gdyzwracając się do syna rzekła:
— Nie przeto, nie szczędząc zasobów, uprosiłamOjca Świętego o dyspensę od ślubów, byś nadal żyłjakoby w eremie. Czas, byś się ruszył po kraju, lu-dziom przypomniał, a sam nawykł do takowego ży-wota, jaki ci przeznaczony.
— Rodzic nie takowy żywot mi przeznaczył — po-wiedział Kazimierz w zamyśleniu, ale Rycheza rzuciłaze złością:
— By niewzdanemu zapewnić dziedzictwo, któretobie z urodzenia przynależy!
— Rodzicowi ślubiłem, że o właść walczyć nie bę-dę — stanowczo powiedział Kazimierz, ale królowaodparła:
— Nie ty będziesz walczył. Ni Kościół nie uznapokrzywnika, ni wielmoże przywódcy buntowników.A choćby z ich pomocą sięgnął po właść, nigdy cesarznie zgodzi się, by wróg naszego narodu dzierżył polskielenno, tobie przyrzeczone.
— Wybaczcie, matko — cicho powiedział Kazi-mierz — jednego z nim jeśmy narodu. A to wiem, żeprzeto rodzic jego następcą swym ustanowił, bo ufał,że on wydoli wrogom, których mu ostawił. Nie będęjednym więcej, zadość było nieszczęść z rozdrwania.
7
Królowa żachnęła się gniewnie, nie chciała jednakzdradzić synowi, że nie poniecha próby pozbycia sięwspółzawodnika. Powtórzyła tylko:
— Nie ty będziesz walczył. Wrogów ma nie jenotych, których mu rodzic ostawił. Własnych się dorobiłów mężobójca, którzy pomsty szukać będą za krewnia-ków i swojaków.
Kazimierz westchnął:
— Tedy zasię wojna domowa! Bolko nie jest sam,nie jeno prosty lud ma za sobą. Z wielmożów i ry-cerstwa takoż wielu zechce uszanować wolę mego ro-dzica, pierwsi Awdańce, którzy mu druhami byli odpacholęcych lat.
— Niczyja tu wola kromie cesarskiej — rzekła Ry-cheza marszcząc brwi.
Kazimierz milczał. Wiedział, ile zabiegów i krwikosztowała niezależność od cesarstwa. Walka o niąskróciła życie Mieszka. Nie chciał powiedzieć matce,że nie przyłoży ręki, a nawet imienia, by sprzeniewie-rzyć się dziełu przodków.
Rycheza również umilkła. Gdy tak czy inaczej usu-nie Bolka, Kazimierz nie będzie miał wyboru, a możei lepiej, by do czasu pozostał na uboczu. Na cesarskąpomoc na razie liczyć nie można, siły, jakie Konradzebrał, potrzebne mu przeciw czeskiemu Oldrzychowi,a już czeka go wyprawa do Rzymu, by poprzeć roz-pustnego młokosa, którego pod imieniem BenedyktaIX osadził na papieskim tronie. Ojciec papieża, Albe-rich, wszechwładny konsul Rzymu, zmarł, jawna wy-przedaż przez Benedykta wszelkich godności i urzędówkościelnych wywołała wrzenie, któremu przywodziłAribert, arcybiskup Mediolanu. Zanosiło się na schi-zmę i Konrad nierychło będzie mógł zająć się spra-wami polskimi. Lepiej przedwcześnie nie przeć do wal-ki, a tymczasem gromadzić zasoby i skarbić sobie lu-dzi. Poparcia duchowieństwa, zwłaszcza wyższego, Ry-cheza była pewna, wątpliwy był jedynie sam arcybi-skup Bożęta. Pod pozorem słabości nie przybył na po-grzeb Mieszka, Rycheza podejrzewała jednak, ze nie
8
chciał żadnego z królewskich synów ogłosić następcą,nie zamierzając po żadnej stanąć stronie.
Na razie starczyło królowej, że metropolita powagiswego urzędu nie położył na szali Bolka, co mogłoi wśród duchowieństwa wywołać rozdwojenie. Wie-działa, że Bożęta już za życia króla starł się z Bolkiemi tylko dzięki wstawiennictwu palatyna Michała Aw-dańca poniechał obłożenia królewicza klątwą. Niewątpiła jednak, że Bolko, nikogo już nie czując nadsobą, znowu zadrze z metropolitą, doprowadzając dootwartego zerwania. Wówczas Bożęta nie będzie miałwyboru, brak uznanego władcy jest groźny zarównodla państwa, jak i dla Kościoła, będzie zmuszonystanąć po stronie Kazimierza.
Tego właśnie obawiał się palatyn Michał Awda-niec. Dopiero zaświtała nadzieja, że po wygnaniu Diet-richa i śmierci Ottona kraj ponownie zjednoczonyw ręku Mieszka okrzepnie w ładzie i dawno nie za-znanym spokoju. Wczesna, ciepła i pogodna wiosnaobiecywała urodzaj, podsuszyła drogi, ruszył się han-del, wpływy z ceł, mostowego i targowego zasilą wy-czerpany skarb, pozwolą odbudować stałą drużynę,Czesi zagrożeni przez cesarza, kijowski Jarosławw wojnie z Pieczyngami, spokój ze strony sąsiadówstwarza sposobność umocnienia granic. Po raz pierw-szy od dnia, w którym Mieszko objął władzę, zdała sięzapowiadać jaśniejsza przyszłość. Śmierć jego kładłasię na niej cieniem, uzyskane przez Rychezę zwolnie-nie Kazimierza od ślubów było wyzwaniem do walki.
Palatyn wychował się w walce. Wraz z bratemSkarbkiem jako wyrostki brali w niej udział, gdyChrobry po wygnaniu macochy i przyrodnich braciodbierał Czechom Kraków. Cały dziewięcioletni okrespanowania Mieszka upłynął im w walce przeciw jegozdradzieckim braciom i naprowadzanym przez nichpostronnym wrogom. Śmierć Mieszka nie tylko jemunie pozwoliła zebrać plonu krwawego trudu, ale gro-ziła jego zniszczeniem, a dla braci Awdańców ozna-
9
czała znowu walkę. Zajęci nią od pierwszej młodościpóźno założyli rodziny, nierychło wyręczy ich następ-ne pokolenie, a męski wiek ich chylił się już ku sta-rości.
Bracia jechali pogrążeni w myślach. Ród ich losswój związał z losami kraju, wraz z nim doszedł doszczytu powodzenia, a po dwakroć już przeżył upadek.Przedwczesna śmierć Mieszka znowu groziła upadkiemkraju i rodu.
— Nieszczęsny człek! — westchnął Michał. Mimoże Mieszko często zapadał na zdrowiu, palatyn żegna-jąc go przed wyjazdem do domu na dawno zasłużonywypoczynek nie przeczuwał, że nie ujrzy go więcej,choćby martwego. Biskup poznański Paulinus nie cze-kał z pogrzebem nawet na przybycie Bolka. Co prawdaciepła pora nie pozwalała zwlekać z tym zbyt długo,ale nietrudno było odgadnąć w tym rękę Rychezy: Bol-ko jako pierworodny i następca zmarłego króla wziąłbyw uroczystościach pierwszy krok przed Kazimierzem,zaznaczając wobec zgromadzonych tłumów swoje pra-wa.
O tym myślał Skarbek; powiedział z pewnym znie-cierpliwieniem :
— Nic już po tym Mieszkowi, że nad nim lutaćbędziem. Postanowić trzeba, co poczynać. Prawiłeś:wygnać Rychezę. Wiem ci ja, zali nie lepiej mieć ją naoku? Sam że tak mniemałeś.
— W kraju jeno zaczynem jest rozdwojenia — od-parł Michał — od Konrada zasię nierychło poparciemoże zyskać, skoro indziej pilniejsze cesarzowi spra-wy. Nam pilniejsze arcybiskupa nakłonić, by następ-stwo Bolka ogłosił, bo ani chybi, gdyby sam się o toupomniał, jeno nowa zadra by powstała. Bożęta po-pędliwy jest, Bolko zasię zuchwały i samowolny. Z nimtakoż pogadać trzeba, niechajby zrozumiał, że zadraz metropolitą to woda na młyn wrogów.
— Iście tak, jeno kamo go szukać? — powiedziałSkarbek, a Michał odparł:
— Miał być na Mazowszu, potem zasię u Wiślan.
10
O zgonie rodzica musi już mieć wiadomość, tedy wra-cał będzie bez zwłoki.
— Wracał będzie, jeno kędy, a gadać z nim trzeba,zanim zjedzie do Poznania.
— Będzie spieszył, tedy pojedzie gościńcem. Z Kra-kowa albo na Wrocław, albo na Kalisz. Tedy ty czekajna niego u dziewierza w Śremie, ja zasię pojadę doGniezna z Bożętą się rozmówić, i tam będę czekać naBolka lubo na wieść. Jeśli wydolę załadzić sprawęz metropolitą i Bolkiem, zjazd zwołać należy.
— Wydolisz lubo nie, trzeba zjazd zwołać. Przy-najmniej dowiemy się, kto z Bolkiem, a kto przeciw.
Umilkli i zamyślili się. Pogodny dzień wiosennymiał się ku schyłkowi, od zachodu pociągnął chłodniej-szy powiew, droga od pasma jezior odbiegła ku rze-ce. Popędzili zziajane konie, by za dnia jeszcze prze-prawić się przez Wartę i przed zamknięciem bramwjechać do grodu w Śremie. Zmrok już zapadał, gdydotarli do rzeki, przeprawili się w bród i zdążyli w po-rę, Michał zamierzał tylko przenocować i o świcie ru-szyć dalej, by w ciągu dnia dotrzeć do Gniezna. Toteżspożywszy wieczerzę udał się na spoczynek, podczasgdy Skarbek z grododzierżcą a dziewierzem swym Do-biesławem Ostoją długo w noc omawiali położenie, ja-kie powstało po śmierci króla, powodując niepewnośći niepokój. Dowiedziawszy się, że Skarbek zamierzaw Śremie czekać na Bolesława, na wypadek gdybyz Krakowa wracał przez Wrocław, Dobiesław powie-dział z westchnieniem:
— Siedź, póki wola, ale tak mniemam, że Bolkoraniej pojedzie do Gniezna, by się rozmówić z arcy-biskupem, tedy przez Kalisz. Daj Bóg, by Michał na-dążył, nim się spotkają, i przekonał Bożętę, że nie poraz Bolkiem się swarzyć. Prawda, że Bolko sam na połyjakoby poganin i z prostym ludem trzyma, ale też ludma za sobą. Z wielmożów zasię wielu ma przeciw,a z duchowieństwa bodaj wszytkich. Ale nie Chrobryon, by siłą poskromić pogaństwo, i pilniejsze są sprawy. Stary Mieszko cały poganin był ,a chrześcijaństwo
11
wprowadził, bo rozumiał, że potrzebne. Dojrzeje Bol-ko, i on to zrozumie, ale przymuszać się nie zwoli ni-komu.
— Daj to Bóg — przywtórzył Skarbek. — Państwobez głowy ostać się nie może, a Bolko lepszy niźli Ka-zimierz, bo to pewne, że wojownik z niego przedni.Godów mu dopiero dwadzieście, tedy nie dziw, że do-świadczenia i umiaru mu nie dostaje, ale zawżdy dorządów zdatniejszy niźli Kazimierz, jeno na księgachchowany a macierzy uległy, która by tu niemiecki ładzaprowadzić rada z niemiecką pomocą. Nienajrzy * jejprosty naród wraz z jej włodarzami i kapłanami.
— Tedy wygnać Rychezę, nie będzie jej rządów,sam zasię Kazimierz o właść upominać się nie bę-dzie — powiedział Dobiesław, ale Skarbek odparł:
— Rozważaliśmy to. O właść się nie upomni, aleo uczynioną macierzy ujmę. A nie braknie takich, któ-rzy ze strachu przed Bolkiem potukać2 go (będą prze-ciw niemu.
— Tedy wygnać i jego — popędliwie rzekł Dobie-sław — nie będzie kogo potukać. A ostawić Rychezę,to wojna domowa lub gorzej, choćby trucizną zechceBolka usunąć. Pono już raz zbirów na niego nasłała,jeno obrotniejszy był od nich.
— Jeno podeźrzenie było — odparł Skarbek — topewne natomiast, że go nienajrzy, a on wzajem i ła-cniej by ogień z wodą pogodzić.
— Tedy na co czekać? Lepiej, by Rychezy tu niebyło, zanim zjedzie Bolko, boby się bez krwie nie obe-szło. Jak go znamy, skory do ubijstwa, a nawet rodzi-cowi nie zwykł był ustępować.
— Możeś i praw — powiedział Skarbek w zamy-śleniu. — Tedy bez zwłoki działać trzeba, bo przy-jazdu Bolka każdego czasu można się spodziewać. Jenozali Rycheza ustąpi, bo bojaźna nie jest ani nieprze-zorna, Bolko zasię nie zwykł się liczyć z siłami...
1 nienajrzy — nienawidzi
2 potukać — judzić, podżegać
12
— Tedy ostań tu — przerwał Dobiesław — i gdybyBolko zjechał, zatrzymaj go pod jakim pozorem, jazasię pojadę do Poznania. Moja głowa w tym, by Ry-cheza na Bolka nie czekała.
— Masz jechać, to iście zaraz. Tedy pódźmy spo-cząć, ja z drogi, ty zasię przed drogą.
Skarbek istotnie zdrożony był, i układłszy się pó-źno na spoczynek zaspał do dobrego dnia. Obudziwszysię nie zastał już ni Michała, ni Dobiesława, nie wątpiłjednak, że przed wyjazdem musieli się porozumieć. Odwłodarza dowiedział się, że Dobek zabrał z sobą orszak,na ile mu koni starczyło, jakby liczył się z walką.Z niespokojną ciekawością Skarbek czekał na wieści,sam tymczasem skazany na bezczynność, nieznośnąprzy jego usposobieniu, tym bardziej że znając Rychezęprzeczuwał, iż królowa nie zasypia sprawy.
Istotnie, wiedząc, że na razie na pomoc cesarza czypogranicznych margrafów liczyć nie może, Rychezanatychmiast po pogrzebie Mieszka zwołała na ZieloneŚwiątki zjazd kościelnych i świeckich dostojników orazstarszyzny rodów. Chytra niewiasta nie wątpiła, żestaną tylko dawni stronnicy Mieszkowych braci,a w obawie przed zemstą Bolka, którą im jawnie za-powiedział, ogłoszą Kazimierza następcą, przeciągającna jego stronę wahających się, a zarazem w gromadziestanowiąc siłę, którą będzie mogła przeciwstawić Bol-kowi, zanim sama zdoła zaciągnąć najemników, roz-puszczonych po zabójstwie Ottona i klęsce zadanej imprzez Bolka i Michała Awdańca.
I ona nie wątpiła, że Bolko, gdziekolwiek by był,musiał już otrzymać wieść o śmierci ojca i spieszyć...
martablanka9