Gombrowicz-Kupić by cię mądrości za drogie pieniądze!.pdf

(130 KB) Pobierz
"Kupić by cię mądrości za drogie pieniądze
"Kupić by cię mądrości za drogie pieniądze!". Czy myśli
renesansowego poety mógłbyś nadać wymiar współczesny.
- Cóż za tandeta, chała, bzdury, kretynizmy jakieś złamanego grosza nie
warte ! Toż to nigdy nie powinno opuścić najgłębszych, najdalszych i
najciemniejszych otchłani szuflady. Banialuki i świńska kicha a nie powieść ! -
ileż to razy Drogi Czytelniku spotkało Cię tak wrzeszczeć, kłaki z głowy rwać
czytając jakieś bohomazy (mogło Ci się nie zdarzyć jeśliś matoł i literatury w
każdej formie odmawiasz jak narkotyku), wypociny pseudo-literatów, których
teraz wszędzie na pęczki, a księgarniane półki aż trzeszczą (z bólu, zgryzoty i
drewniano-zwierzęcej wściekłości chyba) pod naporem książek (ha! to już raczej
zwać je trzeba pół-książkami) tak beznadziejnych i głupich, że tylko włosy drzeć
(jeśli jeszcze gdzieś owe Ci, Drogi Czytelniku, się ostały, o co może być trudno
jeśli czytasz wiele ) i jak szewc skląć wszystkich od prawa do lewa i z góry na
dół, a nawet po ukosie.
Nieraz wydaje mi się, że literatura jest jak podróż galeonem (dla tych co
mają fundusze by kupować knigi w skórzanej oprawie, którą z przepychem zdobi
pozłacana czcionka), brygiem ( dla tych co zadowolą się wydaniem w
przyzwoitej, twardej okładce) lub tratwą vel. łódeczką (choć na pokładzie obydwu
czasu na czytanie wiele nie ma , trzeba przecież wiosłami machać; ale jeśli już
się znajdzie odrobina to pasażer do rąk bierze marnie wydaną książeczkę w
miękkiej, często nie lakierowanej nawet, okładeczce) przez nieprzebyte,
nieokiełzane, nie odkryte oceany.
1
 
Książki są jak wyspy, do których, od czasu do czasu, przycumować trzeba.
Wyspy te książkowe są oazą spragnionych wiedzy, przeżyć, przygód,
najwspanialszą z rzeczy jakie mogą spotkać człowieka po wielodniowym (lub
miesięcznym i dłuższym nieraz) rejsie, chwilą odpoczynku, odskocznią i
znachorem co uleczy zmęczone od monotonii oceanicznej toni oczy, ukoi ból
rozłąki z najbliższymi etc . Książkowe wyspy dziewicze, z których każda to inna
przygoda, inne wyzwanie, nowe informacje. Raz Azjatki. Drugi zaś białe jak farba
Jedynka niewiasty. A na innej wyspie kuszą już mulatki, Metyski, wdowy, panny i
dewotki kosookie, lecz nigdy zezowate. (Piszę o tych kobietach rożnej maści
dlatego, że wydaje mi się, że marynarzy na wyspach bardziej to interesuje niż
"Lolita" V. Nabokova, czy "Iwona, księżniczka Burgunda" W. Gombrowicza ) Tak
to przepięknie bywa w rejsie, podczas którego w ręku dzierżymy bagaż z
bielizną, czymś od wiatru i deszczu, butami na zmianę a przede wszystkim
zaopatrzeni w dobrą literaturę. Żyć nie umierać. Raj na Ziemi. I codziennie każde
indywiduum, które w taką podróż się wybierze (jeszcze raz zaznaczę: TYLKO Z
DOBRĄ LITERATURĄ !) jest Kolumbem. Co dzień okrywa swoją Amerykę.
Biada ci wędrowcze jeśliś w tak daleką podróż wziął pół-książki tych
pseudo- literatów. Zaopatrzony w ten tak niezmiernie ciążący (na umyśle i
samopoczuciu zwłaszcza) balast, jeśli nie pójdziesz na dno w pierwszym
tygodniu tej beautifull journey, to już możesz się czuć jak pasażer Titanica lub
Heweliusza (jeśli czytasz polskie gnioty). Cóż ci wtedy z tych wysp dziewiczym,
cywilizacją, smrodem i brudem nie zatrutych, które dla ciebie będą tylko
kawałkiem lądu, całkowicie nie pasującym do ogromu oceanu. Każda z wysp,
wysepek, nawet najmniejszy cypelek będzie wyspą, wysepką, najmniejszym
2
 
cypelkiem bezsensu, nonsensu i głupoty. Choroba morska zniszczy ci żołądek,
głupota pół-książek wywrze nieodwracalne zmiany w mózgu, i jeśli nawet
powrócisz z tej podróży cały to już nigdy nie przycumujesz do portu normalności,
bo głupotę może posiąść każdy, ale jest ona jak czyrak, jak wągier, por zatkany
ohydnym łojem, lejącym się trudnym do zatamowania strumieniem. Wycięty goi
się długo, czasami zbyt długo... (bywa, że osobnik z beznadziejnym
przypadkiem nawet głupio umiera)
Sienkiewicz ku pokrzepieniu serc pisał, ja piszę tą pracę ku przestrodze.
Ku przestrodze przed pseudo-literatami, których pół-książek czytanie większą
stratą czasu jest niźli oglądanie przygłupów z Big Brother , a może nawet i tych z
Baru .A więc czas zacząć, chociaż skończyć będę chciał jak najszybciej, bo w
przeciwieństwie do wielu znanych mi osób w błocie babrać się nie lubię...
Zacznę od pozycji (książkowej rzecz jasna) stworzonej dla pasażerów
łódek vel. tratw, czyli literatury lekkiej, której waga nie przekracza wagi właściwej
pantofelka czy eugleny zielonej. (chociaż jeśli idzie o obciążenie umysłowe to
jest ona zabójcza) " Beverly Hills, 90210 " autorstwa Mela Gildena (ja bym się bał
podpisać), okładka pół-twarda, lakierowana (po roku lakier zaczyna odpadać i
łuszczyć się), cena nieznana, wydawnictwo Egmont Polska to typowa pół-
książka dla młodzieży, którą warto by przeczytać tylko po to by (z wrzaskiem
okropnym) stwierdzić, jak bardzo nie było warto. Cały cykl " Beverly Hills, 90210 "
to "żenadna" pozycja (niezbędna) dla fanów telewizyjnego sitcomu o tej samej
nazwie. Pół (Ćwierć może nawet)-książka ta opowiada o perypetiach grupki
bogatej młodzieży z Kalifornii, których jedynym kłopotem jest to, iż Dylan McKey
nie kocha już Kelly lecz siostrę swego najlepszego przyjaciela Brandona
3
 
Walsha, który ma problemy z narkotykami, po tym jak dała mu kosza Andrea
Zuckerman i niezwłocznie zaszła w ciążę z Jimem, przyjacielem Brandona z
podstawówki, gdzie obaj kochali się w Kelli i ona im tego nie może przebaczyć...
Może nie byłoby tak całkiem najgorzej o ile byłby to mój jedyny zarzut. Lecz...
Książka ta to doskonałe narzędzie "odmóżdżające" dla młodej dziatwy, od
pierwszej strony atakujące (tak słabe i niedojrzałe jeszcze, a przede wszystkim
nie zaszczepione przeciwko głupocie) dzieci nasze "wyrafinowanymi" dialogami
w stylu: "- Dlaczego w przypadku Brandona (Brandon ma 16 lat) upewniłeś się
tylko, czy ma pojęcie o sposobach zapobiegania ciąży, a wobec mnie wchodzi w
grę cały system wartości? Ojciec wzruszył ramionami. Gest ten upewnił ją, że
strzał był celny. Kryzys minął (tatuś nie pozwalał wychodzić córce bo bał się o
nią i jej relacje i z innymi piętnastolatkami, zwłaszcza płci przeciwnej. Czyli tak
dla jasności: z chłopcami) - W przypadku dziewczyn jest inaczej - wyjaśnił. - I nic
na to nie można poradzić. Musisz wiedzieć, z kim masz do czynienia. (och!
panie Walsh przemawia przez pana całkowicie szowinistyczna, męska świnia.
Czy młody czytelnik, czyli taki do którego jest ta książka adresowana, ma
zrozumieć to tak: Brandon jest chłopcem więc może już zarywać panienki, wtedy
będzie playboyem, a koledzy taty będą mu mówić, że ma syna casanovę, łasego
przez cały boży dzień a najedzonego do syta z rana. Tato pnie się w takim
przypadku wyżej w hierarchii, rankingu ojców pt. " Kto ma najbardziej
przystojnego syna". Jeśli zaś córka pana Walsha "odda" się ,potocznie mówiąc,
byle komu, to już w miasto pójdzie fama, że tatuś Walsh kobietkę lekkich
obyczajów w domu chowa. Hmm... niezwykle moralizujące podejście) - Czego
4
 
ode mnie oczekujesz? Że zaczekam z tym do ślubu ? (pewnie i tak już niedługo,
bo Brenda ma już piętnaście wiosen - w Ameryce, a zwłaszcza w Beverly Hills to
już bardzo dużo) Ojciec wyglądał na tak przybitego, że Brendzie zrobiło się go
żal. Padł ofiarą jednej ze staromodnych zasad moralnych klasy średniej.
Boże przenajświętszy ! Middle class zabójcą wolności czytelniczek cyklu
" Beverly Hills". Wprowadźmy do naszego kraju, (gdzie na krucyfiks, ptaka i dwa
kolory każdy się klnie, że jest katolikiem i to praktykującym) sposób bycia
amerykańskiej młodzieży. Drogie dzieci, które nie skończyły jeszcze
siedemnastego roku życia,(jako, że kraj nasz nad wyraz jest religijny, zwiększam
wiek dla inicjacji seksualnej o jeden) przeczytajcie "Beverly Hills", kupcie litr
dobrego wina za "piątaka" i rozmnażajcie się w pokoju. Viva Mel Gilden ! Viva
" Beverly Hills, 90210 " - największa (najniebezpieczniejsza) pół-książka dla
młodzieży ! (która niewątpliwie po jej lekturze także stanie się pół-młodzieżą) I to
nic, że "defloracja" myli się wam z "destylacją"; poprowadzi was " Beverly Hills " !
Drugą szmirą na której opis stracę odrobinę cennego czasu będzie pół-
książka pod tytułem " Harry Potter i kamień filozoficzny " Joanne K. Rowling, w
twardej okładce, nie lakierowanej, z bardzo mizernym rysunkiem, wydawnictwo
Media Rodzina , a cena... no cóż 25 złotych. Pół-książka ta wywołała niemałe
zamieszanie na rynku wydawniczym, z miejsca stała się bestsellerem, a na
ulicach zaroiło się od brzdąców udających głównego bohatera - małego
czarodzieja - Harrego Pottera. Już niewiele brakuje, żeby "maluczcy" miłośnicy
"bublowatego czarodzieja" brali miotłę i skakali z okien (niech Bóg da, żeby to
był parter) z okrzykiem "Abra kadabra !". Fabuła jest, delikatnie mówiąc, nie
najwyższych lotów (oby tylko dzieciaki nie chciały podwyższać lotów ich
5
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin