Meyer Stephenie - Piekło na ziemi.pdf

(165 KB) Pobierz
223091645 UNPDF
Stephenie Meyer
Piekło na ziemi
Gabe patrzył na parkiet, marszcząc brwi. Nie bardzo
wiedział, dlaczego zaprosił Celeste na bal maturalny. To, że
się zgodziła, było kolejną tajemnicą. Teraz rozumiał jeszcze
mniej, gdy patrzył, jak Celeste ściska za szyję Heatha
McKenziego tak mocno, że chłopak musiał mieć problemy
z oddychaniem. Ich ciała zlały się w jedność; kołysali się
we własnym rytmie, nie zważając na tempo muzyki
dudniącej w sali. Dłonie Heatha błądziły bezwstydnie po
połyskującej białej sukni Celeste.
– Masz pecha.
Gabe odwrócił się od widowiska, które zafundowała
wszystkim jego partnerka, i spojrzał na przyjaciela.
– Cześć, Bry. Dobrze się bawisz?
– Lepiej niż ty, stary, lepiej niż ty – odparł Bryan,
szczerząc zęby. Uniósł kubek wypełniony zjadliwie
zielonym ponczem, jak do toastu.
Gabe stuknął butelką wody w kubek kumpla i westchnął.
– Nie miałem pojęcia, że Celeste leci na Heatha. To jakiś
jej były czy co?
Bryan wypił łyk podejrzanego drinka, skrzywił się i
pokręcił głową.
– O ile wiem, to nie. Nie widziałem nawet, żeby
wcześniej w ogóle ze sobą rozmawiali.
Obaj popatrzyli na Celeste, bardzo zajętą całowaniem się
z Heathem.
– Hm – mruknął Gabe.
– To pewnie przez ten poncz – powiedział Bryan,
próbując go pocieszyć. – Nie wiem, ile to diabelstwo ma
procentów, ale... Ona nawet nie kojarzy, że to nie ty.
Napił się i znów zrobił minę.
– To dlaczego to pijesz? – zdziwił się Gabe.
Bryan wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Może po paru głębszych ta muza nie będzie
tak beznadziejna?
Gabe przytaknął skinieniem głowy.
– Moje uszy dłużej tego nie zniosą. Trzeba było zabrać
iPoda.
– Ciekawe gdzie jest Clara. Czy istnieje jakiś przepis,
który każe dziewczynom spędzać tyle czasu w łazience
podczas każdej imprezy?
– Tak. I surowe kary dla tych, które nie wyrobią normy.
Bryan zaśmiał się, ale zaraz spoważniał. Przez chwilę
bawił się muszką.
– A tak wracając do Clary... – zaczął.
– Nie musisz nic mówić – zapewnił go Gabe. – To
niesamowita dziewczyna. I jesteście dla siebie stworzeni,
byłbym ślepy, gdybym tego nie zauważył.
– Naprawdę ci to nie przeszkadza?
– Przecież sam cię namówiłem, żebyś ją zaprosił na bal,
nie?
– Tak. Sir Galahad ma na koncie kolejną parę. Ale serio,
stary, czy ty w ogóle myślisz o sobie?
– Jasne, o każdej porze dnia. A co do Clary... lepiej, żeby
się dobrze bawiła, bo inaczej złamię ci nos. – Gabe
uśmiechnął się szeroko – Ciągle jest moją przyjaciółką. Nie
myśl, że do niej nie zadzwonię i cię nie sprawdzę.
Bryan przewrócił oczami, ale nagle ścisnęło go w gardle.
Gdyby Gabe Christensen chciał mu złamać nos, nie miałby
z tym najmniejszego problemu. Nie obchodziło go, że
zszarga sobie opinię lub posiniaczy pięści, jeśli uważał, że
komuś dzieje się krzywda.
– Będę dbał o Clarę – powiedział Bryan, niezbyt
zachwycony, że zabrzmiało to jak przyrzeczenie. W
przenikliwym spojrzeniu Gabe'a było coś, co sprawiało, że
człowiek właśnie tak się czuł. Chciał wypaść zawsze jak
najlepiej. Czasami było to irytujące. Krzywiąc się, Bryan
podlał resztką ponczu uschnięty mech w donicy ze
sztucznym fikusem. – Jeśli w końcu wyjdzie z łazienki.
– Tak trzymaj, stary – rzucił z aprobatą przyjaciel, ale
jego uśmiech był raczej kwaśny.
Celeste i Heath zniknęli w tłumie.
Gabe nie bardzo wiedział, co powinno się zrobić, kiedy
zostało się porzuconym na balu maturalnym. Jak miał
dopilnować, żeby bezpiecznie dotarta do domu? A może
teraz to zadanie Heatha?
Znów zadał sobie pytanie, dlaczego w ogóle zaprosił
Celeste na tę zabawę.
Była bardzo ładna. Mogła nawet startować w konkursach
piękności. Doskonałe jasne włosy, gęste i puszyste; szeroko
rozstawione brązowe oczy i pełne usta, zawsze
pomalowane na delikatny odcień różu. Zresztą nie tylko jej
wargi były kuszące. Niemal go zamroczyło, kiedy zobaczył
ją w tej cienkiej obcisłej sukience, w którą się dziś ubrała.
Ale to nie uroda sprawiła, że ją zauważył. To było coś
zupełnie innego.
Gabe nigdy, przenigdy by się do tego nie przyznał. Ale
prawda była taka, że od czasu do czasu ogarniało go dziwne
przeczucie, że ktoś potrzebuje pomocy. Potrzebuje jego. I
właśnie to niewyjaśnione wrażenie przyciągnęło go do
Celeste. Czuł, że pod tym nienagannym makijażem kryła
się zwykła zakompleksiona dziewczyna.
Idiotyczne. I kompletnie bez sensu. W tej chwili Celeste
na pewno nie chciała, by Gabe jej pomagał.
Znów rozejrzał się po sali, ale nie dostrzegł w tłumie jej
jasnych włosów. Westchnął.
– Cześć, Bry, tęskniłeś za mną? – Clara, z szopą
ciemnych kręconych włosów błyszczących od brokatu,
oderwała się od grupki dziewczyn i dołączyła do
chłopaków pod ścianą. Reszta stadka się rozproszyła. –
Cześć, Gabe. A gdzie Celeste? Bryan otoczył ją ramieniem.
– Myślałem, że sobie poszłaś. Chyba będę musiał
odwołać gorącą randkę z...
Łokieć Clary trafił go w splot słoneczny.
– ... panią Finkle – wysapał Bryan, wskazując
wicedyrektorkę. Kobieta spoglądała groźnie z kąta sali
najbardziej oddalonego od głośników – Mieliśmy pisać
przy świecach wezwania dla rodziców.
– Oj, nie chciałabym, żebyś stracił taką okazję! Chyba
widziałam trenera Laudera przy stole z ciastkami. Może
podciągnie się dla mnie kilka razy na drążku.
– A może po prostu zatańczymy – zaproponował Bryan.
– Jasne, to też jakiś pomysł.
Ze śmiechem przepychali się na parkiet; ręka Bryana
objęta talię Clary.
Gabe odetchnął. Dobrze, że Clara nie czekała na
odpowiedź. Zresztą sam jej nie znał.
– Hej! Gdzie podziałeś Celeste?
Gabe skrzywił się i odwrócił, słysząc głos Logana.
Chłopak chwilowo był solo. Może jego dziewczyna
również zaszyta się z koleżankami w toalecie.
– Nie mam pojęcia – przyznał Gabe. – Widziałeś ją
może?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin