J.I. Kraszewski KRÓL W NIEŚWIEŻU.pdf

(1694 KB) Pobierz
248311957 UNPDF
DZIEŁA
J. I. KRASZEWSKIEGO
^
POWIEŚCI HISTORYCZNE
Redaguje Komitet
pod przewodnictwem
prof. dra JULIANA KRZYŻANOWSKIEGO
CZASY STANISŁAWOWSKIE
^
LUDOWA SPÓŁDZIELNIA WYDAWNICZA
W
1962
j$
ARSZAWA
lliilillUMi"
7III«MIIIII
'II
Tfar TrtuJWimiM.ńłtitili
-,-. , •
JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI
OPOWIADANIA Z ŻYCIA KAROLA RADZIWIłJtA, „MNIE KOCHANKU 1
Z portretem autooa\ 21 ilustrałfemi
(^
LUDOWA SPÓŁDZIELNIA WYDAWNICZA
WARSZAWA
1962
248311957.001.png 248311957.002.png 248311957.003.png 248311957.004.png
Wiele napisano i wiele się jeszcze pisać będzie o nieświeskich
czasach, za rządów ordynacji śp. księcia Karola Radziwiłła „Pa­
nie Kochanku" 1 , dopóki ludzi stanie, którzy jego i żywot ów, ja­
kiego już dziś śladu nie zostało, oglądali. Przecież śmiało to po­
wiedzieć można, iżby i na wołowej skórze wszystkich wspomnień
radziwiłłowskich nie spisał. Było na co patrzeć i czemu się dzi­
wować, gdy moc a potęga szła z fantazją w parze; więc też do­
kazywały obie takich spraw a rzeczy, o jakie gdzie indziej trudno.
Świat przejechać, a podobnych nie ujrzeć. I powiedzieć można,
iż wszystko, co się o tych czasach, ludziach i rzeczach prawi, nie
tylko przesadnym nie jest, ale dużo do prawdy nie doszło. Wiele
osobliwszych przygód dlatego już dziś powtarzać trudno, żeby
im nikt wierzyć nie chciał. Czas i ludzie byli cale inne, czyny
też, których my celu nie rozumiemy; a często jedynym bywało
tylko pokazanie światu, iż niemożliwe możnemu panu jest mo-
żebnym.
Historii takich siła, ja, co to piszę, pamiętam, ale nie myślę się
o opowiadanie ich kusić; byłyć tam inne, na pozór proste sobie
i pospolite sprawy, z aglomeracji ludzi osobliwszych wynikające,
które niemniej zajmować mogły umysły poważniejsze, a naturę
człowieczą obserwować lubiące. Dwór ks. Karola, jak jego wło­
ści i panowanie, jak bogactwa, był ogromny. Po większej części
składał się on ze szlachty, z familiantów, których policzywszy
rodziny, okazało się, iż niemal osobny mały światek stanowił
i jakby kraj udzielny. Żyło to mnóstwo w samym Nieświeżu 2 ,
po dobrach i miasteczkach książęcych, ba, w zamku i około osoby
księcia jegomości. Doliczywszy do dworu oficjalistów, posesorów,
wojskowe komendy, ekonomów, starych rodziny klientów, du­
chowieństwo, ubogich krewniaków z dziesiątej wody po kisielu —
na tysiące szła liczba. Nie brakło też i tak zwanych rezydentów
- 7 -
różnego kalibru, którzy się z łaski książęcej, przy stole, na jur-
gielcie i podarkach utrzymywali, nie robiąc nic, tylko pana Boga
i dobrodzieja chwaląc. Juzem to ja nigdy ludzi, co się puszczają
na ów chleb prożniaczy, nie lubił. Kalectwo i starość poniekąd
wymawiają takich pasożytów, inaczej to już nieciekawej natury
oznaka, gdy kto niezapracowany chleb łaskawy zjada. Takich
darmożyjów w samym Nieświeżu było podostatkiem, bo książę,
obyczajem rodziny i dla zachowania w narodzie miłości i popu­
larności, łatwo przyjmował, ugaszczał i zatrzymywał.
Służyłem ja podówczas w regimencie księcia, a staliśmy ciągle
prawie załogą w Nieświeżu i przy dworze się kręcili. Nie było tak
dalece co i robić, bo choć czasem egzercerunek w polu sprawia­
liśmy i dla dostojnych gości przyszło wystąpić, to potem tygo­
dniami, ba miesiącami czasu dosyć zostawało grać w mariasza
i ziewać. Książę, zwłaszcza w późniejszym wieku, fantazją miał
wielce zmienną, rzadziej wesołą, częściej chmurną, a choć przy
obcych rad był okazywać humor pański, widział to każdy bliższy,
iż szczęśliwym się nie czuł. Zabawiać go też starali się wszy­
scy 3 e g° dworacy, przyjaciele i cokolwiek nas byk> koło
niego.
Roiło się ludu, dzień też nie przeszedł, żeby kto obcy nie przy­
był, posłaniec, szlachcic z prośbą, gość, klient, kwestarz 3 , arty­
sta, wirtuoz lub kupiec. Osobliwie ci, co za groszem gonili po
świecie, ciągnęli tu jak w dym, bo słynął książę z bogactwa nie
daremnie, a gdy radziwiłłowską dumę kto zażyć umiał, sypnął
niemal po królewsku. Używano wspaniałości i nadużywano.
Wieszało się więc koło naszego dworu mnóstwo przybłędów. Nie­
których z nich pozbyć się było trudno, a wielu, gdy raz książę
Karol przyjął i prosił, by zostali, zasiadali na całe lata, jedli, pili
i żywili się odrobinami, a gospodarzowi z twarzy ich nazwać by­
ło trudno.
Raz pamiętam, po obiedzie, dzień był gorący i powietrze par­
ne, towarzystwo całe, od stołu wstawszy, udało się za księciem
do ogrodu. Była w nim altana grabowa, ogromna, dobrze utrzy­
mywana, gęsta, cienista, a mogąca bodaj paręset osób pomieścić.
Książę w niej spoczywać lubił, bo i słońca nie przepuszczała
i gdyby pokropiło, niełacno deszcz zmoczył, tak gęsto splecione
miała gałęzie. W pośrodku niej stół kamienny, okrągły, dokoła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin