Heartbreak and Harvard 10.doc

(41 KB) Pobierz
Rozdział X

Rozdział X

Tłumaczenie: Penelopee

Beta: ilciak

 

Naciągnęłam koc na głowę, kiedy usłyszałam, że Edward wychodzi z łazienki przebrany już do spania.

- Bells, dlaczego się przede mną chowasz?  - Zapytał

-Nie ukrywam się. – Odpowiedziałam, nie zmieniając pozycji.

- Czyżby? To dlaczego w takim razie masz naciągnięty koc na głowę? – Usłyszałam jak pyta, kiedy siadał koło mnie. Westchnęłam i ściągnęłam go się na tyle, by odsłonić oczy.

- Daj spokój. Tylko tyle? – Powiedział. Westchnęłam i ściągnęłam cały. – Tak jest o wiele lepiej. A teraz powiedz mi, co się dzieje? – Zapytał, wsuwając się pod kołdrę.

- Nic takiego

- Zabawne, nie wierzę ci.  Powiedział przekręcając się na bok i podpierając głowę na ramieniu.
- Cóż, nikt nie powiedział, że musisz. – Powiedziałam może zbyt ostro niż chciałam.
- Bells, chciałbym żebyś się przede mną otworzyła i powiedziała, co tak naprawdę ciebie gryzie.
Akurat, pozwól mi się uzewnętrznić i powiedzieć sobie jak zakochałam się w tobie w ciągu tych ostatnich trzech i pół miesiąca, a wtedy na pewno wszystko dobrze się skończy, pomyślałam.  Byłam cicho przez chwilę i postanowiłam, że połowa prawdy powinna na razie wystarczyć.
- Jestem taka zagubiona. – Powiedziałam. – Nie wiem co powinnam postanowić w związku             z Jamsem, nie wiem jak mam zrozumieć dzisiejszy dzień, a najbardziej boję się ponownego zranienia.
- Cóż, jeśli chodzi o tego dzisiejszego gościa to nie ulega wątpliwości, że jest kompletnym dupkiem. Poważnie, nie wiem za kogo on się uważa, ale gdyby nie Jasper to skopałbym mu dupę.  Sądziłem, że będziemy się dobrze bawić, kiedy przybiegła Alice i powiedziała, co się dzieje.
- Dziękuję ci, doceniam to, co zrobiłeś dzisiaj z Jasperem. Mam nadzieję, że zdajesz sobie             z tego sprawę.

Edward nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się i kontynuował.

- Jeśli zaś chodzi o Jamesa to uważam, że powinnaś go sobie odpuścić. Nie powinien na ciebie tak naciskać, to było zupełnie niewłaściwe i nie zachował się jak dżentelmen. – Powiedział, po czym zatrzymał się i westchnął. – I to jak ciebie rani, znam twojego chłopaka i szczerze mówiąc nie przepadam za nim szczególnie, co jest zresztą odwzajemnione.  Wiem, że nie jestem w stanie przeprosić ciebie wystarczająco mocno za to, co tobie zrobiłem, wiem, że nie wynagrodzę tego tobie, ale to nie oznacza, że nie będę się starał – powiedział.

- Ja po prostu boję się znowu do ciebie zbliżyć – powiedziałam cicho.

- Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego jestem gotów zrobić wszystko, co w mojej mocy. – Powiedział Edward. – Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem w ciągu tych pięciu lat, za każdym razem, gdy coś się stało, zawsze myślałem „oh, muszę o tym opowiedzieć Bells” zajęło mi dobre półtora roku zanim zdałem sobie sprawę, że nie mogę już do ciebie ze wszystkim przybiegnąć. Nigdy tak naprawdę nie chciałem cię zranić i chcę żebyś wiedziała, że zawsze byłem w pogotowiu, jeśli byś mnie potrzebowała. Ale na szczęście nigdy nie było takiej potrzeby, aż do teraz. Nie sądzę, żebym był kiedyś w stanie odwdzięczyć się wystarczająco moim i twoim rodzicom za to, że dzięki nim jesteśmy w takiej sytuacji, że jesteśmy zmuszeni mieszkać razem. To przywróciło mi ciebie do mojego życia, chociaż nie sądziłem, że jeszcze tego doświadczę. Moje życie bez ciebie nie byłoby kompletne, jesteś moją najlepszą przyjaciółka, zawsze nią byłaś i nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie.

To nie było do końca to, co chciałam usłyszeć, wciąż nie udzielił mi odpowiedzi na pytanie, które nie daje mi spokoju od pięciu lat, dlaczego? Dlaczego w takim razie pozwolił powiedzieć jej te wszystkie okropne rzeczy? Dlaczego nie stanął w mojej obronie? Dlaczego udawał jakby to nie miało mnie zaboleć? Pytania, na które chciałam poznać odpowiedź,                 a jednocześnie bałam się je zadać. Odsunęłam te myśli na bok, w zamian to uśmiechnęłam się tuż przed powiedzeniem.

- Nie chcę doświadczyć nigdy więcej już dni, których nie jesteś częścią. – I to była prawda, czy w roli najlepszego przyjaciela czy chłopaka. W tym momencie jedyną rzeczą, która miała znaczenie było to, że chodziło o Edwarda. Uśmiechnął się i pochylił się, by pocałować mnie w czoło. 

- Dobrze, Bells. Myślę, że powinniśmy się teraz przespać, będziemy mieć jutro dużo czasu na rozmowy.

- Branoc Edward - powiedziałam przekręcając poduszkę i gasząc światło.

- Dobranoc Bells

Leżałam w łóżku przez około czterdzieści minut, nim zdałam sobie sprawę, że sen tak szybko nie nadejdzie. Nie było możliwości, żebym zasnęła, kiedy obok mnie leżał mężczyzna, którego kochałam. Nasza rozmowa nie przebiegła tak jakbym chciała, ale zdecydowałam, że te małe kroczki były lepsze dla mnie i Edwarda. Powinniśmy się wpierw przyzwyczaić do bycia Edwardem i Bellą, parą najlepszych przyjaciół nim dojdziemy do Edwarda i Belli jako pary. Zdawałam sobie jednak sprawę, że pomiędzy tymi rolami jest tylko cienka linia, którą łatwo przekroczyć na co dzień świadomie bądź nie. Jak teraz na przykład, byłam tak blisko niego, że mogłam usłyszeć jego równomierny oddech podczas snu, było to jak muzyka dla moich uszu. Był tak blisko, ze wystarczył jeden „zły” lub „przypadkowy” ruch w trakcie snu, bym obudziła się rano w jego ramionach. Wreszcie po upływie półtorej godziny                          i wpatrywania się w sufit, starając się uspokoić moje nerwy udało mi się w końcu zasnąć, śniąc o Edwardzie.

Promienie słońca otulały moja twarz, kiedy obudziłam się następnego ranka. Jęknęłam                       i naciągnęłam koc w około mnie starając się ukryć przez chłodem listopadowych dni. Nie mogłam nic poradzić na uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy, kiedy poczułam ramiona Edwarda w około mnie, naciągając koc tak by okrył nas oboje.

- Dzień dobry – szepnął. Uśmiechnęłam się, wtulona w jego klatkę piersiową. Zdecydowanie mogłabym się przyzwyczaić do takich pobudek.

- Dzień dobry – odpowiedziałam

- Jak spałaś?

- Lepiej niż się spodziewałam.

- Naprawdę? – Zapytał. – Sądziłem, że dość szybko zasnęłaś.

- Oh, cóż cieszę się, że nie cię nie obudziłam. Udało mi się zasnąć dopiero po półtorej godzinie leżenia, ostatni raz jak patrzyłam na zegarek była druga trzydzieści.

- Wow, było bliżej trzeciej nim udało mi się również zasnąć. – Powiedział Edward.

- Ha, sądziłam, że już dawno śpisz. – Powiedziałam śmiejąc się.

- Wygląda na to, że musimy na nowo nauczyć się siebie, wcześniej to by się nie wydarzyło. – Powiedział Edward ze swoi krzywym uśmieszkiem. Byłam prawie wdzięczna, że Edward nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie spałam wczoraj. Bałam się, w jakim kierunku podążyłaby nasza konwersacja gdybyśmy ją kontynuowali.

- Powinniśmy najprawdopodobniej wstać, nim Alice tutaj wpadnie i zacznie po nas skakać. – Odpowiedziałam jedynie skinieniem głowy, po czym starałam się usiąść wyplątując się z jego ramion. – Dobrze, kłamałem. Mamy jeszcze z jeszcze pięć minut. – Powiedział ciągnąc mnie z powrotem do siebie.

- Dobrze, jeszcze pięć minut. To wszystko. – Starając się przekonać jego i siebie równocześnie.
- Obiecuję.

Jednak niecałą minutę później, Alice cała w podskokach i wciąż w swojej pidżamie, pojawiła się w pokoju oznajmiając nam, że pora wstawać.

- Nie, ukryj mnie. – Powiedziałam, naciągając koc na głowę i wtulając twarz w klatkę piersiową chłopaka.

- Daj spokój Bells, będziemy się świetnie bawić. – Usłyszałam Alice

- To samo powiedziałaś wczoraj, a omal nie zostałam z molestowana. – Odpowiedziałam.

- A co jeśli obiecam, że będziesz mogła wziąć swojego ochroniarza?

- A czy będę mogła go zatrzymać? – Zapytałam ją.

Ale to nie Alice odpowiedziała mi na to pytanie tylko Edward.

- Na zawsze – powiedział, tuląc mnie mocniej.

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin