Stanis�aw My�liborski-Wo�omski Genera� Marian Langiewicz 1827 - 1887 Wydawnictwo MON, W-wa 1971 Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski W s�u�bie niepodleg�o�ci Monotonny stukot k� poci�gu Kr�lewskich Kolei Wschodnich, zmierzaj�cego do Berlina przez Krzy� w kierunku Bydgoszczy, przerywa� co pewien czas, na kr�tk� zreszt� chwil�, post�j na kolejnych stacyjkach, gdzie wysiada�y niewielkie grupki podr�nych i wsiadali nowi pasa�erowie. Parow�z sapi�c i sypi�c iskrami z dymi�cego komina ci�gn�� za sob� rz�d wagon�w skrajem nadnoteckich ��k i las�w Krajny, okrytych w�a�nie styczniowym �niegiem skrz�cym si� w promieniach s�o�ca. W jednym z przedzia��w wagonu trzeciej klasy, tu� przy oknie, siedzia� kr�py, �redniego wzrostu m�czyzna w okularach, kt�ry z widoczn� ciekawo�ci� i zainteresowaniem wpatrywa� si� przez nie zamarzni�ty fragment szyby w �nie�n� przestrze�. Od czasu do czasu g�o�niejsze rozmowy w wagonie odrywa�y uwag� naszego podr�nego od krajobrazu. Przys�uchiwa� im si� w milczeniu, ale z wyra�nym zadowoleniem. - Wreszcie tylko polsk� mow� s�ycha� - pomy�la� z rado�ci�. Pocz�wszy od Kostrzyna nad Odr� wy�apywa� z satysfakcj� z panuj�cego gwaru d�wi�ki polskiej mowy; im dalej na wsch�d toczy�y si� ko�a wagon�w, mowy tej przybywa�o. Nasz podr�ny po kr�tkim odpoczynku w Bydgoszczy, rankiem dnia nast�pnego mia� wyruszy� dalej, ku Toruniowi, a st�d zaprz�giem konnym do Ry�ska pod W�brze�nem. Teraz za� cieszy� si�, �e jest ju� w�r�d swoich, na polskiej ziemi, z kt�r� rozsta� si� tak dawno. - Ile to lat min�o? - pr�bowa� sobie przypomnie�. W 1848 roku wyjecha� do Wroc�awia, w 1850 do Pragi, potem do Berlina, zn�w do Wroc�awia i z powrotem do Berlina, a w ko�cu Francja, W�ochy, zn�w Francja, Anglia, Belgia... - B�dzie prawie trzyna�cie. - Szmat czasu. Spora cz�� �ycia - stwierdzi� z zadum�. Teraz wr�ci�, ale rodzinnych stron nie pisane mu by�o odwiedzi�. Krotoszyn le�a� daleko na po�udnie od Noteci, na samym prawie pograniczu Wielkopolski i �l�ska. Tam si� w�a�nie urodzi� dnia 5 sierpnia 1827 roku, jako trzeci z kolei i ostatni syn Eleonory z Kluczewskich i Wojciecha Langiewicza, "lekarza praktycznego". Ojca prawie nie pami�ta�. Jak przez mg��, przypomina sobie jedynie jego du�e w�sy, kt�re lubi� szarpa� ma�ymi r�czkami, i �miech ojca. Ca�� reszt� pozna� z opowiada� matki. - Mia�e� synku zaledwie cztery lata, kiedy los uczyni� ci� sierot� - powiedzia�a kt�rego� wieczoru. - Nieszcz�sna nasza polska dola sprawi�a, �e nadszed� czas, kiedy ojciec musia� rzuci� wszystko i opu�ci� Krotoszyn. Sta�o si� to pod koniec listopada 1830 roku, kiedy w Warszawie wybuch�o powstanie. Rz�d pruski zaniepokojony wydarzeniami w Kongres�wce, obawiaj�c si�, by powstanie nie ogarn�o tak�e ziem polskich zagarni�tych niegdy� przez Prusy, postanowi� wzmocni� szeregi swej armii powo�uj�c rezerwist�w. Ojciec, jako lekarz, podlega� poborowi w pierwszej kolejno�ci. Nie chcia� jednak w�o�y� obcego munduru. Pospieszy� na teren walk powsta�czych, aby tam ofiarowa� swe do�wiadczenie lekarskie w warszawskich lazaretach. W postanowieniu tym nie by� odosobniony. Blisko dwana�cie tysi�cy ochotnik�w z Wielkiego Ksi�stwa Pozna�skiego przekroczy�o w�wczas graniczny kordon rozdzielaj�cy dwa zabory, aby wspiera� swych braci w ich walce o wolno��. Biedaczysko, opuszczaj�c spokojny Krotoszyn i nas wszystkich nie wiedzia�, �e wi�cej tu nie wr�ci. Pad� w czasie walk wrze�niowych o Warszaw� w 1831 roku. Co by�o potem, sam pami�tasz. Pami�ta. Rodzina Langiewicz�w sk�ada�a si� w�wczas z czterech os�b: matki, dw�ch starszych braci - J�zefa Antoniego i Aleksandra - i jego - Mariana Melchiora. Ca�a troska o wychowanie dzieci, kiedy zabrak�o �ywiciela, spad�a na owdowia�� matk�, kt�ra rozporz�dzaj�c drobnymi dochodami z ma�ego, a "deponowanego w s�dzie maj�tku", zmuszona by�a gospodarowa� nimi bardzo oszcz�dnie, aby zaspokoi� najpilniejsze potrzeby zar�wno swoje, jak i syn�w. Podstawow� edukacj� Langiewicz otrzyma� wraz z bra�mi w domu rodzinnym, gdzie pod troskliwym okiem matki wprowadza� ich w arkana abecad�a, tabliczki mno�enia i sztuki pisania prywatny nauczyciel. W sierpniu 1836 roku przekazany zosta� przez rodzicielk� na dalsz� nauk� w szkole powiatowej krotoszy�skiej, kierowanej w�wczas przez "rektora" Mo�skiego. Dziewi�� lat nauki w progimnazjum krotoszy�skim min�o jak z bicza strzeli�. Nadszed� rok 1844, ostatni rok pobytu w szkole. Langiewicz mia� czyste sumienie. Lat sp�dzonych w gimnazjum nie zmarnowa�. Uczy� si� pilnie i z zapa�em. Nic te� dziwnego, �e na �wiadectwach otrzymywanych co roku rektor Mo�ski wystawia� mu najlepsze oceny, co stanowi�o �r�d�o dumy jego matki, a i on sam z tego powodu odczuwa� du�e zadowolenie. Pod jednym wzgl�dem edukacja krotoszy�ska nie spe�ni�a swego zadania. W szkole tej bowiem, jak zreszt� we wszystkich szko�ach zaboru pruskiego, nauka j�zyka polskiego traktowana by�a jako nauka j�zyka obcego. Z tych w�a�nie powod�w w wykszta�ceniu Mariana Melchiora powsta�a luka, kt�r� uzupe�ni� dopiero w nast�pnych latach dodatkow� prac�. Doskona�e natomiast rezultaty osi�gn�� ju� w Krotoszynie w zakresie nauk matematyczno-fizycznych, przy czym specjalnym zainteresowaniem darzy� wojskowo��, a szczeg�lnie w przedmiocie artylerii, czemu chcia� si� po�wi�ci� w przysz�o�ci. Przypomina sobie, �e tak w�a�nie sprecyzowa� swoje plany w jednym z list�w do brata J�zefa, nagabywany przez niego w tej sprawie. Wspomnienia te zosta�y nagle przerwane. Poci�g zatrzyma� si� na jakiej� wi�kszej stacji. Langiewicz wyjrza� przez okno. Na budynku dworca widnia� napis - Nakel. - Nak�o - stwierdzi� - to do Bydgoszczy ju� niedaleko. Peron stacji rozja�niony nielicznymi lampami naftowymi pe�en by� ruchu. Trzaska�y drzwi wagon�w. Jedni podr�ni wysiadali, drudzy wsiadali i uk�adaj�c baga�e na p�kach zajmowali miejsca w przedzia�ach. Po jakiej� chwili gwar nieco ucich�. Rozleg� si� dzwonek zawiadowcy stacji i poci�g sapi�c z wysi�kiem ruszy� w dalsz� drog� do Bydgoszczy. Zn�w zanurzy� si� we wspomnieniach. Uko�czywszy wiosn� 1844 roku najwy�sz� klas� szko�y krotoszy�skiej, na �w. Micha�a, t. 29 wrze�nia tego roku, przeni�s� si� Langiewicz zaopatrzony w skromn� sum� pieni�dzy, niezb�dn� garderob� i matczyne b�ogos�awie�stwo do gimnazjum w Trzemesznie, gdzie przyj�to go do klasy drugiej, czyli sekundy. Mieszkanie wynaj�� wsp�lnie z innymi kolegami u wdowy upowa�nionej przez dyrekcj� gimnazjum do prowadzenia uczniowskiej stancji. Jednym ze wsp�lokator�w by� J�zef I�owiecki, do kt�rego teraz w�a�nie jecha�, powiadomiwszy go z Berlina telegraficznie o swoich odwiedzinach. - Jak te� kochany J�zek wygl�da? - pomy�la� serdecznie. - Tyle lat, tyle lat. - U�miechn�� si� na wspomnienie tamtego okresu. - Dobre to by�y czasy, najlepszy okres w moim �yciu. Pami�� zn�w nasuwa wspomnienia. Pracowa� w Trzemesznie solidnie. Zyska� sobie uznanie nauczycieli i sympati� koleg�w, kt�rym wiele pomaga�, szczeg�lnie w naukach matematycznych, b�d�c w tej dziedzinie wiedzy jednym z najlepszych. Intensywna nauka odbi�a si� niekorzystnie na stanie jego zdrowia. Przypl�ta�a si� choroba oczu, kt�ra uniemo�liwi�a mu czytanie i pisanie. Wtedy to w�a�nie zadziwi� wszystkich umiej�tno�ciami rozwi�zywania zawi�ych nie raz zada� matematycznych pami�ciowo. Nie zaniedba� tak�e pracy nad uzupe�nieniem wiadomo�ci z j�zyka polskiego, przy czym i tu zyska� sobie uznanie oraz serdeczn� pomoc polonisty - profesora Lutomskiego. W sierpniu 1848 roku, po czterech latach solidnej pracy w gimnazjum trzemesze�skim, przyst�pi� wreszcie do sk�adania egzamin�w maturalnych z j�zyka polskiego, niemieckiego, �aciny, francuskiego oraz matematyki. Osi�gn�� pe�ny sukces. 24 wrze�nia dyrektor gimnazjum wr�czy� mu upragnione �wiadectwo dojrza�o�ci, w kt�rym podkre�lono jego wybitn� pilno�� w nauce i to we wszystkich przedmiotach, a szczeg�lnie osi�gni�cia w matematyce. Nadto �wiadectwo zawiera�o pochlebn� adnotacj� o pe�nej samodzielno�ci w my�leniu i wydawaniu s�d�w. Langiewicz nie zdawa� sobie w tym radosnym dniu sprawy, �e ten dyplom b�dzie dokumentem zamykaj�cym najprzyjemniejszy, najbardziej beztroski okres jego �ycia. Cieszy� si� chwil� obecn�, snuj�c plany dalszych studi�w matematycznych na uniwersytecie we Wroc�awiu, dok�d w miesi�c po otrzymaniu matury wyjecha� razem z bratem J�zefem Antonim, kt�ry id�c w �lady ojca postanowi� po�wi�ci� si� medycynie. Plany Mariana Melchiora, jak si� rych�o okaza�o, musia�y niestety ulec zmianie. Fatalnym zrz�dzeniem losu ani matka, ani nikt z rodziny nie m�g� mu w tym czasie pospieszy� z pomoc� materialn�, a scheda po ojcu przepad�a w jakich� bli�ej nie okre�lonych okoliczno�ciach i m�ody student musia� po�egna� si� z nadziej� zg��biania wiedzy matematycznej. Zdany wy��cznie na w�asne si�y, aby zdoby� �rodki na utrzymanie, podejmuje prac� prywatnego nauczyciela u wroc�awskiej rodziny Ch�apowskich, kt�rej dzieci uczy� bardzo sumiennie. Pe�ni�c funkcj� guwernera nie zaniecha� my�li o w�asnej nauce. Nie mog�c kontynuowa� studi�w matematycznych zacz�� ucz�szcza� na wyk�ady z zakresu filologii. Po blisko dwuletnim pobycie na uniwersytecie wroc�awskim, zach�cony przez profesora Czelakowskiego, kt�rego pozna� na zebraniach akademickiego ko�a s�owia�skiego, przenosi si� do Pragi czeskiej w lutym 1850 roku, aby tu po�wi�ci� si� studiom j�zyk�w s�owia�skich. Po up�ywie roku opuszcza jednak praski uniwersytet Karola i wyje�d�a do Berlina, gdzie wreszcie rozpoczyna ulubione studia matematyczne. Ci�kie warunki materialne, w kt�rych �y�, by�y powodem, �e stroni� od �ycia towarzyskiego, odmawia� udzia�u w imprezach rozbawionej, a nie licz�cej si� z wydatkami zamo�nej m�odzie�y akademickiej. W tamtejszym polskim �rodowisku studenckim nie cieszy� si� wi�c popular...
annamaria6696