Nagi ambasador - Magnus Zaar.txt

(478 KB) Pobierz
	 Tytuł oryginału





DEN NANKE AMBASSADĂ–REN


	 Spis treści
	 Prolog
	 Nagi ambasador
	 Epilog
	 Przypisy
	 PROLOG
	 Kongo Wschodnie
	 KOPCĄCA LAMPA NAFTOWA rzucała rozedrgane, jasnożółte światło na wnętrze baraku, z trudem oświetlając niedbale zaścielone łóżko stojące przy jednej ze ścian.
	 Prócz łóżka nie było tam żadnych mebli. Zimne ściany. Cementowa podłoga. Gołe, nieheblowane drewniane belki i blaszany dach położony bezpośrednio na nich. Niewiele więcej.
	 Tak wyglądało to miejsce.
	 Uliczkę, którą tu dotarł, zalewały deszcz i błoto, była nierówna i śliska. Trudno się nią szło, szczególnie w jego stanie. Teraz stał w drzwiach ciężko oparty o drewnianą futrynę, plecami do spowitej w mroku uliczki. Wydawało mu się, że gdzieś z tyłu, kawałek dalej, słyszy krzyki młodych mężczyzn. Brzmiały szyderczo. Z pewnością stanowił niecodzienny widok. Biały mężczyzna, tutaj?
	 Wydawało się, że mógł się znaleźć w tym miejscu tylko za sprawą alkoholu.
	 I czystego przypadku.
	 Ale wcale tak nie było.
	 Miał rozpiętą koszulę. Siwe włosy kleiły mu się do spoconego czoła po chwiejnej wędrówce zabłoconymi uliczkami. Stał w progu, lekko się kiwając, zadowolony, że dotarł na miejsce. Nie miał już siły.
	 Zrobił kilka kroków w głąb pokoju, zatoczył się i niezdarnie zwalił na łóżko głową do przodu. Odwrócił się ślamazarnie, na sekundę wsparł się na jednym łokciu, a potem opadł na plecy.
	 – Wait, mister… Don’t sleep – zaprotestował miękki, kobiecy głos gdzieś w ciemnościach.
	 Z mroku wyłoniła się sylwetka czarnej kobiety. Usiadła na krawędzi łóżka. W świetle naftowej lampy było widać, że jest naga, jej skóra była spocona, a ładne piersi obnażone.
	 – Hej, nie śpimy – cicho powiedziała kobieta. Jej ręce walczyły z paskiem i rozporkiem jego spodni; trochę je opuściła. Włożyła dłoń w jego bokserki.
	 – Mmm, hello – rzuciła zalotnie.
	 A potem juĹĽ innym tonem:
	 – Come on… no dawaj. Dotknij tutaj – powiedziała z lekką irytacją, chwyciła jego dłoń i położyła na jednej ze swoich piersi. – Tak lepiej?
	 Biały mężczyzna zamknął oczy – nie wiadomo, czy z powodu podniecenia, czy upojenia alkoholem, nie wiadomo, czy w ogóle do niego dotarło, że dosiada go naga kobieta.
	 Poruszała biodrami, pocierała łonem o jego przyrodzenie.
	 – Cholera… – rzuciła. – To na nic… nie da rady. Jest zbyt pijany.
	 – Miejmy to za sobą – dobiegło gdzieś z ciemności w rogu pomieszczenia. – Rób to, co do ciebie należy.
	 Posłusznie opuściła nieco bokserki mężczyzny, wyciągnęła zwiotczałego penisa, niezdarnie wyjęła prezerwatywę z opakowania i próbowała ją naciągnąć.
	 – Nie da rady. Tyle musi wystarczyć. Jest zbyt pijany – oznajmiła skwaszona.
	 Zeszła z mężczyzny i naga podeszła w stronę rogu, z którego dochodził tamten głos.
	 – Dawaj forsę. Zrobiłam swoje – oznajmiła.
	 – Właź na niego z powrotem. Dostaniesz swoją forsę, ale najpierw… rób, co do ciebie należy.
	 Minęła godzina. Może dwie.
	 Nagi człowiek wciąż leżał na łóżku. Rozwalony.
	 Obok, oparty plecami o krawędź łóżka, siedział w kucki czarny mężczyzna. Ubrany jak większość facetów w tych okolicach: masywne, czarne buty, proste spodnie, jasnobrązowa, znoszona koszula. Tym, co czyniło jego ubiór odrobinę niecodziennym, był kaptur; źle skrojony kawałek workowego płótna, który ukrywał rysy jego twarzy. Siedział na cementowej podłodze, od czasu do czasu spoglądał w sufit, na niechlujnie ociosane belki stropu, na blaszany dach. Pilnował śpiącego, pogrążony w myślach, i z całą pewnością nie był przygotowany na to, co się stało. Nie widział, że biały człowiek z mozołem siada, pochyla się do przodu, łapie za kaptur i ściąga go jednym szarpnięciem.
	 Biały człowiek gapił się na kaptur, który trzymał w ręku. Dotarło do niego, co uczynił. Dotarło do niego, że popełnił błąd.
	 SEKRETARZ STANU NORD otworzył pośpiesznie zwołane poranne zebranie trzema głośnymi westchnięciami. Był poirytowany. Kilka siwych włosów rozciągało się równolegle na jego prawie łysej głowie. Mocno zaciskał szczęki. Z całych sił próbował wyglądać jak wiceminister spraw zagranicznych, którym chciał być. Siedział za swoim biurkiem z ciemnego mahoniu w kształcie litery L. Na sofie od Carla Malmstena koloru jasnej brzozy spoczęła Birgitta Bengtsson, szefowa Departamentu Afryki, w szarym kostiumie i z równie nudną fryzurą.
	 Ktoś przyniósł talerz z ciastkami Ballerina. Stały nietknięte.
	 – No dobrze, gdzie jest Clara Fabre? – westchnął zirytowany Nord.
	 Nie otrzymał odpowiedzi. Szefowa Departamentu Afryki siedziała na samym skraju dwuosobowej sofy. Bawiła się złotym zegarkiem, który dostała w zeszłym roku za dwadzieścia pięć lat pracy w ministerstwie. Nerwowo błądziła wzrokiem i sprawiała wrażenie, jakby uspokajało ją jedynie bezmyślne gapienie się na talerz z ciastkami.
	 Szerokie, dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się i do gabinetu weszły torba z komputerem, czarny płaszcz, długi szalik…
	 – Przepraszam za spóźnienie… przedszkole. – Clara Fabre szybko zdjęła płaszcz i położyła go razem z szalikiem na oparciu sofy, na której siedziała szefowa Departamentu Afryki. Poprawiła czarny kostium. Włosy zebrała z tyłu, w gładki kok, który sprawiał, że wyglądała na odrobinę więcej niż swoje trzydzieści dwa lata. Zdążyła kilka razy przeciągnąć różem po policzkach – to wystarczyło, żeby podkreślić kontur jej odrobinę chłopięcej twarzy.
	 Skinęła głową w stronę Birgitty, równocześnie z lekkim zakłopotaniem poprawiając koszulę. Opinała piersi i Clara przez chwilę żałowała, że ją założyła. Kusy fason, do którego była zdecydowanie zbyt umięśniona, wszędzie ją cisnęło.
	 Usiadła w fotelu obok Birgitty i powiedziała:
	 – No dobrze, możemy zaczynać.
	 – Dzień dobry – sucho rzucił Nord i opuścił swoje miejsce za biurkiem, odpychając się nogami na obrotowym krześle w stronę sofy od Carla Malmstena.
	 – Mieliśmy telefon – poinformował, dotarłszy do sofy. – Według papierów o godzinie siódmej dwanaście szwedzkiego czasu. Telefon, który sprawił, że postanowiłem was wezwać na to spotkanie. Rozmowa dotyczyła jednego z naszych wysłanników w Afryce, a co za tym idzie Departamentu Afryki. – Sekretarz stanu skinął głową w kierunku Birgitty Bengtsson, która w dalszym ciągu nerwowo bawiła się swoim zegarkiem.
	 Nord przerwał i ponownie westchnął. Można było niemal zobaczyć, jak zdejmuje z siebie ten samowolnie przyznany tytuł wiceministra spraw zagranicznych, którym nie dane mu było być. Jakby skapitulował w obliczu kłopotliwej sytuacji. Trzeba było rozwiązać problem, a trójka znajdująca się w gabinecie miała opanować sytuację. To się nie mogło dalej roznieść.
	 Dlatego o wiele bardziej ludzkim, łagodniejszym tonem, bez ministerialnej maniery, oznajmił:
	 – Cóż, pewnie można sobie z tym poradzić na wiele sposobów, ale moja propozycja jest następująca. Poranny telefon dotyczył ambasadora Ekberga, Stiga Ekberga. Jednego z naszych afrykańskich weteranów w Kongu Wschodnim albo, mówiąc ściślej, w ERC, Eastern Republic of Congo. Dlatego wezwałem również ciebie – powiedział, skinąwszy głową w stronę Clary. – Znasz przecież Kongo Wschodnie i chyba ciągle nie masz pracy, prawda?
	 – Clara jest w Departamencie Afryki, ale pozostaje do dyspozycji ministra spraw zagranicznych – nerwowo wtrąciła Bengtsson życzliwym głosem, zadowolona, że może coś powiedzieć.
	 Clara milczała. Ale rzeczywiście w Kongu Wschodnim czuła się jak w domu. Ostatnio oddelegowano ją do ambasady w stolicy – w Kutolungo – i chociaż tamta misja miała nagły koniec, dobrze znała ten kraj.
	 – I znasz Ekberga? Chyba z nim pracowałaś, kiedy tam byłaś? – zapytał Nord.
	 – Objął stanowisko, gdy wyjeżdżałam – krótko odpowiedziała Clara.
	 Nord pokiwał głową i ciągnął dalej:
	 – Nie owijając w bawełnę, Ekberg zaginął bez śladu kilka dni temu.
	 Birgitta ze zdumieniem dotknęła dłonią ust.
	 – Ale jak? Nie słyszałam… Nikt do mnie nie dzwonił – oznajmiła, prawie się jąkając.
	 Nord westchnÄ…Ĺ‚.
	 – Nie, no właśnie… To powinno być oczywiste, wziąwszy pod uwagę, że jesteś szefową departamentu.
	 Zamilkł, pozwalając, żeby jego komentarz wywarł oczekiwany efekt.
	 Point taken, pomyślała Clara. Przestań jeździć po biednej Birgitcie.
	 – Okej, sami swoi, więc powiem wprost – ciągnął Nord. – Ekberg to beznadziejny przypadek. Cóż, pewnie już wiecie, że ma problemy z alkoholem. Od dawna, ale jakoś sobie z tym radzi. Stacjonuje w Afryce od dwudziestu lat. Jest ambasadorem chyba od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku. Wziąwszy pod uwagę jego problem alkoholowy i wszystko inne, w jego przypadku nic oprócz Afryki nie wchodziło w grę.
	 Birgitta taktownie podniosła wskazujący palec.
	 – Chciałam tylko powiedzieć, że w tamtym roku próbowaliśmy zorganizować Stigowi spotkanie z terapeutą – poinformowała trochę niepewnie, chcąc w jakiś sposób zaznaczyć, że oczywiście ma kontrolę nad pracownikami ambasady.
	 Nord przerwał jej gestem wyraźnie sygnalizującym, że chce mówić dalej.
	 – Ekberg znikał już wcześniej. Nie bardzo często, ale się zdarzało. Ostatnim razem pracownicy Czerwonego Krzyża znaleźli go po czterech dniach gdzieś pod Kutolungo. Nawalonego i spłukane...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin