33_2010.pdf

(1580 KB) Pobierz
GeslerMarkowskiWrobel.indd
gotuję się Magda gessler
Warszawska restauratorka, gospodyni programu
„Kuchenne rewolucje Magdy Gessler” w TVN
Morelowe kolorowanie
intensywny. Nie zdawałam sobie sprawy z jego potęgi, dopóki nie
odwiedziłam austriackiej doliny Wachau, dokąd zagnała mnie
z Wiednia moja niepokorna ciekawość smaku i zmęczenie hotelo-
wym, wielkomiejskim jedzeniem.
W pobliżu Dürnstein, na przełomie Dunaju leży wioska o nazwie
Oberloiben, w której rodzina Brustbauer w sześciusetletnim domu
prowadzi uroczy hotelik z restauracją i winnicą. Dolina Wachau
słynie z rieslinga i neuburgera, jednak to nie wino urzekło mnie
w tym miejscu. W Oberloiben moim oczom ukazał się obraz, który
do tej pory widziałam jedynie w snach – obłędnie piękny, morelowy
gaj. Cudowności landszaftu dopełniał nieodległy widok Dunaju,
w którego tle majaczyły pięknie zalesione wzgórza. W gaju panował
niebiański spokój. Pojedyncze owoce leniwie spadały z drzew wprost
na stoły nakryte biało-zielonymi, kra-
ciastymi obrusami.
Wszystko, czego dotknęłam w tym
miejscu, dotyczyło moreli. Foie gras,
którym uraczono mnie na początku,
było zadziwiające. Na talerzu wylą-
dował piękny, ogromny jak plaster
wiedeńskiego sznycla kawałek foie,
którego kruchość i delikatność podkre-
ślała redukcja z morelówki. Jej słodycz
nadała potrawie bajecznie złoty kolor.
Obok pojawił się absolutnie boski mus
ze świeżych moreli i z lokalnego wina.
W tak prostej karczmie tak wykwintne
danie wprost zwaliło mnie z nóg. Pomy-
ślałam, że to fantastyczny dowód na to,
że kuchnia nie ulega presji administracyjnych granic – foie gras na
sto procent przyjechało z Węgier. Przy stoliku obok ktoś konsumował
śledzie w morelowej śmietance zaprawionej octem z tegoż owocu. Do
tego cienkie plastry moreli marynowanych w occie z białego wina,
podsypane cynamonem i czarnym pieprzem. Poczułam ukłucie
żalu, że nie dam rady zjeść wszystkiego naraz.
Po przystawce przyszedł czas na danie główne. Gęś faszerowana
– a jakże – świeżymi morelami, zmieszanymi z węgierskim, ostrym
salami, podkreślającym pikantność, podkręcającym kolor i umacnia-
jącym poczucie, że kulinarnie Węgry i Austria to nadal silna c.k. mo-
narchia. Gęś była pikantna, słodka i kwaśna jednocześnie. Soczysta
i chrupiąca. Nieprzewidywalna. Przy stoliku obok gość pałaszował
tymczasem pieczoną szynkę z musem chrzanowo-morelowym.
Szynka jak szynka, ale za to mus... jak z bajki. Z uduszonych w białym
winie z goździkami jabłek robimy pulpę i mieszamy z przetartymi
morelami prosto z drzewa i ze świeżo tartym chrzanem. Świeżo
tarty chrzan jest szczególną cechą małych austriackich miasteczek.
Rzadko kiedy dostaniemy tam danie z chrzanem ze słoika.
Desery były trzy. Najpierw polane przysmażoną na maśle tartą
bułką leniwe pierogi z połówkami moreli ugotowanych w cyna-
monowo-goździkowo-imbirowym syropie z odrobiną morelowego
likieru. Obłędne połączenie smakowe i kolorystyczne. Potem knedle,
z których po przekrojeniu soczyście wylewała się morela, masło
i Bóg wie co jeszcze. Wszystko również zanurzone w tartej bułce,
o której szczupli Europejczycy woleliby zapomnieć. Austro-wę-
gierską iestę zakończyła morelowa tarta. Na kruchym, pachnącym
prawdziwą wanilią cieście umieszczono
lekko zblanszowane połówki moreli
i podlano je lipowym miodem.
Apetyt na morele nigdy nie ginie,
tym bardziej że możemy się nimi
cieszyć bardzo krótko, właśnie teraz.
Zrywanie moreli niedojrzałych nie ma
sensu, bo w przeciwieństwie do innych
owoców nie dojrzeją poza drzewem.
Przechowywanie świeżych moreli jest
równie bezcelowe, bo szybko tracą
jędrność i kolor, zmieniając się w nie-
apetyczne, galaretowate gluty. Najle-
piej zjeść je na surowo albo wysuszyć
– suszone morele nie tylko obniżają
ciśnienie, lecz także opóźniają proces
starzenia się skóry dzięki rekordowej zawartości betakarotenu.
Można też przyrządzić z nich cudowne konitury, które wiedeńczycy
z bliżej nieznanych mi powodów marnują na swój ponoć prestiżowy
Sachertorte. Przy moim domu rośnie sędziwe, morelowe drzewko,
które owocuje wyjątkowo kapryśnie. W tym roku zebrałam z niego
prawie sześć koszy dojrzałych, pachnących owoców. Nie byliśmy
w stanie zjeść ich wszystkich, więc większość z nich wylądowała
w słoikach, właśnie pod postacią konfitury. Patrzę teraz na ten
cudowny, uwięziony w szkle owoc o niespotykanym nigdzie indziej
kolorze i myślę o tym, jak cudownie poczuję się zimą, kiedy po
otwarciu słoika mój dom znów wypełni się na chwilę zapachem
morelowego lata.
96
15 sierpnia 2010 | wprost
o tym, dlaczego nie warto zrywać niedojrzałych moreli i jak zatrzymać zapach lata.
K olor moreli jest cudownie delikatny i jednocześnie zalotnie
665947388.001.png 665947388.002.png 665947388.003.png 665947388.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin