ks._dr_Krzysztof_Burski_SSP__-_Żyć_Chrystusem_jak_święty_Paweł.doc

(95 KB) Pobierz

ks. dr Krzysztof Burski SSP  - Żyć Chrystusem jak Święty Paweł

 

 

(Jest to zmodyfikowana wersja konferencji: K. Burski, Świętość, czyli "żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus", w: Abyś na nowo rozpalił charyzmat Boży. Materiały z I, II i III Forum Rodziny Świętego Pawła, Częstochowa 2000, s. 71-83).

Święty Paweł jest przykładem człowieka, który bezgranicznie uwierzył w miłość Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, i pozwolił się tej miłości całkowicie ogarnąć. Relacja z Chrystusem zaowocowała przemianą jego dotychczasowego sposobu życia. Z prześladowcy stał się Apostołem Jezusa. Ale co dokładnie zmieniło się w życiu Pawła? Kim dla niego stał się Chrystus?

1. Chrystus świętego Pawła

Jeden z największych egzegetów luterańskich, Joachim Jeremias, w swojej książce Aby zrozumieć teologię Apostoła Pawła (Per comprendere la teologia dell'Apostolo Paolo, Brescia 1973, s. 34-47) stawia pytanie: "Które z miast i środowisk, w jakich obracał się św. Paweł, daje nam klucz do zrozumienia jego wizji teologicznej? Czy był to Tars, w którym Paweł się urodził i zapoznał z kulturą grecką? A może środowisko jerozolimskie, gdzie Paweł, jako uczeń mistrza Gamaliela, otrzymał najlepsze z możliwych wykształcenie w religii żydowskiej? Antiochia również może konkurować do miana najważniejszego ośrodka w życiu Apostoła, jako że na każdej stronie jego Listów można odnaleźć treści, które zaczerpnął z pierwotnej tradycji chrześcijańskiej.". J. Jeremias wylicza szereg różnych argumentów, na podstawie których udowadnia, że żadne z powyższych miast nie dostarcza klucza, który by pozwolił właściwie zrozumieć nauczanie Apostoła. Tym kluczem jest natomiast jedno nadzwyczajne doświadczenie w życiu św. Pawła: spotkanie z Chrystusem w drodze do Damaszku. Cała wiara Apostoła zakorzeniona jest w swej istocie w tym wydarzeniu. Tylko odwołując się do tego doświadczenia możemy zrozumieć, kim dla Pawła był Chrystus i jak bardzo zmienił jego życie.

Dzieje Apostolskie podają nam trzy różne opisy doświadczenia spod Damaszku (Dz 9, 1-22; 22, 3-16; 26, 9-18). Cały akcent położony jest w nich na osobę Jezusa, który objawił się Pawłowi. Jednakże List do Galatów daje nam trochę inną interpretację tego wydarzenia. Odwołując się do tego, co miało miejsce pod Damaszkiem, Paweł chce jakby powiedzieć: "To Bóg objawił mi swojego Syna" (por. Ga 1, 16). Można więc przypuszczać, że to w nowym doświadczeniu Boga zawiera się sedno przyszłej teologii Pawłowej, jego działalności i całego życia. Jahwe, któremu był do tej pory jak najbardziej wierny, Bóg Izraela, w którego wierzył z całego serca i dla którego tępił chrześcijan jak tylko mógł - ten Bóg objawił się Pawłowi jako Ojciec Jezusa Chrystusa. Tym samym Chrystus został mu objawiony jako Syn Boży. Taką właśnie interpretację wydarzenia spod Damaszku odnajdujemy w Pawłowych Listach.

Od momentu spotkania z Chrystusem wszystko w życiu Pawła ulega przewartościowaniu. Przewraca się porządek, który dotychczas go obowiązywał. Wszystko, co było do momentu spotkania uznaje za stratę, śmieci. Tekst grecki jest jeszcze dosadniejszy, ponieważ mówi o gnoju (por. Flp 3, 8). Na drodze wiary św. Pawła, w samym jej centrum, pojawia się osoba Jezusa Chrystusa. Gdyby tak przejrzeć Listy Pawłowe, można by w nich znaleźć wiele bliskoznacznych określeń, które wyrażają tę prawdę, np.: "Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale" (Kol 3, 3-4); "Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus." (Flp 1, 21) itp.

Te teksty i wiele innych są próbką tego, kim tak naprawdę był dla Pawła Jezus Chrystus. Są dowodem mistycznej relacji - mistycznej nie tylko w znaczeniu tajemniczej, ukrytej, ale w tym sensie, że chodzi o relację jak najgłębszą, jak najintymniejszą, a więc w pewnym sensie nadzwyczajną. I nie jest to relacja tylko na poziomie umysłu albo uczuć, ani też wyłącznie jakiejś fascynacji. To jest relacja na poziomie życia, to znaczy, że od tego momentu Jezus Chrystus stał się zasadą życia Pawła. Życie św. Pawła jest odtąd życiem Chrystusa. Dlatego Apostoł mówi: "Nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2, 20). To tak, jakby chciał powiedzieć: "Życie, które ja teraz przeżywam, to jest życie Jezusa we mnie. Chrystus we mnie kocha, Chrystus we mnie myśli, Chrystus we mnie czuje, Chrystus we mnie pragnie, Chrystus we mnie działa, Chrystus we mnie zbawia". Kiedy więc Paweł mówi: "Dla mnie żyć - to Chrystus", stwierdza, że wszystko co odczuwa i czego pragnie, jest identyczne z odczuciami i z wolą Jezusa. Rozumiemy teraz, dlaczego w Liście do Filipian Apostoł prosi nas, zaklina niejako, abyśmy mieli te same dążenia, jakie miał Chrystus. Takie jest polskie tłumaczenie: "To dążenie niech was ożywia" (por. Flp 2, 5). Włoskie tłumaczenie podaje natomiast: "Miejcie te same uczucia", tzn. żywcie do siebie te same uczucia, które ma w stosunku do was Chrystus. Te słowa nie są wynikiem jakiejś wiedzy, ale biorą się z osobistych doświadczeń, z przeżycia. Życie św. Pawła i życie Chrystusa - to jedno życie, oparte na przedziwnym współbrzmieniu o niesamowitej intensywności.

2. Paweł pochwycony przez Chrystusa

Gdybyśmy w jeszcze inny sposób chcieli wyrazić związek św. Pawła z osobą Jezusa, można by było się posłużyć takim śmiesznym porównaniem, które ktoś kiedyś przytoczył: Jezus i Paweł są jak kot i myszka. Wyobraźmy sobie małą myszkę, która ciągle musi uciekać, bo czuje za sobą oddech kota, który ją goni, żeby ją zjeść. Tutaj Chrystus nie chce zjeść Pawła. On zresztą już go zdobył i ma go na własność. Ale Apostoł doświadcza tego, co odczuwa taka myszka: czuje na sobie jakby cały czas oddech Chrystusa. I dlatego pisze w 2 Kor 5, 14: "Miłość Chrystusa przynagla nas". Paweł czuje się zmuszony do tego, żeby biec: "Pędzę ku wyznaczonej mecie" (Flp 3, 14). Nie może czynić inaczej: "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii" (1 Kor 9, 16). Dlatego staje się w pewnym sensie "fanatykiem" Chrystusa; Jezus zaczyna być jego obsesją. Kiedy pisze do Filipian, że został pochwycony i zdobyty przez Chrystusa, chce nam jakby powiedzieć, że stał się "przedmiotem zazdrosnej miłości Jezusa". Chrystus w pewien sposób wyróżnia Pawła, bierze go pod swoją opiekę, zawraca z jego dotychczasowej drogi, odstawia na bok, rezerwuje wyłącznie dla siebie, mówiąc: "Ty teraz będziesz moim narzędziem; uczynię cię naczyniem wybranym, a ty zaniesiesz moją Ewangelię poganom" (por. Dz 9, 15).

Kiedy mówimy o św. Pawle, przypominamy sobie nauczanie bł. Jakuba Alberione, założyciela Rodziny Świętego Pawła: Apostoł ma być naszym wzorem; to jest nasz ojciec, mistrz; to jest ten wyjątkowy uczeń Chrystusa, którego mamy naśladować; Rodzina Świętego Pawła ma być świętym Pawłem żyjącym dzisiaj. Więc teraz to wszystko, co dotyczy relacji Pawła z Chrystusem, dotyczy także naszej relacji z Nim. Ten związek nie bazuje jednak na jakiejś irracjonalności, bo mówiąc: "obsesja, fanatyk", można by pomyśleć, że Paweł zgłupiał do reszty. Nie! A to z tego względu, że tak radykalne opowiedzenie się za Chrystusem kosztowało go życie. I wiemy, jak to życie Apostoła wyglądało. Było to życie pełne niebezpieczeństw i trudności; życie, w którym on bez przerwy ryzykował, był skazywany na śmierć, musiał uciekać, był bity, cierpiał. Można powiedzieć, że Chrystus go w jakiś sposób zaniepokoił, "zestresował". Właśnie dlatego, że go tak mocno zdobył dla siebie i Paweł nie miał wyjścia - musiał się opowiedzieć do końca po stronie Chrystusa i iść na całego. Wobec tego ta relacja Pawła do Chrystusa nie jest niczym udawanym ani irracjonalnym, bo płaci za nią swoją osobą i całym apostolskim życiem. Łatwo się mówi: "Utracić wszystko dla Chrystusa"; jeszcze ładniej brzmi: "Jestem pochwycony i zdobyty przez Chrystusa" (por. Flp 3, 8. 12), ale tak naprawdę ciężko jest się oderwać od wszystkiego. Ksiądz Twardowski w wierszu pt. "Trudno" pisze: "Jak łatwo się wyrzec, jak trudno utracić". Właśnie, łatwiej jest się wyrzec, bo można to robić na poziomie ideałów czy pustych deklaracji, za którymi nic konkretnego się nie kryje. Trudniej przenieść te wyrzeczenia w codzienną rzeczywistość i pomału tracić to wszystko, co składa się na nasze dotychczasowe życie.

3. Potrzeba nieustannego nawrócenia

Ponieważ Chrystus stał się zasadą życia Pawła, widzi on swoją wiarę jako drogę ciągłego upodabniania się do Chrystusa, który już w nim żyje, ale jeszcze się w nim w pełni nie objawił (jako że Apostoł, podobnie jak my, dopóki żyje, podlega grzesznej kondycji). Nie można więc mówić o autentycznej wierze tam, gdzie nie ma ciągłego nawracania. Dla paulistów i paulistek temat nawrócenia jest szczególnie ważny. Ksiądz Alberione doskonale wiedział, co chciał wyrazić, mówiąc: cor poenitens tenete - "miejcie serca żałujące", "żałujcie za grzechy". Żałujcie, to znaczy nawracajcie się, trwajcie w ciągłym nawracaniu; tak te słowa mogą zostać zinterpretowane. Bo tak naprawdę człowiek wierzący w Chrystusa nie jest raz na zawsze chrześcijaninem, ale staje się nim codziennie. Kiedyś, na samym początku chrześcijaństwa, o wyznawcach Chrystusa mówiono: nowa droga (por. Dz 9, 2; 19, 23). Chrześcijaństwo to była nowa droga, to było właśnie stawanie się.

U św. Pawła ten proces ciągłego nawracania się jest wyrażony przy pomocy obrazu przechodzenia od starego człowieka do nowego. Apostoł, żyjąc głęboko związany z Chrystusem, cały czas czuje się ponaglany do tego, aby z normalnego kroku "chodzenia" przejść do biegu. Innymi słowy, Paweł tak mocno doświadcza swojej przemiany, że nie ogranicza się już tylko do czynienia dobra, ale zależy mu na tym, żeby czynić maksimum.

W związku z tym możemy postawić sobie pytanie: Jak wygląda nasza relacja z Chrystusem? Czy żyjemy na tyle zespoleni z Chrystusem, abyśmy się mogli stać tym, kim On pragnie, abyśmy byli? Jeżeli rzeczywiście spotkaliśmy się z Chrystusem, to nasze życie powinno być życiem paschalnym, wyzwolonym z lęku o siebie, z niepokoju. Może nie do końca, ale chodzi o to, aby nasze lęki i niepokoje nie przeszkadzały nam realizować powołania i nie uniemożliwiały Duchowi Świętemu kształtować w nas obraz Chrystusa. Jeżeli faktycznie spotkaliśmy na naszej drodze wiary Chrystusa zmartwychwstałego, tak jak to dokonało się w życiu Pawła, powinniśmy wszystko przewartościować. Wszystkie nasze dobra i zdolności, ale również nasze niepokoje i problemy, nasze słabości - wszystko powinniśmy umieć odczytać w świetle Chrystusa.

4. Rozdarte człowieczeństwo

W Liście do Galatów św. Paweł stwierdza: "Nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus" (2, 20). Gdyby dzisiaj żył, mógłby nam opowiedzieć jak rozumie stwierdzenie "we mnie", jak sam siebie odbiera, doświadcza, interpretuje. Nie jest to jednak możliwe. Tym niemniej możemy przyjąć tezę, że św. Paweł jest cały obecny w swoich Listach; w nich się wyraża. W związku z tym, jeżeli będziemy umieli odczytać z jego Listów kim jest człowiek, którego on opisuje, zrozumiemy również coś z człowieczeństwa samego Pawła.

Pierwsza rzecz, która uderza w antropologii Pawłowej, to stwierdzenie, że człowiek nie jest bytem statycznym. Paweł ma obraz człowieka w ruchu, człowieka, który się staje, który biegnie, a jeśli nie biegnie, to z pewnością idzie. Czym to jest spowodowane? Apostoł w każdym z nas widzi pewną dialektykę, żeby nie powiedzieć polemikę - i to w greckim znaczeniu tego słowa, które oznacza "walkę". Paweł opisuje walkę dwóch miłości: miłości do Boga z niezdrową miłością do siebie; walkę ducha z tym, co jest grzechem. Wiemy, jak często w swoich Listach pisze o uczynkach ciała, o pożądliwości, jaka znajduje się w każdym człowieku. Ale uwaga! Kiedy Paweł mówi: "ciało", prawie w połowie przypadków ma na myśli to, co my dzisiaj rozumiemy pod pojęciem "osoby ludzkiej" i wtedy wyraz "ciało" nie ma pejoratywnego znaczenia. Ale są też takie fragmenty w pismach Pawłowych, kiedy tej rzeczywistości "ciała" przeciwstawia dynamikę "ducha" i w tym zestawieniu "ciało" nie jest już synonimem cielesności ani ludzkiej świadomości, lecz wyraża to, co w człowieku jest egoizmem, chorym indywidualizmem, zamknięciem się na Boga.

Niestety, wszyscy doświadczamy właśnie tej dynamiki grzechu, a także wypaczonej formy miłości, jaką jest miłość egoistyczna, jeżeli w ogóle można tak mówić o miłości. Paweł nie wstydzi się napisać w Liście do Rzymian: "Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę" (Rz 7, 19). Nie wstydzi się wyznać swojej słabości. W tym wyznaniu jest bardzo autentyczny, bardzo ludzki, bo każdy z nas ma podobne doświadczenia. Nasza droga duchowa jest skażona jakąś niepewnością i ograniczonością wynikającą ze słabości zakorzenionej w najgłębszych pokładach naszego człowieczeństwa.

5. Zgoda na słabość

Każda słabość może być różnie rozpatrywana: jako cecha tego, który jest słaby, albo jako jakaś wada, defekt. Człowiek mówi wtedy, że ma wiele słabości, to znaczy takich przestrzeni, które nie funkcjonują jak należy. Słabość może oznaczać także czynność człowieka słabego, efekt pracy tego, który jest słaby i w związku z tym synonimem słabości będzie kruchość, niedoskonałość, nietrwałość, a przeciwieństwem - moc, siła, solidność. Ciekawe jest to, że pojęcie słabości nie występuje chociażby w indeksie nowego Katechizmu ani w żadnym ze skorowidzów analitycznych różnych opracowań poświęconych duchowości alberioniańskiej. To tak, jakby doświadczenie słabości było czymś drugorzędnym, może mniej ważnym albo przeciwnie - zbyt oczywistym, jako że jest obecne na wszystkich poziomach naszego życia. Doświadczamy słabości w posługiwaniu się dobrami, a więc tam, gdzie mamy np. problem z zachowaniem ubóstwa; doświadczamy słabości na poziomie naszych myśli - nie jesteśmy w stanie wszystkiego ogarnąć naszym umysłem. Słabości można doświadczyć także na modlitwie, w kontakcie z Panem Bogiem. Dlatego musimy nauczyć się żyć w zgodzie z naszymi słabościami.

Należy jeszcze zaznaczyć różnicę, jaka istnieje pomiędzy słabością a grzechem. Człowiek jest grzesznym stworzeniem. Z pewnością możemy stwierdzić, że niejednokrotnie żyjemy w grzechu, te grzechy jakoś ciągle się powtarzają, ale słabość jest zupełnie czymś innym. Jest to rzeczywistość, która od nas nie zależy i związana jest bardziej z naszą ontologiczną, czyli podstawową, ułomną naturą ludzkiego bytu. W teologicznym rozumieniu słabość, jako niedoskonałość natury, jest wynikiem grzechu pierworodnego. Słabość istnieje. Ważne jest, aby umieć ją przezwyciężyć, aby nie koncentrować się tylko i wyłącznie na naszych słabościach, bo wtedy dochodzi do tego, co psychologia nazywa frustracją, a więc do jakiegoś przedłużonego stanu lęku, niepokoju, niezadowolenia z siebie i z życia w ogóle. Żeby móc odpowiedzieć na powołanie, do jakiego jesteśmy wezwani, i realizować plan miłości, jaki Pan ma w stosunku do każdego z nas, musimy się nauczyć żyć przezwyciężając jakoś nasze słabości.

Będzie nam raźniej (a i to rozważanie nas nie przygnębi), jeżeli wspomnimy, że również Pan Jezus doświadczał w swoim życiu słabości. Doświadczał ich chociaż był Bogiem. Nie wynikało to jednak z grzechu - bo Jezus był wolny od grzechu - ale z ludzkiej natury, którą na siebie przyjął. Taka była wola Boga Ojca, a Jezus cały był oddany Swemu Ojcu i przyjęcie ludzkiej natury było wynikiem przyjęcia woli Ojca. Widzimy to w całym życiu Jezusa, począwszy od najmłodszych lat, kiedy jako dwunastoletni chłopiec zajmuje się w świątyni "sprawami Ojca" (por. Łk 2, 49), a skończywszy na dziele zbawienia, dokonanym przez Śmierć i Zmartwychwstanie. Dlatego imieniem słabości Chrystusa jest właśnie kenoza; słabość Jezusa to Jego upokorzenie, poniżenie do postawy sługi; to fakt, że będąc Synem Bożym, przyjął ludzką naturę i stał się jednym z nas. Choć nigdy nie zgrzeszył, przyjął na siebie konsekwencje grzechu, stawszy się grzechem, przekleństwem, jak pisze św. Paweł (por. 2 Kor 5, 21). Wiemy, że grzech oddziela od Boga i Chrystus z naszego powodu doświadczył takiego oddzielenia od Ojca. Widać to najjaskrawiej na krzyżu, kiedy cierpi i woła: "Boże mój, dlaczego Mnie opuściłeś" (por. Mt 27, 46). Jezus w momencie krzyża doświadczył wielkiego bólu i upokorzenia. Tak należy widzieć i rozumieć słabość Chrystusa.

6. Krzyż słabości

Dostrzegamy w tym miejscu bardzo ważny związek między słabością a doświadczeniem krzyża, między słabością a umieraniem, aby stać się nowym człowiekiem na wzór Chrystusa. Jeżeli to doświadczenie ludzkiej słabości zostało wybrane przez Boga jako droga wywyższenia Syna Człowieczego w Zmartwychwstaniu, to z pewnością ta sama droga, droga krzyża i słabości, jest naszą jedyną drogą, na której możemy doświadczyć zmartwychwstania. Krzyż objawia nam, że miłość Ojca weszła w nasze życie poprzez zranione i przebite serce Jezusa. W krzyżowym doświadczeniu słabości została nam objawiona wielka miłość Boga.

Obraz przebitego serca Jezusa, z którego wypływa krew i woda, stał się inspiracją zarówno dla refleksji teologicznej, jak i dla ikonografii. Ojcowie Kościoła interpretowali ten moment jako narodziny Kościoła, jako źródło życia sakramentalnego. Być może to samo przebite serce sugeruje nam dzisiaj, że tylko przez zranione ludzkie serce Bóg może wejść w nasze życie; i tylko poprzez przebite serce Bóg może nas zbawić - a więc poprzez serce zranione przez wojny, cierpienia, niesprawiedliwości, doświadczenie własnych ograniczeń, duchowej pustki czy też różnych chorób itp. Wszystko to może złożyć się na nasz obraz przebitego serca. Jeżeli Ojciec objawia swoją miłość do Chrystusa w Jego zranionym Sercu, to i nam Bóg objawia swoją miłość w naszych zranieniach. Może dlatego "błogosławieni ubodzy w duchu" oznacza właśnie: "błogosławieni, którzy doświadczają swoich zranień"; błogosławieni ci, którzy są świadomi własnych braków i ograniczeń, własnej małości i tego, że wszystkiego muszą oczekiwać od Ojca, że ich życie jest całkowicie uzależnione od Boga. Tak pojęta słabość staje się zbawieniem i źródłem łaski. I to jest słabość, jakiej doświadczył w swoim życiu św. Paweł.

Wynotowując urywki, które mówią o słabości, można naliczyć ich około 15. Paweł pisze o słabości w różnym kontekście. W Liście do Tesaloniczan pisze np. o solidarności ze słabymi: "Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi" (1 Tes 5, 14). A w Liście do Koryntian czytamy: "To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi. Sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne" (1 Kor 1, 25; 15, 43). W słabości więc rodzi się siła. Oprócz takich wyraźnych sformułowań słabości, Paweł używa całego szeregu różnych porównań i być może takim najbardziej znanym jest nawiązanie do skarbu. W 2 Kor 4, 7 pisze, że skarb, jakim jest wiara, przechowujemy w naczyniach glinianych, aby zostało objawione, że owa nadzwyczajna moc pochodzi od Boga, a nie od nas. Nie trzeba zatem udowadniać, że Paweł w swoim życiu doświadczył słabości, skoro tak często o niej pisze. Ale w jego przypadku słabość staje się powodem do chluby i źródłem radości, dlatego że jest interpretowana cały czas w kontekście relacji z Chrystusem.

W tym miejscu warto postawić sobie kilka pytań: Jak przeżywamy nasze słabości? Czy istnieją jakieś szczególne słabości, które nas ciągle przejmują i niepokoją? Czy są to słabości dotyczące głównie modlitwy, życia duchowego czy relacji z drugim człowiekiem? Jak je przeżywamy? Czy przeżywamy je egoistycznie, to znaczy zamykając się w sobie, czy też cały czas otwieramy się na Chrystusa, pozwalając Mu działać poprzez nasze słabości? Czy w słabościach jesteśmy nieustannie wszczepieni w Chrystusa, czy jesteśmy w Nim zakotwiczeni? Czy też słabość w naszym życiu oznacza taką przestrzeń, do której Jezus jeszcze nie ma dostępu.?

7. Wierzyć w powołanie i w miłość

Jeśli chodzi o pewne konkluzje dotyczące słabości, jakie możemy wysnuć na podstawie Listów św. Pawła, to według tego, co pisze w 2 Liście do Koryntian, moglibyśmy przyjąć, że w przeżywaniu naszych słabości niesamowicie pomaga nam wiara w charyzmat, jaki otrzymaliśmy od Boga - wiara w nasze życiowe powołanie. Jest to wręcz konieczne, aby nasze słabości nie stały się blokadą, żeby nie spowodowały, że nasza duchowość nie będzie mogła się wyrazić, nie będzie mogła stać się misją; że przyjmie formę jakiegoś indywidualizmu duchowego i nigdy nie przyniesie oczekiwanych owoców. I to jest pierwsza sprawa: ukochanie własnego charyzmatu, wiara w to, że jest się powołanym i posłanym. Kryzysy w życiu zakonnym, kapłańskim czy świeckim biorą się z rozmaitych przyczyn. Ale z pewnością jednym z ważniejszych powodów kryzysu jest fakt, że człowiek wierzy w Boga, ale zapomina o tym, że ma również wierzyć w swoje własne powołanie i kochać swoje powołanie. Dlatego kiedy osoba konsekrowana przestaje kochać swoje powołanie, popada w zniechęcenie, które prowadzi do kryzysu i załamania wiary.

Drugi wniosek, jaki wypływa z medytacji Listów św. Pawła i który pomaga nam w przeżywaniu naszych słabości, dotyczy jego niesamowitej miłości do wspólnot, które założył. Paweł jest cały dla wspólnoty, troszczy się o jej funkcjonowanie, o poszczególnych członków. Słabości, których doświadcza, schodzą absolutnie na drugi plan. Pamiętamy o chęci zabłyśnięcia Pawła na Areopagu w Atenach (por. Dz 17, 16-34); o tym, jak wszystko sobie wcześniej przygotował, ślicznie przemedytował, zaczął od tego, w czym był mocny, a więc od filozofii, od tego, że istnieją różni bogowie. Chciał znaleźć jakiś punkt styczny ze swoimi słuchaczami, chciał dobrze. No i niestety, może za mało oparł się na mocy Ducha, a za dużo na swojej wiedzy, dlatego nie chciano go słuchać. Jednak po tej porażce Paweł nie przestaje przepowiadać. I nam potrzeba w naszym dawaniu świadectwa takiej miłości do drugiego człowieka - miłości opartej na miłości do Chrystusa. Tylko wtedy doświadczenie słabości będzie mogło stać się doświadczeniem paschalnym, w którym wraz z Chrystusem zwyciężymy i zmartwychwstaniemy.

8. Komunikować, aby żyć

Podejmijmy refleksję nad jeszcze jedną rzeczą, która jest ważna w życiu wspólnotowym, a mianowicie nad wymiarem komunikatywności. Człowiek, według antropologii Pawła, to człowiek wspólnotowy; to nie jest samotna wyspa, ale ktoś, kto aby żyć, potrzebuje drugiego człowieka. Tym bardziej my, bo zostaliśmy powołani do życia we wspólnocie, a nie do tego, aby być samotnymi okrętami na morzu naszych duchowych zmagań.

Dokument Życie braterskie we wspólnocie, jaki ukazał się w 1994 r., jeden z paragrafów poświęca komunikowaniu we wspólnocie i nadaje mu nazwę: "Wzajemna komunikacja jako warunek wspólnego wzrastania" (nr 29-34). Już w samym sformułowaniu wyraźnie widać cel, jaki ma osiągnąć komunikowanie we wspólnocie: jest nim wspólnotowy wzrost wszystkich członków. Wiemy, że to komunikowanie wynika z pewnych przesłanek i pierwszą z nich jest komunikowanie wewnątrztrynitarne, oznaczające że Bóg jest wspólnotą Osób, Kimś, kto ze sobą bez przerwy komunikuje. Bóg jest rzeczywistością trójosobową, w której jedna Osoba przenika drugą, jedna Osoba dopełnia drugą i przez Nią się wyraża. Ta prawda jest mocno obecna w Listach św. Pawła, gdzie często nie można doszukać się żadnej różnicy pomiędzy dziełem Chrystusa a dziełem Ducha Świętego, ponieważ Paweł używa tych pojęć zamiennie. A więc komunikatywność życia wspólnotowego to dzielenie się nie tylko myślami, spostrzeżeniami czy dobrami materialnymi, ale przede wszystkim sobą. Tak rozumiane życie wspólnotowe jest nam dane i równocześnie zadane; jest darem wspólnoty doskonałej, jaką jest Bóg, i jest zadaniem ustawicznego modelowania relacji osobowych na wzór relacji Osób Boskich.

Jednakże dokument nie skupia uwagi na komunikowaniu idei ani na tym, żeby ludzie się do siebie odzywali lub pytali się nawzajem: "Jak się czujesz?". Niewątpliwie te czynniki są ważne, bo składają się na nasze człowieczeństwo, na którym później można budować chrześcijaństwo i kolejne wartości. Dokument Kongregacji akcentuje jednak inny aspekt komunikowania, który nazywa "komunikowaniem dóbr duchowych". Jest to komunikowanie podstawowe, które tworzy, buduje i scala wspólnotę. Niestety, w niektórych wspólnotach albo w ogóle nie zauważa się takiej potrzeby komunikowania dóbr duchowych, czyli dzielenia się tym, co przeżywamy, swoją relacją z Chrystusem, swoim doświadczeniem miłości Chrystusa, albo nieraz nie przywiązuje się do tego żadnego znaczenia, tak jakby to było nieistotne - a to przecież tworzy wspólnotę! Jeżeli nasze apostolstwo ma być skuteczne, jeżeli ma przynosić owoce i nie być czystym biznesem, to musi być świadectwem - i to świadectwem miłości, jaką do siebie żywimy i jakiej sobie wzajemnie udzielamy. A więc należy sobie uświadomić, że wstępując do zgromadzenia otrzymaliśmy pewien konkretny charyzmat, który został też dany tym wszystkim, którzy są z nami we wspólnocie. Zatem wszyscy otrzymaliśmy ten sam podstawowy charyzmat. Przyjęcie tego charyzmatu za swój własny jest bardzo ważne, bo dzięki temu odkrywamy naszą tożsamość, nasze miejsce we wspólnocie, w zgromadzeniu, w Kościele, w całym planie zbawienia.

9. Pokonywać indywidualizm

Kolejny punkt, który należy sobie uświadomić, dotyczy pewnej ważnej przeszkody w komunikowaniu dóbr duchowych. Prawdziwa duchowość musi się wyrażać. Duch pragnie się wyrażać poprzez słowo. Duch w Maryi począł Słowo. To wszystko, co pochodzi od Ducha, chce również stać się słowem, inaczej nie mielibyśmy prawa mówić o inspiracjach, darach, doświadczeniach duchowych czy charyzmatach. Wielkim zagrożeniem dla naszego życia duchowego jest indywidualizm, który może przybierać formę mentalności "Adama Słodowego". Z pewnością starsi pamiętają jeszcze programy telewizyjne, jakie prowadził ten pan, pt. "Zrób to sam". Oczywiście, nie mam nic przeciwko panu Adamowi, ale chcę się posłużyć pewnym porównaniem, aby lepiej zilustrować problem, który mam na myśli. Wystarczyło znaleźć kawałek drewna, trochę kleju, mieć jakąś wiertarkę i już można było zrobić lampkę na biurko czy samolocik, który lata po pokoju, albo okręt, żeby mógł popływać w wannie. Mentalność "zrób to sam" może być symbolem pewnej samowystarczalności, z którą idzie w parze egoizm, niewrażliwość na potrzeby drugiego człowieka, na to, co on przeżywa, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy.

Indywidualizm duchowy można jeszcze określić mianem "grzechu kainowego", który oznacza zupełny brak zainteresowania drugą osobą (por. Rdz 4, 9). Czasem we wspólnotach jest tak, że w momentach wolnych od apostolstwa każdy sobie kultywuje swoją "działkę": jeżeli ma samochód do dyspozycji, wyjeżdża i nie ma go w domu. Nie interesuje go to, czy jego współbrat jest w dołku, czy czasem nie potrzebuje pomocy, czy przypadkiem jego powołanie i dalsze wytrwanie w zgromadzeniu nie są zagrożone. Może ktoś oczekuje ciepłego słowa albo po prostu jakiegoś zwrócenia uwagi i nie może się tego doczekać. Dlatego szuka kontaktów na zewnątrz, a szukając na zewnątrz staje się coraz słabszy, ponieważ nie ma ostoi we wspólnocie. Szatan szybko to wykorzystuje i prowadzi do zniechęcenia życiem zakonnym, do jakiegoś zaprzeczenia powołaniu i w końcu do odejścia.

10. Żyć Chrystusem

Święty Paweł żył zjednoczony z Chrystusem. Jego człowieczeństwo w konfrontacji z niezmierzoną siłą łaski Bożej uległo zupełnej przemianie. Paweł stał się nowym człowiekiem. Gdybyśmy dzisiaj w oparciu o życie Apostoła chcieli podać sposób na świętość, musielibyśmy przyznać, że być świętym - to żyć Chrystusem. Proces uświęcenia jest procesem uchrystusowienia, jak mawiał ks. Alberione. U Ojca Założyciela znajdujemy wyraźne cytaty, w których stwierdza wprost, że być świętym, to znaczy zjednoczyć się z Chrystusem aż do najgłębszego utożsamienia. W Carissimi in San Paolo (Roma 1971), z okazji roku szczególnego uświęcenia, czytamy: "Prawdziwa świętość - to znaczy żyć całkowicie w Jezusie Mistrzu Drodze, Prawdzie i Życiu. A to jest równoznaczne z vivit vero in me Christus [żyje we mnie Chrystus] świętego Pawła" (s. 1364).

Kiedy ks. Alberione mówi o świętości, podkreśla jeszcze jedną ważną rzecz, a mianowicie, że celem ostatecznym człowieka nie jest świętość, ale chwała Boża. Wszystko należy czynić dla chwały Bożej. Człowiek został stworzony dla chwały Bożej. Człowiek dla chwały Bożej żyje. Jeżeli jest zbawiony w Chrystusie, to również dla chwały Bożej. Nasze uświęcenie jest celem drugorzędnym, pośrednim i bliskim, do którego należy nieustannie dążyć, aby zrealizować cel podstawowy: uwielbienie Boga. Ale aby osiągnąć oba te cele, jedyną możliwą drogą jest uchrystusowienie, tzn. maksymalne upodobnienie do Chrystusa we wszystkim, aż do najgłębszego utożsamienia, jak to uczynił św. Paweł. W ten sposób człowiek dostępuje zbawienia, a Bóg doznaje chwały.

kl. Tomasz Wasilewski SSP

Co cenię w Świętym Pawle

 

Święty Paweł Apostoł jest postacią szczególnie ważną dla każdego chrześcijanina, a zwłaszcza dla członków Rodziny Świętego Pawła, której patronuje. Jako paulista (tą nazwą są określani członkowie zgromadzenia zakonnego Towarzystwo Świętego Pawła), osobiście cenię w nim doskonałe połączenie człowieka oderwanego od świata, by lepiej poznawać Boga i służyć innym, z człowiekiem pełnym rozsądku, twardo osadzonym w realiach współczesnego mu świata. Paweł pisze w swych listach, że dla niego nie ma większej wartości jak poznanie Chrystusa Jezusa (Flp 3, 8). W tym stwierdzeniu jawi się jako wspaniały apostoł i w pewnym sensie zakonnik, bo łączy w sobie oddanie się bez reszty Chrystusowi z całkowitym poświęceniem się dziełu ewangelizacji. Jest pewny misji, do jakiej został powołany i wypełnia ją całym sercem: Głoszę bowiem Ewangelię, nie dla własnej chluby, ale z nałożonego na mnie obowiązku. Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii! (.) Będąc wolny od wszystkich, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby pozyskać jak najliczniejszych. Dla Żydów stałem się Żydem, aby ich pozyskać. Chociaż nie podlegam Prawu, to dla tych, którzy podlegają Prawu, stałem się jak ten, który podlega Prawu, aby i tych pozyskać, którzy podlegają Prawu. (.) Dla słabych stałem się słaby, aby słabych pozyskać. Dla wszystkich stałem się wszystkim, aby wszelkim sposobem przynajmniej niektórym zapewnić zbawienie. Wszystko przecież czynię dla Ewangelii, abym miał w niej swój udział (1 Kor 9, 16-22).
Dla głoszenia Słowa Bożego Paweł potrafił znosić wszelkie niedogodności, cierpienia i trudy. Umiał dostosować się do środowiska, spotykanych ludzi i niespodziewanych okoliczności. Nie zamykał się w swoim myśleniu, ale był otwarty na innych, wiedząc, że Chrystus chce zbawić wszystkich bez wyjątku. Przy tak licznych obowiązkach związanych z głoszeniem Słowa był jednocześnie człowiekiem głębokiej modlitwy. Jak mówi bł. Jakub Alberione, odpowiedzi na pytanie "dlaczego Święty Paweł jest tak wielki?" trzeba szukać w jego życiu wewnętrznym. Apostoł Narodów miał pewną osobistą przestrzeń zarezerwowaną tylko dla Boga, która była nienaruszalna i którą ciągle pielęgnował. Jego radykalizm w tym względzie stanowi jedną z cech, która mnie w nim najbardziej fascynuje.
Jednocześnie Paweł poprzez swoje listy dał się poznać jako zwykły człowiek, zajęty sprawami dnia codziennego, posiadający wady. Na początku "drogi powołania" był zagorzałym faryzeuszem, człowiekiem uparcie przekonanym do swoich poglądów, często wybuchowym i nerwowym, nie akceptującym sprzeciwu. Nie lubił też udawania, dlatego później szorstko wypomni Kefasowi w Antiochii dwulicowe postępowanie w kwestii zachowywania żydowskich przepisów (por. Ga 2, 11). Niezwykle wartościowe w jego życiorysie jest to, że historia, pomimo upływu dwóch tysięcy lat, nie była w stanie wybielić go na "słodkiego, obrazkowego świętego". Jednak najbardziej uderza mnie w sylwetce św. Pawła nie jakaś cecha czy zaleta, lecz sposób, w jaki radził sobie ze swoimi wadami. Dzięki swojej ustawicznej współpracy z łaską Bożą potrafił przemienić się wewnętrznie i wydobyć z siebie co miał najlepszego dla służby Kościołowi. Dlatego z dumą mógł powiedzieć, że najchętniej będzie się chlubił ze swoich słabości (2 Kor 11, 30). Ponieważ tam, gdzie "leży" jego największa słabość, może najbardziej zadziałać łaska i może objawić się największa chwała Boża.
Jeśli chodzi o to, co w świętym Pawle trudne i niedoścignione, osobiście podziwiam go za to, że chciało mu się ciągle podróżować. Gdyby nie jego męczeńska śmierć, sądzę, że jego podróżom nie byłoby końca. Wydaje się to trudne do pogodzenia z obecnymi zwyczajami ludzi w tym zakresie, bo wcześniej czy później każdy szuka jednak jakiegoś przysłowiowego "przytulnego gniazdka", pewnej życiowej stabilizacji, gdzie mógłby osiąść na stałe.
Równie niedoścignioną cechą Apostoła było jego poczucie wolności. Myślę, że każdy z nas jest o wiele bardziej niż Paweł przywiązany do różnych rzeczywistości życia. Chcąc w tym aspekcie naśladować świętego Pawła, nie jeden z nas napotkałby na liczne trudności. Kiedy święty Paweł zakładał nowe wspólnoty, zatrzymywał się w nich tylko tyle, ile wymagała tego sytuacja, nie przywiązując się do żadnego miejsca, środowiska czy relacji. Choć posiadał przyjaciół, niejednokrotnie doświadczał, że w szczególnie trudnych chwilach relacje z ludźmi okazują się słabe i zawodne i że jedyną pewną relacją jest więź z Jezusem Chrystusem. Żył tak, jakby całe jego życie było jednym wielkim zadaniem, misją do wypełnienia. Załatwiał tylko to, co było konieczne, mając świadomość, że na odpoczynek, szukanie spokoju i poznawanie świata będzie czas później. Dla niego liczyło się tylko pełnienie woli Bożej, którą jest zbawienie ludzi.
Święty Paweł żył w perspektywie nieba. Oczekiwał powtórnego przyjścia Pana i nagrody, jaka przeznaczona jest dla wytrwałych. Taka perspektywa nadawała jego życiu niesamowity dynamizm i czyniła z niego człowieka, którego również i dziś warto naśladować.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin