Hobbes Thomas - Naturalny stan człowieka i umowa społeczna.pdf

(93 KB) Pobierz
Thomas Hobbes, Naturalny stan człowieka i umowa społeczna
Thomas Hobbes, Naturalny stan człowieka i umowa
społeczna
Thomas Hobbes, Lewiatan, czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego.
Tłum. Cz. Znamierowski. Warszawa 1954.
Natura uczyniła wszystkich ludzi tak równymi, co się tyczy władz cielesnych i
duchowych, że chociaż znajdzie się czasem człowiek wyraźnie silniejszy na ciele lub
bystrzejszy umysłem niż inny, to przecież, gdy weźmie się wszystko w rachubę,
różnica między człowiekiem a człowiekiem nie jest tak znaczna, ażeby na tej
podstawie jeleń człowiek mógł mieć roszczenie do korzyści, do której inny nie mógłby
mieć równego roszczenia. Co się tyczy siły cielesnej, to najsłabszy człowiek ma dość
siły, ażeby zabić mocniejszego albo tajemną machinacją, albo łącząc się z innymi
ludźmi, którzy są w takim samym niebezpieczeństwie jak on. [...]
Z tej równości uzdolnień wypływa równość nadziei, że możemy osiągnąć nasze cele.
Jeśli więc jacyś dwaj ludzie pragną tej samej rzeczy, której niemniej nie mogą obaj
posiadać, to stają się nieprzyjaciółmi; i na drodze do swego celu (którym przede
wszystkim jest zachowanie własnego istnienia, a czasem tylko własne zadowolenie)
starają się zniszczyć jeden drugiego albo sobie podporządkować. A stąd, gdzie
napastnik nie potrzebuję się bać niczego więcej niż siły innego poszczególnego
człowieka, tam, jeśli jeden sadzi, sieje, buduje lub posiada wygodną siedzibę, inni jak
można oczekiwać, prawdopodobnie przyjdą, zjednoczywszy przy tym swoje siły, by
go pozbawić tego, co posiada, i odebrać mu nie tylko owoc jego pracy, lecz również
życie lub wolność. A napastnik z kolei wystawiony jest na podobne
niebezpieczeństwo ze strony innych ludzi.
.
Przed tą nieufnością wzajemną nie może się człowiek zabezpieczyć niczym tak
rozumnie, jak podejmując środki zaradcze; a mianowicie siłą lub podstępem
opanowując wszystkich ludzi, których opanować może, póki nie widzi żadnej innej
siły dość wielkiej, by mogła mu zagrozić. Tak postępując nie czyni on nic więcej niż
to, czego wymaga jego własne samozachowanie; a to jest ogólnie dozwolone. Ale
ponieważ są ludzie, którzy znajdują przyjemność w kontemplowaniu swej własnej
mocy w aktach podboju, który posuwają się dalej, niż tego wymaga własne ich
bezpieczeństwo. przeto inni ludzie, którzy skądinąd byliby zadowoleni skromnymi
granicami, nie mogliby ostać się na długo, polegając tylko na własnych sitach
obronnych, gdyby przez napaść nie zwiększyli swej mocy. A wobec tego takie
powiększenie władztwa nad ludźmi winno być dozwolone człowiekowi, skoro jest
niezbędne dla jego zachowania.
Jest więc oczywiste, że gdy ludzie żyją nie mając nad sobą mocy, która by ich
wszystkich trzymała w strachu, to znajdują się w stanie, który się zwie wojną; i to w
stanie takiej wojny, jak gdyby każdy był w wojnie z każdym innym. Albowiem wojna
polega nie tylko na walce czy też na rzeczywistym zmaganiu; czasem wojny jest
odcinek czasu, w którym dostatecznie jest wyraźne zdecydowanie na walkę. A
wobec tego pojęcie czasu należy włączyć do natury wojny tak, jak włącza się je do
natury pogody. Istota złej pogody nic polega bowiem na jednej nawałnicy czy też na
dwóch, lecz na tym, że się na nią zanosi w ciągu wielu kolejnych dni. Podobnie
natura wojny polega nie na rzeczywistym zmaganiu, lecz na widocznej do tego
gotowości w ciągu całego tego czasu, w którym nie ma pewności, że jest przeciwnie.
Wszelki inny czas zaś jest czasem pokoju.
Tak więc wszystko, co się odnosi do czasu wojny, w którym każdy człowiek jest
nieprzyjacielem każdego innego, to odnosi się również do czasu, w którym ludzie
żyją bez żadnego innego zabezpieczenia niż to, jakie im daje własna siła i własna
inwencja. W takim stanie nie masz miejsca na pracowitość, albowiem niepewny jest
owoc pracy; i co za tym idzie, nie masz miejsca na obrabianie ziemi ani na
żeglowanie, nie ma bowiem żadnego pożytku z dóbr, które mogą być przywiezione
morzem; nie ma wygodnego budownictwa; nie ma narzędzi do poruszania i
przesuwania rzeczy, co wymaga wiele siły; nie ma wiedzy o powierzchni ziemi ani
obliczania czasu. ani sztuki, ani umiejętności, ani sztuki słowa, ani społeczności. A
co najgorsze, jest bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie
człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie.
Może się to wydawać dziwne komuś, kto niedostatecznie zważył te rzeczy, że natura
tak rozdzieliła ludzi i że data im możność napadać się wzajemnie i niszczyć; i może
on wobec tego, nie zawierzając temu wnioskowi opartemu na uczuciach, chcieć, być
może, ażeby to potwierdziło doświadczenie. Niechaj więc zważy sam, że się uzbraja,
gdy udaje się w podróż, i że stara się znaleźć w dobrym towarzystwie; że zamyka
szczelnie swe drzwi, gdy idzie spać; że nawet pozostając w domu, zamyka swe
skrzynie; i to wtedy, gdy wie, że są prawa i że są uzbrojeni przedstawiciele władzy,
których zadaniem jest karać za wszelkie krzywdy, jakie by mu uczyniono. Niechaj
rozważy, co myśli o swoich współobywatelach, gdy tak podróżuje uzbrojony; i co
myśli o mieszkańcach miasta, gdy zaryglowuje drzwi; i o swoich dzieciach i sługach,
gdy zamyka swe skrzynie. Czy nie oskarża on tu całego rodzaju ludzkiego w równej
mierze swoim postępowaniem, jak ja to czynię mymi słowami? Ale ani on, ani ja, nie
oskarżamy natury człowieka samej przez się. Pragnienia człowieka i inne jego
uczucia same przez się nie są grzechem. I nie są również grzechem działania, jakie
wypływają z tych uczuć, póki człowiek nie zna prawa, które ich zakazuje. Nie może
zaś znać takich praw, póki nie zostaną ustanowione; i nie może być ustanowione
żadne prawo, póki wszyscy ludzie nie zgodzą się co do osoby, która ma je stanowić.
[...]
Ta wojna każdego człowieka z każdym innym ten ma jeszcze skutek, że nic tutaj nie
może być niesprawiedliwe. Pojęcia tego, co słuszne i niesłuszne, sprawiedliwości i
niesprawiedliwości, nie mają tu miejsca. Gdzie nie ma nad ludźmi jednej wspólnej
mocy, tam nie ma prawa; a gdzie nie ma prawa, tam nie ma niesprawiedliwości. Siła i
podstęp są w wojnie dwiema kardynalnymi cnotami. Sprawiedliwość i
niesprawiedliwość nie są w ogóle władzami ani ciała, ani umysłu. Gdyby nimi były, to
mogłyby być w człowieku, który by był sam na świecie, podobnie jak mogą być w nim
wtedy zmysły i uczucia. Są to cechy, które przysługują ludziom w społeczeństwie, nie
zaś w samotności. I z tego stanu wojny wypływa również, że nie ma w nim ani
własności, ani władzy, ani różnicy między moim i twoim; do każdego człowieka
należy tylko to, co może sam zdobyć, i na tak długo, jak długo może to utrzymać w
swej mocy. Tyle o tej złej sytuacji, w jakiej sama natura stawia człowieka; niemniej
daje mu ona możność wydobycia się z tego położenia; ta możność tkwi w części w
jego uczuciach, w części zaś w jego rozumie.
Uczucia, które skłaniają ludzi do pokoju, to strach przed śmiercią, pragnienie takich
rzeczy, jakie są niezbędne do wygodnego życia, oraz nadzieja, że swą pilnością i
pracą człowiek będzie mógł je zdobyć. Rozum zaś poddaje wygodne warunki pokoju,
na których ludzie mogą dojść do zgody. Te warunki pokoju to normy, które inaczej
nazywają się prawami natury. [...]
Prawem natury [lex naturalis] jest przepis lub reguła ogólna, którą znajduje rozum i
która człowiekowi zabrania czynić to, co jest niszczące dla jego życia lub co odbiera
mu środki zachowania życia; i która nakazuje mu dbać o to, co w jego rozumieniu
najlepiej może jego życie zachować. Choć bowiem ci, którzy mówią o tej sprawie,
zazwyczaj mieszają ius i lex, uprawnienie i prawo, to przecież należy te rzeczy
rozróżniać. Albowiem uprawnienie polega na wolności, by coś wykonać lub czegoś
zaniechać; gdy tymczasem prawo wyznacza jeden z tych sposobów zachowania i
czyni go obowiązkiem; tak iż prawo i uprawnienie różnią się tak bardzo, jak
zobowiązanie i wolność, które nie mogą istnieć jednocześnie w tej samej sprawie.
Że zaś stanem człowieka (jak to zostało ustalone w rozdziale poprzednim) jest stan
wojny każdego z każdym, w którym to przypadku każdym człowiekiem rządzi jego
własny rozum i nie ma rzeczy, jakiej by nie mógł użyć, jeśli może mu być pomocna
do obrony jego życia przeciw wrogom, przeto w takim stanie rzeczy każdy człowiek
ma uprawnienia do każdej rzeczy, nawet do ciała drugiego człowieka. A wobec tego
tak długo, jak trwa to naturalne uprawnienie każdego człowieka do każdej rzeczy, nie
może być bezpieczeństwa dla żadnego poszczególnego człowieka (choćby nie
wiedzieć jak był silny lub mądry) i żadnej pewności, że przeżyje czas, jaki zazwyczaj
natura pozwala przeżyć ludziom. A stąd jest przepisem czy regułą ogólną rozumu, że
każdy człowiek winien dążyć do pokój u, jak dalece tylko ma nadzieję go osiągnąć, a
gdy go osiągnąć nie może, wolno mu szukać wszelkich środków i rzeczy dlań
korzystnych w wojnie i ich używać. Pierwsza część tej reguły zawiera pierwsze i
podstawowe prawo natury, którym jest: dążyć do pokoju i podtrzymywać go. Druga
część tej reguły zawiera najwyższe uprawnienie przyrodzone, którym jest: bronić
samego siebie wszelkimi środkami, jakie są możliwe.
Z tego podstawowego prawa natury, które każe wszystkim ludziom szukać pokoju,
wynika to drugie prawo, że człowiek winien być gotów, jeśli inni są również gotowi,
zrezygnować z tego uprawnienia do wszelkich rzeczy, jak dalece będzie to uważał za
konieczne dla pokoju i dla obrony własnej; i winien zadowolić się taką miarą wolności
w stosunku do innych ludzi, jaką gotów jest przyznać innym ludziom w stosunku do
samego siebie. Tak długo bowiem, jak każdy człowiek zachowuje to uprawnienie, by
czynić wszystko, co mu się podoba, wszyscy ludzie znajdują się w stanie wojny. Lecz
jeżeli inni ludzie nie chcą zrezygnować ze swych praw tak, jak dany człowiek, to
wówczas nie ma racji, by ktokolwiek wyzbywał się swych uprawnień. Byłoby to
bowiem wystawić się raczej na pastwę innych (do czego żaden człowiek nie jest
zobowiązany), niż wykazać swoje pragnienie pokoju. I to jest prawo, sformułowane w
Ewangelii: Cokolwiek chcecie, iżby inni dla was uczynili, to im czyńcie. I jest to prawo
wszystkich ludzi: quod tibifieri non vis, alteri nefeceris.
Zrezygnować z jakiegoś uprawnienia do jakiejś rzeczy, jest to wyzbyć się wolności
przeszkadzania innemu człowiekowi w korzystaniu z jego uprawnienia do tej samej
rzeczy. Ten bowiem, co się uprawnienia zrzeka lub je innemu oddaje, nie daje temu
innemu uprawnienia, którego ten ostatni nie miałby przedtem, albowiem z natury nie
ma rzeczy, do której każdy człowiek nie miałby uprawnienia. Rezygnując ze swego
uprawnienia, człowiek tylko ustępuje z drogi temu drugiemu, iżby ten mógł korzystać
ze swego własnego uprawnienia przyrodzonego bez przeszkody z jego strony, lecz
nie bez przeszkody ze strony innych ludzi. Tak więc, gdy jeden człowiek zrzeka się
swego uprawnienia, to wychodzi na korzyść drugiego tylko to, że zmniejszają się dla
niego przeszkody w korzystaniu z jego własnego przyrodzonego uprawnienia.
Człowiek zrzeka się swego uprawnienia bądź po prostu rezygnując z niego, bądź też
przekazując je komuś innemu. Po prostu rezygnując, gdy nie troszczy się on o to,
komu wyjdzie to na korzyść, przekazując zaś, gdy korzyść z tego oddaje jakiejś
określonej osobie lub osobom. I gdy człowiek na jeden z tych sposobów wyzbył się
swego uprawnienia albo je komuś innemu zapewnił, wówczas mówi się, że jest
zobowiązany albo że winien nie przeszkadzać tym, którym takie uprawnienie zostało
zapewnione lub pozostawione, by z niego korzystali; i że winien on, że jest jego
obowiązkiem, by nie czynił próżnym swego własnego dobrowolnego aktu; i że takie
przeszkodzenie w korzystaniu z uprawnienia jest niesprawiedliwością i bezprawiem,
jako że jest sine we [bez prawa]: z uprawnienia wszak zrezygnował on już przedtem
lub je przeniósł. Tak więc krzywda czy niesprawiedliwość w sporach tego świata jest
czymś podobnym do tego, co w dysputach szkolarzy nazywa się niedorzecznością.
Jak bowiem tam nazywa się niedorzecznością przeczyć temu, co się twierdziło na
początku, tak też w świecie nazywa się niesprawiedliwością i krzywdą rozmyślnie
odrabiać to, co na początku zrobiło się z własnej woli. Człowiek bądź po prostu się
zrzeka, bądź przenosi swe uprawnienie przez deklarację lub znak (czy znaki)
rozmyślnie dany i wystarczający, że się zrzeka lub przenosi, albo że już się zrzekł lub
przeniósł uprawnienie na kogoś, kto je przyjął. I znakami tymi są bądź tylko słowa,
bądź też tylko działania; albo (jak to się dzieje najczęściej) i słowa, i działania. I te
znaki są zobowiązaniami, które ludzi wiążą i obligują; zobowiązaniami, które mają
swą moc nie z własnej swej natury (niczego bowiem nie łamie się łatwiej niż danego
słowa), lecz ze strachu przed pewnymi ujemnymi konsekwencjami, gdyby zostały
złamane.
Gdy człowiek przenosi swe uprawnienie lub się go zrzeka, to czyni to albo mając na
widoku jakieś uprawnienie, które zostaje przeniesione na niego wzajemnie, albo
jakieś inne dobro, które ma nadzieję przez to zdobyć. Jest to bowiem akt woli, a
przedmiotem każdego aktu woli u każdego człowieka jest jakieś dobro własne. Toż
są pewne uprawnienia, o których nie można sobie pomyśleć, iżby jakiś człowiek
zrzekł się ich lub je przekazał jakimikolwiek słowami czy znakami. A więc, po
pierwsze, człowiek nie może zrezygnować z uprawnienia do stawiania oporu tym,
którzy nastają na niego siłą, by mu odebrać życie; nie można by bowiem rozumieć, iż
taką rezygnacją zmierza on do jakiegokolwiek dobra własnego. To samo można
powiedzieć o ranach, łańcuchach i uwięzieniu; a to zarówno dlatego, że ze znoszenia
tego nie wypływałaby żadna taka korzyść, jaka może wypłynąć z tego, iż znosimy, że
inny człowiek cierpi od ran lub że jest uwięziony; jak również dlatego, że człowiek nie
może powiedzieć, gdy widzi, iż inni ludzie nastają na niego, czy chcą go pozbawić
życia, czy też nie. Wreszcie zaś motywem i celem, dla którego człowiek tak zrzeka
się i przenosi uprawnienia, nie jest nic innego niż bezpieczeństwo własnej osoby,
życia i zabezpieczenia środków do zachowania życia tak, iżby nie stało się ono
uciążliwe. Jeśli więc człowiek słowami lub innymi znakami zdaje się rezygnować sam
z tego celu, któremu miały służyć te znaki, to nie należy rozumieć, iż on to miał na
myśli lub |te to była jego wola, lecz że nie wiedział, jak takie słowa i działania należy
interpretować.
Wzajemne przenoszenie uprawnień ludzie nazywają umową. [...] l Jedyną drogą do
tego, żeby ustanowić taką moc nad ogółem ludzi, która by była |dolna bronić ich od
napaści obcych i od krzywd, jakie sobie czynią wzajemnie, i która by przez to dawała
im takie bezpieczeństwo, iżby swoim własnym staraniem i płodami ziemi mogli się
wyżywić i żyć w zadowoleniu - otóż jedyną taką drogą jest przenieść całą moc i siłę
na jednego człowieka albo na jedno zgromadzenie ludzi, które |by mogło większością
głosów sprowadzić indywidualną wolę ich wszystkich do jednej woli. A to znaczy
tyleż co: ustanowić jednego człowieka czy jedno zgromadzenie, które by ucieleśniało
ich zbiorową osobę. I trzeba by też, by każdy uznawał i przyznawał, że jest
mocodawcą wszystkiego tego, co uczyni lub sprawi, iż zostanie uczynione w
rzeczach dotyczących wspólnego pokoju i bezpieczeństwa, ten, kto reprezentuje ich
osobę, żeby więc każdy podporządkował swoją wolę woli tego reprezentanta i swój
sąd o rzeczach jego sądowi. To jest czymś więcej niż zgodą czy zezwoleniem; to jest
realna jedność wszystkich w jednej i tej samej osobie, powstała na mocy ugody
każdego człowieka z każdym innym tak, jak gdyby każdy człowiek powiedział
każdemu innemu: daję upoważnienie i przekazuję moje uprawnienia do rządzenia
moją osobą temu oto człowiekowi albo temu zgromadzeniu, pod tym warunkiem, że i
ty przekażesz mu swoje uprawnienia i upoważnisz go do wszystkich jego działań w
sposób podobny. Gdy to się stanie, wielość ludzi, zjednoczona w jedną osobę,
nazywa się państwem, po łacinie civitas. I tak powstaje ten wielki Lewiatan, a raczej
(mówiąc z większym szacunkiem) ten bóg śmiertelny, któremu, pod władztwem Boga
Nieśmiertelnego zawdzięczamy nasz pokój i naszą obronę. Przez to bowiem
upoważnienie, jakie mu daje każdy poszczególny człowiek w państwie, rozporządza
on tak wielką mocą i siłą mu przekazaną, że strachem przed tą mocą może
kształtować wolę wszystkich tych ludzi i zwracać ją w kierunku pokoju wewnętrznego
oraz wzajemnej pomocy przeciw wrogom zewnętrznym. I w nim tkwi istota państwa,
które (iżby je określić) jest jedną osobą, której działań i aktów każdy członek jakiejś
dużej wielości stał się mocodawcą, przez ugody, jakie ci ludzie zawarli między sobą
w tym celu, by ta osoba mogła użyć siły ich wszystkich i ich środków, jak to będzie
uważała za korzystne dla ich pokoju i wspólnej obrony.
I ten, kto ucieleśnia tę osobę, nazywa się suwerenem; o nim się mówi, że ma moc
suwerenną czy zwierzchnią, o każdym zaś innym człowieku, że jest jego poddanym.
Zdobywa się tę moc suwerenną dwiema drogami. Jedna, to siła przyrodzona; na
przykład wówczas, gdy człowiek podporządkowuje swoje dzieci sobie i swemu
kierownictwu przez to, że może je unicestwić, gdyby się oparły; albo wówczas, gdy
człowiek w wojnie podporządkowuje swej woli nieprzyjaciół, darowując im życie pod
tym warunkiem. Drugą drogą wówczas, gdy ludzie zgadzają się między sobą
podporządkować się dobrowolnie jakiemuś człowiekowi czy zgromadzeniu, ufając, że
będzie ich bronił przed wszystkimi innymi. Państwo, powstałe na tej drugiej drodze,
można nazywać państwem politycznym, czyli państwem opartym na ustanowieniu;
powstałe zaś na pierwszej drodze państwem powstałym przez zawłaszczenie.
Pytania:
1.Dlaczego stan naturalny człowieka musi być, zdaniem Hobbesa, stanem
wojny każdego z każdym?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin