Koczanowicz L - My skolonizowani, Wschodnioeuropejskie doświadczenie i teoria postkolonialna.pdf

(391 KB) Pobierz
NOWA KRYTYKA 26-27 Rok 2011
ISSN 0867-647X
Leszek Koczanowicz
Akademia Wychowania Fizycznego we Wrocławiu
My skolonizowani?
Wschodnioeuropejskie doświadczenie
i teoria postkolonialna
Rafał Ziemkiewicz w artykule Życie na folwarku stawia następującą tezę:
twierdzę od kilkunastu lat uparcie, że współczesne społeczeństwo pol-
skie nie ma praktycznie nic wspólnego z tym przedwojennym, w od-
niesieniu do którego nadal tworzymy rozmaite mity [...] Tamten naród
uległ nieodwołalnej zagładzie” i dalej: „wyhodowano społeczność
nową, która znacznie więcej niż z dawnymi Polakami sprzed wojennej
katastrofy ma wspólnego z innymi społecznościami krajów postko-
munistycznych, a także z innymi społeczeństwami postkolonialnymi.
Te właśnie postkolonialne prawidłowości, opisujące zbiorowości, któ-
rych doświadczeniem była długotrwała utrata wolności, pozwalają
zrozumieć, co naprawdę zdarzyło się w ostatnim dwudziestoleciu i ile
Polacy zdołali wykorzystać z ofiarowanej im przez historię szansy 1 .
Oczywiste jest więc, że dla tego prawicowego publicysty liberalno-lewicowe
lub jedynie liberalne próby modernizacji kraju mają właśnie charakter post-
kolonialny. Modernizacja taka została narzucona przez elity, które właśnie
mają taki postkolonialny, kompradorski charakter, a ich głównym ideologicz-
nym narzędziem jest oczywiście „Gazeta Wyborcza”:
1 R. Ziemkiewicz, Życie na folwarku , „Rzeczpospolita” 30–31 maja 2009, s. A15.
 
182
Leszek Koczanowicz
Bolesnym problemem wszystkich krajów postkolonialnych jest także
odrzucenie miejscowej elity jako mającej charakter kompradorski,
w kolaboranckich państwach wolnych ludzie z warstw wyższych po-
strzegani są jako ci, którym się udało, a więc lepsi, zdolniejsi, bardziej
pracowici, a przynajmniej jako potomkowie lepszych [sic! – L.K.].
W kraju zniewolonym, gdzie drogą do sukcesu, wręcz jego warun-
kiem, było zaprzedanie się okupantowi, elity postrzegane są wręcz
przeciwnie: jako ludzie gorsi, zdrajcy. Prosty folwarczny lud gardzi
nimi, choć zarazem też zazdrości i jeśli fornal ma taką możliwość [...],
stara się do elity wkraść – z drugiej strony zaś elita gardzi swoim włas-
nym narodem, boi się go, podejrzewa i nienawidzi. Ten splot kom-
pleksów wyższości, kolaboracji i leku postpeerelowskiej elity dosko-
nale rozpoznał Michnik, co było główną przyczyną sukcesu jego gaze-
ty. Typową cechą elit krajów postkolonialnych jest bowiem pogarda
dla swojskości, dla nieucywilizowanych pobratymców, zapatrzenie
w metropolię i przekonanie, że tylko poprzez imitowanie i narzucenie
miejscowej hołocie płynących stamtąd wzorów wiedzie droga postępu
[...] Inteligencja III RP, przeważnie z awansu i kolaboracji, przez
ostatnich 20 lat żyje w stanie nieustającej histerii i nienawiści do
‘czarnych’, do ‘zetchaenowców’, do ‘kaczorów’ 2 .
Z rozważań Ziemkiewicza wynika jasny wniosek: jeżeli nie chcesz być
skolonizowany, to popieraj Kościół, Kaczyńskich, a nienawiścią darz Michnika
i wszystkie „kompradorskie elity”, które usiłują kolonizować Polską na wzór
Unii Europejskiej czy ogólnie zachodniego liberalizmu. Dystans do „liberalne-
go Zachodu” będzie miarą wolności, zbliżenie do niego – wyrazem zniewole-
nia. Przekładając tę tezę na język politycznej praktyki, można powiedzieć, i nie-
jednokrotnie takie stwierdzenie przewija się w prawicowej publicystyce, że
hasła tolerancji seksualnej, rasowej, poprawność polityczna są z gruntu obce
duchowi narodu, a zostały narzucone jako postkolonialna poprawność w sto-
sunku do metropolii (czytaj: Unii czy Zachodu – może z wątpliwym, po wybo-
rze Baracka Obamy, wyjątkiem Ameryki), a tradycyjna religijność, obrona war-
tości konserwatywnych w rodzinie czy antytolerancyjne ustawodawstwo jest
tym, co świadczy o odrodzeniu się „prawdziwego” ducha narodu znieprawione-
go przez lata okupacji sowieckiej, żeby użyć popularnego w tych kręgach słow-
nictwa. Oczywisty jest w przypadku omawianego tekstu instrumentalny cha-
rakter używania pojęcia „postkolonialny”. Oznacza ono tutaj, i pewno w wielu
2 Ibidem.
1057208369.002.png
 
My skolonizowani?
183
innych podobnych tekstach, właściwie pewien rodzaj obelgi, kto się z nami nie
zgadza, pozostaje w szponach mentalności postkolonialnej, dlatego wszelkie
jego poglądy nie mogą być brane na serio, bo są wyrazem zniewolenia.
Struktura tego rozumowania, choć oczywiście jest to wersja uproszczona
postkolonializmu, przypomina nieco argumenty zwolenników niektórych wersji
marksizmu czy psychoanalizy, gdzie również przeciwnikom mówi się, że są
zdeterminowani klasowo czy psychicznie, w związku z czym ich poglądy są
wyrazem „oporu” i mogą być jedynie przedmiotem diagnozy klasowej czy kli-
nicznej, a nie rzeczowej dyskusji. Nie ma tu znaczenia „empiryczna” rzeczywi-
stość, to, że Michnik był prześladowany przez reżim nie zwalnia go od tego, że
jest rozsadnikiem zepsucia, które ten reżim produkował. W dodatku mamy
w tym rozumowaniu wersję „czasu doskonałego”, który określany jest jako
mityczne „społeczeństwo przedwojenne” nieskażone zepsuciem, dopiero oku-
pacja sowiecka zniszczyła tę niewinność.
To, że takie odwołanie do utraconej niewinności nie ma sensu z punktu
widzenia teorii kolonialnej, nie powoduje jakoś konfuzji. W teorii postkolonial-
nej bowiem nie da się mówić o utraconym raju niewinności. Sytuacja jest
w pewnym sensie nieodwracalna, ideologie kolonizatorów stanowią część świa-
domości ludów skolonizowanych i w tym sensie teoria ta jest rodzajem terapii,
która powinna być podjęta nie po to, by odzyskać utraconą niewinność, ale ra-
czej po to, by uświadomić sobie traumę i poprzez to uświadomienie stawić jej
czoła.
Mary Lousie Pratt w książce Imperial Eyes używa kategorii, które tę
współzależność konstruują, na przykład „sfera kontaktu” ( contact zone ), uży-
wana do określenia przestrzeni, w której następowało właśnie zetknięcie się
obcych sobie przedtem ludzi, powiązane z nieuchronnymi konfliktami, przymu-
sem, nierównością. Jednak autorka podkreśla jednocześnie, że kontakt zakłada
też wzajemną zależność, wzajemne konstruowanie siebie przez obie strony
uczestniczące w spotkaniu. Drugą taką kategorią jest „antypodbój” ( anti-
conquest ), określający strategie zachowywania pozorów bezstronności przez
Europejczyków podróżujących przez podbite kraje, podczas gdy w istocie
akceptują oni hegemonię Europy. Trzecią ważną kategorią jest „autoetnografia”
( autoethnography ), pokazująca sposoby, dzięki którym kolonizowani byli
184
Leszek Koczanowicz
w stanie reprezentować siebie często przy użyciu terminów zapożyczonych
z kolonialnego dyskursu 3 .
Nie chciałbym oczywiście pozostawiać wrażenia, że cytowany tekst Ziem-
kiewicza jest w jakimkolwiek sensie reprezentatywny dla prób zastosowania
teorii postkolonializmu do Polski, stanowi on raczej pewną patologię, ale po-
przez to, jak zwykle w przypadku skrajności i uproszczeń, dobitnie pokazuje
niebezpieczeństwa, jakie mogą pojawiać się w przypadku zbyt dosłownego jej
stosowania.
Jakie więc będzie „niedosłowne stosowanie”, z którym chciałbym dysku-
tować? Niewiele chyba jasnych określeń da się sformułować na temat teorii
postkolonialnej, co zresztą nie jest tylko specyfiką tej teorii w humanistyce.
Terry Eagelton, jeden z najbardziej znanych marksistowskich teoretyków litera-
tury, w swej recenzji z książki A Critique of Post-Colonial Reason: Toward
a History of the Vanishing Present , napisanej przez Gayatri Chakravorty
Spivak, nieco (nawet bardzo) złośliwie komentuje styl pisania postkoloniali-
stów:
Musi istnieć gdzieś sekretny podręcznik dla post-kolonialnych kryty-
ków, którego pierwsza reguła brzmi ‘Zacznij od całkowitego odrzuce-
nia pojęcia postkolonializmu’. [...] Drugą zasadą tego wydanego
w samizdacie podręcznika jest: ‘Bądź na tyle ciemny, na ile jest to
możliwe’. Postkolonialni teoretycy często rozpaczają nad przepaścią
między ich własnym intelektualnym dyskursem, a dyskursem ludzi
z krajów, o których mówią, ale przepaść ta byłaby mniej przerażająca,
jeżeli nie używaliby dyskursu, który również dla wielu intelektuali-
stów jest nie do pojęcia. Nie musisz mieć mentalności prowincjusza,
żeby ujrzeć, że metaforyczny łamaniec Spivak: ‘wielu z nas próbuje
wycinać pozytywne negocjacje z epistemicznego grafu imperium’ jest
pretensjonalnie niejasny. Trudno zrozumieć, jak ktokolwiek może pi-
sać w taki sposób i zachwycać się jasnym pisaniem, powiedzmy,
Freuda. Postkolonialna teoria domaga się respektu dla Innego, ale jej
najbardziej bezpośredni Inny, czytelnik, jest wyraźnie wykluczony
z tej wrażliwości 4 .
3 M.L. Pratt, Imperial Eyes. Travel Writing and Transculturation , London 1992, s. 6–7.
4 T. Eagelton, In the Gaudy Supermarket , „London Review of Books” 1999, vol. 21,
no. 10, s. 3.
1057208369.003.png
 
My skolonizowani?
185
Jeżeli jednak jest coś pewnego w tej teorii, to to, że każde użycie teorii
postkolonializmu wymaga odwołania się do początku narracji, czyli do „podbo-
ju”. Oczywiście najbardziej oczywistym kandydatem na kolonizatora jest wtedy
Związek Radziecki, a proces dekompozycji obozu socjalistycznego może być
analizowany w kategoriach postkolonialnych. Podejście takie zyskało pewne
uznanie w naukach politycznych, na przykład Steven L. Solnick w artykule
o regułach negocjowania tworzenia nowego państwa pisze:
Dekolonizacja reprezentuje paradygmatyczny przypadek budowy pań-
stwa w procesie transformacji, ponieważ nowe państwa muszą jedno-
cześnie konsolidować władzę wewnętrzną i utrzymać swą suweren-
ność na arenie międzynarodowej. Z tej perspektywy uprzednio ra-
dzieckie kraje też stały w obliczu budowy państwa w okresie trans-
formacji, gdyż upadek Związku Radzieckiego reprezentował w bardzo
oczywistych kategoriach koniec imperium. Nawet Rosja, choć była
uprzednio metropolią imperium, konfrontować się musiała z podob-
nym wyzwaniem, gdyż jej polityczna organizacja i instytucje były
oparte na imperialnych strukturach Partii Komunistycznej i miały
niewiele legitymizacji poza tym kontekstem 5 .
Oczywiste są jednak ograniczenia takiej porównawczej analizy, choćby
zasygnalizowane w cytacie zwrócenie uwagi na „nietypową” trajektorię rozwo-
ju metropolii. W polskich dyskusjach jednak nacisk kładziony jest nie tyle na
politologiczną analizę powstawania nowych instytucji, ile na stronę, można
powiedzieć, moralną transformacji. Prawicowi zwolennicy tezy o postkolonial-
nym rozwoju naszego kraju, jak choćby przytoczony wyżej Ziemkiewicz,
twierdzą, że wiele z fenomenów życia społecznego da się wyprowadzić z demo-
ralizacji, której uległo społeczeństwo podczas rządów komunistów.
Nawiasem mówiąc, wątek ten pojawić się może – i pojawia – bez przywo-
ływania teorii postkolonialnej. Na początku transformacji modna była koncep-
cja homo sovieticus , które to pojęcie, ukute przez Andrieja Zinowiewa, spopula-
ryzował w naszym kraju Józef Tischner. Jak wiadomo, miało ono oznaczać
zespół cech charakterystycznych dla społeczeństwa komunistycznego, które
stały się zasadniczą przeszkodą w sukcesie transformacji. Nie chcę się specjal-
nie rozwodzić nad tym pojęciem, pisałem o tym obszernie w książce Polityka
5 S.L. Solnick, Federalism and State-Building: Post-Communist and Post-Colonial Per-
spectives , [w:] The Architecture of Democracy. Constitutional Design, Conflict Management, and
Democracy , ed. by A. Reynolds, Oxford University Press, s. 173.
1057208369.001.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin