Barclay Tessa - Saga rodu Craigallanów 04 - Ziarno w żyznej glebie.pdf

(1507 KB) Pobierz
258774188 UNPDF
Barclay Tessa
Ziarno w żyznej glebie
Rozdział pierwszy
Mieszkańcy San Francisco z zainteresowaniem czekali na rozwój wypadków w sprawie Gregora McGartha, który
musiał sobie jakoś poradzić z rozpadem rodzinnej fortuny na Wschodnim
Wybrzeżu.
Ci, którzy go lubili, uznali, że w tej sytuacji tkwi smutna ironia. Jego wrogowie — a miał ich więcej niż kilku —
znaleźli powód do radości.
— Bękart wróci tam, gdzie jego miejsce — krzyczeli.
— Patrzył na nas z góry, bo myślał, że odziedziczy fortunę.
Od dawna spierano się o spodziewany spadek Gregora McGartha.
— Mówię ci, stary Craigallan nie zostawi tego McGarthowi. Chce, żeby jego nazwisko przetrwało. Odda wszystko
legalnemu spadkobiercy.
— Nie, jak głuchy może zarządzać Spółką Rolniczą Craigallana?
— W dzisiejszych czasach robią cuda tymi aparatami słuchowymi.
— Poza tym Cornelius Craigallan ma żonę, która mu pomaga.
— Myślisz, że Craigallan zostawi wszystko człowiekowi, który nie może się nigdzie ruszyć bez żony? Odda fortunę
McGarthowi. McGarth zawsze był jego ulubieńcem, mimo tego, że jest dzieckiem z nieprawego łoża.
— Jeśli chce zostawić wszystko McGarthowi, już dawno powinien się zająć legalną adopcją albo zmienić mu
nazwisko. Nie ulega wątpliwości, że kiedy stary wykorkuje, spadek dostanie się Corneliusowi. Na ile go oceniają?
Czterdzieści jeden milionów dolarów?
— Chciałbym mieć chociaż cząstkę.
Niewątpliwie na łudzi, z którymi Gregor załatwiał interesy, duży wpływ miał fakt, że wierzyli, iż odziedziczy
fortunę Craigallanów. Bogaci właściciele owocowych posiadłości, żeby osiągnąć swe cele, nieustannie uciekali się
do łapówek, ale Gregorowi nigdy dotąd nie zaproponowano pieniędzy.
— Nie miałoby to większego znaczenia — mruknął Lester Fidieu ze Stowarzyszenia Sadowników, specjalista od
załatwiania rzeczy niemożliwych — gdyby brał coś innego. Większość facetów, którzy mówią, że nie
2
przyjmują pieniędzy, można kupić za dziewczynę albo kawałek ziemi. Ale McGarth nie słucha żadnych propozycji.
Ci, którzy chcieli umniejszyć jego pozycję, mówili, że nieprzekupność McGartha nie wynika bynajmniej z faktu, iż
wywodzi się z uczciwej szkockiej rodziny. Chociaż jego matka i ojciec pochodzili ze Szkocji, z pewnością nie byli
uczciwi. Stary Robert Craigallan doszedł do swej fortuny w sposób najbardziej pokrętny z możliwych, w
zamieszaniu jakie nastało pod koniec ubiegłego wieku. Jeśli zaś mowa o matce Gregora, Morąg... To była dziwna
sprawa. Kiedy składała okazjonalne wizyty synowi w San Francisco, kolumny towarzyskie w gazetach skrupulatnie
to komentowały.
— Pani Gregorowa McGarth wydała przyjęcie, by powitać teściową, panią Morąg McGarth, w swym uroczym domu
w Pacific Heights.
W roku 1930, kiedy panowała sztywna etykieta towarzyska, tytuły te mówiły same za siebie. Pani Gregorowa
McGarth była żoną Gregora, szanowanego obywatela San Francisco, Dyrektora Instytutu Badań
Hi-spanoamerykańskich. Pani Morąg McGarth nie była natomiast niczyją żoną, mimo że na trzecim palcu lewej ręki
nosiła pięknie grawerowaną obrączkę.
Wszyscy wiedzieli — ponieważ nowojorskie gazety czasami o tym pisały — że Rob Craigallan spędzał dużo czasu
w domu Morąg McGarth niedaleko Pike's Peak. Nie było też tajemnicą, że syn pani McGarth jest dzieckiem Roberta
Craigallana. Ale stary Rob Craigallan nigdy nie rozwiódł się z żoną, nie poślubił Morąg i nie zalegalizował pozycji
swego ulubionego syna.
Kiedy Craigallan zmarł nagle po krachu na Wall Street, wszyscy czekali na ogłoszenie jego ostatniej woli. Kto
zostanie spadkobiercą? Kto dostanie miliony?
W rzeczywistości odziedziczyć można było tylko długi. Niemądra wiara w odrodzenie giełdy, bezsensowne,
masowe inwestycje w pszenicę spowodowały, że pani Craigallan, dwaj synowie i córka nie dostali ani centa. Na
mocy testamentu zarządzanie Spółką Rolniczą Craigallana zostało przekazane Corneliusowi, najstarszemu z dzieci,
legalnemu synowi. Jego jedynym zadaniem było jednak spłacenie jak największej części należności i sprzedanie
majątku spółki za jak najkorzystniejszą cenę.
Wdowa po Craigallanie, Luisa, postanowiła spędzić resztę życia w słonecznym Neapolu, pod rządami Benito
Mussoliniego, którego popierała z całego serca i głośno o tym mówiła.
Mieszkańcy San Francisco byli ciekawi, których członków rodziny Craigallanów Gregor sprowadzi na zachód.
Prawdopodobnie nie przyjedzie jego przyrodnia siostra Ellie-Rose, żona nowojorskiego dziennikarza radiowego,
który nie przepuszczał żadnej okazji, aby spoliczkować reżym faszystowski, tak podziwiany przez jego teściową.
Niektórzy uważali, że John Martin ma lewicowe poglądy; większość sądziła, że jest dziwnym towarzyszem
6
życia dla wdowy po republikańskim kongresmanie i córki potentata finansowego. Ale zdawał się być człowiekiem,
który potrafiłby utrzymać żonę, nawet gdyby nie miała ojcowskich milionów.
Nie wydawało się też, by starszy syn Ellie-Rose miał ochotę opuścić Wschodnie Wybrzeże. Człowiek ten nie
wykazywał żadnych talentów oprócz sportowego, i tak miał wiele szczęścia, bo dostał pracę w szkole dla synów
bogatych ludzi.
Ostatecznie po trzydniowej podróży z Nowego Jorku z pociągu wysiedli Gregor, jego matka i siostrzenica Gina.
Potem okazało się, że przyrodni brat Cornelius ma dostać pracę w sadzie pomarańczowym Gregora w dolinie San
Joaąuin, gdzie zamieszka ze swą żoną Bess. Złośliwi krytykanci uważali, że sprytnym posunięciem było schowanie
„tego głuchego" w sadzie owocowym; przecież nie mógł stać się podporą towarzystwa.
Odtąd, co przyznawali wszyscy, Gregorowi McGarthowi będzie nieco ciężej.
— Musi wyżywić tę bandę, nie mówiąc o własnych dzieciach — zastanawiali się ludzie.
— Nie mieszka chyba w Skid Road?
Skid Road było dzielnicą San Francisco, gdzie zbierali się bezdomni.
— Ma prawdziwe posiadłości w San Joaąuin i w Oakland. Na pewno też dobrze mu płacą za pracę w Instytucie
Badań Hispanoa-męrykańskich.
— Na jedno wychodzi. Cały ten gang przyzwyczajony do życia w luksusie, będzie musiał trochę spuścić z tonu.
Gregor wiedział, że uważnie mu się przygląda całe San Francisco. Potrzebował wielkiego entree, które tym razem
zapewniło mu samo miasto.
Każda jesień zaczynała się dwoma wielkimi wydarzeniami: otwarciem sezonu wyścigów konnych i sezonu
operowego. Gregor i Francesca zwykle brali udział w tych imprezach, i tylko tego jednego dnia w roku stawiali na
jakiegoś konia. Tej jesieni również poszli do Klubu, w samo południe, żeby zjeść lunch i się pokazać; Gregor był
ubrany w tradycyjny szary płaszcz i cylinder, Francesca wystąpiła w obcisłej fioletowej sukni i szalu z błękitnych
lisów.
Zjedli wędzonego łososia i wypili szampana, po czym udali się do okienek, gdzie reporterzy sfotografowali ich
podczas robienia zakładów. Ich konie nie zajęły punktowanych miejsc.
Około godziny piątej tłum rzucił się do samochodów, żostawiając za sobą stosy podartych kuponów. Trzeba było się
spieszyć, żeby zdążyć do eleganckich restauracji i zjeść tam kolację, zanim otworzą się drzwi Opery. Potem wszyscy
musieli przechadzać się w tę i z powrotem po foyer, wpaść do baru lub pokazać się w Golden Horseshoe Lounge,
gdzie roiło się od gryzipiórków z kolumn towarzyskich i fotoreporterów poczytnych magazynów.
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin