Dąbrowska M., Noce i dnie (streszczenie).doc

(241 KB) Pobierz
NOCE I DNIE – Maria Dąbrowska

NOCE I DNIE – Maria Dąbrowska

 

TOM I - BARBARA I BOGUMIŁ

 

Saga rozpoczyna się od krótkiej historii rodu Niechciców: rodzice Bogumiła Adriana – Michał i Florentyna – odziedziczyli (po ojcu Michała – Macieju) majątek JAROSTY „już mocno okrojone”. Bogumił był jedynakiem, starsze dzieci umarły, co było niby karą za to, że Florentyna zerwała śluby zakonne dla męża. W ’63 roku syn z ojcem wzięli udział w powstaniu, za to skonfiskowano Jarosty i zesłano Michała i Florentynę na Sybir, Michał zmarł, żona wróciła do Polski i razem z bratem – Klemensem Klickim – zamieszkała w Krępie jako gospodyni, tam też powrócił z tułaczki Bogumił. Następnie krótko o przodkach Barbary Joanny: dziadek – Jan Chryzostom – był słynnym hulaką i roztrwaniał sukcesywnie majątek, jego syn – Adam Ostrzeński – odziedziczył „charakterek”J, choć posiadał też wiele czaru towarzyskiego, co m.in. skłoniło ojca Jadwigi Jaraczewskiej do wydania za niego córki (pod przymusem – kochała innego i ubogiegoJ). Adam zdradzał żonę, ale J miał z nią szóstkę dzieci, Pani Barbara była najmłodsza. Osiedli w jakimś (?) miasteczku, lecz mąż Jadwigi wkrótce potem zginął rażony piorunem. Żona przeniosła się do Kalińca i otworzyła tam stancję dla uczniów. Niestety, w ’63 zbankrutowała, bo wychowankowie poszli na wojnę, odtąd żyła z czwórką dzieci (dwoje zmarło): Danielem, który wrócił ranny z powstania, Julianem, Teresą i Panią Barbarą w ubóstwie. Mimo tego nie chciała dopuścić, by dzieci zaniedbały swoje kształcenie. Julian studiował w Petersburgu, gdzie też pozostał, Daniel objął posadę nauczyciela przyrody (odtąd pomagał matce), wkrótce dziewczęta też zaczęły udzielać lekcji.

              W domu pani Adamowej Ostrzeńskiej zbierali się młodzi, energiczni, wykształceni ludzie – dyskutowali (Huxley, Darwin), grali (Szopen, Beethoven), czytali (Mickiewicz) i wesoło spędzali czas w swoim towarzystwie. Najmłodsza była tam Pani Barbara – nieoficjalnie adorowana przez młodego prawnika, Józefa Toliboskiego, który – jak powszechnie wiadomoJ - nie zważając na garnitur, nazrywał dla niej bukiet liliji J z samego środka stawu. Wkrótce jednak sielanka się skończyła – Daniel ożenił się z Michalina Poleską, zubożałą szlachcianka, Teresa się zaręczyła i nie było już okazji ku ponownym naukowo-patriotycznym wieczorkom. Teraz spotkaniom patronowała Michasia, piękna i urocza, ale też niewykształcona i trzpiotowata. Rozmowy zeszły teraz na temat strojów i ostatniej mody... Pani Barbara dostała wiadomość, że „jej” Józef bogato się ożenił, zaczęła odtąd stronić od ludzi, ubierać się na czarno i ukończyła szkołę krawiecką w Warszawie. Wróciła też do udzielania korepetycji, korzystała z „uroków kulturalnych’ Warszawy. Odwiedzała niekiedy braci, Teresę (teraz Kociełłową, żonę Litwina) i dalszą krewną – panią Ładzinę i jej męża, Jana, mieszkających w Borku. Pan Jan nie lubił swej żony – wykształconej i chorowitej, lecz był bardzo miły dla gości (żonę bił, gdy ich nie było J). Pani Ładzina uwielbiała odwiedziny pani Barbary – urządzała dla niej przyjęcia. Na jednym z nich wypatrzył Panią Barbarę Bogumił. On miał wtedy 36 lat, ona – 25. Zainteresowała się nim, dlatego, że brał udział w powstaniu, – ale, ku jej niezadowoleniu i rozczarowaniu – nie lubił o tym tak patetycznie opowiadać, jak ona by chciała. Raz jej podpadł – na przyjęciu pojawiło się dwóch rosyjskich oficerów, Pani Barbara była zachwycona, ze może dowieść patriotyzmu przez odmówienie jednemu tańca. Za to Bogumił w tym czasie pił wódkę z drugim, za co od razu został spiorunowany spojrzeniami. Rano błagał ją o wybaczenie. W końcu postanowił się oświadczyć tuż przed jej powrotem do Warszawy. Pani Barbarze przeszkadzało jego „prostactwo”, brak wykształcenia, choć był bardzo ciepłym, dobrym mężczyzną. Dała mu na wpół-niezdecydowaną odpowiedz i odjechała (nie mogła się zdecydować, a miała „już 25 lat”!!!J). Pisała o tym do Teresy – wspomniała też o Józefie Toliboskim, porównując swe uczucia do każdego z nich (Bogumił przegrywa z kretesem...). Innym razem wzrusza się prostotą Bogumiła, jego oddaniem i czystą miłością, jaką chce jej ofiarować. Ostatecznie zawierają oficjalne zaręczyny i Pani Barbara nakłania narzeczonego, by zawiózł ją do swej matki i „...Obłąkanego stryja, gdyż jest prawie pewna, że od razu ich oczaruje.” (Cóż...J). Na miejscu zastają nieprzyjemną dla pani Barbary biedę – nie chce już tak bardzo poznać wuja, gdy dowiaduje się, że czasem ucieka z domu do lasu, przekonany, że powstanie jeszcze trwa. Bogumił pokazuje jej także przyszły dom, na razie mieszka tam jednak administrator. Wracają do Warszawy saniami przez las, całują się (drudzy Wołodyjowscy?!J) I Pani Barbara przez chwilę patrzy na ślub w jaśniejszych barwach. Trwa to jednak tylko do końca podróży. W przeddzień uroczystości dostaje listy: ani Teresa z rodziną, ani matka nie przyjadą, bo dziewczynki zachorowały, nie będzie też Juliana. Ładowie i Bogumił zabierają więc Panią Barbarę do teatru – na pocieszenie – lecz ona dotkliwie odczuwa tam „braki” narzeczonego wśród tak wytwornego towarzystwa. (W istocie chłopak NIC nieodpowiedniego nie zrobił, to ona zrzuciła rękawiczki z balkonu loży...) W przerwie na korytarzu Bogumił podnosi wachlarz, który upadł jakiejś pannie i dostaje w podzięce piękny, zalotny uśmiechJ. Pani Barbara widzi to i jest przerażona, bo właśnie zdała sobie sprawę, że Bogumił a) jest przystojny, b) może się podobać, c) może się W KIMŚ INNYM zakochać, szczególnie, że ona nie okazuje mu zbyt namiętnie uczuć – jeśli w ogóle je żywi... Odczuwa to jako „kalectwo” i postanawia go gorąco pokochać. Bogumił mówi przy pożegnaniu, że na razie muszą zamieszkać z matką, bo administrator Winczewski wyprowadza się dopiero w kwietniu. Pani Barbara pisze list do Teresy, – że właściwie, to jest zachwycona przyszłym życiem na wsi, to nic, że poświęci studia; wychwala Niechcica... W dniu ślubu pogoda była okropna: szara zadymka i zimno. Jedynymi gośćmi byli Ładowie, Hipolit – krewny i sąsiad Bogumiła – i trochę znajomych pani Barbary. Nagle, tuż sprzed ołtarza, „odwołano” pana młodego. Okazało się, że zmarła jego matka. Zaraz po ceremonii musieli więc jechać na pogrzeb, po męczącej podróży dotarli w końcu do Krępy. Niestety, na miejscu okazuje się także, że Winczewscy nie wyprowadzą się od kwietnia, „jeszcze to potrwa”. Pani Barbara była zła, WYOBRAŻAŁA sobie, że pójdzie tam i nagada pani Winczewskiej, (CO ZA KOMPLEKSY!!!), Bogumił znosił to spokojnie; na razie mieszkali więc w oficynie, razem z ogrodnikiem Nebelskim, staruszką Ludwiczką i służącą Bylisią. Pani Barbara wiele się od nich nauczyła w gospodarskim zakresie. Fakt, musiała się WIELE nauczyć, nigdy tego nie robiła: gotowanie, ogród, zapasy na zimę, sadzonki na wiosnę, drób, świnki, itp. Przeszkadzało jej, że mieszkali tak blisko chlewów (szczególnie latem), kałuże, nawet cisza zamiast miejskiego gwaru i to, że Bogumił zawsze o czwartej rano budził ją, gdy wstawał do dojenia krów. Powoli się przyzwyczajała, dużo czasu spędzała z wujem Klemensem, który wciąż chciał uciekać do lasu, do powstańców, i tłumaczyli mu, że Moskale są we wsi i musi zostać w domu by to przeczekać. Myliły mu się też osoby i czasy, np. Bogumiła uważał za małego chłopca. Opowiadał dużo o walkach, gdy był spokojniejszy, ale raz dostał szału, rozbił szybę by uciekać i się pokaleczył. Pani Barbara żywiła sprzeczne uczucia – to rozpacz, że musi poświęcić się opiece nad dziwakiem, to duma, że pomaga bohaterowi narodu. Pielęgnowała go jednak z oddaniem, bała się tylko, że dzieci mogą odziedziczyć skłonność do szaleństwa. Odwiedzała też chorą panią Nebelską, która chwaliła się, że mają tytuł szlachecki, choć pracują jak chłopi. Pewnej nocy wuj Klemens uciekł, znaleźli go dopiero o północy, w lesie – trzy tygodnie później zmarł na zapalenie płuc... Nastała jesień. Pani Barbara podziwia piękno otaczającej dworek przyrody. Pewnego dnia poszła na spacer i zdawało jej się, że słyszy za sobą tętent koni. Zdjęta strachem, że to Moskale, zaczęła uciekać, a później wyrzucała sobie, że zhańbiła się jako Polka. Gdyby nawet tam byli, powinna przecież stanąć i napluć im w twarz. Często odwiedzała panią Ładzinę, żaliła się jej, że gdyby nie porzuciła krawiectwa, miałaby dziś pewnie magazyn w stolicy, ale cóż... wyszła za mąż... (PORAŻKA...) – Później napadały ją wyrzuty sumienia i leciała do domu przygotować obiadek skrzywdzonemu mężusiowi. Jeździli razem w odwiedziny do Hipolita i jego żony Urszuli (majątek Turobin) – doskonałej gospodyni, co znów wpędzało Panią Barbarę w kompleksy, gospodarskie tym razemJ. Gospodarze chwalili się także córką, małą, prześliczną Helcią. Jedyne, z czego nie byli zadowoleni, to ich starsza, poważna, łażąca po drzewach córka Ania, która wydała się pani Barbarze daleko normalniejsza i sympatyczniejsza od wymuskanej Helci. Hipolit także szczycił się szlachectwem, nadanym tak około Bolesława Krzywoustego, co trochę uraziło Basie, a Bogumiła wcale nie obeszło. Pani Barbara, oczywiście zazdrosna o umiejętności sąsiadki, zaczęła sobie zawzięcie roić, że wkrótce ją prześcignie i nawet napiszą o niej w gazecie, że taka super pani domu – i do tego oświecona, że założy kiedyś czytelnię na tej zapyziałej prowincji, że napisze kiedyś i wyda pamiętnik – a!J - i że zakocha się w niej młody Krępski, a ona go dumnie odrzuci, bo „poślubiła powstańca”. Później wpadła w depresję, bo uprzytomniła sobie, że nie ma na to szans. I tak na zmianę. Wysłuchiwała, jak Bogumił zwierzał się jej ze spraw gospodarskich, robót polowych, itp. Kochał ją bardzo i chciał się z nią wszystkim dzielić, poza tym lubił swoją pracę. Pani Barbara oczywiście porównywała te proste, tkliwe słowa – np. „Byłem tylko wiedział, że jesteś...” – z deklaracjami Toliboskiego. Pytała męża, dlaczego nie ukończył jakichś szkół, on tłumaczył, że wybuchło powstanie, a za granicą też nie miał okazji do nauki. Całe życie był niepewny własnego losu, ale teraz „Myślę, że mając ciebie [do Basi] stoję na pewnym gruncie i będę mógł nie wiem do czego dojść.”. Po nowym roku w końcu mogli wprowadzić się do dworku. Okazało się, że Winczewscy objęli w dzierżawę Jarosty = skonfiskowaną przez Rosjan posiadłość Niechciców => Pani Barbara się puszy, że znów ponosi ofiarę patriotyczną, bo ONA mieszka biednie – a ONI, zdrajcy, w „ich, Niechciców, majątku”. Bogumiła to nie obeszłoJ. Mają teraz dużo więcej miejsca, wprowadzają się, oporządzają ogród. Bylisią nadal jest ich służącą, pomaga im też Ludwiczka. Powoli się zadomawiają, choć z porządnych mebli mieli tylko orzechowe łóżka (prezent ślubny od bogatego krewnego, Joachima Ostrzeńskiego) i szafę po matce. Pani Barbara nauczyła się szybko robić dywaniki i obrusiki, była całkiem, całkiem szczęśliwa, cieszyła się, gdy ktoś zauważał i chwalił jej wysiłki. Postanowili też – w końcu! – odwiedzić rodzinę w Kalińcu. Okazało się też, że Pani Barbara jest w ciąży. Zamieszkali u Kociełłów. Lucjan pracował w zarządzie gubernalnym (hulaka, ale dobroduszny, gościnny i wesołyJ), Teresa natomiast dawała korepetycje na stancji. Mieli dwie córki: Oktawię i Sabinę, które od razu bardzo polubiły Bogumiła. Pani Barbara jest zachwycona czasem spędzonym z siostrą, jej spokojem, zadowoleniem z życia i mądrymi radami na temat małżeństwa i miłości. Ludzie garną się do Kociełłowej, ona każdemu pomaga, ale nie obnosi się z tym w przeciwieństwie do Michasi, żony Daniela, i jej siostry, Stefanii Holszańskiej. Obie panie błyszczały w kółkach dobroczynnych, na zbiórkach pieniędzy, kwestach i równie chętnie opowiadały, jakie to one nie są anielsko dobre i uczynne...Pani Barbara zazdrości im, że żyją tu, w Kalińcu – i choć nie są w jednej dziesiątej tak wykształcone, jak pani Niechcicowa, dużo lepiej orientują się od niej „ w świecie”. Pani Barbara roi sobie od razu, że znajdzie tu jakieś zajęcie Bogumiłowi i się tu przeniosą. Pani Adamowa bardzo polubiła zięcia, rozmawiali na wiele tematów,szczególnie gospodarskich i dobrze czuli się w swoim towarzystwie. ( Matka pani Barbary była już stara, schorowana, i trochę zdziwaczała – ciągle się czegoś bała: kradzieży, choroby wnuczek lub wnuków, samotności...nie mogła znaleźć sobie miejsca, zachwycona Bogumiłem, stroiła się dla niego i nawet wpadła na pomysł, by zamieszkać u Niechciców, co dość szybko wyperswadowała jej Pani Barbara). Z drugiej strony nie omieszkała wytknąć córce popełnionego „mezaliansu”. Na przyjęciu pożegnalnym u Danielów towarzystwo z entuzjazmem recytowało wiersz niejakiego H. Sienkiewicza „Bił okręt...” i śpiewało pieśń z Dziadów „zemsta, zemsta na wroga...”.Pani Barbara jest zawiedziona, że mąż nie zna tych utworów i z żalem porównuje go sobie z oczytanym Toliboskim sprzed lat. Nagle zabrzmiało jej ulubione preludium Szopena i przeniosła się myślami do czasów młodości J - zastanawia się, „jak on może bez niej istnieć?” (tzn. Józef T.) Wśród gości biegają dzieci gospodarzy, na które zarówno matka 9 zajęta na co dzień dobroczynnością) jak i ojciec (zajęty matką J), nie zwracają żadnej uwagi. Przy pożegnaniu Stefcia i Michasia (uroczy duecik) po cichu  namawiają Panią Barbarę, by przeniosła się z mężem do miasta, sama „zainteresowana” nie wie, co odpowiedzieć. U  Kociełłów przed spaniem Pani Barbara dostaje mdłości – Z WŚCIEKŁOŚCI! – i wyobraża sobie, co mogła im wtedy odpowiedzieć ( np. , że jest żoną powstańca i dumnie uprawiają ziemię ojczystą). Bogumił się o nią martwi, przecież jest w ciąży (Pani Barbara, nie Bogumił), a ona wyrzuca mu „gnuśnienie, dziadowanie na wsi” i stwierdza na koniec, że jej rodzina to „ źli ludzie”. Mąż jest bardzo zaskoczony i...smutny. Kładą się, Bogumił zasypia, a Pani Barbara bardzo żałuje, że nie zdąży już POKAZAĆ towarzystwu, jak ona to kocha Bogumiła – „...by mówili, że to powtórzenie Tristana i Izoldy”. Rano wstaje wcześnie i ma dużo lepszy humor, wracają do Krępy. Niedługo potem Pani Barbara urodziła zdrowego chłopca, Piotrusia. Prze porodzie asystowali przyszły tata, Ludwiczka i Bylisia (poród „zaledwie 7 godzin”). Po tym wydarzeniu stosunki z dworem zaczęły się zacieśniać, aż przerodziły się w przyjaźń – Piotruś był tak cudownym dzieckiem - aniołkiem - trzpiotkiem, że stale ich zapraszano. Ponadto stary pan dziedzic, Wojciech Krępski, bardzo lubił Bogumiła za jego „prawy charakter „ i pomoc w utrzymaniu majątku, na którą nie mógł liczyć od własnego syna – melancholicznego Tadeusza, skądinąd bardzo przystojnego. ( Pan Wojciech to typowy światły, przy tym religijny szlachcic, tez prowidencjalista; dał na własność ziemię chłopom, dbał o nich i wszystkie sprawy związane z majątkiem.). Oprócz syna Krępscy mieli tez córki, wykształcone i miłe panny, ciągle na wydaniu, zajmujące się wraz z matka, dobroczynnością. Panią Barbarę pociągała uroda Tadeusza i odstraszało jego dziwne, milczkowate zachowanie. Ożywił się tylko raz, gdy akurat u pani Barbary bawiła Teresa, a on złożył im wizytę z rodzicami. Teresa nie podzielała zachwytów siostry nad młodym dziedzicem, podobało jej się jedynie, „że on taki cichy”. Dzieci Kociełłów i Ostrzeńskich często przyjeżdżały tam na wakacje, co przysparzało pani Barbarze obowiązków, ale też radości. Stosunki z mężem się jednak popsuły, gdyż: ona marzyła, by w dzień był czuły i delikatny, a w nocy „rozwiązły w swych pożądaniach”, czego on się, biedny, nie mógł domyślić i był „tylko” taki jak w dzień J. Panią Barbarę to skrajnie denerwowało, ale oczywiście zamiast powiedzieć  mu, o co jej chodzi, wymawiała się wciąż bólem głowy i zmęczeniem. Cóż J. Bogumił bardzo to przezywał, ale był cierpliwy i kochający czule – jak zawsze. Żona nie mówiła mu o swej niechęci też z obawy, że on zajmie się wtedy inną kobietą ( kandydatek we wsi nie brakowało) – nawet kiedy nie stać nas na miłość, zawsze stać nas na zazdrość.” Zalecał się do niej pewien młody nauczyciel z Borku, co podbudowało jej kobiece ego, ale dość szybko dała mu kosza, w końcu jest wierną żoną. Nastała jesień. Pani Barbara często zabierała synka do lasu i uczyła go rozróżniać nazwy roślin i zwierząt. On zadawał jej typowo słodko- naiwnie dziecięce pytania, np. „czy żaba może być tak duża, że w jej żołądku może się zmieścić las?”; śliczny, roztkliwiający obrazek. Żyli sobie szczęśliwie w Krępie, Bogumił kupił skrzypce, co wieczór grał na nich, a Piotruś tańczył w nocnej koszulce. Pewnego zimowego wieczora wybrali się na spacer, była piękna choć mroźna pogoda. Rodzice skryli się za krzakiem, udając, że ich nie ma, Piotruś spostrzegłszy ich nieobecność, zaczął biec, by ich odnaleźć i upadł. Przytulili go, niby nic się nie stało, ale w nocy silnie gorączkował. Nazajutrz sprowadzono doktora, stan dziecka się pogarszał. Wieczorem Piotruś poprosił jeszcze, by ojciec zagrał mu na skrzypcach i skonał (Piotruś). Pani Barbara wpadła w nerwową gorączkę, Bogumił chciał się zastrzelić, ale w porę otrzeźwiał. Przyjechała Teresa, pomogła przygotować pogrzeb, opiekowała się Panią Barbarą, pocieszała Bogumiła, był jej za to wszystko bardzo wdzięczny. Po jakimś czasie zabrał żonę na grób synka, później często sama tam chodziła, aż zaczęli się o nią martwić. W końcu zachorowała, dostała dużej gorączki i majaczyła. Bogumił opiekował się nią bardzo troskliwie. Opowiedział jej też wtedy o najgorszej rzeczy w jego życiu: gdy został ranny podczas powstania zemdlał i obudził się już w dole, przykryty trupami. Na szczęście go usłyszeli i uratowali. Pani Barbara cały czas mówi, że straciła „JEGO” i nie wie, czy jeszcze chce mieć dzieci, ale powoli następuje przełom i wraca do życia codziennego. Opanowuje ją jednak paniczny lęk przed śmiercią – swoją czy męża. Bogumił, widząc, że żona wciąż jest w złym stanie, rozmyślał nad porzuceniem ukochanej Krępy

I przeprowadzce w jakieś miejsce pozbawione wspomnień. Napisał więc list do Teresy, wkrótce nadeszła odpowiedz: okazało się, że właśnie jest do wzięcia w administrację majątek Serbinów, należący do Letycji Mioduskiej, przebywającej obecnie w Paryżu. Jej plenipotent – Daleniecki – poszukuje kogoś, kto gospodarzyłby tam na miejscu. Bardzo blisko Kalińca.

Bogumił posmutniał – musiałby przecież zostawić rodzinną ziemię, mogiły bliskich... ale Pani Barbara nie zamierzała stracić takiej okazji. Od razu wysłała męża do Krępskiego, ten nie robił im żadnych przeszkód rozumiejąc, że to może pomóc. Pani Barbarze przypomina się, że kiedyś słyszała o właścicielach podkalinickiego majątku – Letycja była piękna i bogata, Serbinów dostała widocznie w spadku po mężu. Daleniecki natomiast zruszczył się dla kariery i pisuje jakieś artykuły do rosyjskich dzienników. Bogumił pojechał, obejrzał wszystko i podpisał umowę na 5 lat, bardzo pomogli mu Teresa, Michalina i Lucjan. Niechcicowie składają pożegnalne wizyty – u Hipolitów bieda, słabe plony. Ładowie zorganizowali małe przyjęcie – Pani Barbara wygląda pięknie, znów zaleca się do niej tamten nauczyciel, a także pijany Jan Łada. Pani Barbara znalazła potem jego żonę płaczącą w sypialni, powodem smutku był...wyjazd Niechciców, utrata jedynej, przyjaznej, światłej duszy. Gdy już odjeżdżali, nauczyciel wsunął pani Barbarze do ręki kartkę z jego własnym wierszem – wyrzuciła w domu do kominka. Rozmawia z mężem, jest trochę pijana; mówi mu o zalotnikach i o tym, że „...nie jest skora do zdrady ani do miłości, nie ma do tego usposobienia. Ale wie, co mu przysięgała.” Rano zaczynają się pakować, wyrzucać niepotrzebne rzeczy, porządkować pozostałe, resztę porozdawali. W końcu wyruszyli w męczącą podróż, wieczorem następnego dnia byli na miejscu. Nowy dom i jego otoczenie okazały się zupełnie różne od tego, co zostawili – zamiast lasów i łąk pola, pola, pola i stawy i błoto. Wszystko było bardzo zaniedbane – dawny administrator, Lalicki, jeszcze mieszkał tam z żoną i córką. Starał się zniechęcić nowych mieszkańców do jakichkolwiek gospodarskich wysiłków i wyłudzał od nich tyle przedmiotów, ile się dało, by je później gdzieś sprzedać. W niektórych pokojach zadomowił się grzyb J, maszynę do mielenia ziaren musieli na razie wstawić do jednego z nich, bo podłoga w stodole mogła się zawalić. Było więc jeszcze ciaśniej, oczywiście najwięcej narzekali ci najbardziej „pokrzywdzeni” – Laliccy, ale musiano zaczekać z naprawami do wiosny. Dochodziło do sprzeczek, raz Pani Barbara weszła nawet do ich pokoju (CHLEW), by porozmawiać, ale nic to nie dało. Dopiero w lutym się wynieśli. Przyszła wiosna, wszystko kwitnie; w Serbinowie jest zupełnie inny, wilgotny klimat (mają 6 stawów!), Pani Barbara chce niektóre zasypać. Ogród był całkiem ładny, ale zapuszczony – altanki, zagajniki, pozostałości po czasach, gdy rezydowali tam Mioduscy. Pani Barbara ciężko pracowała w domu i koło niego, Bogumił w polu. Mimo skromnych środków okazał się doskonałym gospodarzem. Na początku było im bardzo ciężko, potem lepiej; dodatkowo musieli spłacać stare długi i naprawiać to, co Laliccy nakradli lub zepsuli. Założyli warzywniak, wydzierżawili sad, usunęli grzyba z pokojówJ. Rok później urodziła im się córeczka – Agnieszka Teresa, ale nikt się na razie nie cieszył, bo była bardzo słaba... Niechcicowie nie chcieli nawiązywać żadnych kontaktów towarzyskich, rzadko odwiedzali nawet rodzinę. Jedyni nowi znajomi to: Walenty Przybylak, właściciel majątku Środa ( dobry człowiek i rezolutny gospodarz) i Leon Woynarowski, właściciel Pamiętowa – lepiej wykształcony, ale mniej sympatyczny – no i gorszy gospodarz, do tego trochę pił i grał w karty. Pani Barbara nie chciała często widywać swych bliskich, wywoływali przykre wspomnienia związane z Piotrusiem. Jedynie z Teresą pozostawała w cieplejszych stosunkach, choć ta ostatnio bardzo się zmieniła; przestała dbać tak o dom, o córki, ciągle gdzieś wyjeżdżała, lecz mimo tego była dziwnie „kwitnąca”. Pewnego popołudnia Pani Barbara postanowiła ją odwiedzić, lecz zastała tylko siostrzenice. Oktawia akurat płakała, bo mama nie pozwalała jej podłużyć sukienki, a na obiedzie mieli być jacyś goście. Wkrótce wróciła z miasta Teresa, Pani Barbara spostrzegła, jak jej siostra pięknie i młodo wygląda, – no, cóż zaczęła sobie tym razem roić??? – więc Teresa na pewno ma romans z Bogumiłem, szczególnie, że domniemana kochanka męża nie dokończyła rozmarzonego zdania „Och, Krępa...tam to się wszystko zaczęło...”Teresa mówiła też, że nie wie już, czym się w życiu powinien człowiek kierować – nie można przecież ufać uczuciom ani zostawiać losowi jego własnemu biegowi... Po powrocie do domu Pani Barbara wyrzuca mężowi „odkryty” romans, Bogumił najpierw myślał, że ona żartuje. Fakt, bardzo lubił Teresę, „...ale kto by jej nie lubił?” . Niedługo potem Kociełłowa przyjechała, by się pożegnać przed letnim wyjazdem na Litwę – Bogumił naładował jej powóz jaśminem, jak to zwykle robili z Panią Barbarą, ale tym razem bez jej wiedzy. Gdy gościa już nie było, dostał za to po uszach – że ją zdradza, „ zmawia się przeciwko niej i kocha jej siostrę.” Bogumił był 1)zaskoczony, 2) przerażony tymi niedorzecznościami, w końcu wytłumaczył sobie, że żona jest o niego zazdrosna i cieszył się z tego. Słysząc to, Pani Barbara wpadła w szał wściekłości – chodziło jej przecież o to, że porównywała tamtą „niewyznaną miłość T. i B.” do swojej i Józefa T. – i znów  to ona, PANI BARBARA, ma zostać skrzywdzona!!! I: „ Nie utratę męża opłakiwała, ale jakby potwierdzającą się na nowo utratę Toliboskiego!”. Poza tym jego Borowno leżało blisko i na pewno usłyszałby, że kolejny mężczyzna ją porzucił, a jej przecież tak zależało, by wzbudzić w nim żal i zazdrość, że się z nią nie ożenił!!! Wykrzyczała mężowi, że tamten, którego kochała, mógłby jej nie-wiem- co zrobić, i tak by mu przebaczyła, a Bogumił obchodzi ją tylko o tyle, że ludzie mówiliby, że ją porzucił. Wyszedł zdruzgotany, a jej nagle wszystko minęło i czuła już tylko olbrzymi strach, że ją w końcu zostawi. Była otępiała i wpół-przytomna z przerażenia, znalazła go na ganku. Wyszlochała, że go kocha i kochała, a on od razu uwierzył i przebaczył. Ach. Pani Barbara była wtedy naprawdę szczęśliwa, bo uciszyła wyrzut sumienia, że nigdy nie odwzajemniała jego miłości, a poza tym ulżyło jej, że nie zostanie sama. W najbliższą niedzielę pojechali do Kalińca i Pani Barbara w żartach opowiedziała siostrze o swojej zazdrości i teorii romansu. Całe towarzystwo, łącznie z nią, się uśmiało.( co i ja robię nad tą książką: cha, cha...)Teresa nie wyjechała jednak na Litwę – do Serbinowa przybyły pewnego ranka siostrzenice pani Barbary, całe zapłakane z powodu choroby matki. Pani Barbara natychmiast wyrusza, by pielęgnować siostrę. Przed bramą Kociełłów spotkała Daniela, który wcale nie martwił się o Teresę, ale o swą Michasię, która się nią do tej pory opiekowała (kochający brat...). Diagnoza lekarzy; tyfus lub zapalenie mózgu, stan niestabilny. Teresa wyszeptała pani Barbarze: „...w komodzie...albo nie...”, na razie Niechcicowa nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Pojechała tylko na chwilę do Serbinowa po świeżą śmietankę dla chorej, jednak Teresa zmarła przed jej powrotem. Zaczęto przygotowania do pogrzebu, szycie żałoby. Po powrocie do Serbinowa Pani Barbara dramatycznie pyta, dlaczego to ona, której nikt nie kocha, nie zmarła, tylko uwielbiana przez wszystkich Teresa?!?! Potem obwinia się o śmierć siostry, bo na pewno jest to kara za jej – PANI BARBARY- złe uczynki względem zmarłej. Mąż stara się przemówić jej do rozsądku, nadaremno J. Nagle Pani Barbara przypomina sobie o komodzie i wraca do Kociełłów. Sadząc kwiaty na grobie spostrzega z daleka smukła sylwetkę – czyżby młodego Krępskiego?... Rozmawia tez z Lucjanem; szwagier zamierza wyjechać do Częstochowy i rozkręcić ogromny interes, jest pewny, że żona mu będzie zza grobu pomagać. Oddaje pani Barbarze też jej i Teresy korespondencję. Kobieta ze wzruszeniem przegląda ją w domu, natrafia nagle na fragment listu miłosnego siostry do Tadeusza Krępskiego, gdzie Teresa zapewnia o swym gorącym uczuciu. Więc Alles klar, Tadzio – nie Bogumił, kamień z serca. Jesienią Niechcic miał już tyle pracy, że musiał nająć pomocnika do kancelarii – przysłano więc młodego, porządnego chłopca z rekomendacją Dalenieckiego, Romana Katelbę, z którego Bogumił był już po paru dniach bardzo zadowolony. W tym czasie uciekła piastunka Agnisi – Rozalka, zabierając swoje rzeczy i pieniądze za miesiąc służby. Pani Barbara najęła więc młodą, wesołą Józię, wychowankę z ochronki pani Holszańskiej. Jakiś czas potem spotkała Rozalkę w kościele; okazało się, że uciekła, bo była w ciąży, ale i tak straciła to dziecko. Nie chce wrócić do Serbinowa, choć Pani Barbara ofiarowuje jej pomoc. Bogumił tymczasem ciężko pracuje, majątek zaczyna przynosić dochody. Pani Barbara rodzi drugą córkę – Emilię Florentynę, niedługo potem Michasia i Daniel mają trzeciego syna – Bogdana, a 1,5 roku po tym Niechcicom rodzi się syn – Tomasz Michał. Odbyły się UROCZYSTE chrzciny ( no bo to chłopiec, dyskryminacja...), przybył nawet Lucjan K., narzekający trochę na zdrowie. Jakiś czas potem zaczęły się kłopoty z matką pani Barbary – dotąd mieszkała u Ostrzeńskich, ale przestało jej się tam podobać – Michasi ciągle nie było, odwiedzali ją tylko z nudów ( jej opinia) i w ogóle czuła się niedoceniona i niepotrzebna. Tęskniła do czasów młodości, gdy miała przynajmniej własny los w swoich rękach, a teraz życie mija obok niej. Nawet Daniel traktował ją opryskliwie, jak zwykle obsesyjnie zajęty Michasią , czy raczej czekaniem na nią. Babcia uczepiła się więc nadziei, że Julian zabierze ją do siebie, do Petersburga. Widywała się z nim tylko czasem Michasia (jeździła tam w interesach). Jej zdaniem Julian świetnie zarabiał, ale był też bardzo naiwny, bo utrzymywał dzieci jakichś podejrzanych panienek, które wpierały mu ojcostwo. Ponadto mieszkał z kobietą bez ślubu (!!!), co Michasia w gniewie wyjawiła babci. Kiedyś przysłał matce swoje zdjęcie, ale ona uznała je za fałszywe, mając ciągle w pamięci obraz jego jako 20- latka. Po tych wiadomościach przestała przynajmniej wciąż się pakować i gromadzić zapasy na podróż. Michasia, która martwiła się o jej stan zdrowia, napisała do Niechciców – ci przyjechali i Bogumił namówił teściową, by u nich zamieszkała. Urządzona dla niej śliczny pokoik – ona cerowała im odzież, opowiadała bajki i była szczęśliwa. Zaczęła nawet bardzo dbać o swoje zdrowie, by jak najdłużej mieszkać tam z nimi. Pewnego dnia chciała wytrzepać sobie dywanik, ale zasłabła – poprosiła więc o to służąca. W odpowiedzi usłyszała „ nie będę posługiwać starym próchnom”. Usłyszał to Bogumił, zaraz ją wyrzucił, ale babcia dostała ataku sercowego. Odtąd dziećmi opiekowała się Józia, ale Tomaszek zaczął jakoś słabnąć – Pani Barbara bała się już, że tamta rzuciła jakiś zły urok. Gdy raz odwiedziła ich kobieta ze wsi odczyniająca złe czary (Kolańska), Niechcicowa niechętnie zgodziła się na jej pomoc, choć nie chciała być przy tym, by nie pomówili jej o zabobonność. O dziwo – okazało się wkrótce, że zdrowie zarówno dziecka jak i babci się polepszyło, z tym, że babci na krótko...Było coraz gorzej, majaczyła, szarpała się, tylko Bogumiłowi pozwoliła robić sobie okłady. W tym czasie Pani Barbara w pokoju na górze zauważyła pierwsze siwe włosy i ma żal do losu, że ostatnie chwile młodości musi poświęcić takim smutnym obowiązkom, jak opieka nad matką. Pewnego ranka babcia pięknie się ubrała i ...uciekła. Dogonili ją dopiero powozem i zabrali do domu. Dostała grypy i od tego czasu było już tylko gorzej – stronę później zmarła, gdy czuwał przy niej Bogumił. Pani Barbara wpadła w rozpacz, Bogumił delikatnie radzi jej, że może gdyby zajęła się pogrzebem, byłoby jej trochę lżej. Na to dostaje odp., że jest „sprościały i schłopiały” i nie ma uczuć. Oczywiście znowu wyszedł, znowu zaraz go znalazła i przeprosiła. Pani Barbara miała za złe mężowi, że pokazuje trupa dzieciom – on uważał, że muszą przecież kiedyś przywyknąć...pieśni żałobne w drodze na cmentarz.

 

 

 

 

TOM II – WIECZNE ZMARTWIENIE

 

Dzieci Niechciców rosły. Agnieszka stawała się dziewczynką zgrabną i zręczną, Emilka „była jak malowanie”, lecz bardzo niesamodzielna i wydelikacona, w przeciwieństwie do siostry, a Tomaszek „był od razu na wskroś chłopakiem, nie miał w sobie nic z małego dzieciaczka, do tego psotny, zuchwały i krętacz”. Pani Barbara martwiła się, co z niego wyrośnie. Niepokoiła ją także książkowa pasja Agnieszki i w ogóle że dzieci są mało odporne i ciągle chorują. Dziećmi nadal zajmowała się Józia – śpiewała z nimi różne piosenki i uczyła wierszyków. Miała jedną malutką wadę – zanadto lubiła towarzystwo parobków i po jakimś czasie zwiała z niejakim Witkiem. Później Pani Barbara spotkała ją w mieście, dumną, że „złapała miastowego”. Niechcicowa szuka guwernantki dla dzieci, okazuje się, że Aneczka, córka Hipolitów, doskonale się do tego nadaje. Przewidując, że dziewczyna będzie uczyć je także muzyki, przed jej przyjazdem Pani Barbara szarpnęła się nawet na kupno fortepianu, by nie wyjść na schłopiałą prowincjuszkę (jednak tak samo obawiała się, że ludzie obgadają ją za to dziwactwo). Hipolitowie przyjechali z córką, okazało się jednak, że tylko Urszula potrafi cokolwiek zagrać. Pani Barbara, słuchając Szopena, przenosi się oczywiście w czasy młodości. Goście przywieźli też plotki ze wsi: im powodzi się coraz gorzej, zbiednieli, Tadeusz Krępski przejął gospodarstwo po śmierci ojca, Jan Łada spadł z konia i zmarł, a jego syna zesłali na Syberię. Ania zachwyciła cały Serbinów – taka żywa, solidna, wesoła i miła. Poza uczeniem dzieci jeździła na bale i zabawy, Pani Barbara była z niej dumna jak z córki. Lekcjami zainteresowana była jednak tylko Agnisia, najzdolniejsza z rodzeństwa. Emilka stale marudziła, a Tomaszek po prostu uciekał. Agnisia przylgnęła do Aneczki – bardzo zależało jej na uwadze nauczycielki, chciała być przez nią wyróżniana. Była najszczęśliwsza, gdy Ania przychodziła powiedzieć jej „dobranoc” i porozmawiać chwilkę tylko z nią. Tęskniła podczas jej nieobecności i układała żałobne wierszyki na ten temat.:) Niestety Hipolitowie sprzedali Turobin i zabierali córkę do Warszawy. Po wyjeździe Aneczki Pani Barbara zajęła się edukacją dzieci, ale stan jej zdrowia się pogarszał – miewała częste nocne ataki „kurczów” (histeryzowała, że nie dożyje rana), budziła dzieci i była bardzo rozdrażniona, nawet jak na nią. Szczególnie martwiła się o nią Agnisia, choć doktor Wettler uspokajał wszystkich, że to nic poważnego (autodiagnozy pani Barbary: rak trzustki, żołądka, wątroby, na tle kobiecym, czasem myślała nawet, że to z „poczucia życiowego braku”, czyli znów syndrom Toliboskiego). Gdy się jej tylko poprawiło, znów zajęła się szukaniem nauczycielki. Celina Mroczkówna – młoda, piękna, wykształcona, powściągliwa, trochę apatyczna, czyścioszka i modnisia wkrótce objęła tę posadę. Lekcje szły fatalnie, młodsze dzieci stały się przy niej dokuczliwe i krnąbrne, nawet Agnisia, pełna dobrych chęci, niewiele potrafiła z nich wyciągnąć. Pani Barbara, widząc drętwą atmosferę, starała się jakoś zaprzyjaźnić z nauczycielką; organizowali np. wspólne „rodzinne” spacery, lecz panna Celina najbardziej przejmowała się wtedy swoją fryzurą, rozburzaną przez wiatr. Pani Barbara postanowiła znaleźć z nią chociaż wspólny temat – literatura – lecz uprzytomniła sobie, że od urodzenia dzieci zaniedbała nie tylko tę dziedzinę, ale też własny wygląd. Często narzekała na zmęczenie, uważała też, że niepotrzebnie przygotowuje tak wiele smakołyków na święta. Nigdy nie miała dla siebie wolnej chwili, sprzątała nawet zabawki rozrzucone przez dzieci, gdyż nie chciała tego od nich wymagać. Jedyne, czym nie chciała się zajmować, to szycie, ponieważ to przywodziło jej na myśl panieńskie lata spędzone w Warszawie (= m.in. syndrom Toliboskiego). Nadeszła wiosna. Wszystko kwitnie, ptaszki świergolą a Pani Barbara śpi po kilka godzin na dobę i nie wie, w co ręce włożyć. Narzeka też Bogumiłowi, że zabiera jej potrzebną służbę do pola. Zabrała się z Agnisią i służącą Felicją do pielenia grządek, gdy nadeszła panna Celina. Wyrwała jedną lebiodę, po czym poleciała po rękawiczki i wróciła dopiero pod koniec roboty. Pewnego niedzielnego popołudnia w końcu nadarzyła się okazja do nawiązania z nią bliższego kontaktu – Celina weszła do pokoju pani Barbary i spytała, czy tamta zna „Nad morzem” Przybyszewskiego, gdyż sama jest nim zachwycona. Pani Barbara niestety o nim nie słyszała. Wspomniała jedynie, że lubi powieści historyczne, a „o miłości lepiej człowiekowi zapomnieć” = nie czytać. Koniec nawiązywania kontaktu. Bogumił pokazał żonie list od Dalenieckiego. Szef bardzo go chwali i w uznaniu zasług na polu gospodarstwa daje mu wolną rękę w sprawach majątku. Ich rozmowę przerwały dzieci wracające ze spaceru, wkrótce wszyscy zasiedli do obiadu. Brakowało tylko panny Celiny, gdyż, jak doniosła Felicja, właśnie przymierzała w pokoju swoje suknie, co często zwykła czynić. Bogumił śmiał się z syna, bo Tomaszek spadł z konia, do czego nie chciał się przyznać. Ojciec i Katelba przekomarzali się z nim. W końcu dołączyła do nich poważna panna Celina. Po kolacji Pani Barbara rozmawia z mężem o dziwnych zwyczajach nauczycielki i wyrzuca mu, że mieszkając z nim na tym zadupiu nie ma nawet pojęcia, kto to jest ten Przybyszewski. Następnego dnia, a raczej nocy, zdarzył się dziwny wypadek. Niechciców obudziły hałasy, okazało się, że pod ich oknem leży i jęczy potłuczona panna Celina, która spadła z drabiny przystawionej do swojego okna. Utrzymywała, że uciekała przed bandytami, co było dość dziwne, bo psy niczego nie wywęszyły, a drzwi do jej pokoju były zamknięte od wewnątrz. Bogumił od razu polecił szukać złodziei, ale nikt nic szczególnego nie zauważył. Rano trzeba było wezwać doktora, by zajął się złamaną nogą Celiny. Bogumił kazał załatwić to Felicji i przy okazji zwrócił w myślach uwagę na jej kobiece i ponętne kształty, czemu sam się zdziwił. Doktor przyjechał, nastawił nogę, został na obiedzie. Miał zostać też na kolacji, ale okazało się, że kucharka się upiła i chrapie w kuchni. Chorą umieszczono w pokoju po babci, niczego jej nie brakowało. Pani Barbara listownie uspokoiła jej matkę, a potem wyrzucała sobie (znów...), że nie dała jej przyjechać, a jeszcze później martwiła się, że zwali się im na głowę cała rodzina Mroczków. Pewnego dnia odwiedził Celinę Katelba, czym panienka bardzo się przejęła, jednak nie omieszkała skrytykować jego gustów literackich. Po skończonej wizycie wpadła w rozpacz, bo wcześniej przekrzywił się jej „czub” na czole i on ją tak widział. Następnego dnia Celina przypadkiem usłyszała rozmowę Felicji z wiejską dziewczyną, w której naśmiewały się z Mroczkówny i jej domniemanej nocnej schadzki z jakimś parobkiem. Celina jest zszokowana, zrozpaczona i oburzona; postanawia natychmiast opuścić Serbinów, gdy tylko stanie na nogi i kilka tygodni później dzieci znów zostają bez nauczycielki. Pani Barbara rozmawia z mężem – trudno teraz o nową nauczycielkę (jest czerwiec); wysuwa też myśl, że najlepiej ze względów finansowych byłoby posłać dzieci do szkoły w mieście (szczególnie Agnisię), a ona, Barbara, może poświęcić się J i przeprowadzić z nimi do Kalińca, zostawiając Bogumiła samego na jedyne kilka lat. Roi sobie nawet, że założy własną szkołę. To daje początek wielu codziennym sprzeczkom (np. dlaczego Barbara nie pozwala pić dzieciom mleka), panuje napięta atmosfera. Do tego pogoda jest okropna i zanosi się na to, że utracą dużą część zbiorów. W międzyczasie Serbinów odwiedził handlarz – Żyd Szymszel. Zabrał od Bogumiła jakieś nakrętki do maszyny, by je wymienić w mieście, i wyłudził pół korca owsa, z czego nie jest zadowolony Katelba. Pani Barbara w końcu, po długich sprzeczkach, namówiła męża na wyprawę do Kalińca. Michasia załatwiła tam nauczycielkę, jednak od wywołanej tym faktem euforii Pani Barbara w ciągu całego dnia przeszła w całkowite zniechęcenie i jechali już właściwie tylko po to, by zerwać umowę. Panią Ostrzeńską zastali w jej sklepie, gdzie zachęcała akurat do kupna podręcznika. Wyjaśniła Niechcicom, że nauczycielka sama się wycofała, gdyż nie chciała zmarnować sobie życia na wsi. Pani Barbara jest tym oburzona. W drodze powrotnej Bogumił załatwia jeszcze przeróżne gospodarskie sprawunki w Kalińcu, a do pani Barbary podchodzi znajoma handlarka – Żydówka Arkuszowa. Przynosi piorunujące wieści: podobno Daleniecki chce sprzedać Serbinów bez wiedzy Bogumiła, ma nawet swojego szpiega (Szymszela). Bogumił na początku nie chce wierzyć, ale później zaczynają się tym martwić. Barbara znowu dostaje nocnych nerwowych ataków (od jakiegoś czasu nocne nerwowe drgawki napadają też Agnisię) i w ogóle ma jak zwykle nie dożyć rana. Bogumił oczywiście opiekuje się nimi wszystkimi troskliwie i szuka sakiewki z pieniędzmi, którą gdzieś najwyraźniej zapodział. Niespodziewanie przychodzi depesza z Piekar Wielkich zawierająca wiadomość o śmierci radcy Joachima (najbogatszego Ostrzeńskiego, seniora rodu, dalekiego krewnego). Bogumił wybiera się na pogrzeb sam ze względu na zły stan zdrowia żony, która stwierdza, że będzie to tylko zjazd sępów, podobno nawet sama żona zmarłego czeka tylko na ujawnienie testamentu. Pod nieobecność męża próbuje podjąć z dziećmi przerwaną naukę, jednak o ile Agnisi przyswajanie wiedzy przychodzi bez trudu, pozostała dwójka ma z tym poważne kłopoty. Po kilku dniach wraca Bogumił – okazuje się, że Ostrzeński zapisał pani Barbarze 6000 rubli, a ona zamiast się, powiedzmy, jakoś ucieszyć, stwierdza od razu, że na pewno testament jest nieważny, a gdyby nawet, to i tak ktoś nieżyczliwy zdoła go obalić. Mimo „oczywistego” faktu, że tych pieniędzy nie dostaną, zaczynają planować, co z nimi zrobić. Pani Barbara – czyż to możliwe?!J – chce kupić dom w mieście, a Bogumił wolałby nabyć na własność część – przylegającego do Serbinowa – Pamiętowa od Wojnarowskiego. Wkrótce zapomnieli o sprawie i wybrali się z Agnisią do Kalińca po sprawunki. (Krótki opis miasta: most na rzece, dzielnica Dziadowe Przedmieście, place, kościoły, pomniki.) Pani Barbara szczebioce radośnie, że tylu ludzi dookoła, ma dobry humor i obiecała nawet Agnisi podwieczorek w cukierni. Bogumił wstąpił do Nussena po jesionkę na zimę; po chwili zawołał je do sklepu. Okazało się, że jest akurat do sprzedania prześliczny płaszczyk dla Agnisi, który Bogumił od razu chce kupić. Pani Barbara, słysząc cenę, prawie dostaje nerwodrgawek, ale jest już za późno na wycofanie się – wychodzą ze sklepu z nowym nabytkiem. Pani Barbara jest wściekła, że mąż rozwala pieniądze na niepotrzebne rzeczy, a Agnisia w połowie zachwycona płaszczykiem, a w połowie przerażona, że zwróci w nim na siebie czyjąkolwiek uwagę (zakompleksione ciche dziecię). Tymczasem Bogumił wpadł na iście genialny pomysł jak rozweselić Panią Barbarę: kupił jej broszkę. Wściekłość pani Barbary sięga zenitu... Bogumił musiał sam wszystko pozałatwiać (kupno garnków i ciepłych pończoch dla dzieci). Atmosfera poprawia się dopiero, gdy wstępują na podwieczorek do cukierni. Spotykają tam Daniela z najmłodszym synem – Bodziem. Agnisia wybiera sobie ciastka, tylko Bogumił czuje się tam nieswojo. Mały Bodzio popisuje się swoim wykształceniem. Jest oczkiem w głowie ojca, który, nie mogąc zatrzymać dla siebie w domu Michasi, wychował go na swojego nieodłącznego towarzysza. Nie chce nawet niczego zamówić dla dziecka, gdyż boi się, że w filiżance będą zarazki i chłopczyk umrze. Po podwieczorku pojechali wszyscy do Ostrzeńskich, jak zwykle nie zastali Michasi, Daniel się wścieka. Wracają do Serbinowa. Nadeszły zaproszenia na ślub Oktawii i zaręczyny Sabiny, jednak nie zdecydowali się jechać. Rozmawiają o przyszłości dzieci, Bogumił chce je posłać do gimnazjum państwowego, „ale to przecież zaborcy!” (Pani Barbara). W końcu pada pomysł, by Agnisię zapisać na pensję pani Wenordenowej na Dziadowym Przedmieściu. Bogumiłowi pozostaje jak zawsze tylko się zgodzić, ma zresztą głowę zaprzątniętą sianokosami. Wkrótce matka zawozi Agnisię na zapisy. Szkoła wywarła pozytywne wrażenie i zdobyła akceptację pani Niechcicowej. Wróciły wieczorem, kiedy akurat wszyscy szukali Tomaszka i Emilki, którzy gdzieś przepadli. Pani Barbara, w napadzie chwilowego obłędu, wywołanego strachem, poleciała od razu nad stawy, gdzie z pewnością utopiły się jej dzieci. One oczywiście niebawem się odnalazły. Niedługi czas później nadeszła wiadomość od Michasi, że muszą spotkać się u notariusza, by potwierdzić odbiór spadku. Akurat mieli małą sprzeczkę na temat tych pieniędzy: Bogumił stracił w końcu cierpliwość i poszedł się położyć, by już nie słuchać argumentów żonusi. Ustalili w końcu, że pojadą do Kalińca rozejrzeć się za jakąś kamienicą do nabycia, kiedy już załatwią sprawy spadkowe u rejenta. Wszyscy zainteresowani Ostrzeńscy zgromadzili się o dziesiątej w kancelarii pana Holszańskiego. Przybył nawet Lucjan Kociełł – bardzo źle wyglądał (ostatnie stadium raka żołądka). Choć interesy idą znakomicie, marzy mu się spokojny dom na wsi z ogrodem i chwila odpoczynku. Po załatwieniu sprawy Niechcicowie spotkali Arkuszową, która zabrała ich na przedmieście (ulica Owocowa), by obejrzeli kamienicę, która jest na sprzedaż. Żydówka zachwala ją, jakby chodziło o jej życie. Pani Barbara oczywiście zachwycona, Bogumił umiarkowanie, mają wrócić tu po południu, kiedy będzie właściciel. Chwilę później spotkali Michasię, która szukała ich już dość długo, bo wszyscy spadkobiercy czekają u niej na nich z obiadem. Pani Barbara zobaczyła się tam z dawno niewidzianymi bratankami – Janusz, sympatyczny, ale jakby trochę nieobecny, studiuje medycynę, a Anzelm, chłodniejszy i jakby J trochę wyrachowany, chce wciągnąć całą rodzinę, która akurat jest przy kasie, w zakup placów na Oczkowie, gdzie niebawem mają powstać kolej i fabryki. Trwa więc zażarta dyskusja; Anzelm przekonuje, że to wręcz obowiązek patriotyczny (by nie wykupili tej ziemi, która wkrótce zacznie przynosić krocie, zaborcy lub Żydzi czy cykliści). Rejent Holszański ma na tę sprawę trzeźwiejszy pogląd i mówi wprost, że jeżeli się zgodzi, to dla finansowych korzyści, a nie dla tej całej patriotycznej przemowy Anzelma. Po obiedzie całe towarzystwo wybiera się na miejsce by obejrzeć te place. Okazuje się, że to pola, pola, pola... Ale złotodajne, jak zapewnia Anzelm. Niezdecydowaniu rodziny pomaga wiadomość, że można wejść w ten interes jedynie do „dzisiaj wieczora”. Wszyscy decydują się więc oddać swoje pieniądze w ręce Anzelma. Niechcicowie wracają do Serbinowa. Pani Barbara zaczyna lamentować, że może zbyt zaufali Anzelmowi, wszak ma on teraz wyłączną władzę. Do tego żali się i płacze, że już odwykła od miejskiego gwaru – „Do Poleskich ja nie należę, i w ogóle w mieście widać życie nie dla mnie. Ja już zapomniałam, jak to się z tymi ludźmi tam gada, jak to się z nimi chodzi.”. Bogumił OCZYWIŚCIE ją pociesza, wieczorem nie posiada się z radości, bo Pani Barbara zasypia w jego sypialni, czego nie zwykła robić już od bardzo dawna. Nazajutrz Pani Barbara wyrzuca sobie, że nie może „...wzbudzić w sobie na stałe takich uczuć do męża, jakich doświadczyła wczor...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin