Prolog+Rozdziały 1-4_Duchy Aniołów_mika2100.pdf

(173 KB) Pobierz
277125126 UNPDF
Duchy Aniołów
autorka: mika2100
beta: sylwiad3
„Miłość, przyjacielu,
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie,
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.”
Prolog
Myślałam, że tego jedynego wyjątkowego dnia, zaczęło się moje
prawdziwe życie pełne spokoju i miłości. Że wszystko się ułoży, będzie
tak jak być powinno. Łudziłam się tym marzeniem, coraz bardziej
pogłębiając się w nim. Jednakże żyłam, ale nawet tego specjalnie nie
pragnąc. Byłam martwą duszą, pragnącą szczęścia w żywym ciele.
Chcąc odszukać swego przeznaczenia byłam gotowa niemal na
wszystko. Nawet na to, co niegdyś niepojęte dla mnie.
Z biegiem czasu zaczęłam rozumieć pewną istotną rzecz. Tajemnicę,
ukazującą prawdę, której próbowałam do siebie nie dopuścić. Takiej,
której się wystrzegałam. Jednak ją zrozumiałam. Bowiem w życiu nie
można gonić za przyszłością. To ona, szybciej lub wolniej, dogoni ciebie.
Zrozumiałam swój błąd. Moje życie polegało na szukaniu tego, co tak
naprawdę nie było mi dane. Patrzyłam na piękny świat martwymi i
brudnymi oczami, które już nigdy nie miały zalśnić szczęściem.
Rozdział 1
-Jak myślisz, co to może oznaczać?- Zapytała mnie półszeptem Amanda.
Westchnęłam głęboko. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, lecz rozpaczliwie
usiłowałam ją odnaleźć.
-Nie mam pojęcia. Jedyne czego jestem pewna, to, że ktoś musi mieć do tego powód.-
Odpowiedziałam jej drżącym głosem.
Przemierzałyśmy w ciszy ciemną i wąską uliczkę Londynu. Tej ponurej jesieni, miasto
codziennie dusiło się pod naporem szarego jak popiół nieba. Ciemność przytłaczała, nie
widać było nawet cienia oznak wesołej jesieni, jak sprzed laty. To jakby natura wiedziała o
cierpieniu licznych mieszkańców miasta, a sama w głębi płakała. Wszystko diametralnie
277125126.001.png
zmieniło się po ów zdarzeniu.
Bowiem trzy miesiące temu, zgłoszono pierwsze zaginięcie nastoletniej dziewczyny.
Rodzina zeznała, że była ona spokojną osobą, niezdolną do jakichkolwiek ucieczek.
Wówczas uznano, że została porwana, lecz nikt nie wiedział przez kogo i gdzie. Nie było
żadnych śladów, żadnej wskazówki pomocnej. A dziewczyny wciąż nie znaleziono.
Nikt nie miał pojęcia, że ów zdarzenie będzie się powtarzać, niczym nieodłączny cień
snujący za każdym mieszkańcem. Dwa dni po zaginięciu, zaczęły ginąć kolejne osoby. W
ciągu półtora miesiąca od pierwszego zaginięcia zaginęło ponad trzydzieści osób. Wszystkie
były w wieku nastoletnim. Nikt nie wiedział kto jest sprawcą tych zdarzeń. Strach tkwił w
każdym człowieku, a rodzice zabronili swoim dzieciom iść do szkół. Niewiele osób
wychodziło z domu, bojąc się, iż będą następnymi ofiarami.
Tego dnia zaginęły aż dwie osoby. Nieliczni świadkowie powiadali, że ostatnim razem
widziano ich udających się do ciemnego lasu, po czym ich sylwetki rozpłynęły się w mroku.
Szli jakby jakaś wewnętrzna siła zmuszała ich do tego wbrew woli.
Zadrżałam na całym ciele bynajmniej nie z zimna. Spojrzałam przed siebie. W oddali
zobaczyłam mój niewielki domek. Wyróżniał się, gdyż zbudowany był z białej cegły, a jego
zachodnią ścianę pokrywał pnący się bluszcz. Drzwi jak i również okna zrobione były z
ciemnego drewna z nielicznymi wzorami układającymi się w ledwie widoczne kwiaty.
Ojciec zbudował go dla mojej mamy tuż przed moimi narodzinami. Zmarł w dniu moich
dziesiątych urodzin, gdyż wykryto u niego śmiertelną chorobę.
Miałam coraz większe wrażenie, że nigdy nie zapomnę dnia, w którym siedząc w szpitalu
przy jego łóżku i czując na sobie troskliwe spojrzenie ojca wiedziałam, że nie ma ratunku.
Gdy podniosłam wzrok, czułam rozdzierającą pustkę, świecącą strachem. Wiedziałam, że
powinnam coś powiedzieć, choćby słowa otuchy, jak bardzo go kocham, ale słowa uwięzły
mi w gardle. Patrzyłam na niego bez słowa, choć tliło się we mnie tysiące drzemiących
emocji pragnących się wydobyć. Ale ja im na to nie pozwoliłam. Wiedziałam, że jeśli ich
nie powstrzymam nie dając rady, zatopię się w smutku nie wypływając na powierzchnię.
Mogłam jedynie czuć na policzkach piekące łzy spływające aż po szyję.
Ojciec patrzył mi prosto w oczy, swoim nieprzeniknionym wzrokiem. Czułam, iż zaraz nie
wytrzymam tej ciszy i pustych, smutnych spojrzeń. Chcąc ją przerwać próbowałam coś
powiedzieć, ale z mojego gardła wydało się jedynie słowo wypowiedziane cienkim,
chrapliwym głosem.
-Tato…
Ojciec uśmiechnął się do mnie, lecz jego oczy pozostały nadal smutne.
-Emily, kochanie, nie płacz. – Powiedział słabym głosem, po czym dotykiem lekkim jak
muśnięcie piórka, pogładził mnie po dłoni.
-Ale tato… Nie chcę… - Słowa uwięzły mi w gardle; a może po prostu bałam się je
wymówić.
-Wiem. Ludzie odchodzą tylko na kilka minut, by znów spotkać się z nami. Może nie
fizycznie, lecz w sercu. Żyją we wspomnieniach, w duchu. Nigdy o tym nie zapominaj
kochanie.
Jego usta rozciągnęły się w ledwo dostrzegalnym uśmiechu. Moc, z jaką wypowiedział
ostatnie słowa, uderzyła mnie niczym zimny haust wody. Tak, jakby bał się, że ich nie
dokończy pozostawiając mnie z setkami pytań malujących się na twarzy.
-Córciu... To co ci teraz powiem, zachowaj proszę w tajemnicy. Nikomu o tym nie mów.
-Nawet mamie?
-Nikomu. – Jego głos przeszedł w szept. Żeby go usłyszeć przybliżyłam ucho do jego warg.
– Nie wierz we wszystko, co ludzie mówią… Spróbuj odnaleźć to, co tylko tobie jest dane.
Jesteś wyjątkowa. Pamiętaj, że nie wszystko jest takie jak się wydaje. Trzeba to…
dostrzec…
Wpatrywałam się w niego nie rozumiejąc co miał na myśli. Delikatnie ścisnęłam jego rękę,
chcąc poprosić o wytłumaczenie, lecz mój ojciec zapadł w śmiertelny sen. Od tamtego
zdarzenia czuję nieginącą pustkę w sercu. Tak jakbym straciła pewną część siebie, której nie
można było już przywrócić.
Ledwo zdałam sobie sprawę, że twarz mam mokrą od łez. Szybko wytarłam je wierzchem
dłoni, gdy z zamyślenia wyrwał mnie głos Amandy:
-Emily, czy ty mnie w ogóle słuchałaś? – Zapytała z oburzeniem.
-Wybacz, zamyśliłam się.
-Ostatnio cały czas chodzisz zamyślona. Wszystko w porządku?
-Tak… Ale po tych zdarzeniach ciężko mi myśleć.
Westchnęła.
-Wiem. Też mi z tym ciężko. Najbardziej boję się tej niepewności, kto może być następny…
- przy ostatnich słowach głos jej zadrżał.
-Następny każdy może być. Nawet my. I nie mamy na to wpływu. Przecież ktokolwiek jest
sprawcą i tak nas znajdzie. To jest nieuniknione.
Amanda spojrzała na mnie, ale z jej ust nie wydobyło się żadne słowo. Zatrzymałyśmy się
pod moim domem. Przystanęłam na ganku i odwróciłam się w jej stronę. Dopiero teraz
zauważyłam, że pod zielonymi oczami miała cienie, a jej jasne, kręcone włosy były w
lekkim nieładzie. Wiedziałam, że się martwi. Bez słowa podeszłam do niej i mocno ją
uścisnęłam. Choć w ten sposób chciałam dodać jej otuchy, pocieszyć ją.
-Bez względu na to, co się stanie zawsze będziemy razem. – Powiedziałam i ścisnęłam ją
mocniej. – Nie opuszczę cię.
-Wiem, ale… czuję jakby coś nas oddalało od siebie… Może to moja chora wyobraźnia, nie
mam pojęcia. Ale cokolwiek to jest boję się tego. Nie chcę cię stracić, ale mam wrażenie, że
wkrótce coś nas rozdzieli…
-Nic się takiego nie stanie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a miłość między nami nie
może się zatrzeć. Nic nas nie rozłączy, rozumiesz?
Poczułam, jak wolno przytaknęła głową. Z wolna odsunęłyśmy się od siebie. Angelina
uśmiechnęła się do mnie przez łzy w oczach, po czym bez słowa odeszła. Odwróciłam się,
wcisnęłam klucz w szparkę otworzyłam drzwi.
Przywitały mnie egipskie ciemności. Czym prędzej nacisnęłam włącznik światła, ale nie
podziałało. Trzęsącymi rękoma spróbowałam jeszcze raz. Zero skutku. Z każdą chwilą
bezczynnego stania moje oczy przyzwyczajały się do ciemności. Na miękkich nogach
szybko skierowałam się do kuchni. Starałam się nie rozglądać na boki, by nie zatrzymać się.
Czułam się tak, jakbym trafiła do obcego, pustego i od lat niezamieszkanego domu.
Wbiegłszy do kuchni rzuciłam się do sprawdzania szuflad w poszukiwaniu świec. Wyjęłam
telefon z kieszeni, włączyłam go. Natychmiast ekran rzucił nikłe światło, które skierowałam
na szufladę. Trzęsącymi się rękoma zaczęłam przeszukiwać zawartość szuflady.
Westchnęłam z ulgą, gdy moje palce natrafiły na tekturowe pudełko zapałek i świeczek.
Zapaliłam jedną i skierowałam płomień światła na drzwi.
Nie zauważyłam żadnych zmian. Prawdopodobnie moja mama, Kris, wyszła na spotkanie.
Zdziwiło mnie jedynie, że mnie o tym nie poinformowała i również to, że jest dość późno, a
wciąż nie wraca.
Bardziej pewna siebie przeszłam przez salon, po czym skierowałam się w górę, po
schodach. Z każdym moim krokiem stopnie skrzypiały głośno, co niestety mi nie pomagało.
Pokonywałam schody po dwa stopnie, by szybciej dotrzeć do swojego pokoju. Stanęłam
przed drzwiami, prawie przekręcając klamkę, ale natychmiast zamarłam w bezruchu. Przed
dziurkę od klucza z mojego pokoju sączyło się jasne światło. Moje serce straciło zdrowy
rytm, jakby chciało się wydostać. Dotychczas byłam niemal przekonana, że nie ma prądu w
całym domu. Resztami odwagi, ale też z przerażeniem przekręciłam gałkę.
Rozdział 2
Natychmiast moje nozdrza uderzył silny zapach stęchlizny, oczy natomiast oślepiło
jasne światło, wydobywające się z białej świecy stojącej na biurku. Byłam pewna, że
przed moim wyjściem nie zostawiłam jej tutaj. Ani moja mama-nigdy by tego nie
zrobiła. Jeśli nie ja, ani moja matka, to kto? Przeszedł mnie dreszcz. Miałam ochotę
wyjść z pokoju, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Czułam, że muszę tu zostać,
by dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało.
Zamrugałam kilkakrotnie, by dostrzec więcej szczegółów, rozglądając się
niespokojnie po pomieszczeniu. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że mój pokój, tak jak
go zostawiłam, pozostał w idealnym porządku; łóżko było nadal starannie zaścielone,
a na podłodze nie dostrzegłam żadnych śladów, świadczących o tym, by ktoś tu był
przed moim przyjściem. Przeszłam przez pokój, zastanawiając się, skąd ten ów
zapach stęchlizny. Nie zobaczyłam nic, co mogłoby go wydzielać. Zgasiłam świecę,
którą przyniosłam z kuchni, lecz nadal kurczowo trzymałam świecznik w ręce. W
każdym razie, nie chciałam go odstawiać.
Kątem oka zauważyłam, że płomień palącej się świecy na biurku, który na początku
wydał mi się zbyt jasny, teraz z każdą chwilą tracił swą jasność. Tak, jakby zimny
podmuch wiatru otaczał ją zewsząd, gasząc płomień; jedyne źródło światła w tym
domu. Nadal na miękkich nogach, skierowałam się w stronę okna, by je zamknąć,
lecz gdy się odwróciłam, z mojego gardła wydobył się głośny krzyk.
W drzwiach stał wysoki mężczyzna, ale zanim zdołałam dokładniej mu się przyjrzeć,
z niesamowitą prędkością i siłą, powalił mnie na podłogę. Upadając, zahaczyłam
głową o parapet. Poczułam silny ból w skroni, z której natychmiast wypłynęła cienka
i ciepła stróżka krwi. Świecznik wypadł mi z rąk przez otwarte na oścież okno.
Czyjaś ręka złapała mnie mocno za nadgarstek, pociągając mnie w dół. Uderzyłam
twardo o podłogę, przez co ból w pulsującej skroni stał się jeszcze silniejszy. Nie
miałam sił, poddałam się nieznajomemu. Usiadł na mnie okrakiem, po czym
przyjrzał mi się badawczo. Zauważyłam, jak jego czarne oczy, niemal jak dwa
węgielki, spoglądały na mnie z zainteresowaniem. Nieznajomy odgarnął swoje
równie ciemne włosy, po czym dotknął blizny na moim przegubie. Świeca stojąca na
biurku obok, trysnęła swym ostatnim płomieniem ognia, po czym zgasła całkowicie,
pogrążając nas w ciemności i ciszy. Nie wiedziałam, czy mdleję, czy to tylko
ciemność, ale czułam, jak wszystko przede mną znika. Odpływałam z przerażenia i
bólu.
***
Niedaleko siebie usłyszałam lekkie szuranie butów. Leżałam na podłodze, czując pod
plecami zimne podłoże. Wolałam nie otwierać oczu. Rozkoszowałam się tą chwilą
ciemności, choć miałam przeczucie, że ów nieznajomy przygląda mi się. Na skroni
poczułam coś miękkiego przylepionego do mojej skóry. Plaster. Nie miałam pojęcia
jak długo byłam nieprzytomna. Marzyłam, by to minęło i znów znaleźć się w swoim
wygodnym łóżku, wiedząc, że wszystko jest normalne.
Byłam ciekawa, ale zarazem też przerażona tym, kim jest nieznajomy mężczyzna. Do
głowy przychodziły mi różnorodne myśli, głównie o kolejnym porwaniu. Tylko tym
razem, to ja prawdopodobnie byłam ofiarą.Jeśli miałabym zostać zabita, to czemu ten
k t o ś nie zrobił tego wcześniej? Na czoło wystąpiły mi krople zimnego potu.
Niepewnie zamrugałam powiekami. W pokoju panował półmrok. Usłyszałam kolejny
szelest, tym razem bliżej mnie. Osłabiona, zaczęłam się podnosić na łokciu.
-Leż.
Zamarłam na kilka sekund. Ku mojemu zaskoczeniu, słowo to wypowiedziane było
miękkim tonem. Spojrzałam w stronę nieznajomego.
Zaparło mi dech w piersiach. W normalnej sytuacji z pewnością bym westchnęła, ale
w porę się powstrzymałam.
O biurko opierał się wysoki chłopak, którego wcześniej uznałam za dorosłego
mężczyznę. Kości policzkowe miał wyraźnie zarysowane, a jego ciemne włosy
opadały mu lekko na oczy, dając zadziorny, a zarazem mrocznie przystojny wygląd.
Czarne, jak węgiel oczy świdrowały mnie wzrokiem.
-Powiedziałem, leż. – Tym razem słowa te skierowane do mnie, były stanowcze.
Wolałam mu się jeszcze nie narażać, ale w głębi duszy czułam hamowaną
wściekłość. Przecież to jest mój dom i mogę robić w nim co chcę.
Zignorowałam jego polecenie i powiedziałam z trudem, patrząc mu w oczy:
-Kim jesteś?
Prychnął, wyraźnie rozbawiony z obrotu sytuacji. Ja nie widziałam w tym nic
śmiesznego. Patrzył się na mnie swoim przenikliwym wzrokiem, odgarniając włosy z
oczu.
-Odpowiesz, czy nie? – Powiedziałam po dłuższej chwili ciszy, czując coraz większe
rozdrażnienie.
Udał, że się zastanawia, po czym uśmiechnął się rozbrajająco.
-Nie.
Świetnie. Bez cienia strachu, wstałam z podłogi i znalazłam się oko w oko z
nieznajomym. Coś błysnęło lekko przy jego boku. Nóż. Moja pewność siebie ulotniła
się tak szybko, jak się pojawiła. Ze świstem wciągnęłam powietrze, nie mogąc
oderwać wzroku od śmiercionośnego narzędzia.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. – Powiedział chłopak podchodząc do mnie swobodnym
krokiem, cały czas się uśmiechając.
Nie byłam pewna tych słów. Dyskretnie spojrzałam kątem oka przez okno. Słońce już
całkowicie zaszło, więc nie byłam w stanie ocenić, przez jaki czas musiałabym
spadać na dół. Natychmiast ten bezmyślny pomysł wyrzuciłam z głowy. Gdybym
wyskoczyła, z pewnością połamałabym sobie kilka kości, co oznaczałoby jeszcze
więcej chwil bólu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin