Odwet.pdf

(926 KB) Pobierz
Microsoft Word - Bagley - Odwet.doc
Desmond Bagley
Odwet
Przekład: Jerzy ebrowski
136785894.001.png
Rozdział 1
Le ała na łó ku w niedbałej pozie, nie wiadoma ju obecno ci rosłych
m czyzn zapełniaj cych pokój, którzy sprawiali, e wydawał si on jeszcze
mniejszy ni był w rzeczywisto ci. Uleciało z niej ycie, a słusznego wzrostu
panowie przyjechali stwierdzi , dlaczego tak si stało - nie z czystej ciekawo ci,
lecz z przyczyn zawodowych. Byli bowiem policjantami.
Detektyw - inspektor Stephens nie zwracał uwagi na ciało. Rzucił na nie tylko
okiem, a potem zainteresował si pokojem, zauwa aj c tanie, zdezelowane meble
i wytarty dywan, który był zbyt mały, aby ukry zakurzone deski. Brakowało
szafy, a rzeczy dziewczyny le ały bezładnie porozrzucane, niektóre na oparciu
krzesła, inne na podłodze obok łó ka. Ona sama była naga jak opustoszała
muszla. Martwe ciało nie budziło po dania.
Stephens wzi ł z krzesła sweter i zauwa ył ze zdziwieniem, jak bardzo jest
mi kki. Spojrzawszy na metk z nazw firmy zmarszczył brwi, a potem podał go
sier antowi Ipsleyowi.
- Było j sta na dobre rzeczy. Co z ustaleniem to samo ci?
- Betts rozmawia z wła cicielk domu.
Stephens wiedział, ile to warte. Mieszka cy jego rewiru niech tnie rozmawiali
z policj .
- Niewiele mu to da. Dostanie tylko jakie nazwisko i to zapewne fałszywe.
Widział pan strzykawk ?
- Trudno było nie zauwa y , sir. My li pan, e to narkotyki?
- Mo liwe. - Stephens odwrócił si w stron komody z jasnego surowego
drewna i poci gn ł za jedn z gałek. Szuflada otworzyła si na szeroko cala, a
potem zaci ła si . Uderzył w ni kantem dłoni. - Czy zjawił si ju policyjny
lekarz?
- Pójd si dowiedzie , sir.
- Nie ma problemu. Przyjdzie we wła ciwym czasie. - Stephens odwrócił głow
w stron łó ka. - Poza tym jej si tak bardzo nie pieszy. - Szarpn ł szuflad ,
która znów si zaci ła. - Co za cholera!
Umundurowany policjant pojawił si w drzwiach, zamykaj c je za sob .
- Nazywała si Hellier, sir. June Hellier. Mieszkała tu od tygodnia.
Przyjechała w zeszł rod . Stephens wyprostował si .
- To niewiele nam daje, Betts. Widział pan j ju kiedy na swoim terenie?
Betts spojrzał w stron łó ka i pokr cił głow .
- Nie, sir.
- Czy wła cicielka domu znała j wcze niej?
- Nie, sir. Przyszła z.ulicy i poprosiła o pokój. Zapłaciła z góry.
- Inaczej by go nie dostała - stwierdził Ipsley. - Znam t star j dz - nie za
darmo, a za sze pensów niewiele.
- Czy miała jakich przyjaciół, znajomych? - zapytał Stephens. - Rozmawiała
z kim ?
- Nic mi o tym nie wiadomo, sir. Wygl da na to, e wi kszo czasu sp dzała w
pokoju.
2
Niski m czyzna z zaokr glonym brzuszkiem wcisn ł si mi dzy nich.
Podszedł do łó ka i poło ył torb .
- Przepraszam za spó nienie, Joe. Te cholerne korki s coraz gorsze.
- W porz dku, doktorze. - Stephens zwrócił si ponownie do Bettsa: - Niech
pan tu jeszcze pow szy i spróbuje si czego dowiedzie . - Podszedł do doktora,
stoj cego w nogach łó ka i spojrzał z góry na ciało dziewczyny. - Chodzi, jak
zwykle, o czas i przyczyn zgonu.
Doktor Pomray zmierzył go wzrokiem.
- Podejrzewa pan co ? Stephens wzruszył ramionami.
- Na razie nic nie wiem. - Wskazał na strzykawk i szklank , które le ały na
nocnej szafce z bambusa. - To mogły by narkotyki. Mo e przedawkowała.
Pomray pochylił si nad szklank i ostro nie j pow chał. Na dnie wida było
cieniutk warstw wilgoci. Ju miał j dotkn , gdy Stephens powiedział:
- Prosz tego nie robi , doktorze. Chciałbym, eby najpierw sprawdzono
odciski.
- To nie ma wi kszego znaczenia - odparł Pomray. - Jasne, e była
narkomank . Niech pan spojrzy na jej uda. Chciałem tylko sprawdzi , czym si
truła.
Stephens zauwa ył ju wcze niej lady ukłu i wyci gn ł własne wnioski,
stwierdził jednak:
- Mo e miała cukrzyc .
Pomray zdecydowanie pokr cił głow .
- S lady zakrzepu ylnego i zaka enia skóry. aden lekarz nie dopu ciłby do
tego u pacjenta z cukrzyc . - Pochylił si i ucisn ł jej skór . - S te pocz tki
ółtaczki. Oznacza to uszkodzenia w troby. Powiedziałbym, e to narkomania i
typowa beztroska w obchodzeniu si z igł . Ale dopiero po sekcji b dziemy mie
pewno .
- W porz dku, zostawiam to panu. - Stephens odwrócił si do Ipsleya i
powiedział jakby od niechcenia: - Mo e pan otworzy t szuflad , sier ancie?
- Jeszcze jedno - dorzucił Pomray. - Przy swoim wzro cie ma spor
niedowag . To kolejny dowód. - Wskazał na popielniczk zasypan niedopałkami
papierosów. - I bardzo du o paliła.
Stephens zobaczył, jak Ipsley delikatnie uj wszy kciukiem i wskazuj cym
palcem gałk komody, bez trudu otwiera szuflad . Odwrócił wzrok od jego
twarzy, na której malował si wyraz triumfu i stwierdził:
- Ja te du o pal , doktorze. To niewiele oznacza. - Pasuje do klinicznego
obrazu - przekonywał Pomray.
Stephens skin ł głow . - Chciałbym wiedzie , czy zmarła na tym łó ku.
Pomray wydawał si zaskoczony.
- Ma pan powody przypuszcza , e było inaczej? Stephens lekko si
u miechn ł.
- Bynajmniej. Po prostu jestem ostro ny.
- Zobacz , czego zdołam si dowiedzie - stwierdził Pomray.
W szufladzie znale li niewiele: torebk , trzy po czochy, par wymagaj cych
uprania majtek, p k kluczy, szmink , pas do po czoch i strzykawk ze złaman
3
igł . Stephens odkr cił szmink i zajrzał do rodka. Była zupełnie zu yta, a lady
wskazywały na to, e dziewczyna próbowała wykorzysta j do ko ca, co
potwierdziło odnalezienie w szczelinie szuflady starej zapałki z zabarwionym na
czerwono ko cem. Stephens specjalizuj cy si w interpretowaniu takich
szczegółów, wywnioskował, e June Hellier była w finansowych tarapatach.
Majtki miały z przodu dwie czerwonobr zowe plamy. W podobny sposób
zaplamiona była górna cz jednej z po czoch. Wygl dało to na zaschni t krew
i było zapewne efektem zrobionego nieumiej tnie zastrzyku w udo. Na
metalowym kółku znajdowały si trzy klucze, w tym jeden od stacyjki
samochodu. Stephens zwrócił si do Ipsleya:
- Niech pan pójdzie sprawdzi , czy dziewczyna miała samochód.
Drugi klucz pasował do luksusowej i wytwornej walizki, któr znalazł w
k cie; zajrzał do rodka - była pusta. Stephens chciał kiedy kupi podobn w
prezencie dla ony, ale zrezygnował z powodu ceny.
Trzeciego klucza nie potrafił do niczego dopasowa , zaj ł si wi c torebk ,
zrobion z mi kkiej skóry. Zamierzał j wła nie otworzy , gdy wrócił Ipsley.
- Nie ma samochodu, sir.
- Doprawdy? - Stephens zacisn ł wargi. Otworzył zatrzask torebki i - zajrzał
do jej wn trza. Papiery, bibułki, jeszcze jedna doszcz tnie zu yta szminka, trzy
szylingi i cztery pensy w drobnych, adnych banknotów.
- Prosz uwa nie posłucha , sier ancie - powiedział. - Przyzwoita torebka,
przyzwoita walizka, kluczyki do stacyjki, ale bez wozu, przyzwoite ciuchy, z
wyj tkiem po czoch, które s tanie, w szufladzie szminka w złotej oprawie, w
torebce szminka od Woolwortha - obie zu yte. Co pan o tym wszystkim my li?
- Musiała zbiednie , sir.
Stephens skin ł głow , tr caj c wskazuj cym palcem kilka monet. Nagle
zapytał:
- Mo e mi pan powiedzie , doktorze, czy ona była dziewic ?
- Nie była, ju to sprawdziłem - odparł Pomray.
- Mo e yła na kredyt - podsun ł Ipsley.
- Mo liwe - stwierdził Stephens. - Dowiemy si , je li b dzie trzeba.
Pomray wyprostował si .
- Na pewno zmarła na tym łó ku. S na to dowody. Wi cej nic tu nie
zdziałam. Mo na gdzie umy r ce?
- Na ko cu korytarza jest łazienka - odparł Ipsley. - Ale niezbyt tam czysto.
Stephens porz dkował niewielki plik papierów.
- Jaki był powód zgonu, doktorze?
- Powiedziałbym, e przedawkowanie narkotyku, ale dopiero sekcja wyka e,
co to było.
- Przypadkowe czy celowe? - zapytał Stephens.
- Z tym te trzeba poczeka do sekcji - odparł Pomray. - Je eli
przedawkowanie było naprawd spore, mo na wła ciwie mie pewno , e to nie
przypadek. Narkoman z reguły wie dokładnie, ile ma wzi . Je li przedawkowała
tylko troch , mogło si to sta przypadkowo.
- A wi c je eli to nie przypadek, mamy do wyboru samobójstwo albo
morderstwo - stwierdził z zadum Stephens.
4
- My l , e morderstwo mo e pan miało wykluczy - stwierdził Pomray. -
Narkomani nie lubi , eby inni wbijali im igły. - Wzruszył ramionami. - Ale
wska nik samobójstw jest wysoki w ród tych, którzy s ju na dnie.
Stephens mrukn ł cicho, natrafiaj c na wizytówk jakiego lekarza. Jego
nazwisko wydało mu si dziwnie znajome.
- Co pan wie o doktorze Nicholasie Warrenie? Czy to specjalista od
narkotyków?
Pomray przytakn ł.
- A wi c była jedn z jego dziewczyn, tak? - zapytał z zainteresowaniem. - Co
to za lekarz? Ma czyste r ce? Pomray zareagował gwałtownie.
- Mój Bo e! Nick Warren ma nieskaziteln opini . To jeden z najlepszych
fachowców w bran y. Nie jest adnym szarlatanem, je li o to panu chodzi.
- Z ró nymi ma si do czynienia - powiedział pojednawczo Stephens. - Sam
pan to dobrze wie. - Podał wizytówk Ipsleyowi. - To niedaleko st d. Niech pan
spróbuje go odnale , sier ancie. Nie zidentyfikowali my jeszcze tej dziewczyny.
- Tak jest, sir - powiedział Ipsley i ruszył do drzwi.
- Aha, sier ancie - zawołał Stephens. - Prosz mu nie mówi , e dziewczyna
nie yje.
Ipsley szeroko si u miechn ł.
- Nie powiem.
- Prosz posłucha - odezwał si Pomray. - Je eli spróbuje pan przyciska
Warrena, czeka pana spora niespodzianka. To twardy facet.
- Nie lubi lekarzy, którzy rozdaj narkotyki - odparł ponuro Stephens.
- Cholernie dobrze pan wie, jak to jest - burkn ł Pomray. - A lekarskiej etyce
Nicka Warrena nie zdoła pan niczego zarzuci . Je eli zastosuje pan tak taktyk ,
da panu nie le popali .
- Zobaczymy. Radziłem ju sobie z twardzielami. Pomray wyszczerzył nagle
z by w u miechu.
- Chyba zostan i popatrz sobie. Warren wie o narkotykach i narkomanach
tyle samo, co najlepszy specjalista w tym kraju, a mo e i wi cej. Ma na tym
punkcie lekkiego bzika. Nie przypuszczam, eby wiele pan z niego wyci gn ł.
Wróc , jak tylko domyj si w tej zafajdanej łazience.
Stephens spotkał si z Warrenem w ciemnym korytarzu przy wej ciu do
pokoju dziewczyny. Chciał wykorzysta psychologiczn przewag , któr uzyskał
nie informuj c doktora o mierci dziewczyny. Je eli zdziwiło go, e Warren
przyjechał tak szybko, nie okazał tego, lecz obserwował id cego po korytarzu
m czyzn z zawodow rezerw .
Warren był człowiekiem wysokim, o delikatnej, ale dziwnie nieruchomej
twarzy. Mówił zawsze z namysłem, robi c nieraz długie przerwy, zanim udzielił
odpowiedzi. Stephens odnosił wra enie, e Warren go nie słyszy albo nie zwraca
uwagi na zadawane pytanie, ale w chwili gdy zamierzał je powtórzy , Warren
zawsze odpowiadał. Ta pow ci gliwo dra niła Stephensa, chocia starał si tego
nie okazywa .
- Ciesz si , e pan przyjechał - powiedział. - Mamy pewien problem,
doktorze. Zna pan młod danie o nazwisku June Hellier?
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin