Informator 221 (sierpień 2007).pdf

(1768 KB) Pobierz
FANTASTYCZNA UKRAINA (2)
nr 221
sierpień 2007
oraz 1 i 2 września
RELACJA
Z POLCONU
2007
284180937.002.png 284180937.003.png
2 INFORMATOR
MOJE IMPRESJE Z POLCONU-GIGANTA
Tegoroczny Polcon był moim piątym Polconem. Pierwszy zaliczyłem w Sobieszewie.
Ale były to jeszcze lata 80. – nie różnił się on więc dla mnie od wcześniejszych Norconów:
polegał głównie oglądaniu na wideo zaległości filmowych. Dwa pozostałe GKF-owskie
Polcony upłynęły albo w cieniu Nordconu (poloconowski dzień podczas PiN-u), albo
w cieniu Euroconu (połączenie konwentu ogólnopolskiego z ogólnoeuropejskim).
Wyraziście wspominam pobliski Polcon w Elblągu, choć byłem tylko jednodniowym
gościem w bloku komiksowym. Do tegorocznej Warszawy nie wybierałem się. Ale
spotkał mnie zaszczytny obowiązek reprezentowania GKF-u w kilku punktach programu,
zostałem też przez klub oficjalnie oddelegowany. Starałem się więc w ten pierwszy
weekend września uczciwie zapracować na owo wyróżnienie. Stąd m.in. ów
„postpolconowski” wstępniak…
Hotel „Gromada” znałem już. Przed rokiem byłem tam na służbowej delegacji, nb.
wraz z AlBertem. Wtedy popełniłem błąd komunikacyjny: jechałem z dworca Śródmieście
podmiejską kolejką (naczekałem się, potem jeszcze spory spacerek do hotelu); teraz,
dzięki informacji od Organizatorów, szybko dojechałem miejskim autobusem spod
Centralnego pod „Gromadę”. Wcześniej, w nocnym (sezonowym „kołobrzeskim”)
pociągu, nie było tłoku. Powrót samochodem (z Bogusiem, Krzysztofem i Januszem) też
nie był stresujący – sznur samochodów ciągnął w drugą stronę. Zaś piętrowe łóżko w
akademiku wytrzymało 100 kg żywej wagi – i nie spadłem w środku nocy na Papiera.
Jedynym moim dyskomfortem był potworny (i nie-kacowy!) ból głowy, męczący mnie
przez sobotnie popołudnie i wieczór.
W sobotę rano, natychmiast po akredytowaniu się, znalazłem salę, w której
zaplanowane było „wampiurze” spotkanie autorskie. Rozwiesiłem wystawkę z orygi-
nalnych plansz (w tym rewers okładki czwartego tomiku, z pieczątką cenzury z 2 czerwca
1989 r.!). Samo spotkanie odbyło się w równie miłym, co kameralnym gronie; mówiłem
o historii „Wampiurów”, fascynacjach komiksową groteską, środkach wyrazu
charakterystycznych dla tej dziedziny sztuki, perypetiach GKF-u z cenzurą, występowaniu
wulgaryzmów w sztuce; przez chwilę naszą grupkę sfilmowała ekipa Superstacji. Po
mnie, w tej samej sali, Papier przypomniał, z użyciem rzutnika multimedialnego, historię
Nordconów. Z uwagi na problemy techniczne – czasu starczyło tylko do Zakładu Karnego
(nb. ostatniego „mojego” Nordconu). Później, już na górze, głosowanie na Forum
Fantomu. Z czystym sumieniem i najgłębszym przekonaniem podniosłem rękę za
Gdańskiem. Ale „vox populi, vox Dei” – trzymam teraz kciuki, by w Łodzi wszystko udało
się jak najlepiej. Niezapomnianym (bo pierwszym) przeżyciem był dla mnie udział
w komisji liczącej głosy do Nagrody Zajdla, pod niezawodnym przewodem Lecha
Olczaka. A w międzyczasie zostałem pasowany na Smoka Fandomu (miło mi, że ta moja,
dość kameralna, działalność została zauważona i doceniona; dziękuję). Z dużą sympatią
obejrzałem prezentację klubów starwarsowych: te kostiumy i modele są naprawdę
porównywalne z dokonaniami bractw rycerskich! Nie pojawili się, wcześniej
zapowiedziani, autorzy „Jeża Jerzego” (a chciałem im wręczyć oryginał rysunku „Madey
y Yeż”, z dedykacją!). Wojciech Orliński opowiadał o kulturze popularnej, jej
niejednoznacznej definicji, relacjach między nią a kulturą wysoką oraz rozmaitych
teoriach na ten temat; ujednolicenie tego wszystkiego okazało się zresztą niemożliwe.
O uroczystości zajdlowsko-finałowej nie będę się rozpisywał, wszyscy wiedzą już
wszystko. Nazajutrz nie odbyło się spotkanie z Kulturą Gniewu nt. komiksu społecznego.
Lech Jęczmyk opowiadał o wydawaniu fantastyki w PRL-u: o płaceniu zagranicznym
pisarzom niewymienialnymi złotymi, o łagrowych wspomnieniach pisarzy z ZSRR,
o naciskach cenzury (to było gorsze niż Miller i Kaczyński razem wzięci!). Wojciech
Orliński mówił o Lemie (szczególnie smakowite były kawałki o grafomańskich
początkach przyszłego mistrza!). Na wykładzie księdza Kalemy o wierze w pisarstwie
Tolkiena nie mogliśmy już zostać: czas było ruszać...
Był to nader udany konwent – podziękowania i pozdrowienia dla Wszystkich!
JPP
GKF # 221 3
Drodzy październikowi Jubilaci!
Najlepszym urodzinowym
Prezentem dla Was
i dla nas wszystkich
byłoby dokonanie przez Was
WŁAŚCIWEGO WYBORU...
2 Mieczysław Sierociński
3 Andrzej Zimniak
10 Rafał Gosieniecki
Krzysztof Grzywnowicz
13 Tomasz Kołodziejczak
19 Karolina Górska
21 Grzegorz Kozubski
284180937.004.png
4 INFORMATOR
Tegoroczny Polcon pod wieloma względami miał być wyjątkowy - i rzeczywiście taki
był. Po pierwsze, odbywał się w Warszawie, co gwarantowało zwiększone zainteresowanie
mediów i wysoką frekwencję. Po drugie, pierwszy raz w historii Polcon był reklamowany
poprzez spoty w telewizji. Po trzecie, wartość zgromadzonych nagród sięgnęła według
organizatorów 70 tysięcy złotych. Po czwarte, nigdy wcześniej Polcon nie odbył się
w profesjonalnym centrum konferencyjnym (w hotelu Gromada). Impreza miała być
wyjątkowa również dla nas – ponieważ GKF ponownie zgłosił swoją kandydaturę do
organizacji Polconu. W Warszawie pojawiła się liczna delegacja klubu, a przed wyjazdem
przygotowaliśmy liczne plakaty, którymi chcieliśmy zarzucić cały teren imprezy.
Do stolicy przyjechałem w czwartek wieczorem. Pierwsze chwile poświęciłem głównie
na powitania z tysiącem znajomych i przyjaciół i na rozdawanie ulotek reklamujących Polcon
w Gdańsku; przed oficjalnym rozpoczęciem trafiły do dwustu osób. Nie było już czasu na
żadne punkty programu – pojawiłem się tylko na uroczystym otwarciu, w czasie którego
ekipa ze Śląska zaprezentowała zabawny spektakl „Córeczka tatusia” (Kuba Ćwiek
przekonująco umarł, Pewuc świetnie zagrał wyrachowanego tatusia). Zostałem jeszcze na
benefisie z okazji dwudziestolecia twórczości Marka Huberatha (bardzo sympatyczny).
Wieczorem trafiłem do trochę obskurnego akademika (niestety daleko od konwentu –
w odległości kilku przystanków autobusem lub pół godziny piechotą). Wpadłem jeszcze na
pół godziny do pobliskiego baru i dosiadłem się do Pawła Ostrowskiego z Agatą i Piotrka
Florka z połowicą. Potem stosunkowo wcześnie poszedłem spać, jako że przyjechałem
prosto z pracy.
Następnego dnia całe rano zajęło mi rozwieszanie giekaefowskich plakatów. Sporo
czasu spędziłem też na tarasie z malowniczym widokiem, na którym serwowano kaszankę
z grilla, między innymi w towarzystwie Puszona i Jacka Komudy. Na moment zajrzałem na
panel o tworzeniu z udziałem Tada Willimasa, Hala Duncana i Marka Huberatha. Potem
wziąłem udział w konkursie tolkienowskim. Poszło średnio, zresztą w środku musiałem
opuścić drużynę, bo zaczynało się spotkanie Smoków Fandomu, na którym zostałem
pasowany na Smoczka. Zaszczyt ten spotkał również Michała i PiPiDżeja, którzy dojechali
później. Następnie udałem się na prelekcję Maćka Górczyńskiego, który przedstawił swoją
interpretację Pana Kleksa (Era Wodnika, ezoteryka, pedofilia).
Kolejnym punktem programu był konkurs wiedzy o „Diunie”, przygotowany przez Fokę
z mężem i Marka Michowskiego. Utworzyliśmy drużynę z prezesem ksywa Prezes i była to
dobra decyzja, ponieważ po głównej części rywalizacji byliśmy ex aequo na pierwszym
miejscu. Przegraliśmy dopiero w dogrywce, ale i tak zarobiliśmy trochę konwentowych
kredytów (zamieniało się je na nagrody, później „kupiłem” za nie „Jeża Jerzego”).
Następne w programie było bardzo długie spotkanie o filmie, który powoli staje się
w fandomie legendą – czyli o „Gwiazdach w czerni” Staszka Mąderka. Niestety nie udało się
zakończyć produkcji i montażu, ale zaprezentowane fragmenty robiły duże wrażenie.
W piątek wieczorem odbyła się jeszcze prezentacja kandydatur do organizacji Polconu
2009. Razem z Michałem zaprezentowaliśmy naszą (Wydział Filologiczno-Historyczny UG,
parę pomysłów na program). Po nas wystąpił Tredo z Łodzi, który obiecał połączenie
Polconu z Międzynarodowymi Targami Fantastyki i współpracę z Wyższą Szkołą Filmową.
W tym momencie zaczęliśmy zastanawiać się, czy mamy jakiekolwiek szanse, ale
postanowiliśmy walczyć dzielnie do końca.
Następnego dnia miałem dużo zajęć. Najpierw wziąłem udział w spotkaniu Związku
Stowarzyszeń „Fandom Polski”. Zaraz po nim zebrało się Forum Fandomu, które miało
wybrać organizatora Polconu. Razem z Tredem powtórzyliśmy prezentacje. Rywalizacja
okazała się bardzo zacięta. Kiedy Szaman obliczył, że 38 głosów zostało oddanych na
Gdańsk, wydawało mi się, że wygraliśmy. Zaraz okazało się jednak, że nasi rywale dostali
41 głosów. 9 osób wstrzymało się. Pogratulowaliśmy zwycięzcom.
284180937.005.png
GKF # 221 5
Zaraz po Forum Fandomu udałem się na spotkanie z Tadem Williamsem, które
prowadziłem. Zaczęło się fatalnie, bo nie poradziłem sobie z tłumaczeniem symultanicznym
(dopiero wtedy zrozumiałem, jak piekielnie ciężka jest ta robota). Na szczęście poratowała
mnie w roli tłumacza Ania Studniarek, a ja już spokojnie poprowadziłem spotkanie po
polsku. Autor wyjątkowo ciekawie opowiadał o różnych wykonywanych zawodach (np.
sprzedawanie butów) i o tworzeniu świata powieści.
Potem pokręciłem się po konwencie, zwłaszcza w strefie wydawania kaszanki.
Pogadałem trochę z delegacją z Białegostoku, Markiem Huberathem i paroma innymi
osobami. Zajrzałem na salę, a której antropolog mówił o archetypach Junga. Miałem
nadzieję posłuchać Rafała Skarżyckiego i Tomka Leśniaka, autorów „Jeża Jerzego”; niestety
okazało się, że nie przybyli, obecny był tylko Jeż Jerzy we własnej osobie. Wobec tego
udałem się na prelekcję Michała Studniarka o filmach w systemie Machinima. Chwilę później
w zapchanej po brzegi sali Wojtek Orliński mówił o ogólnej teorii popkultury.
Potem było oficjalne zakończenie. ŚKF przedstawił aż dwa spektakle. Zajdle zostały
w rodzinie – za opowiadanie dostała go Maja Kossakowska za „Smok tańczy dla Chung
Fonga”, a za powieść – Jeremiasz za „Popiół i kurz”.
Tego dnia wieczorem zorganizowaliśmy imprezę klubową w pokoju Papiera, Bogusia
i PiPiDżeja. Do Michała i mnie dołączył później Harcerz. Opijaliśmy porażkę, ale jej gorycz
ostudziła nam zapojka. Tak zakończył się dla mnie konwent, bo w niedzielę nie wróciłem już
do „Gromady”, udając się prosto na pociąg.
Impreza nie była aż tak wyjątkowa, jak się zapowiadało (między innymi opóźniony był
druk informatora), ale nie zgadzam się z tymi, którzy na nią narzekają. Były tylko dwa
poważne mankamenty – duża odległość od akademika i wysokie ceny jedzenia, ale wynikało
to ze specyfiki Warszawy. Pewnym zgrzytem był też konflikt z częścią potencjalnych gości,
którzy nie chcieli płacić za wstęp na konwent.
Mimo wszystko warszawski Polcon był bardzo udany. Centrum konferencyjne idealnie
nadawało się na tego typu imprezę. Liczba uczestników pobiła wszelkie rekordy. Świetnym
pomysłem były targi popkultury ze stoiskami wydawców i innych firm. Ilość nagród robiła
wrażenie. Przez cztery dni punkty programu odbywały się jednocześnie w dziesięciu salach.
No i jak zwykle była świetna atmosfera, której służyło m.in. zorganizowanie miejsca spotkań
na tarasie.
Polcon w Warszawie przejdzie do historii jako jeden z najbardziej udanych. Miejmy
nadzieję, że kolejni organizatorzy zdołają utrzymać jego wysoki poziom. Pozostaną mi po
nim miłe wspomnienia.
Marcin Szklarski
P.S. Papiera: Jeszcze jeden mały minus, który odczułem na własnej skórze. W salach
prelekcyjnych organizatorzy umieścili dziadowskie laptopy (chyba przeznaczone dla
przedszkolaków). Kolejne slajdy mojej prezentacji potrzebowały 20 sekund, aby się
uwizualnić.
Nie doleciała!
284180937.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin