7. Zabawy z czasem.doc

(38 KB) Pobierz

07. Zabawy z czasem

    Stałam tak i wpatrywałam się w twarz mojej byłej nauczycielki. Żaden z Cullenów nie poznał jeszcze prawdy. Nie chciałam im teraz o tym mówić, bo spodziewałam się lawiny pytań a na takie coś nie mieliśmy czasu. Każdy musiał się maksymalnie skupić na tym spotkaniu. Gene była nadal niebezpieczna, do cholery! Czułam na sobie osiem par miodowych oczu. Każdy chciał poznać prawdę i wiedziałam, że to im się nie spodoba. Kto pierwszy się na nią rzuci?
    Zacisnęłam pięści i starałam się nie myśleć o tym, co mnie czeka. Nie podejmowałam żadnych decyzji. Wiedziałam, że Alice czuwa. Nie chciałam aby widziała to, czego nie powinna. Nie chcę jej narażać. Zbyt wiele informacji, nawet jak dla niej. Oczywiście wraz z pojawieniem się wizji, o wszystkim dowiedziałby się Edward. Natychmiast! I co mogłabym wtedy zrobić? Nic! Nie mam zamiaru patrzeć jak będzie toczył walkę z tą wampirzycą.
    Dwie blondynki zbliżały się do nas coraz bardziej. Widziałam, że White przygląda mi się podejrzliwie. Czyżby mnie poznała? Na pewno jest zdziwiona. Nie czuje już mojego ludzkiego zapachu i to zbiło ją z tropu. Czy chciała mnie jeszcze kiedyś spotkać? Wydaje mi się, że nie. Po co miała patrzeć na swój niedoszły cel? Chyba, że chciałaby jeszcze raz na mnie zapolować. I nie wiadomo, czy znowu uratowałoby mnie to srebrne volvo. Zaraz, zaraz... Srebrne volvo? Czemu od razu tego nie skojarzyłam? O ile oczywiście to jest ten sam samochód. Ale taki zbieg okoliczności? Coś mi się wydaję, że mam do pogadania z Edwardem.
-Witam szanowną rodzinę Cullenów- Genevive skłoniła się przymilnie i uśmiechnęła. Widziałam, że cały czas mnie obserwuje. Carlisle wykrzywił twarz w jakimś grymasie. Najwidoczniej chciał się uśmiechnąć. Blake stała na uboczu, trochę w tyle. Widać było, że przyszła tu tylko w charakterze świadka- Widzę, że dołączyła do Was mała Bella. Taka słodka z niej była kiedyś dziecina- wampirzyca uśmiechnęła się i oblizała wargi. Wzdrygnęłam się na ten gest. Poczułam jak czyjeś ręce (zapewne Edwarda) zaciskają się mocno wokół moich nadgarstków. Przecież nie jestem taka głupia, żeby się na nią rzucać! Widocznie nikt w tej rodzinie mi nie ufał...
-Dziwne, że mnie rozpoznałaś- odparowałam. Widziałam kątem oka jak Carlisle daje mi znaki żebym przestała. Ale ja nie chciałam- Już nie pachnę tak kusząco jak kiedyś- sarknęłam. Twarz Genevive ani drgnęła. Widocznie spodziewała się takiej odpowiedzi. Wiedziała też, że rodzina nie pozwoli mi na żaden ostrzejszy atak.
-Och, moja droga. I bez tego zabicie Ciebie może być niezwykle kuszące- posłała mi ciepły uśmiech. Taki jak mam posyła swojemu małemu dziecku. Czy ona jest normalna?
-Ale teraz już nie pójdzie Ci tak łatwo- nie mogłam przestać się do niej odzywać. Uznała by to za swój tryumf. A tego przecież nie chcę jej dać. Satysfakcja, że nawet jeśli jestem wampirem, boję się jej do niej nie dotrze. Jak to mówią ludzie? Po moim trupie, kochana!
-Chcesz się przekonać, słodka?- puściła do mnie oczko i napięła mięśnie do skoku. Zauważyłam, że Blake zrobiła to samo. Widocznie jest tylko małą marionetką w rękach Gene. Jakie to przykre, pomyślałam.
-Phi!- prychnęłam- Naprawdę tego chcesz? Jestem nowonarodzoną! W tym momencie żadna z Was nie ma ze mną szans!- uśmiechnęłam się z politowaniem i cofnęłam niezauważalnie. Domyślałam się, że długo nie pociągnę tej słownej gierki.
Po mojej lewej Alice chwyciła się za głowę. Chciałam do niej podbiec, ale szybko skojarzyłam fakty. Jakaś decyzja została podjęta. Mam nadzieję, że szybko się dowiem o co chodzi. Gene też przyglądała się z zainteresowaniem nowej sytuacji. Czyżby coś podejrzewała? Nadal nie znamy jej nadprzyrodzonych mocy. Może to...
Moje przemyślenia przerwał pisk. Alice była roztrzęsiona, a jej ciałem wstrząsał spazmatyczny dreszcz. Nie mogła złapać oddechu, choć na niewiele był on jej potrzebny. Zarejestrowałam, że Edward skupiał się na jej myślach, ale widocznie niewiele mógł z nich wyczytać. Była wyraźnie zdenerwowany.
Genevive wykorzystała chwilę naszej nieuwagi i raźnym krokiem zbliżała się do mnie i Edwarda. Przeraziłam się. Chciałam krzyknąć, ale mogłam tylko cofać się. Głoś ugrzązł mi w gardle. No pięknie, Bello! Zawodzisz!
Alice jak na komendę zerwała się z ziemi. Z wyciągniętą ręką chciała się dostać obok nas. Esme przytrzymywała ją delikatnie ograniczając jej ruchy.
-Nie pozwólcie jej dotknąć Belli!- Alice wydała z siebie paniczny krzyk. Przestraszyłam się nie na żarty. Wtedy poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę. Zdążyłam zobaczyć tylko twarz Edwarda wykrzywioną zimną furią, a obok mnie Gene uśmiechała się szyderczo, była wyraźnie z siebie zadowolona. A później? Później zapadłam się w ciemność...

Kiedy otworzyłam oczy, wszystko wokół mnie wirowało. Podniosłam się na nogi i próbowałam utrzymać równowagę. Gdy odzyskałam zdolność wyraźnego widzenia, rozejrzałam się trochę. Dobrze znałam to miejsce. Byliśmy w lesie obok mojego domu w Forks. Na niebie świeciły już gwiazdy a księżyc świecił jasnym światłem, rzucając srebrną poświatę na korony drzew. Obok mnie coś się poruszyło. Odwróciłam głowę i ujrzałam Edwarda. On też był bardzo zaskoczony. Nie pozostało nam nic innego, jak czekać na rozwój wydarzeń.
Po kilku sekundach obok nas zmaterializowała się Gene. Była wyraźnie z czegoś zadowolona. Jej piękną twarz przyozdabiał ironiczny uśmiech.
-Patrzcie- szepnęła wskazując palcem między drzewa. Gdy skupiłam na nich wzrok, ujrzałam jakąś zbliżającą się postać. Kto o tej porze chodzi po lesie?
Z oddali dochodziły nas ludzkie krzyki. Co oni wołali? Bella? Nie, to nie możliwe. Przecież wszyscy wiedzą, że wyjechałam na studia. Spojrzałam na Edwarda. On też nie wiedział co się dzieje. Wyczytałam z jego twarzy, że również był zaniepokojony.
Po kolejnych minutach między drzewami pojawiła się jakaś dziewczyna. Miała długie brązowe i potargane włosy. Co chwila potykała się o jakiś kamień lub wystający korzeń. Zupełnie jak ja, kiedy byłam człowiekiem, pomyślałam. Chwileczkę... Przyjrzałam się uważniej nastolatce. Przecież to byłam ja! Cofnęłam się do tył w tej samej chwili kiedy dziewczyna upadła na ziemię przed nami. Wyglądała okropnie! Cała zalana łzami z ziemią pod paznokciami. Jej ubranie było podarte i poplamione. O co tu chodzi?
I nagle wszystko mi zaświtało. Przecież ja pamiętam te scenę! Oczywiście, od dawna chciałam o niej nie myśleć i wypchnąć ją ze swojej świadomości, ale jak to zrobić skoro przeżywam ją teraz na nowo? Zamarłam. Wiedziałam co zaraz się stanie. Przyjdzie po mnie Sam i zaniesie do domu. Nie chciałam na to patrzeć. Zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy. Edward też był zszokowany. Wyczułam jego napięte mięśnie przy moim ciele.
Brunetka przed nami zaczęła skomleć. Bardzo przypominało to jęki psa. Mówiła tylko 'nie zostawiaj mnie, przecież mnie kochasz Edwardzie'. Czy musiałam przeżywać ten koszmar na nowo? Mój luby przycisnął mnie mocniej do siebie, ale ja wiedziałam, że zaraz nadejdzie nowa porcja szlochów.
-Och, Edwardzie. Zmienię się dla Ciebie jeśli przy mnie zostaniesz. Naprawdę- cichy szloch przerwał ten wywód. Wiedziałam, że mój wampir przeżywa to tak mocno jak ja. Może nawet bardziej- Nie zostawiaj mnie. Potrzebuję Cię. Moje powietrze- ciągnęła. Zbyt dobrze pamiętałam te słowa.
Na szczęście z oddali było słychać kroki. Zaraz mnie zabiorą, pomyślałam z ulgą. Ten koszmar się skończy. Przytuliłam się mocno do nóg Edwarda (ja siedziałam, a on stał) i skupiłam się na czymś innym. Byle tylko nie słyszeć tych słów. To tak bardzo bolało... Po moich policzkach zaczęły cieknąc łzy.
-Chyba już wystarczy- usłyszałam głos Gene. Zupełnie zapomniałam o jej obecności.
Po chwili znów dryfowałam w ciemnościach.

Kiedy odzyskałam świadomość nie chciałam otwierać oczu. Nie miałam siły na zderzenie z rzeczywistością. Zwinęłam się w kłębek i pozwoliłam płynąć łzą. Wampiry nie powinny płakać. One nie potrafią płakać. Ale oczywiście nigdy nie byłam normalna.
-Dlaczego jej to zrobiłaś? I Edwardowi?- usłyszałam rozwścieczony głos Alice- O to Ci chodziło?- wyczułam, że dziewczyna jest gotowa do skoku.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin