Horacy
ODA 4
O KALIOPO! ZSTĄP...
Descende caelo et dic age tibia
O Kaliopo! Zstąp z nieba, Królowo,
I zechciej fletu dotknąć się twojego,Lub niech po lutni palce twe pobiega,Aby nas pieśnią udarować nową.
Czyli słyszycie, czy też mi się zdajeW słodkim zachwycie, że słyszę jej śpiewy,Żem nagle w święte przeniesiony gaje,Gdzie jasne wody, gdzie wonne powiewy?
Toć będąc jeszcze pacholęciem małem,W pobliżu granic Apulii rodzonejGdy raz po Górach Wulturskich biegałemI wreszciem zasnął, igraszką znużony,
Zniosły gołębie, niebiescy posłance,Świeżych sennemu gałązek na czoło.Więc się też wielce lud dziwował wkoło —I Acheroncji wyniosłej mieszkance,
I z Bantyńskiego wąwozu górale,
I co na żyznej Forentu nizinie
Siedzą wieśniacy — że się też chłopczynie
W tak dzikim miejscu nic nie stało wcale:
Że i od żmii pozostał nie tknięty,I od niedźwiedzi, żem spał pod ochronąLauru i mirtu, z woli bogów świętejNieulękłemu dziecięciu zdarzoną.
Wasz jestem, muzy, wasz, gdziekolwiek krokiMoje obrócę: czym w Sabińskich Górach,Czyli w Tyburze, czy w Prenesty murach,Czy też u Bajów rozkosznej zatoki.
Źródeł i chórów waszych zwolennikaSzczędzi w pogromie Mars pod Filippami,Drzewo go nagle zwalone nie tyka,Burza groźnymi nie chwyta falami.
Byleście ze mną, waszej pewien łaskiŻeglarz, Bosforu szalonego prądów
Bać się nie będę; wędrowiec wśród lądów,Pójdę przez Syrii rozpalone piaski
I śmiało między nieludzkie Bretony,Między Konkany krew pijące końskąI kołczaniaste udam się Gelony,Bez szwanku zwiedzę równinę naddońską.
W waszej, boginie, grocie rad przebywaI wielki Cezar, gdy w krwawych pochodachZnużone legie rozmieści po grodachI sam po pracy spoczynku zażywa.
Wyście z pomysłów dobroczynnych radePrzez was natchnionych. Słyszeliśmy o tem,Jako bezbożnych Tytanów gromadęRaził ciskając z nieba grot za grotem
Ten, co bezwładną ziemię i burzliweMorza sprawuje, co nad posępnemiPiekły, nad bogi i nad śmiertelnemiTłumami rządy trzyma sprawiedliwe.
Choć straszne było dla Jowisza tronuSrogie a ufne w moc swych barków plemię,
Chociaż dźwignęło ogrom Pelijonu,
By na wierzch Ossy zwane jego brzemię,
Lecz próżno Mimas groźny ze swej mocy,Próżno Porfirion olbrzym dokazywałI Enceladus z korzeńmi wyrywałOdwieczne drzewa i miotał jak z procy.
Nic rozjuszona tłuszcza nie wskórała,Gdy przy Jowiszu walczyła Pallada,I zwinny Wulkan, i Juno wspaniała,I który nigdy łuku z plec nie składa,
Boski opiekun Delos i Patary,Apollo, w źródle kastalskim myjącyPiękne swe włosy i przyszłość głoszącyW licyjskim gaju i z Delfów pieczary.
Próżna rozmysłu pod własnym się łamieSiła ciężarem; władza bogów wspieraSiłę stateczną, lecz kruszy ich ramięSiłę, co w niecnych myślach się wywiera.
Niechaj tę prawdę zaświadczy dowodnieSturęki Gyas tylu wiekom znany
I Orion, czystej napastnik Dyjany,Dziewiczą strzałą skarany za zbrodnie.
Strąconych w ciemne przepaście TartaruPotwornych synów bolejąc przywalaMatka ich, Ziemia, i Etny ciężaruZ ich paszcz zionący ogień nie przepala;
I wciąż w Tytiusa wnętrznościach dziób krwawić
Sęp nie przestaje, kat niecnoty wieczny,
I Pirytous próżno by wszeteczny
Chciał się z swych więzów potrójnych wybawić.
JAK ORZEŁ MOCNY...
Qualem ministrum fulminis alitem
Jak orzeł mocny, któremu król bogówOddał nad ptactwem lotnym rząd, w nagrody,Iże mu przyniósł do niebieskich progówGanimedesa przedziwnej urody,
Którego młodość i siły płomienne
Z gniazda wywiodły do pierwszych podbojów,
A wyuczyły wiatry go wiosenne
I lotów śmiałych, i zuchwałych znojów,
Że wkrótce głodny walki i krwi chciwyZ góry uderzy i szponami siężePo owce z trzody lub runie gniewliwyNa napastnikom się broniące węże,
Lub jako lwiątko, które od macierzyWymion odbiegłszy, na kozę uderza,Owa zaś widzi, że już nie odbieżyŚmierci pod kłami zjuszonego zwierza —
Tako spadł Druzus popod Alp opokąNa Windelików wiodąc wojska swoje.I hordy owe, co dotąd szerokoI długo wiodły zwycięskie swe boje,
By Amazonki toporami zawdyZbrojne — nie chciałem badać, skąd wybranaBroń ta jest przez nie, nie zawsze nam prawdyDojść wolno — świetnym pomysłem młodziana
Pobite, przecie zaznały, jak śmiałaZdolność zwycięża, wyrosła wśród tronomSzczęście wróżących komnat i co zdziałaMiłość Augusta ku młodym Neronom.
Dzielni się jeno z dzielnych ojców rodzą:Mają i byki, i rumaki żywePrzodków przymioty ani się wywodząOd śmiałych orłów gołębie lękliwe.
Ale nauka przyrodzone siłyKształci i cnota hartuje cne serce.Gdy jej nie stało, nieraz się okryłyHańbą szlachetne rody w żądz rozterce.
Ile-ś ty, Rzymie, winien swym Neronom,Świadczy Metaurus rzeka i swą klęskąHazdrubal, świadczy dzień on, co zasłonomMroku się wydarł i spłonął zwycięską
Chwałą, dla Lacjum pierwszy zorzy promień,Odkąd przez łany Italii i grodySzedł Afrykańczyk jak niszczący płomień,Jak Eurus, rwący sycylijskie wody.
Odtąd w pomyślnych zawsze krwawych znojachRosła młódź rzymska. I gdy wreszcie wrogiPunickie zwalił miecz, po długich bojachŚwiątynie dawne otrzymały bogi.
I rzekł Hannibal zdradny: „Bój nas trwoni:My jak jelenie, łupy wilkom śmiałym,Prożno walczymy, gdy ujście pogoniAlbo podejście — tryumfem niemałym.
Ród, co z płomiennej Ilionu pożogiDzieci i ojce wywiódł, przez głębinyMorskie przepłynął i ojczyste bogiSzczęśliwie przeniósł w auzońskie krainy,
Jak dąb twardymi ciosany topory,W Algidu leśnej wyrosły pomroce,Wśród klęsk i rzezi hartuje się skoryI z miecza wrogów czerpie swoje moce.
Sroższy od hydry, co z ran w siły wschodzi,Z którą Herkules stawał do potrzeby:Stworu takiego Kolchis nie urodzi,Echijonejskie nie wydadzą Teby.
W toni go pogrąż — dzielniejszy wypłynie,Walcz z nim — zwycięzcę świeżego on zwaliI nową chwałą bojową zasłynie,A nas niewiasta wdowia się użali.
Owo mi nie słać do Kartagi groduDumnych zwiastunów. W kurzawie się walaNadzieja wszystka, szczęście mego rodu,Odkąd nie stało nam już Hazdrubala.
Czegoż nie sprawią Klaudiuszowe dłonie,Kiedy i Jowisz dzierży je w swej pieczy,I duch je czujny przez wszelakie tonieBezpiecznie wiedzie i śród krwawych mieczy”.
ODA 3
POMNIJ ZACHOWAĆ UMYSŁ...
Aequam memento rebus in arduis
Pomnij zachować umysł niezachwianyPośród złych przygód i od animuszuZbyt zuchwałego wśród pomyślnej zmiany
Chroń się, gdyż umrzesz, Deliuszu.Umrzesz, czy smutny przeżyjesz wiek cały,Czy na trawniku zacisznym zasiądzieszNa dni świąteczne i z piwnic wystały
Swój Falern zapijać będziesz.Gdzie biała topol z sosną rozrośniętąChętnie swe cienie gościnnie zespala,Gdzie wstrząsać brzegu kotliną wygiętą
Pierzchliwa sili się fala,Tam rozkaż przynieść i wina, i wonie,I kwiaty róży, tak krótkiej trwałości,Póki wiek, mienie i trzech prządek dłonie
Tej ci dozwolą radości.Ziem skupowanych ustąpisz i domu,I willi, którą żółty Tyber myje;Ustąpisz: bogactw spiętrzonych ogromu
Dziedzic twój potem użyje.Czyś bogacz, plemię Inachusa stare,
Czyś biedak, wyszły z warstw najniższych łona,Nie ma różnicy: pójdziesz na ofiarę
Bezlitosnego Plutona.
Wszyscy zdążamy tamże: wszystkim z urny,Prędzej czy później, jeden los wychodzi:I w kraj wiecznego wygnania pochmurny
Na smutnej wyśle nas łodzi.
Tłum. Adam Asnyk
misiek_rysiek