304. Harlequin Desire - Connell Susan - Niespokojny duch.pdf

(563 KB) Pobierz
113919494 UNPDF
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
Ponownie ogarnęła ją niepewność. Może miał z tym coś
wspólnego zapach wiecznie zielonych roślin i chlorowanej
wody, ale równie silnej pokusy Rebeka nie czuła od chwili
ukończenia liceum. Przeszył ją dreszcz.
Wchodząc na deskę trampoliny, zaczęła wyswobadzać się
z ręcznika, lecz zatrzymała się na moment. Na plecach poczu¬
ła chłodny powiew wiatru. Zwariowała? Mogłaby przysiąc,
że wyrosła już z niemądrych psot nastolatki. Nie pasowały
one do wizerunku dwudzieostoośmioletniej niezależnej ko¬
biety, która odnosiła sukcesy w interesach.
Owinęła się szczelniej ręcznikiem i spojrzała w dół na po¬
łyskującą błękitem taflę basenu. Każda kropla wody zdawała
się zachęcać do skoku. Rebeka poczuła, że znów ogarnia ją
miłe podniecenie. Odprężyła się.
Cóż z tego, że wróciła do Follett River głównie po to, by
zrobić wrażenie na uczestnikach zjazdu koleżeńskiego, którzy
chcieli się spotkać w dziesięć lat po ukończeniu liceum. Uro¬
czystość miała się odbyć dopiero za cztery tygodnie, podczas
gdy taka okazja, jaką miała teraz, nie zdarza się często.
Wspięła się na palce i rozejrzała dokoła. W zasięgu wzro¬
ku nie było żywej duszy. Nikt nie mógł jej przyłapać na
gorącym uczynku i nikt się o nim nie dowie.
NIESPOKOJNY DUCH
- Oprócz mnie - szepnęła, gdy następny dreszcz przenik¬
nął jej niewysoką postać, a potem uśmiechnęła się lekko.
Emocje nie wynikały z tego, że kąpiel byłaby wyzwaniem
rzuconym listopadowej temperaturze. Rebeka dobrze znała
prawdziwe źródło swego podniecenia. Basen należał do Bez
litosnego Hanlona, uosobienia nieubłaganej pedagogicznej
surowości, która wielokrotnie dała się jej we znaki w ostatniej
klasie liceum. Los sprawił, iż teraz Rebeka na pewien czas
stała się lokatorką pana profesora.
Jedno spojrzenie jego przenikliwych, orzechowych oczu
wystarczało, by dziewczyna trzęsła się ze strachu. Nie wie¬
dzieć czemu, połowa uczennic z liceum w Follett River mia¬
ła poważne kłopoty ż piekielnym wykładowcą historii. Re¬
beka pokręciła głową. Pewne rzeczy na zawsze pozostaną
tajemnicą.
Kto by się tym przejmował, pomyślała, odgarniając palca¬
mi krótkie, ciemne włosy. Właśnie się dowiedziała, że Bezli¬
tosny Hanlon, obecnie profesor miejscowego College'u, bę¬
dzie nieobecny w mieście do końca tygodnia. Uśmiech saty¬
sfakcji zagościł na drżących ustach dziewczyny. Potrzebowała
dziesięciu lat i szczególnego zrządzenia losu, by udowodnić,
że może być górą. Pozbyła się jaskrawoczerwonego ręcznika
i odrzuciła go za siebie. Kiedy ciało pokryło się gęsią skórką,
wyobraziła sobie, jak starzy przyjaciele mówią do niej:
- Oszalałaś, Reb? Jeśli Hanlon nas złapie, nigdy nie wy¬
jdziemy z kozy!
Tak, to był zwariowany pomysł. Naprawdę Sztubacki. Zbli¬
żało się Bożego Narodzenie, lecz nawet renifery Świętego
Mikołaja nie ściągnęłyby jej teraz z trampoliny.
- To dla ciebie, Hanlon!
NIESPOKOJNY DUCH
7
Podbiegła do końca trampoliny i z mrożącym krew w ży­
łach okrzykiem skoczyła do basenu. By nie skostnieć z zimna,
gwałtownie poruszała rękami w wodzie. Tylko wyjątkową
siłą woli utrzymywała się na powierzchni. Żeby dostać się na
płyciznę, musiała płynąć pod wiatr. Nic dziwnego, przez całe
życie posuwała się w ten sposób.
Raleigh Hanlon usłyszał krzyk oraz plusk wody, gdy na
podjeździe wysiadał ze swego auta. Biegnąc do furtki, mru¬
czał pod nosem przekleństwa. Koszmar, który dręczył go od
lat, znów nabierał realnych kształtów.
- Zatrzymaj się!
Czemu, do diabła, tak długo zwlekał ze spuszczeniem wo¬
dy z basenu? Nerwowo szukał klucza od bramy.
- Proszę, zaczekaj! Nie utop się! - powtarzał w myśli.
Wcisnął klucz do zamka, przekręcił go i kopnął drewnianą
furtkę. W biegu pozbywał się marynarki, a potem zauważył
czerwony ręcznik za trampoliną i jakąś osobę w wodzie.
- Wyciągnę cię. Tylko chwyć mnie za rękę, Buddy. Buddy,
chwyć mnie za rękę! - dźwięczało mu w uszach.
Zatrzymał się gwałtownie, widząc, że pływak dotarł do
płytszego krańca basenu. Serce biło mu mocno, gdy opaci się
o płot. Wszystko to głupi wybryk. Ogarnął go gniew. Był za
stary na takie figle. Oderwał się od płotu i już otwierał usta,
by coś powiedzieć, gdy w tej samej sekundzie intruz stanął
w wodzie, błysnął nagością i odwrócił się tyłem do profesora.
Raleigh powoli zamknął usta. Widok, który miał przed oczy¬
ma, odebrał mu chęć wymierzenia kary.
Ciało szczupłej brunetki połyskiwało w słońcu jak.różo-
wy posążek. Krople wody błyszczały na ramionach i plecach.
8
NIESPOKOJNY DUCH
Hanlon czuł, jak budzi się w nim męskość. Czyżby rozpozna­
wał tę kobietę? Kiedy dziewczyna wzięła się pod boki, wszy¬
stkie myśli wywietrzały mu z głowy. Nieważne, jak się dosta¬
ła na zamknięty teren., Nieistotne, dlaczego wybrała jego ba¬
sen oraz kim była - najważniejsze, że nie utonęła. Stanowiła
teraz godny podziwu obiekt obserwacji, zawierający w sobie
niebezpieczną mieszankę erotyzmu i niewinności.
Hanlon potrząsnął głową. Całe dorosłe życie spędził, ucząc
historii, a dopiero teraz zrozumiał, czemu mężczyźni prowa¬
dzili wielkie wojny o piękności, takie jak ta nieznajoma. Wal¬
czył z samym sobą. Nie wiedział, czy powinien dalej podglą¬
dać, czy raczej przemówić? Usłyszał, jak dziewczyna roze­
śmiała się głośno,: po czym wydała okrzyk i znowu rzuciła się
w wodę.
Serce zabiło mu mocniej, bo przez ułamek sekundy do¬
strzegł różowe sutki jej piersi oraz ciemny trójkącik w zwień¬
czeniu ud. Dziewczyna natychmiast skryła się pod taflą wody
i tylko wyobraźnia mogła mu pomóc w odtworzeniu dosko¬
nałych kształtów pływaczki.
Hanlon przesunął ręką po włosach, próbując uporać
się z pamięcią oBuddym. Nie należał do bohaterów. Do li¬
cha, nie potrafił nawet wyrzucić z własnego basenu nagiej
kobiety.
Zniecierpliwionym spojrzeniem ogarnął basen. Nie spusz¬
czał oczu z dziewczyny poruszającej się w wodzie. Być mo¬
że będzie się budził spocony o trzeciej nad ranem z tą wi-
zią przed oczami, lecz teraz musi się pozbyć intruzki Ode¬
śle ją stąd z należną reprymendą, którą właśnie układał w my¬
ślach,
NIESPOKOJNY DUCH
9
Dziewczyna przez jakiś czas płynęła pod wodą, Więc Han-
lon spokojnie podszedł do krańca basenu i tam na nią czekał.
Ostatni, silny ruch ramion wyniósł pływaczkę na powierzch¬
nię. Mimo że miała zamknięte oczy, mokre włosy i twarz
zalaną wodą, Hanlon znów odniósł wrażenie, że zna tę oso¬
bę. Zanim cokolwiek ustalił, dopłynęła do końca basenu,
chwyciła palcami za krawędź, a potem gwałtownie podniosła
głowę.
- Pan! - wymówiła ze zdumieniem, rozluźniając uchwyt.
Zachłysnęła się i zanurzyła w wodzie, lecz szybko wydo¬
była się na powierzchnię. Nad krawędzią basenu ukazały się
oczy przysłonięte mokrymi włosami. Już gdzieś je widział.
Oczy wypełnione strachem... lub oburzeniem?
- Miał pan nie wracać do końca tygodnia. C..co pan tu
robi? - spytała dziewczyna, z trudem łapiąc oddech.
Była wyraźnie oburzona.
- Co tu robię? Jestem u siebie. Powinienem raczej spytać,
co pani tu porabia?
Tusz rozmazał się na jej powiekach, sprawiając, że oczy
tej dziewczyny stały się jeszcze większe, bardziej niebieskie
i bezbronne. Zamrugała nimi, a krople wody spłynęły jej
z rzęs na policzki.
- Wprowadziłam się do mieszkania Alana - rzekła, nie
spuszczając wzroku z gospodarza posiadłości, i ruchem gło¬
wy wskazała garaż.
- Nie wspominał, że komuś je podnajmuje. Kiedy pani
z nimnie rozmawiała?
-'Wcale z nim nie rozmawiałam. Ustaliłam wszystko z
jego siostrą. Megan powiedziała, że Alan wyjechał na sześć
tygodni, a pan chyba nie będzie miał nic przeciwko temu,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin