Dziedzictwo Kryształowego Smoka.pdf

(492 KB) Pobierz
Dziedzictwo Kryształowego Smoka
Dziedzictwo
KrysztaĀowego
KrysztaĀowego
Smoka
Smoka
„Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie,
Jaki nam koniec gotują bogowie.”
~ Horacy ~
Dziedzictwo
KrysztaĀowego
Smoka
282681470.003.png 282681470.004.png 282681470.005.png 282681470.006.png 282681470.001.png 282681470.002.png
ROZDZIAĀ 1
Świat umiera.
Rozpada się na części.
A wraz z nim ginie wszystko, co dotychczas nazywaliśmy
światem.
Życie zatoczyło swój tajemniczy krąg i zatrzymało się w tej
fazie zawieszenia, pomiędzy światłem, a ciemnością.
Pomiędzy ziarnami dobra, a głazami zła.
Odwieczne przejawy człowieczeństwa są teraz tylko ulotnymi
okruchami, kurczowo trzymającymi się na powierzchni. I już nigdy
nic nie będzie takie, jak dawniej. Nikt nas nie ocali, nie ochroni, nie
uratuje. Nadzieja rozpłynęła się w powietrzu niczym ulotny pył.
Sami sobie byliśmy i jesteśmy oprawcami. To my stworzyliśmy
ten świat, to my sprawiliśmy, że wszystko umarło. A ONI byli tylko
katalizatorem popychającym nas do destrukcji. Która najwyraźniej
była nam pisana. Nigdy nie przypuszczałam, że to zawsze winien
będzie człowiek. Choć to takie oczywiste.
Jakież to smutne, że wizja Końca nigdy nie została poprawnie
przepowiedziana. Tak wiele interpretacji, domysłów i spekulacji.
Gdyby nie było tak beznadziejnie, można by się nawet śmiać z tych,
jakże nietrafionych wizji. Olbrzymia kometa, uderzająca w Ziemię,
wszechogarniająca powódź, pękająca skorupa ziemska, wsysająca całe
życie do wnętrza, seria kataklizmów, buntująca się potęga natury,
mnogość wybuchów atomowych, wojen, ataków terrorystycznych…
Nie.
Nic z tego się nie wydarzyło. Choć, zważywszy na sytuację,
powinno. Bowiem nikt by nie ocalał, nikt by nie czuł i nie widział
Nowego Świata. Ta nazwa i tak jest błędna, bo przecież jak można
ochrzcić coś mianem Nowego, skoro to umiera? Teraz absurdy mają
jeszcze szerszą skalę, lecz w chaosie i tak nikt nie zwraca uwagi na
takie nieistotne drobiazgi.
Bowiem nic już nie jest ważne.
Przetrwanie gatunku ludzkiego, ochrona ostatnich okruchów
człowieczeństwa i pozostałości z dóbr natury, kultury czy techniki,
miłość, wiara, Bóg. Tego już nie ma. Świat nie jest już tym światem,
który znaliśmy, do którego zwykliśmy przywyknąć. Wszystko stało
1
się… obce. Ludzie stali się źli, ale najgorsi i tak będą zawsze ONI.
Bowiem nie ma istoty, rozumnej czy też niemyślącej, która by nie
drżała przed tymi czarnymi cieniami, rzucanymi nagle na
powierzchnię. Teraz ONI są Bogami, władcami, przywódcami. Są
wszystkim. I będą.
Nasuwa, więc się odwieczne pytanie ówczesnej ludzkości. Po co
żyć, skoro nie ma cienia nadziei, po co walczyć, co dzień, co godzinę,
co minutę o przetrwanie, skoro egzystencja jest ulotna i pozbawiona
celów? Dokąd zmierzać, dokąd się udać, teraz, kiedy człowiek jest
sam? Kiedy nikomu nie można ufać, a wręcz przeciwnie – należy się
bać drugiego człowieka.
Zadając sobie to pytanie, nie przypuszczałam, że odpowiedź tak
szybko mnie dopadnie. Ta misja spadła na mnie, jak przysłowiowy
grom z jasnego nieba. Była zaskakująca, była kolejnym absurdem.
Jednak nie miałam już nic do stracenia. Ludzkość nie miała nic do
stracenia. To było moje przeznaczenie. Więc, dlaczego czuję teraz
strach?
Przytuliłam jajo mocniej do piersi, nakrywając je kawałkiem
materiału, który osunął się pod wpływem silnego wiatru. Spojrzałam
w taflę brudnego i spękanego kawałka lustra, zadając sobie serię
pytań, na które nawet ono nie znało odpowiedzi. Lecz muszę je
ochronić. Tylko istota, zaklęta w tej szarej skorupie jest naszą
nadzieją. Tylko ona może sprawić, że życie jeszcze będzie miało sens.
Że gatunek ludzki przetrwa. Ale… czy powinien? Może tu właśnie
popełniam błąd? Może pisana nam była śmierć, nam –
wszechmocnym ludziom, którzy przywłaszczyliśmy sobie bezkarnie
wszystko i wszystkich.
Oprócz Ciernistych Smoków.
Tylko one okazały się silniejsze. Być może były karą, naszą
osobistą apokalipsą, zesłaną przez Boga, zakładając, że on jeszcze
istnieje…
Nim poznam odpowiedzi, będzie za późno. A te pytania nie będą
miały już znaczenia. Choć byłam niepewna swojej decyzji, swojego
zadania, posłusznie szłam na przód, trzymając ostatnie jajo
Kryształowego Smoka. Stworzenia, które jest jedynym żywym
organizmem, mające moc ocalenia ludzkości.
Nazywam się Lana Chain. Mam dwadzieścia dwa lata. Żyję.
Oto moja historia.
2
ROZDZIAĀ 2
Właściwie, to nie wiem dokładnie, w którym momencie mojej
egzystencji zaczyna się ta historia. Bynajmniej nie przy narodzinach,
bowiem one były tak proste i materialnie czyste. A na wspomnienie
okresu wczesnego dzieciństwa chce mi się po prostu płakać.
Pamiętam jak przez mgłę wydarzenia sprzed wielu lat, jednak dobro z
nich bijące nadal rani.
Wszystko było takie… idealne.
Życie miało sens, a na moich barkach nie spoczywała jeszcze ta
przytłaczająca odpowiedzialność. Z drugiej strony ten fakt, że przed
początkiem Końca, wszystko było inne, a moje życie było pasmem
zabaw, uciech i archaicznych westchnień szczęścia, wydaje mi się
czymś nierealnym. Odległym, jak Słońce, które z każdą dekadą oddala
się od nas, odwracając swą świetlistą twarz. Jakby się nas wstydziło,
bądź jakby również i ono bało się ICH.
Kiedyś miałam rodzinę.
Miałam własne życie, którego, o ironio, nikt nie próbował mi
wówczas odebrać. Nie odpowiem wam na pytanie, jakie było ów
życie, bowiem te wspomnienia są zbyt bolesne, aby tak
bezceremonialnie je przywoływać i wypełniać moje smutne serce
ulotnymi i odległymi chwilami szczęścia. Jednakże byłam, jak każdy
inny kimś normalnym, prowadziłam wręcz banalne życie dziecka,
otoczonego trwałą miłością rodziców do potomstwa i sympatią w
oczach dorosłych, do małej, kruchej dziewczynki.
To wszystko odeszło.
Nagle, niespodziewanie i na zawsze.
Pękło, wraz z moim małym sercem, jak bańka mydlana. I już
nigdy żaden artysta nie zdoła stworzyć równie kulistej i mieniącej się
milionami kolorów ulotnej masy. Bo teraz jest tylko czerń… Ta
okropna, stateczna czerń, której boję się bezgranicznie. Której boją się
wszyscy. Bowiem w momencie zakończenia ułudy mojej ówczesnej
egzystencji, miliardy innych ludzi straciło bezpowrotnie tą ukochaną
teraz przez nas normalność. Świat stał się zły i obcy. Pokryty tymi
cieniami i cierniami… Każdy z nas ma swoją własną, mroczną
historię.
3
Trudny do pojęcia jest fakt, że w przeciągu tych kilku chwil,
nieliczonych żadną miarą czasową, współczesny świat i życie na nim
się zmieniło. Wydaje się to nierealne, a wręcz surrealistyczne. Jednak
obawiam się, że niedowierzanie nic tu nie pomoże, bowiem i tak
trzeba stawić czoło realnemu światu, który czeka z utęsknieniem na
ten ból zbłąkanych serc, na tą krew wsiąkającą w ziemię i na ulotne
dusze, unoszące się w przestrzeni.
Świat, który znaliśmy umarł bezpowrotnie. Przeobraził się
niczym gąsienica przeobraża się w barwnego motyla. Jednakże, w tym
wypadku była to odwrotna sytuacja. To piękny motyl, o skrzydłach
idealnych, których miliony istnień nie potrafiło docenić, przemienił
się w obłego i odrażającego robaka. Równie kruchego i smutnego, jak
owy konający motyl, który ostatni raz trzepocze zawzięcie
skrzydłami. Jednak nie wzbije się już ponad ziemię nigdy. Kolejny
absurd…
Dlatego nie warto już powracać do tych lepszych wspomnień,
idyllistycznych i pięknych, bowiem one powodują tylko ból. Nigdy
nie wrócą. I nie ma, co pogrążać się w melancholii, smutku, rozpaczy.
Nie ma, po co bić się w pierś i płakać nad rozlanym mlekiem. Teraz
liczy się tylko życie. Przetrwać – oto główny cel współczesnego
człowieka.
Wszystko zaczęło się 21 grudnia 2017 roku. Dokładnie pięć lat
po feralnym „końcu świata”, który nie nastąpił. Pamiętam, jak przez
mgłę ten strach w oczach ludzi i niepewność wymalowaną na
twarzach. W dzień owej daty, na którą tak wielu ludzi datowało
koniec wszystkiego. Miałam wówczas zaledwie pięć lat i nie byłam w
stanie pojąć tej nerwowości, strachu i infantylnych zachowań
niektórych ludzi. Jedni zachowywali się jak szaleńcy. Już na początku
2012 roku budowali olbrzymie arki, które to niby miały uratować ich
przed zagładą. Zaszywali się w zapomnianych przez Boga miejscach
w nadziei, że opatrzność ich nie zauważy. Z kolei inni, śmiali się
szyderczo z tych bredni, jak to nazywali. Podchodzili z cynizmem do
wizji Nostradamusa, czy feralnego kalendarza Majów. Ich
zachowanie, tak spokojne i opanowane, a wręcz butne, zdawało się
być jeszcze dziwniejsze, niż zachowanie ludzi obłąkanych wizją
końca, którzy bali się o własne życia. O własne dusze…
Ochrona życia jest podstawowym, wręcz prehistorycznym
odruchem ludzkości, zakorzenionym głęboko w naturze, w
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin