Rozdział 22 Volturi.rtf

(12 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 22. VOLTURI

„Niemożliwe –pierwsza myśl,

gdy stracimy kogoś bliskiego”

 

Za dwie godziny mieli się zjawić Volturi, a mój ukochany umierał. Umierał, bym ja mogła żyć.

-Nie! Nie pozwolę ci umrzeć! –zaczęłam krzyczeć.

-Emma, on i tak jest martwy. –powiedziała Bella.

-Nie prawda. Nie obchodzi mnie to, że jest martwy, ale dla mnie żyje. Dla mnie cały czas jest żywy! –krzyczałam, przytulając się do Alec ‘a. –Tak bardzo cię kocham. –wyszeptałam.

Oprócz mojego płaczu nie było już nic słychać. Czułam się jakbym była tu sama i płakała nad martwym ciałem osoby, którą kocham i, którą będę kochać zawsze. Pocałowałam Alec ‘a jeszcze raz. Tak bardzo go pragnęłam. Tak bardzo go potrzebowałam. Moje łzy ciągle spadały na jego poranione plecy. Bardzo mnie zdziwiło, gdy krople uderzały o jego ranę, krew zaczynała jakby się gotować. Siedziałam tak przy nim, od czasu do czasu go całując. Do przybycia Volturi pozostawało coraz mniej czasu. Tak bardzo chciałam, aby me łzy uczyniły jakiś cud. To na nic. Nie jestem żadnym wampirem, by mieć jakieś tajemnicze moce. Mogłam oddać wszystko, byle tylko Alec mógł w pełni funkcjonować, by nie cierpiał. Spojrzałam na wilka, który stał w niedużej odległości od nas. Nie ruszał się z miejsca. Spoglądał tylko z przekrzywionym łbem na moje łzy. Spoglądał tak, jakby był zahipnotyzowany.

-Jeśli umrze,  to cię osobiście zabiję! –krzyknęłam w jego stronę, ponawiając groźbę.

Po moich słowach wilk cofnął się kilka kroków, ciągle nie spuszczając nas z oczu. Alec na mnie spojrzał, ale zaraz jego głowa zsunęła się z mych kolan na mokrą od rosy trawę. Położyłam głowę obok jego brązowych włosów. Ciągle próbowałam powstrzymywać płacz, ale nie udawało mi się. Na polanę przybyli  już wszyscy Cullenowie i reszta sfory wilków.

-Pięć minut! –usłyszałam piskliwy krzyk Alice.

Wszyscy zaczęli biec w naszą stronę, zataczając między nami krąg. Wilki otaczały mnie i Alec ‘a, a wampiry ich. Wszyscy zaczęli przyjmować pozycje obronne, a zarazem byli gotowi do ataku. Razem z mym ukochanym znajdowaliśmy się w środku. „Jeśli on umrze, ja też chcę.” –pomyślałam, na co Edward groźnie warknął. Jako jedyny wiedział, o czym myślałam. Wplotłam palce we włosy mojego anioła.

-Kocham cię. –wyszeptałam –Jeśli on cię zabiją, jeśli umrzesz, ja poproszę o to samo.

Zamknęłam oczy, nadal leżąc przy jego głowie. Poczułam jak ktoś odgarnia włosy z mej twarzy. Otworzyłam niepewnie oczy i zobaczyłam jak mój ukochany się do mnie uśmiecha.

-Już dobrze. Nie boli. –powiedział i podniósł się z miejsca.

-Ale, ale… -byłam w takim szoku, że nie mogłam porządnie się wysłowić.

-Twoja wiara mnie uleczyła. –powiedział Alec pomagając mi wstać z ziemi. Przytulił mnie i wyszeptał dwa krótkie słowa, których dawno od niego nie słyszałam –Kocham cię.

Przytuliłam się do niego, obejmując go bardzo mocno, by mi nigdzie nie uciekł.

-Ja ciebie też kocham. Jak jeszcze nikogo w moim krótkim życiu nie kochałam. –powiedziałam, składając na jego ustach namiętny pocałunek.

Wszyscy nadal spoglądali w las z gotowością do walki. Nagle i mój ukochany odwrócił się w tamtą stronę, ochraniając mnie swoim ciałem. Cały czas trzymając mnie za rękę. Wtedy zauważyłam, że rany na jego plecach już nie krwawią. Zaczynały się goić. Czyżby jakiś cud? Zaczęłam spoglądać na każdego po kolei. Wszystkie wilki nadal tworzyły wokół nas okrąg. Jedynie Seth trzymał się z dala od wszystkich. Stał z tyłu. Emmet trzymał Rose za rękę, która w ogóle się wszystkim nie przejmowała. Jasper obejmował Alice, która była nieobecna. Zdziwiło mnie to bardzo, bo nie mogła mieć żadnej wizji, gdyż koło nas znajdowało się mniej więcej 15 wilkołaków, z czego jednym z nich była Leah. Na przedzie spokojnie stał Carlisle. Edward ciągle spoglądał w las. Bella była bardzo skupiona. Stała ledwo na nogach. Rozciągała nad nami swoją ochronę. Esme, która nagle znalazła się w środku okręgu, złapała mnie za drugą rękę. Wszyscy czekaliśmy na przybycie wampirów z Włoch.

Zjawili się. Było ich pięcioro. Tylko pięcioro? Dziwiłam się. Spodziewałam się co najmniej dziesięciu.

-To Aro i Jane. –Esme wskazała na dwójkę idącą przodem –Za Aro idzie Renata. Jest jego tak jakby własną ochroną. Za nimi idą Demetri i Felix.

Wszystkie wampiry, które wyszły z lasu były piękne, ale mój włoski wampir, który ochraniał mnie swoim ciałem był piękniejszy. Dla mnie był najpiękniejszy.

-Witaj Aro. –usłyszałam głos Carlisle ‘a –Co was do nas sprowadza?

-Witaj Carlisle. –odezwał się mężczyzna, a jego głos rozbrzmiewał po całej polanie –Nie chcemy z wami walczyć. Gdybyśmy przyjechali z tym zamiarem, zabralibyśmy ze sobą Marka i Kajusza. Przybyliśmy po naszą zgubę. Biedaczek. Zgubił się i nie wie jak trafić do domu, więc musieliśmy po niego przyjechać.

Usłyszałam lekkie kroki, które zbliżały się w naszą stronę. Wszyscy zaczęli złowrogo warczeć. Kroki, które i tak były dla mnie ledwo słyszalne ucichły. Przybysz w czerni zatrzymał się n a wysokości Carlisle ‘a.

-Alec. Synu. –odezwał się ponownie –Wróć do nas. Wróć do domu. Wróć do rodziny.

-Nie jestem twoim synem. –warknął Alec, przysuwając się do mnie bliżej, nadal mnie chroniąc. Nie spuszczał Aro z oczu –To nie jest mój dom, a wy nie jesteście moją rodziną.

-A Jane? Przecież to twoja siostra. –zaśmiał się Aro.

-Ona mnie nie obchodzi. Nie będę całe swoje nieśmiertelne życie biegał za siostrzyczką. –mój ukochany warknął, ale nadal stał w pełnym skupieniu. Spoglądał raz na swoją siostrę, dwóch pozostałych wampirów i na Aro

-Nie chcesz wrócić to nie, ale ona musi zginąć. –wskazał na mnie mężczyzna w czerni.

-Prędzej ty zginiesz. –krzyknął i rzucił się w stronę wampira.

Walczyli ze sobą dość długo, a mnie ciągle dziwiło, Jane nie używa na nim swego daru, a reszta stoi w bezruchu.

-Alec odebrał im myśli. –powiedział Edward, który nagle znalazł się obok mnie.

Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam twarz w sweter Esme. Nie chciałam na to wszystko patrzeć. Nie chciałam widzieć, jak ktoś ginie. Niedawno widziałam, jak mój nieśmiertelny anioł umiera. Nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz. Odgłosy walki ucichły. Bałam się spojrzeć. Minęła spora chwila, a ja nadal nie odrywałam twarzy od swetra Esme.

-Nie Aro. –usłyszałam głos mego ukochanego –Nie zrobię tego. Nie odbiorę jej życia, dopóki sama nie będzie umierać.

Poczułam jak ktoś próbuje odciągnąć mnie od Esme. Spojrzałam i zobaczyła malec ‘a. Uśmiechał się do mnie szeroko.

-Powiedz mi drogi Alec ‘u. –głos Aro przyprawił mnie o dreszcze –Gdzie ty się podziejesz? Gdzie będziesz mieszkał? Czy chcesz całe swoje nieśmiertelne życie spędzić na dworze?

-Nie. –usłyszałam głos Carlisle ‘a.

-Będzie mieszkał u nas. –powiedział Edward, poklepując Alec ‘a po ramieniu.

Nastała chwila ciszy, aż w końcu głos przywódcy włoskich wampirów znów rozległ się po całej polanie.

-Cóż. W takim razie nic już tu nie trzyma. Nie nalegam, ale jeśli będziesz chciał…

-Nie będę chciał. –powiedział Alec ze złością.

-Rozumiem. Bądźcie szczęśliwi. –powiedział i odwrócił się w stronę swoich towarzyszy, którzy właśnie odzyskali swoje zmysły, którzy nie wiedzieli co się stało. Nic nie wiedzieli i mieli się niedowidzieć.

-My tu jeszcze wrócimy, braciszku. –powiedziała Jane, zanim nie znikli w lesie.

Wszyscy się rozluźnili, Bella wykończona upadła na ziemię, podpierając się rękoma. Alec przytulił mnie bardzo mocno i wypowiedział słowa, po których byłam pewna jego uczuć.

-Kocham cię.

-Ja również. –powiedziałam i pocałowałam Alec ‘a w jego zimne usta, które nie wiem czemu, ale dawały mi wszelkie ukojenie.

Zaczęliśmy się namiętnie całować, a ja się dziwiłam, czemu jeszcze mnie nie skrzywdził. Alec leciutko mnie od siebie odsunął i spojrzał mi w oczy.

-Mogę mieć do ciebie jedną prośbę? –spytał.

-Zawsze. –odpowiedziałam.

-Błagam cię o jedno. Zostaw tego śmierdzącego wilka w spokoju. –powiedział, a zaraz uśmiechnął się łobuzersko.

-Dla ciebie wszystko. –powiedziałam z uśmiechem, ale zaraz spojrzałam na Edwarda –Edward, czy ta wzmianka o tym, że Alec będzie u was mieszkał to taki chwyt marketingowy?

-Rozmawiałem z Carlisle ‘m na ten temat jeszcze przed przyjazdem Volturi. Oboje doszliśmy do wniosku, że ty naprawdę go kochasz. –spojrzał na Alec ‘a –A on kocha ciebie. Ustaliliśmy, że nie pozwolimy mu, by błąkał się gdzieś po mieście, narażając nasz gatunek na ujawnienie. Połowa z nas była przeciwna, ale jak Carlisle zadecydował, że może zostać, to nikt się nie mógł sprzeciwić. Więc jak najbardziej, nie jest to żaden chwyt marketingowy dla Volturi tylko prawda. Skoro przerzucił się już na naszą dietę, chcemy, by z nami został, ale decyzja należy do niego.

Spojrzałam pytająco na anioła z mych snów. Zastanawiał się, czy przyjąć propozycję. Wpatrywałam się w niego, a on we mnie. Po dość długim namyśle odpowiedział.

-Jeśli się nie zgodzę, to Emma będzie bardzo zawiedziona, a nie wiem co będzie z wami. Niestety nie pozostaje mi nic innego… -objął mnie ramieniem –Jak pójść do domu.

W moich oczach malowało się szczęście, ale niektórzy nie byli zadowoleni z tego pomysłu, między innymi Rose. Alice zaraz do nas podskoczyła, stanęła między nas obejmując swoimi ramionami.

-No to mówcie szybko kiedy ślub?

Spojrzałam pytająco na Alec ‘a, ale zaraz wybuchłam śmiechem, a za moim przykładem poszli wszyscy.

-Co jak co, ale do tego to się nam jeszcze nie śpieszy. –powiedział Alec próbując powstrzymać się od śmiechu i składając na mych ustach długi i namiętny pocałunek.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin