Kitiara uth Matar i Sonka - Vice Versa.doc

(1624 KB) Pobierz
Kitiara uth Matar - Szlama

Vice Versa

 

autor: Kitiara uth Matar i Sonka

dziękują :

Nagini - to jej prezent od nas
Toroj – za korektę tekstu i fantastyczna współpracę
Ell – również za korektę
Leszkowi - za pomoc w tłumaczeniu francuskich zwrotów
Medatorom Forum Mirriel - za wszystko :)

 

 

 

Moja jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja, to moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja racja jest najmojsza!
[„Dzień Świra”]

Łatwo jest zmienić ustrój, trudniej człowieka!
[Stefan Kardynał Wyszyński]

Jaki kto jest wewnątrz, tak widzi świat zewnętrzny.
[Tomasz a Kempis]


PROLOG

- Ty wstrętna szlamo!
- Ty porąbany arystokrato z przerostem ambicji nad możliwościami!
- Uważaj, bo pokażę ci , gdzie twoje miejsce i nie będę przy tym miły!
- Jak rzucę w ciebie odpowiednią klątwą, matole, to już nic, nigdy, żadnej kobiecie nie pokażesz!
Harry roześmiał się i potoczył wzrokiem po rozbawionym tłumie uczniów, obserwujących z chorą fascynacją Parę Stulecia. Takiego przydomku bowiem doczekali się, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu, Draco Malfoy i Hermiona Granger, którzy dawali teraz pokaz - a raczej, jeden z tysięcy pokazów - standardowej kłótni małżeństwa z wieloletnim stażem.
- Ty masz się za kobietę, Granger? – zadrwił Ślizgon ze złośliwym uśmiechem.
- Ja jestem kobietą, za to na pewno ty nie jesteś mężczyzną, Malfoy! Zbyt często to podkreślasz! – zgrabnie zripostowała zniewagę Gryfonka.
- Nie prowokuj mnie, Granger, bo pożałujesz, że się urodziłaś! – Malfoy zaczynał tracić dobry humor.
- Na pewno tego nie pożałuję i na pewno nigdy nie pożałuję tego, że urodziłam się w mugolskiej rodzinie, chociaż ty mi próbujesz z tego powodu zatruć życie!
- Pewnie! Wiesz co? Takim szlamom jak ty to dobrze! Nie dziwię ci się, że nie chciałabyś urodzić się w rodzinie z tradycjami, takiej jak moja – mądrzył się potomek wielkiego Lucjusza. – Takie pochodzenie zobowiązuje i niesie ze sobą wiele odpowiedzialnych zajęć!
- Na pewno! A pierwszym z tych zajęć jest wybór modnej szaty i zaczesanie włosów na żel. Och, jakże fascynujące i zajmujące zadania życiowe, Malfoy!
Ron i Harry zaśmiewali się z tych słów do rozpuku i patrzyli z satysfakcją na bardzo głupią minę Malfoya. Ale fizjonomia Dracona bardzo szybko przestała być zabawna, a zaczęła wyrażać wściekłość.
- Wyprowadzasz mnie z równowag, Granger! Myślisz, że życie w rodzinie z pochodzeniem, tradycjami i na poziomie ta taka zwykła bezmózgowa wegetacja, jak życie szlamy, albo mugola?! Tobie jest łatwo, chociażby dlatego, że jesteś dziewczyną. Z tego powodu masz nawet lepsze oceny ode mnie! Pobłażają ci ze względu na pochodzenie i płeć, a ode mnie wymaga się więcej!
Hermiona prychnęła jak znieważona kocica.
- Tu cię boli, wielki Draconie - Patrzcie - Na - Mój - Rodowód - Malfoyu – powiedziała całkiem spokojnie. – Nie dorównujesz jakiejś durnej twoim zdaniem dziewczynie z mugolskiego domu, więc się na niej wyżywasz, bo masz kompleksy. Żałosne! Myślisz, że mugole są tępi, nie myślą i wegetują? Myślisz, że moje życie polega na nic nie robieniu? W takim razie jesteś głupszy niż sklątki tylnowybuchowe Hagrida, albo gumochłony!
- Nie obrażaj mnie, durna szlamo! Jesteś głupią, szlamowatą suką, która nie potrafi okazywać szacunku lepszym od siebie ! – wściekał się Draco.
Ron zamierzał właśnie rzucić się na Malfoya za jego obelżywe słowa wobec przyjaciółki, ale Harry go przytrzymał.
- Daj spokój - syknął rudzielcowi do ucha. – Ona sobie z nim doskonale poradzi.
Oczywiście miał rację.
- Dosyć tego! Zero kultury i szacunku do kobiet, co z ciebie za arystokrata?! – Hermiona była naprawdę wściekła i rzuciła w Draco Malfoya, nieznaną nikomu z obecnych, klątwą, która spowodowała, że chłopakowi wyrosły ośle uszy.
- Malfoy, zabawny z ciebie osiołek, całkiem sympatyczny – zadrwiła z uznaniem przyglądając się swemu dziełu, ale nie trwało to długo, bo za chwilę złapała się za twarz na której pojawiły się okazałe, sumiaste wąsy.
Uczniowie chichotali rozbawieni i zadowoleni z darmowego przedstawienia.
- Do twarzy ci z zarostem, Hermiono – Harry nie mógł powstrzymać się od takiego komentarza. Przyzwyczaił się już do kłótni Malfoya i swojej przyjaciółki i osobiście uważał, że Hermiona za często dopuszczała do takich sytuacji. Stała się ostatnio wybuchowa i nie potrafiła zmilczeć żadnego obraźliwego tekstu rzucanego przez blondwłosego arystokratę, a on radośnie ją podpuszczał i wyprowadzał z równowagi.
- No nie! Ośle uszy! Buhahaha! – rechotał Ron trzymając się za brzuch.
- Accio, różdżki! – rozległ się zniecierpliwiony głos jak najbardziej dorosłego czarodzieja.
Albus Dumbledore wyłonił się jak spod ziemi.
- Mam dosyć kłótni Naczelnych Prefektów. Zamiast dbać o porządek, sami siejecie największy zamęt w szkole. Jesteście najlepszymi uczniami w Hogwarcie... to wstyd żebyście się tak zachowywali.
- Ale, panie profesorze! – zaczęli obydwoje i obydwoje urwali, widząc minę dyrektora.
- Pójdziecie razem ze mną. Do mojego gabinetu – spokojnie dodał Dumbledore i wprawnie usunął skutki klątw z Hermiony i Dracona. – Zapraszam.
Granger i Malfoy poczłapali posłusznie za dyrektorem. Byli bardzo cisi i trochę przestraszeni. Dumbledore rzadko kiedy wzywał uczniów do siebie. Musieli przekroczyć w końcu granice jego cierpliwości.
- Panie profesorze? Chyba pan nas nie wyrzuci ze szkoły? – spytała z ogromną obawą Hermiona, a Draco pobladł straszliwie po tych słowach i głośno przełknął ślinę. Ojciec chyba by go zamordował, gdyby jego pierworodny i jedyny spadkobierca został wydalony z Hogwartu. Nie zamierzał jednak pokazywać przed tą „durną szlamą”, że obawia się własnego rodziciela.
- Nie wyrzucę was ze szkoły – odpowiedział spokojnie dyrektor, a Malfoyowi bardzo ulżyło. – Po prostu sobie z wami przez chwilę porozmawiam. Musicie zrozumieć, że każde z was jest wartościowym człowiekiem. Nie możecie się nawzajem traktować jak gorsze gatunki.
- To on mnie uważa za gorszy gatunek! – obruszyła się Hermiona.
- Naprawdę? – w oczach Albusa zalśniły ogniki rozbawienia – A ty, Hermiono uznajesz Dracona za równego sobie i godnego miana czarodzieja młodzieńca, tak?
-Eee...- nie była to może błyskotliwa odpowiedź jaką zwykle można było usłyszeć z ust panny Granger, lecz jedyna, która przychodziła dziewczynie w tej chwili do głowy. Starszy czarodziej uśmiechnął się zupełnie tak jakby spodziewał się tego typu odpowiedzi.
- Czy to nie tekst Pottera? – zakpił Draco. Dziewczyna rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Chcesz oberwać, osiołku? – zapytała głosem lepkim jak miód.
- Gran-gerrr - wysyczał wściekle Malfoy.
- Ekhem – założyciel Zakonu Feniksa odchrząknął cicho acz znacząco, przypominając im o swojej obecności.
- Przepraszam, panie profesorze – rzekła Prefekt Naczelna ze skruchą, a Ślizgon w ramach przeprosin nieznacznie skinął głową. Albusowi to wystarczyło. Uśmiechnął się do nich prawie przyjaźnie i resztę drogi przebyli w ciszy.
- Gumowa kaczka – powiedział dyrektor, gdy w końcu znaleźli się przed wejściem do jego gabinetu. Chimera odskoczyła by wpuścić ich do środka.
- Siadajcie – nakazał łagodnie dyrektor wskazując na dwa fotele przed mahoniowym biurkiem. Para Stulecia wykonała polecenie dyrektora bez szemrania: Draco ze względu na możliwość zmiany zdania przez „tego pogiętego Dropsa”, jak zwykł określać Albusa Dumbledore`a jego szacowny ojciec, a Hermiona z powodu odczuwania wyrzutów sumienia Co prawda nie dawały one osobie znać aż tak bardzo, ale fakt, iż pojawiły się, wprawiał orzechowookie dziewczę w stan lekkiej furii. Oczywiście każde z nich ostentacyjnie wbiło wzrok w zupełnie inny punkt byleby tylko nie patrzeć na siebie - całkowicie jeszcze nie ochłonęli.
- Herbatki? – zagaił Dumbledore, gdy cisza w pomieszczeniu przedłużyła się nieznacznie.
Obydwoje wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
- Pewnie po takiej sprzeczce musicie być spragnieni – wyjaśnił rozbawiony, widząc ich miny i wyczarował na biurku tacę z trzema filiżankami, dzbankiem, cukierniczką oraz talerzykiem z małym stosikiem ciasteczek oblanych mleczną czekoladą. – Częstujcie się – dodał, podsuwając ów talerzyk Draconowi i Hermionie pod zmarszczone lekko nosy.
- Może później – podziękowała grzecznie dziewczyna, gdyż czuła, że gdybykby przełknęła coś z zawartością cukru to jej żołądek zareagowałby bardzo gwałtownie.
- Ale kubka porządnej herbaty chyba nie odmówisz ? – Dumbledore postawił przed nią filiżankę z ciepłym płynem. Hermiona uśmiechnęła się blado w odpowiedzi.
- Chyba nie zaszkodzi – wymamrotała zakłopotana.
Draco natomiast wcale nie zamierzał przyjąć żadnego z proponowanych smakołyków.
”Pamiętaj synu, nigdy nie przyjmuj niczego od starego Dropsa” - mawiał ojciec przed każdym powrotem Draco do Hogwartu i jego potomek nie zamierzał zawieść ojca.
- A pan, panie Malfoy? Może ma pan ochotę na ciasteczko? – Dumbledore podsunął talerzyk z ciasteczkami bliżej do dziedzica Dragon Tower. Draco obdarzył dyrektora spojrzeniem z serii „Sam to sobie zjedz”, a następnie zerknął z obrzydzeniem na apetycznie wyglądające ciasteczka i z przerażeniem stwierdził, że na myśl o ich smaku cieknie mu ślinka.
Szybko odwrócił wzrok i wbił spojrzenie w miecz wiszący na ścianie za siedzeniem profesora.
- No to może herbatki? – staruszek najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną. Draco również nie zamierzał przegrać tej „batalii”. Niestety, od kolacji minęło już troszeczkę czasu i jego żołądek zaczął głośno domagać się czegoś do przetrawienia.
„Że też nie mógł sobie wybrać lepszej pory" - jęknął w duchu blondyn
- Może jednak się skuszę – rzekł zażenowany biorąc od szczerze ubawionego tą sytuacją Dumbledore`a filiżankę z herbatą po czym sięgnął niepewnie po smakowite ciasteczko.

*

Draco wracał z gabinetu „szanownego” dyrektora i był, delikatnie powiedziawszy, wściekły. Nie dość, że Dumbledore zafundował mu wykład na temat poglądów rasistowskich jakiegoś mugola o niemiecko brzmiącym nazwisku porównując je do poglądów potomka Lucjusza i Narcyzy Malfoyów, to jeszcze kazał mu przeprosić tę Pannę –Ja –Wiem – To - Wszystko – Lepiej – Niż – Ty – Granger. Wściekłość ta przeradzała się w stan furii, gdy pomyślał o tym jak dał się podpuścić z tymi „cholernymi” ciasteczkami i „pieprzoną herbatką”.
- Magiczna Ciotka Umridge * - niemalże wrzasnął stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego swego domu. Portal otworzył się i Draco wmaszerował do środka, tupiąc i sapiąc przy tym jak stado wściekłych hipogryfów.
- Co się stało, Dracusiu? – na jego nieszczęście tuż przy schodach prowadzących do męskich dormitoriów dopadła go Pansy, a dokładniej rzecz ujmując uwiesiła się na jego szyi.
- Jakbyś nie wiedziała – mruknął ponuro odsuwając dziewczynę od siebie.
”Jeszcze mi Pansy do szczęścia potrzeba” pomyślał ze złością.
- No wiem, ale co ci Drops powiedział, że tak mnie traktujesz. Już mnie nie kochasz? –zachlipała wbijając w niego załzawione spojrzenie. Ten tani chwyt zawsze działał na potomka Lucjusza Malfoya... Lecz tylko w chwili, gdy nie był on na granicy wytrzymałości psychicznej.
- PANSY, DO JASNEJ CHOLERY, DAJ MI SPOKÓJ! – ryknął, dając upust swojej wściekłości.
Panna Parkinson widząc, że jej chłopak jest „nie w humorze”, jak określała stan złości Malfoya juniora, zrobiła obrażoną minę i wróciła na swoje miejsce by dalej plotkować z Millicentą.
Draco dziękując w duchu wszystkim znanym i nieznanym bóstwom skierował się do swojego dormitorium. Całe szczęście od jutra rozpoczynały się ferie świąteczne, więc będzie miał okazję odpocząć od kłótni z Granger, reprymend w wykonaniu nauczycieli oraz wiecznie klejącej się do niego Pansy. I to przez całe dwa błogie tygodnie. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, jednak jego uśmiech znikł w ekspresowym tempie, gdy zobaczył w jakim stanie jest dormitorium siódmego roku Slytherinu, które on miał szczęście - chociaż w tej chwili raczej nieszczęście - zamieszkiwać: wszędzie walały się nie doprane skarpetki, spodnie, bluzki, papierki po słodyczach itp., itd. Na samym środku pokoju stały trzy kufry, do których Vincent, Gregory i Blaise próbowali wpakować cały ten bałagan i, ku zdziwieniu Dracona, całkiem nieźle im to wychodziło.
„Ale najpierw będę musiał przeżyć ten wieczór” jęknął w duchu.
- Yo, Draco – przywitał się Blaise – Jak tam pogawędka z Dumblem?
Malfoy Junior obdarzył współlokatora BARDZO znaczącym spojrzeniem i zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, które nie uczestniczyły w tworzeniu tego „syfu”, jak nazwał blondyn bałagan panujący w dormitorium, do ogromnego kufra. Zajęło mu to około pól godziny, czyli o wiele krócej niż jego kolego, którzy skończyli dopiero o wpół do jedenastej w nocy.


* Magiczna Ciotka Umbridge -> na ‘cześć’ największej jędzy w Hogwarcie.


**

- Gdzie byłaś? – jękliwym głosem zapytał Ron, gdy panna Granger pojawiła się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
- Och, daj mi spokój, Ronaldzie – odpowiedziała poirytowana Hermiona. Nie miała ochoty na żadne konwersacje. Nie po wykładzie Dumbledore’a, który był oczywiście przeprowadzony bardzo łagodnie i w miłej atmosferze, o błędach rasistowskiego myślenia, o Hitlerze i tym podobnych bzdurach. Chciała iść pod prysznic i spać.
„Ja rozumiem, mówić o Hitlerze Malfoyowi, on sam jak Hitler, ale sugerować to mi? Niedoczekanie!” - Uważała się za pokrzywdzoną, chociaż w głębi duszy wiedziała, że sama czuje do Dracona to, co on czuł do niej. Pogardę. I że, no cóż... uważa się za lepszą od blond wypłosza.
I mimo, że Malfoy wypłoszem przestał być, ponieważ urósł i zaczął wyglądać jak mężczyzna, dla niej zawsze nim pozostanie.
Hermiona była już spakowana na wyjazd do domu. Jej kufer leżał sobie z elegancko ułożonymi ubraniami, które chciała wymienić na inne, oraz z kilkoma książkami, z których chciała skorzystać podczas ferii, żeby napisać kilka zadanych na ten czas wypracowań.
Dziewczyna zrobiła sobie błyskawiczny prysznic i z cichym „dobranoc” rzuconym koleżankom z dormitorium, wskoczyła do miękkiej pościeli.


Rozdział I
Potwór w Lustrze

Nie jestem sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie,
nie jestem sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie.
[ Elektryczne Gitary, "Nie jestem sobą]

Draco obudził się i przeciągnął w ciepłej, wygrzanej jego ciałem pościeli.
Czuł, że było bardzo wcześnie, ale zwlekł się z łóżka i skierował swoje kroki na lewo do łazienki.
Coś było nie tak...
Nie było drzwi do łazienki, tak gdzie znajdowały się od zawsze.
Chłopak przetarł oczy i popatrzył na dwie niezłe laski, które spały na dwóch łóżkach przy jego wyrku.
Była impreza i nic nie pamiętam? - pomyślał mało przytomnie, a następnie przyszła mu do głowy dużo bardziej przytomna myśl, że nie pamięta balangi przez herbatkę Dumbledore'a. Ziewnął i skierował się na prawo gdzie przez zaspane, przymrużone ślepka, ujrzał drzwi łazienki.
Wszedł i nagle go oświeciło.
W łazience był tylko sedes, spora umywalka i kilka bordowych ręczników.
Był w Wieży Gryffindoru, w... damskim dormitorium.
Nieważne, że ni mógłby się do niego dostać, jako chłopak, ważne że najwidoczniej w nim był
- O, cholera, tak to nigdy nie imprezowałem - powiedział sam do siebie cicho, dziwnym, wyższym niż zazwyczaj głosem.
Odkaszlnął i nachylił się nad umywalką, by przemyć twarz. Odgarnął włosy do tyłu, odkręcił kran. Nabrał wody w swoje drobne, zgrabne dłonie...
Od kiedy ja mam drobne dłonie? - pomyślał - bo zgrabne, to one były od zawsze..."
Nie zastanawiając się nad tym szczegółem dłużej, znowu odgarnął podejrzanie długie, ciemnobrązowe loki z czoła i przemył twarz jeszcze raz.
"Ciemne, kręcone włosy" - pomyślał i podejrzliwie spojrzał w lustro nad umywalką.
Draco Malfoy nie krzyknął, nie zemdlał, nie przestraszył się. Stał i patrzył z chorą fascynacją w swoje lustrzane odbicie.
Ale mam popierdzielony sen. Jestem Granger... No tak, dlatego jestem w dormitorium dziewcząt, jako facet nie mógłbym tu wejść... Boże, co za chora faza, co mi dał ten pokręcony Drops, że mam takie koszmary"?
Tylko, że wszystko było zbyt realne jak na sen.
Nagle Draco uśmiechnął się do siebie krnąbrnie. Wychodził z założenia, że w każdej sytuacji da się znaleźć pozytywne aspekty, teraz też takowe zauważył.
- Lecę na Draco Malfoya - powiedział, głosem Hermiony Granger, uważnie wpatrując się w lustro. To było ciekawe doświadczenie.
Zamknął drzwi, uśmiechnął się przekornie i ściągnął koszulkę nocną.
Spojrzał w lustro i zagwizdał z podziwem.
- No, z Grangerówny jest niezła laska - powiedział do siebie głosem rzeczonej Grangerówny.
Zachichotał i pomacał średniej wielkości, jędrne piersi. Czuł się dosyć dziwnie, bo przecież tak naprawdę nie obmacywał Granger, ale swoje własne ciało - czuł to wyraźnie - które było ciałem Hermiony.
Boże, co mi dolał do herbaty ten zramolały, stary kochaś szlam i mugoli? - pomyślał jeszcze raz, ale tym razem nie był już taki rozbawiony.
To, co się działo było niebezpiecznie realne. Przyszło mu do głowy, że może powinien jeszcze raz położyć się do łóżka i spróbować zasnąć i kiedy się obudzi za godzinę, dwie, będzie już sobą. Jakaś część jego osobowości podpowiadała mu jednak, że to co się dzieje nie jest snem, ale jawą, a rozmyślanie nad prawdopodobieństwem realności tego zdarzenie, może mu tylko zamącić w głowie.
Okey, idę pod prysznic... tylko w Gryffindorze nie ma pryszniców przy dormitoriach - pomyślał marszcząc czoło.
Powinienem się uszczypnąć, a na pewno się obudzę... albo zrobić sobie sznyty, jeżeli śpię, ból obudzi mnie na pewno... - Draco nigdy nie robił sobie sznytów. Normalnie w ogóle by mu to do głowy nie przyszło, ale ta sytuacja, ze wszech miar, normalną nie była na pewno.
Rozejrzał się po łazience lecz nie ujrzał niczego ostrego. Po cichu poszedł po różdżkę (Hermiony Granger oczywiście), wrócił i ponownie zamknął drzwi.
- Demollus - powiedział szeptem, żeby zaklęcie podziałało jedynie punktowo, na lustro i nie spowodowało hałasu. Udało się i tafla cicho brzęknęła pękając w kilku miejscach.
Draco delikatnie wyjął jeden spory kawałek szkła i usiadł po turecku na podłodze.
Dobra, jeżeli to nie podziała i naprawdę jestem lokatorem ciała szlamowatej Gryfoneczki i wtedy dopiero zacznę się martwić - naciął lekko skórę na lewym nadgarstku. Szkło było ostre i na początku w ogóle nie poczuł bólu. Po chwili jednak odczuł lekkie pieczenie, a po skórze zaczęła spływać bardzo wąziutkim strumieniem czerwona krew. Patrzył na to z zaciekawieniem.
Bolało, krew spływała, ale nic innego się nie działo. Nadal siedział na zimnej posadzce w łazience, w dormitorium dziewcząt Gryffindoru i nadal był dziewczyną.
Niedobrze - pomyślał i przeszedł przez jego ciało zimny dreszcz lęku.
Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenie weszła Levander Brown. Weszła i wrzasnęła, budząc koleżankę.
- Hermiona! Co ty robisz?! Chcesz się zabić?! O, mój Boże!
- Uspokój się, kretynko - zimno powiedziała "Hermiona" i dziewczyna naprawę zamilkła. Granger nie miała w zwyczaju tak się do niej odzywać.
- To co w takim razie robisz, co? Ja wiem, że Malfoy znowu cię wkurzył, ale żeby przez niego...
Do łazienki weszła także, przecierając oczy, Parvati Patil.
- Boże... - zdołała jedynie powiedzieć zaspanym głosem .
-A tam, Malfoy jest w porządku - chłodno odrzekło "dziewczę" i odłożyło odłamek szkła. – Znaczy... chciałam powiedzieć, co on mnie obchodzi, palant jeden? - poprawił się zaraz nieszczęsny Draco. Nie wiedział co robić, miał natomiast pojęcie, że powinien zachowywać się w miarę wiarygodnie.
- Sprawdzałam jedynie swoją wytrzymałość na ból... Co się tak gapicie? Jakbym chciała się zabić, to na pewno nie tu i na pewno cięłabym się głębiej.
- Jesteś dziwna - orzekła Parvati.
Draco wstał i naprawił zaklęciem lustro. Wiedział jedno - musi znaleźć Granger, która teraz na pewno jest nim, i spróbować jakoś to wszystko przywrócić do porządku.

*

Hermiona przeciągnęła się rozkosznie w mięciutkiej pościeli. Nie za bardzo miała ochotę opuszczać cieplutkie łóżeczko, ale cóż...natura wzywała. Trochę ją zirytowało, że akurat w tym momencie, ponieważ właśnie śniło jej się jak zajada się swoim ulubionym ciastem z orzechami. Przewróciła się na drugi bok mając nadzieje, że może uda jej się usnąć raz jeszcze, ale sygnały o pełnym pęcherzu docierały do jej mózgu coraz bardziej natarczywie. Zwlekła się więc niechętnie z łóżka i po omacku ruszyła do łazienki. Gdzieś na środku pokoju wpadła na coś i z łoskotem upadła na kamienną posadzkę.
- Cholera...ciszej. Ludzie chcą spać - dobiegł ją męski głos dochodzący z łóżka po prawej stronie.
- Sorry...- przeprosiła Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, podnosząc się z podłogi. Następnie ruszyła powoli obijając się o różne meble do łazienki. Skręciła, jak zawsze w prawo, i nacisnęła na klamkę...której nie było. Jej dłoń ześlizgnęła się po płaskiej, gładkiej powierzchni.
Co jest? - pomyślała przecierając zaspane oczęta i patrząc przed siebie.
Zamarła.
Stała przed kamienną ścianą, której na pewno nie powinno tutaj być.
Co jest? - pomyślała raz jeszcze ze zgrozą.
Coś jej tutaj nie pasowało. Po pierwsze: w tym miejscu powinny znajdować się drzwi do toalety. Po drugie: w sypialni siódmego roku Gryfonek NA PEWNO nie było chłopaków. Przecież nie mogliby tutaj wejść nawet gdyby bardzo, ale to bardzo chcieli, ponieważ istniała ta blokada. Skąd więc wziął się ów męski głos, który ją skarcił, gdy się przewróciła?
Nagle do głowy przyszedł jej głupi pomysł, że jest w dormitorium męskim.
Nieee... -uśmiechnęła się do siebie na te myśl - Na pewno nie.
Odwróciła się od ściany by poszukać wzrokiem drzwi do toalety...
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnęła przerażona.
Ewidentnie znajdowała się w męskim dormitorium, a na dodatek dormitorium Ślizgonów o czym świadczyła zielono - srebrna tonacja w jakiej utrzymany był wystrój pomieszczenia.
Jej wrzask obudził śpiących mężczyzn.
- Na Merlina, Malfoy, weź się przymknij - odezwał się Zabini ukazując przy okazji swoje migdałki.
-M...Malfoy? - zająknęła się Hermiona wpatrując się w przystojniaka zdezorientowana.
Po jaką cholerę ten kretyn nazywa mnie 'Malfoy`? - zastanowiła się podczas gdy Zabini, Crabbe i Goyle wymienili zdziwione spojrzenia.
- Dobrze się czujesz, Draco? - spytał Zabini przyglądając się Hermionie z szerokim uśmiechem.
- Draco? - warknęła wściekle Gryfonka. - Słuchaj ty kretynie, czy ja ci ...- urwała bo nagle zdała sobie sprawę, że jej głos nie brzmi tak jak powinien. Był grubszy, niższy i... bardziej męski. Poza tym dotarło do niej, że patrzy na Zabiniego z większej wysokości niż zazwyczaj.
- Eee...- bąknęła - Sorry, Blaise...Coś mi się pomieszało. Wiesz...Dumbledore i ta jego herbatka - wyjaśniła szybko.
- Brałeś coś od Dropsa? - spytał zdziwiony Crabbe.
- Powiedzmy - ucięła Hermiona. - Sorry, musze do klopa - przeprosiła i ruszyła ku pierwszym drzwiom po lewej stronie.
- Ekhem, Draco...- zaczął niepewnie Zabini.
- Co? - zapytała ze złością kładąc rękę na klamce w kształcie węża. Czuła się troszeczkę niepewnie w towarzystwie trzech Ślizgonów.
- Tam jest szafa - wyjaśnił chłopak z nutą rozbawienia w głosie.
- Uhm...- Hermiona poczuła jak na jej policzki wstępuje ceglasty rumieniec - Przecież wiem - odrzekła szybko podchodząc do drugich drzwi, które na szczęście okazały się drzwiami do łazienki.
- Czy on coś ćpał? - usłyszała pytanie Crabbe`a...
- Drops musiał mu coś dosypać - ...i odpowiedź Zabiniego nim zamknęła drzwi. Oparła się o nie.

Ja chyba śnie. Tak, to na sto procent jest sen. Tylko, do cholery, dlaczego on jest taki PRAWDZIWY?! - myślała gorączkowo lustrując łazienkę. Było to przestronne pomieszczenie u trzymane w srebrno - zielonej tonacji ( zielone kafelki, srebrne ręczniki), w którym znajdowały się : dużych rozmiarów kabina prysznicowa, umywalka z lustrem przyozdobionym srebrnymi ornamentami, dwa sedesy.
Ładna - przemknęło jej przez myśl. Cholera, Hermi, o czym ty myślisz. Weź się uszczypnij, bo to nie dzieje się naprawdę. Skarciła siebie w duchu.
Odetchnąwszy parę razy i policzywszy do dziesięciu(oczywiście to wszystko w ramach uspokojenia zszarpanych nerwów) podeszła nieśpiesznie do lustra. Spojrzała w nie i ..
- O cholera ! - wrzasnęła odskoczywszy od niego jak oparzona.
- Draco, okej? - dobiegł ją przytłumiony przez drzwi głos Zabiniego.
- Odwal się, Zabini - wyrwało jej się - To znaczy jasne, że tak - poprawiła się szybko podchodząc wolno do lustra z miną jakby w łazience położono odbezpieczony granat.
- Jezus Maria... - jęknęła stając w końcu przed nim. Ujrzała bladą twarz o szarych oczach, które teraz wpatrywały się w nią z mieszaniną przerażenia i niedowierzania.
-To koszmar...Zaraz się obudzę. To na pewno koszmar - zaczęła mówić do siebie uspokojenia opierając ręce na umywalce i wbiła wzrok w białą, emaliową powierzchnię.
- Wdech i wydech...i jeszcze raz...Wdech i wydech... - powtarzała, a w miarę jak to mówiła czuła, że się uspokajała - Okey ....jestem spokojna ...jestem spokojna - trochę dziwnie brzmiały te słowa wypowiadane zimnym głosem Malfoya - A teraz spojrzysz w lustro, Hermi, i zobaczysz, że ci się to przyśniło.... - instruowała siebie drżącym głosem. Powoli podniosła wzrok znad umywalki i spojrzała w lustro.
- Kurwa ...- wymknęło się jej niestosowne słówko.
Nadal wpatrywała się w twarz należącą do Malfoya, a tym samym w swoje własne oblicze. Zazwyczaj nie przeklinała. Najwyżej od czasu do czasu, ale w sytuacjach, które ją stresowały, a ta się do nich niezaprzeczalnie zaliczała.
Stała tak z pięć minut wpatrując się w tą bladą, odpychającą twarz, należącą do faceta, którego po stokroć nie cierpiała.
Przecież nie mogę być Malfoyem. To nie możliwe... - pomyślała trzeźwo ogarniając blond czuprynę, która zaczęła wchodzić jej do oczu. Nawiasem mówiąc blond kukła miała całkiem niezłe ciałko: złotobrązowa opalenizna i lekko umięśniona klatka piersiowa, zapewne od gry w Quiddicha.
Boże, Herm, o czym ty myślisz.! SKUP SIĘ, DO JASNEJ ANIELKI!!! krzyczała w duchu ile sił.
W końcu należałoby dowiedzieć się prawdy.
Jeśli zaboli to znaczy, że to rzeczywistość. Jeśli nie, to się obudzę - pomyślała, podnosząc prawą rękę i układając ją w zaciśniętą pięść. W głębi duszy miała jednak nadzieję, że się obudzi z tego okropnego snu...Snu? Chyba horroru! No, bo czy to nie straszne znaleźć się w ciele swego wroga?
Przymknęła oczy.
- A oto chwila prawdy - stwierdziła posępnie i z całej siły walnęła siebie w twarz. Uderzenie było tak silne, że upadła na posadzkę skamląc z bólu.
Jedno musiała przyznać Ślizgonom - mieli bardzo akustyczna łazienkę. Dlaczego? Ano z prostego powodu: zaraz po jej upadku do toalety wpadli jej " koledzy" i stanęli jak rażeni piorunem widząc Hermionę...to znaczy "Malfoya" na posadzce trzymającego się za policzek, na którym z minuty na minutę ciemniał bardzo duży siniak.
- Nie wiem czego Drops dolał do tej herbaty, Malfoy, ale musiało ci to pomieszać we łbie -stwierdził Blaise pomagając Hermionie wstać. Crabbe i Goyle obserwowali z przerażaniem całą tą scenę.
Grangerówna zignorowała go i wróciła do dormitorium. Usiadła na łóżku należącym do Malfoya, zaciągnęła zielone zasłony i zagrzebała się na powrót w zimnej teraz pościeli.
Usłyszała jak Zabini i dwaj "ochroniarze" Dracona wchodzą do pokoju rozmawiając o czymś półgłosem, ale jakoś jej to nie interesowało.
Jedno wiedziała na pewno: To wcale nie był sen. To wszystko działo się naprawdę i wcale jej się to nie podobało. Przez moment zastanawiała się jaka może być tego przyczyna, jednak przed oczami ciągle miała twarz tego lalusiowatego arystokraty w związku z czym trudno jej było racjonalnie myśleć.
Skoro ja jestem w jego ciele...to on musi być w moim - wpadło jej do głowy. Zerwała się więc z łóżka, rozsuwając kotary, aż pozrywały się z żabek i opadły na podłogę, wzbijając kłęby kurzu. Hermiona nie za bardzo się tym przejęła. Zaczęła się szybko ubierać. a w głowie miała tylko jedną myśl: znaleźć Malfoya i odkręcić tę chorą sytuację.
Jednak zanim wyszła , zawitała raz jeszcze do łazienki by w końcu ulżyć swemu pęcherzowi.
Gdy to robiła starała się nie patrzeć w dół, gdyż czuła się zażenowana i skonsternowana. Gdy w końcu spojrzała na efekt to przyszło jej na myśl tylko jedno słowo i było nim "Jezu". No cóż...miała prawo do takiego myślenia, ponieważ okazało się , że obsiusiała cała deskę klozetową. Posprzątała szybko po sobie i przez następne pięć minut szorowała swoje ręce.


Rozdział II
To twoja wina...

Letni ranek, budzę się,
swemu życiu stawić czoła,
zaplanować dzień
Obietnice kto wierzy w nie,
ten do końca pozostanie tylko pionkiem w grze
[Bajm, Bieg po cienkim lodzie]

Wściekły Draco szedł w kierunku lochów. On pokaże tej głupiej Gryfonce. Na pewno Drops coś dolał im do herbaty, a to wszystko zaszło jej winy. W końcu przegięła robiąc z niego osła przed pokaźną widownią. Za dużo sobie pozwalała i jak tylko odzyska swoje ciało, da jej tak popalić, że odechce się jej wchodzić mu w drogę przez dłuższy czas. Niewielkie znaczenie dla Malfoya miał fakt, że to on zazwyczaj zaczepiał Hermionę, a nie ona jego, i że właśnie on wiecznie doprowadzał do kłótni.
Takie ‘wyszczekane, szlamowate niunie’ jak ona, powinny nauczyć się pokory i on ją na pewno tej pokory w niedalekiej przyszłości nauczy.
- Durna szlama! – syknął, nie zważając na to, że przecież w tej chwili był w ciele tej „durnej szlamy”, i że niejako obraża nie tylko ją, ale też i siebie.
Dotarł do lochów i stanął jak wryty. Przed nim wyrósł on sam. Draco patrzył ogromnymi czekoladowymi oczami na samego siebie i ku jego wielkiemu dyskomfortowi musiał unosić głowę do góry, bo był wyższy od Gryfonki o dobre dwadzieścia centymetrów.

***

Idiota, jak zwykle musiał zacząć głupią burdę na środku korytarza. Na pewno Dumbledore nas tak załatwił, to w jego stylu – myślała Hermiona odgarniając z czoła blond grzywkę, którą należało skrócić. Ten pokręcony, pewny siebie, śpiący na forsie Malfoy jak zwykle musiał wpędzić ich w kłopoty, tylko że tym razem były to kłopoty gigantycznych rozmiarów.
W szarych oczach czaiła się żądza mordu. „Draco” trzasnął z całej siły drzwiami do dormitorium, przyprawiając Blaise’a, który zamierzał jeszcze trochę pospać, nieomal o zawał.
- Chyba mu odbiło – skwitował Vincent, podziwiając w ogromnym, wmontowanym w drzwi szafy lustrze, swoje bicepsy, które przy napięciu ramion i barków wyłaniały się nieśmiało spoza wszechobecnych fałd tłuszczu.

*

Hermiona szła wściekła korytarzem lochów. Na bokserki, w których miał zwyczaj sypiać Malfoy, zarzuciła szatę i szczelnie się nią opatuliła. Omal nie wpadła na jakąś niższą od siebie osóbkę na pierwszym z zakrętów. Zatrzymała się i oniemiała z wrażenia. Patrzyła na samą siebie. Przełknęła głośno ślinę. „Hermiona Granger” przed nią miała tak samo przerażony i skonsternowany wzrok jak ona sama.
- O Chryste – zdołała wydusić Hermiona. Wyglądało to komiczne, bo posiadała teraz wygląd wysokiego blondyna o zimnych, szarych oczach, który nie zwykł się tak wyrażać.
Draco wykrzywił pełne i ciemnoróżowe usta, w których posiadaniu znalazł się aktualnie, co nadało wyrazowi dziewczęcej twarzy wyraz absolutnej pogardy.
- Granger – powiedział głosem Hermiony – skoro już musisz kraść mi ciało, to chociaż zachowuj się po ludzku.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin