Hayek Droga do zniewolenia.doc

(1037 KB) Pobierz
Hayek

Friedrich August von Hayek DROGA DO ZNIEWOLENIA

 

Spis treści

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

...................... PRZEDMOWA........................................... WPROWADZENIE........................................ I Porzucona droga II Wielka utopia III Indywidualizm i kolektywizm IV " Nieuchronność" planowania V Planowanie i demokracja VI Planowanie a rządy prawa VII Kontrola gospodarcza a totalitaryzm VIII Kto, komu? IX Bezpieczestwo i wolność X Dlaczego najgorsi pną się w górę XI Koniec prawdy XII Socjalistyczne korzenie nazizmu XIII Totalitaryści są wśród nas XIV Warunki materialne a idealne cele XV Perspektywy ładu międzynarodowego XVI Zakoczenie INDEKS = Przedmowa do wydania polskiego = Przedmowa do polskiego tłumaczenia Drogi do niewolnictwa napisana w lipcu 1983 roku w Obergorgl. W chwili, gdy ksią ka ta ukaże się w polskim tłumaczeniu będzie to ju piętnasty jej przekład w ciągu czterdziestu lat jakie upłynęły od pierwszego wydania w 1944 roku. Fakt ten następuje wkrótce po wydaniu wersji rosyjskiej. Rok 1984, dzięki znacznie sławniejszej ksią ce George'a Orwella, do napisania której w sposób widoczny zainspirowała go lektura pierwszego wydania mojej ksią ki, stał się symbolem niebezpieczestwa jakie zagra ało nam ze strony iluzji rządzących światem przed czterdziestu laty. Jestem przekonany, i Orwell i ja zasługujemy na pewien kredyt zaufania poniewa nie wpadliśmy w pułapkę, która zwiodła tak wielu ludzi mających wprawdzie dobre zamiary, ale nierozsądnych. Przed czterdziestu laty, gdy z kocem ostatniej wojny przybrała na sile dyskusja na temat potrzeby alternatywnych ładów społecznych i gospodarczych, zdołano uniknąć realizacji pewnej, całkowicie przekonywającej decyzji, uznawszy zasadnie, i z prawdziwego twierdzenia naukowego o tym, co jest, nie sposób wyciągnąć wniosków o tym co, z moralnego punktu widzenia, być powinno. Jest to absolutna prawda. Lecz chocia nauka nie ma właściwych uprawnie, aby osądzać względną wartość ró nych przekona moralnych, to jest przecie nie tylko uprawniona do udzielenia odpowiedzi na bardzo istotne pytania, ale tych odpowiedzi wręcz się od niej oczekuje. Co mianowicie, doprowadziło do powstania ró nych przekona moralnych, zwłaszcza na temat własności prawatnej i rodziny, jakie ywi się w ró nych społeczestwach? Są to pytania trudne, ale ściśle naukowe. Jeśli odpowiedź naukowa stwierdzałaby, i jeden z owych alternatywnych systemów moralnych doprowadzi do śmierci połowy ludności współczesnego świata, nauka nie byłaby w stanie rozstrzygnąć czy jest to dobre, czy złe, ale najzwyklejsi ludzie nie mieliby specjalnych wątpliwości, który z obu systemów bardziej im odpowiada. Friedrich August Hayek PRZEDMOWA Gdy zawodowy badacz zagadnie społecznych pisze ksią kę polityczną, jego pierwszym obowiązkiem jest powiedzieć to wprost. Ta ksią ka jest ksią ką polityczną. Nie mam zamiaru ukrywać tego nadając jej, jak mo e mógłbym to zrobić, bardziej eleganckie i ambitne miano eseju z zakresu filozofii społecznej. Ale, jakkolwiek byśmy ją nazwali, zasadniczą sprawą pozostaje to, e wszystko, co mam do powiedzenia wynika z pewnych podstawowych wartości. Mam nadzieję, e w tej ksią ce wywiązałem się w sposób właściwy z drugiego i niemniej wa nego obowiązku: określenia jasno i bez cienia wątpliwości jakie są owe wartości podstawowe, na których oparty jest cały wywód. Chciałbym do tego dodać jeszcze jedno. Chocia jest to ksią ka polityczna, jestem absolutnie pewien, e przekonania w niej zawarte nie są wyznaczone przez mój osobisty interes. Nie znajduję powodu, dla którego ten typ społeczestwa, który uwa am za po ądany, powinien oferować więcej korzyści mnie, ni ogromnej większości ludzi w moim kraju. Prawdę rzekłszy moi koledzy socjaliści powiadają, e jako ekonomista powinienem mieć znacznie wa niejszą pozycję w tym typie społeczestwa, któremu jestem przeciwny; zakładając oczywiście, e byłbym skłonnny zaakceptować ich poglądy. Jestem równie pewien, e mój sprzeciw wobec tych poglądów nie zrodził się z tego powodu, e ró nią się one od przekona, które miałem, stając się dorosłym człowiekiem. Są to bowiem te poglądy, które podzielałem jako młodzieniec i one sprawiły, i zająłem się zawodowym uprawianiem ekonomii. Na u ytek zaś tych, którzy - zgodnie z obecną modą - doszukują się w głoszeniu opinii politycznych jedynie interesownych motywów, niech mi wolno będzie dodać, e mam wszelkie powody, aby nie pisać czy nie publikować tej ksią ki. Zapewne obrazi ona wielu ludzi, z którymi pragnąłbym yc w przyjaźni. Pisząc ją musiałem odło yć na bok pracę, do której czuję się lepiej przygotowany i na dłu szą metę przywiązuję do niej większe znaczenie. Ponadto ksią ka ta uprzedzi wielu do wyników moich bardziej akademickich prac, do jakich skłaniają mnie moje upodobania. Jeśli mimo to uznałem napisanie jej za obowiązek, przed którym nie wolno się uchylić, to sprawił to przede wszystkim szczególny i wa ki moment w obecnej dyskusji o problemach przyszłej polityki ekonomicznej, którego opinia publiczna nie jest dostatecznie świadoma. Jest faktem, e większość ekonomistów została wciągnięta przez machinę wojenną i zmuszona do milczenia w związku z pełnieniem przez siebie urzędowych funkcji, i e w rezultacie publiczna opinia na temat tych problemów jest w zatrwa ającym stopniu kształtowana przez amatorów i dziwaków, ludzi, pragnących przy tej okazji upiec własną piecze, albo sprzedać cudowny lek na wszystko. W takich okolicznościach, gdy jeszcze dysponuje się wolnym czasem na pisanie, nie ma się prawa chować dla siebie obaw, jakie ostatnie tendencje muszą wywołać w umysłach wielu spośród tych, którzy nie mogą ich publicznie wypowiedzieć. Jednakowo w innych warunkach chętnie pozostawiłbym dyskusję nad kwestią polityki pastwowej tym, którzy są do tego bardziej upowa nieni i posiadają w tym zakresie lepsze kwalifikacje. Podstawowa argumentacja tej ksią ki była po raz pierwszy zarysowana w artykule pt. Freedom and the Economic System, który ukazał się w <192>Contemporary Review<170> z kwietnia 1938 roku i był później przedrukowany w rozszerzonej wersji jako jeden z Public Policy Pamphlets redagowanych przez prof. H. D. Gideonse dla University of Chicago Press (1939). Winienem wyrazić wdzięczność wydawcom obu tych publikacji za zgodę na przytoczenie z nich pewnych ustępów. F. A. Hayek WPROWADZENIE @MOTTO = Niewiele jest odkryć bardziej irytujących ni te, które ujawniają rodowód idei. Lord Acton Wydarzenia współczesne tym się ró nią od historycznych, e nie znamy skutków jakie mogą wywołać. Patrząc wstecz jesteśmy w stanie oszacować znaczenie przeszłych zdarze i ustalić konsekwencje do jakich doprowadziły one w swym przebiegu. Lecz, gdy dzieje biegną swoim torem nie są dla nas historią. Wiodą one nas ku nieznanemu lądowi, my zaś tylko z rzadka i niewyraźnie dostrzegamy to, co le y przed nami. Byłoby inaczej, gdyby dane nam było prze yć po raz drugi te same wydarzenia, dysponując zarazem pełną wiedzą o tym, co widzieliśmy uprzednio. Jak e wówczas odmiennie przedstawiałyby się nam rzeczy, jak wa ne i budzące lęk wydawałyby się nam zmiany, które teraz ledwie zauwa amy! Chyba szczęśliwie się składa, e człowiek nigdy nie będzie mógł tego doświadczyć i nie wie nic o prawach, którym historia musi być posłuszna. Mimo, i historia nigdy w pełni się nie powtarza, i właśnie dlatego, i aden rozwój wypadków nie jest nieuchronny, mo emy w pewnej mierze nauczyć się od przeszłości, jak unikać powtarzania tego samego przebiegu wydarze. Nie trzeba być prorokiem, aby zdawać sobie sprawę z nadchodzących niebezpieczestw. Przypadkowe połączenie doświadczenia i uwagi często ukazuje komuś zdarzenia od strony, którą do tej pory niewielu dostrzegało. Ksią ka ta jest rezultatem doświadczenia na sobie powtórnego prze ycia niemal tego samego okresu historycznego, lub przynajmniej dwukrotnego prześledzenia bardzo podobnej ewolucji idei. Choć nie jest prawdopodobne, aby doświadczenie to mo na było zdobyć w jednym kraju, w pewnych okolicznościach wszak e mo na zyskać je przez długotrwałe przebywanie kolejno w ró nych krajach. Wprawdzie wpływy jakim podlega ogólny kierunek myślenia pośród najbardziej cywilizowanych narodów są w znacznej mierze podobne, niekoniecznie jednak oddziałują one w tym samym czasie i w tym samym tempie. Zatem przenosząc się z jednego kraju do drugiego mo na czasami dwukrotnie zaobserwować podobne fazy przemian intelektualnych. Zmysły wyostrzają się wtedy szczególnie. Gdy ktoś ponownie słyszy opinie i powtórnie dowiaduje się o zalecanych metodach, z którymi zetknął się po raz pierwszy przed dwudziestu lub dwudziestu pięciu laty, nabierają one dla niego nowego znaczenia, jako symptomy pewnej określonej tendencji rozwojowej. Sugeruje to, je eli nie nieuchronność, to przynajmniej prawdopodobiestwo, e rozwój wypadków będzie miał podobny przebieg. Trzeba teraz koniecznie sformułować tę trudną do zaakceptowania prawdę, i grozi nam w pewnej mierze powtórzenie losu Niemiec. To prawda, e niebezpieczestwo nie jest bezpośrednie, a warunki w Anglii i Stanach Zjednoczonych są nadal tak odległe od tych, których świadkami byliśmy w ostatnich latach w Niemczech, e trudno uwierzyć, i zmierzamy w tym samym kierunku. Chocia jednak droga ta jest długa, to im dalej się nią podą a, tym trudniej z niej zawrócić. Wprawdzie w dalszym horyzoncie czasowym jesteśmy panami własnego losu, to przecie na krótszą metę jesteśmy niewolnikami idei, które sami stworzyliśmy. Tylko wówczas, gdy w porę rozpoznamy niebezpieczestwo, mo emy mieć nadzieję, e go unikniemy. Oczywiście Anglia i Stany Zjednoczone nie są jeszcze podobne do Niemiec Hitlera, Niemiec czasu obecnej wojny. Ale badacze prądów umysłowych nie mogą nie dostrzec, i istnieje więcej, ni tylko powierzchowne podobiestwo między zasadniczym kierunkiem myślenia w Niemczech podczas ostatniej wojny [I wojny światowej przyp. tłum.] i po jej zakoczeniu, a obecnym nurtem idei w tych demokratycznych krajach. Występuje tam obecnie to samo przekonanie, i organizacja pastwa przyjęta dla celów obronnych powinna być utrzymana ze względu na zadania jakie wią ą się z rozwojem i budowaniem. Obecna jest tam ta sama pogarda dla dziewiętnastowiecznego liberalizmu, ten sam fałszywy <192>realizm<170>, a nawet cynizm, ta sama fatalistyczna akceptacja <192>nieuchronnych tendencji<170>. Zaś co najmniej dziewięć dziesiątych nauk, które jak tego pragną najbardziej krzykliwi reformatorzy winniśmy sobie przyswoić, to właśnie nauki, jakie Niemcy wyciągnęli z ostatniej wojny, nauki w znacznej mierze będące przyczyną powstania systemu nazistowskiego. Będziemy mieli jeszcze sposobność pokazania w tej ksią ce, e istnieje wiele innych kwestii, w których, jak się wydaje, z opóźnieniem piętnastu, dwudziestu pięciu lat, podą amy śladem Niemiec. Chocia mało kto lubi, aby mu wcią o tym przypominać, to jednak trzeba powiedzieć, i niewiele lat upłynęło od czasu, gdy zwolennicy postępu powszechnie wskazywali na socjalistyczną politykę tego kraju jako przykład do naśladowania. Podobnie, jak w ostatnich czterech latach Szwecja stała się modelowym krajem, na który zwrócone były ich oczy. Wszyscy zaś, których pamięć sięga dalej co najmniej jedno pokolenie przed ostatnią wojną wiedzą jak dalece niemiecka myśl i niemiecka praktyka oddziaływały na idee i politykę w Anglii, a i do pewnego stopnia w Stanach Zjednoczonych. Autor spędził niemal połowę swego dorosłego ycia w rodzinnej Austrii, utrzymując ścisły kontakt z niemieckim yciem intelektualnym, drugą zaś połowę w Stanach Zjednoczonych i w Anglii. W ciągu tego ostatniego okresu dochodził on stopniowo do przekonania, e przynajmniej niektóre spośród sił, które zniszczyły wolność w Niemczech, działają tak e i tutaj, a charakter i źródło tego niebezpieczestwa są nawet, jeśli to mo liwe, w jeszcze mniejszym stopniu rozumiane, ni miało to miejsce w Niemczech. Wcią nie dostrzega się tej największej tragedii jaką jest fakt, i w Niemczech przewa nie ludzie dobrej woli, podziwiani i stawiani za wzór w krajach demokratycznych, utorowali, jeśli zgoła nie zbudowali, drogę siłom, które są teraz dla nich synonimem wszystkiego, czego nienawidzą. Lecz szansa uniknięcia podobnego losu zale y od tego, czy zdołamy stawić czoła niebezpieczestwu i od naszej gotowości do zrewidowania nawet najbardziej drogich nam nadziei i ambicji, jeśli miałyby się okazać źródłem zagro enia. Mało jest dotąd oznak, i mamy intelektualną odwagę, aby przyznać wobec samych siebie, i być mo e, nie mieliśmy racji. Niewielu jest gotowych przyznać, i powstanie faszyzmu i nazizmu nie było reakcją przeciwko socjalistycznym tendencjom wcześniejszego okresu, lecz nieuchronnym ich skutkiem. Jest to prawda, której większość ludzi nie chciała dostrzegać, nawet wówczas, gdy podobiestwo wielu odpychających cech wewnętrznego ustroju Rosji i narodowo-socjalistycznych Niemiec było powszechnie zauwa ane. W rezultacie wielu spośród tych, którzy sądzą, i wznoszą się nieskoczenie ponad abberacje nazizmu i szczerze nienawidzą wszelkich jego przejawów, pracuje jednocześnie na rzecz ideałów, których realizacja prowadzi wprost do budzącej odrazę tyranii. Wszelkie podobiestwa pomiędzy wydarzeniami w ró nych krajach są oczywiście zwodnicze, ale nie opieram moich wywodów wyłącznie na takich porównaniach, ani te nie dowodzę, e taki rozwój wypadków jest nieunikniony. Gdyby tak było, to pisanie na ten temat nie miałoby sensu. Mo na ich uniknąć, jeśli ludzie w porę uświadomią sobie dokąd mogą prowadzić ich starania. Ale do niedawna nie było prawie nadziei, e jakakolwiek próba unaocznienia im niebezpieczestwa zakoczy się sukcesem. Wydaje się jednak, e obecnie sytuacja dojrzała do pełniejszego przedyskutowania całości tej kwestii. Nie tylko bowiem problem ten jest obecnie szerzej rozumiany, lecz istnieją tak e szczególne powody, które w tym stanie rzeczy nakazują nam wyjść na przeciw problemom. Powie ktoś mo e, e nie jest to czas odpowiedni do stawiania kwestii, która wywołuje gwałtowne starcie opinii. Ale socjalizm, o którym mówimy nie jest sprawą partii, a zagadnienia, które rozwa amy, mają niewiele wspólnego z problemami, wokół których toczą się spory między partiami. To, e pewne grupy mogą pragnąć mniej socjalizmu od innych, e jedne chcą socjalizmu jedynie w interesie tej grupy, a pozostałe w interesie jakiejś innej, nie ma wpływu na nasz problem. Jeśli wziąć pod uwagę ludzi, których poglądy mają wpływ na wydarzenia, to istotne jest, e wszyscy oni, yjący obecnie w krajach demokratycznych, są socjalistami. Jeśli nie jest ju w modzie podkreślanie, e <192>wszyscy teraz jesteśmy socjalistami<170>, to dzieje się tak dlatego, e fakt ten jest ju zbyt oczywisty. Mało kto wątpi, i musimy zdą ać ku socjalizmowi, a większość ludzi próbuje jedynie zmienić kierunek tego ruchu w interesie określonej klasy czy grupy. Dzieje się tak, poniewa nieomal ka dy chce, abyśmy podą ali w tym kierunku. Nie ma przecie adnych obiektywnych faktów, które nadawałyby mu nieuchronny charakter. Będziemy musieli później powiedzieć nieco o rzekomej nieuchronności <192>planowania<170>. Zasadniczą sprawą jest, dokąd, podą ając tak, dotrzemy? Czy nie jest mo liwe, aby ludzie o przekonaniach nadających teraz temu ruchowi przemo ny impet, skoro zaczną dostrzegać to, co jedynie niewielu dotąd zrozumiało, wycofali się przera eni i porzucili poszukiwania, które przez pół wieku absorbowały tak wielu ludzi dobrej woli? Kwestia dokąd nas zaprowadzą owe powszechne w naszym pokoleniu przekonania nie jest problemem dla jednej partii, ale dla ka dego z nas, problemem o największej doniosłości. Czy mo na sobie wyobrazić większą tragedię, ni wówczas, gdy usiłując świadomie kształtować naszą przyszłość zgodnie ze szczytnymi ideałami, w istocie bezwiednie stworzylibyśmy dokładne przeciwiestwo tego, do czego usilnie dą yliśmy? Istnieje jeszcze bardziej naglący powód, dla którego właśnie teraz powinniśmy powa nie starać się zrozumieć siły jakie zrodziły narodowy socjalizm, bowiem umo liwi to zrozumienie naszego wroga i kwestii, o które nam chodzi. Nie mo na zaprzeczyć, e znajomość pozytywnych ideałów, o które walczymy, jest wcią mała. Wiemy, e walczymy o wolność kształtowania naszego ycia zgodnie z naszymi przekonaniami. To wiele, ale wcią za mało. Za mało, aby dostarczyć nam niezachwianych przekona potrzebnych do przeciwstawienia się przeciwnikowi, który u ywa propagandy jako jednej z głównych broni, zarówno w najbardziej krzykliwej, jak i najsubtelniejszej formie. Jest to tym bardziej niewystarczające, jeśli mamy przeciwstawić się tej propagandzie wśród ludzi w krajach pozostających pod kontrolą przeciwnika i tam, gdzie skutki takiej propagandy nie znikną wraz z przegraną pastw Osi. To za mało, jeśli mamy ukazać innym, e to, o co walczymy warte jest ich wsparcia. To za mało, by być dla nas drogowskazem przy budowie nowego świata bezpiecznego od zagro e, jakim podlegał stary świat. Jest faktem godnym ubolewania, e przed wojną kraje demokratyczne w swym postępowaniu z dyktatorami, niemniej ni w swoich wysiłkach propagandowych i w trakcie dyskusji nad własnymi celami wojennymi, wykazywały wewnętrzną chwiejność i niepewność celu, co mo na wyjaśnić jedynie chaosem własnych ideałów i naturą ró nic dzielących je od przeciwnika. Daliśmy zwieść się tak bardzo, poniewa nie chcieliśmy uwierzyć, e przeciwnik szczerze głosił pewne poglądy, które podzielaliśmy tylko dlatego, e uwierzyliśmy w szczerość niektórych innych jego deklaracji. Czy zarówno partie lewicowe i prawicowe nie oszukiwały się wierząc, e partia narodowo-socjalistyczna była na usługach kapitalizmu i przeciwko wszelkim formom socjalizmu? Ilu to elementów systemu hitlerowskiego nie zalecano nam do naśladowania z najbardziej nieoczekiwanych stron, nieświadomych, e owe składniki są integralną częścią tego systemu i nie dają się pogodzić z wolnym społeczestwem, które mamy nadzieję ochronić i zachować? Ilość niebezpiecznych pomyłek, jakie popełniliśmy przed wojną i od czasu jej wybuchu, z powodu niezrozumienia przeciwnika, któremu stawiamy czoła, jest przera ająca. Odnosi się nieomal wra enie, i nie chcieliśmy zrozumieć rozwoju wydarze, z jakiego zrodził się totalitaryzm, poniewa taka wiedza mogłaby zniszczyć niektóre z najdro szych nam iluzji, których jesteśmy zdecydowani kurczowo się trzymać. Nigdy nie odniesiemy sukcesu w naszym postępowaniu z Niemcami, dopóki nie zrozumiemy specyfiki i drogi rozwojowej idei, które nimi teraz rządzą. Ponownie wysuwana teoria, jakoby Niemcy byli w sposób przyrodzony obcią eni złem, jest trudna do utrzymania i mało zasadna, nawet w oczach, tych którzy ją głoszą. Uwłacza ona długiemu szeregowi anglosaskich myślicieli, którzy w ciągu ostatnich stu lat przejmowali chętnie wszystko, co było i nie było najlepsze w myśli niemieckiej. Pomija ona w ten sposób fakt, e gdy osiemdziesiąt lat temu John Stuart Mill pisał swój wielki esej O wolności, czerpał inspiracje, bardziej ni od kogokolwiek innego, od dwóch Niemców: Goethego i Wilhelma Humboldta.<$FPoniewa wielu mogłoby uznać to twierdzenie za przesadne, warto mo e przytoczyć świadectwo Lorda Morleya, który w swych Wspomnieniach pisze o <192>sprawie, co do której się zgadzano<170>, e główna teza rozprawy O wolności <192>nie była oryginalna, ale wywodziła się z Niemiec<170>.> Zapomina się zaś o tym, e spośród najbardziej wpływowych intelektualnych prekursorów narodowego socjalizmu, Thomas Carlyle był Szkotem, zaś Houston Stewart Chamberlain Anglikiem. W swej prymitywnej postaci pogląd ten jest habą dla tych, którzy podtrzymując go, przejmują najgorsze elementy niemieckich teorii rasowych. Problem nie polega na tym, dlaczego Niemcy jako tacy są źli, bo prawdopodobnie zło jest im wrodzone w równym stopniu, co innym narodom, lecz na tym, by ustalić okoliczności, które w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat umo liwiły stopniowy wzrost i ostateczne zwycięstwo pewnego określonego zespołu idei oraz, by rozstrzygnąć dlaczego w kocu to zwycięstwo wyniosło na szczyty najgorsze elementy spośród nich. Sama nienawiść do wszystkiego co niemieckie, zamiast do konkretnych idei, które opanowały dziś Niemców, jest bardzo niebezpieczna, poniewa ci, którzy się jej poddają stają się ślepi na rzeczywiste zagro enia. Nale y się obawiać, e taka postawa jest po prostu pewną odmianą eskapizmu, wywołanego brakiem gotowości do dostrzegania tendencji, występujących nie tylko w Niemczech oraz niechęcią do ponownego zbadania, a w razie potrzeby do odrzucenia, przekona przejętych od Niemców, których zwodniczej naturze podlegamy w takiej samej mierze jak niegdyś Niemcy. Jest to podwójnie niebezpieczne, poniewa argument, jakoby szczególna nikczemność Niemców stworzyła system nazistowski, mo e z łatwością usprawiedliwić narzucenie nam instytucji, które tę nikczemność zrodziły. Interpretacja wydarze w Niemczech i we Włoszech, która ma być przedstawiona w tej ksią ce jest zdecydowanie odmienna od tych, jakich najczęściej dostarczają zagraniczni obserwatorzy i większość uciekinierów z tych krajów. Jeśli jednak interpretacja ta jest trafna, to wyjaśnia ona zarazem dlaczego jest rzeczą prawie niemo liwą, aby ktoś, kto, jak większość uciekinierów i zagranicznych korespondentów gazet angielskich i amerykaskich, podziela powszechne obecnie poglądy socjalistyczne, zdołał ujrzeć te wydarzenia we właściwej perspektywie. Powierzchowny i mylny pogląd upatrujący w narodowym socjalizmie jedynie reakcję tych, których przywileje i interesy zostały zagro one przez postępy socjalizmu, był w sposób naturalny podtrzymywany przez wszystkich, którzy, choć niegdyś aktywnie uczestniczący w ruchu idei, jaki doprowadził do narodowego socjalizmu, zatrzymali się w pewnym punkcie jego rozwoju i z powodu konfliktu w jaki w związku z tym popadli z nazistami, byli zmuszeni opuścić swój kraj. Jednak e fakt, e byli pod względem ilościowym jedyną liczącą się opozycją wobec nazistów, oznacza jedynie, i w praktyce wszyscy Niemcy stali się w szerokim sensie socjalistami, i e liberalizm, w tradycyjnym rozumieniu, został wyparty przez socjalizm. Jak mamy nadzieję to wykazać, konflikt, istniejący pomiędzy<192>lewicą<170> a <192>prawicą<170> narodowego socjalizmu w Niemczech, jest tego rodzaju konfliktem, jaki zawsze będzie się pojawiał między dwiema frakcjami socjalistycznymi. Jeśli ta interpretacja jest trafna, to jednakowo oznacza to, e wielu spośród socjalistycznych uchodźców, kurczowo trzymających się swoich przekona, pomaga, zresztą w najlepszej wierze, prowadzić swą przybraną ojczyznę drogą, którą przebyły Niemcy. Wiem, e wielu spośród moich anglosaskich przyjaciół było zaszokowanych na wpół faszystowskimi poglądami jakie zdarzało im się słyszeć od uchodźców niemieckich, których autentycznie socjalistyczne przekonania nie ulegały wątpliwości. Ale, podczas, gdy owi obserwatorzy składali to na karb ich niemieckiego pochodzenia, prawdziwe wyjaśnienie sprowadza się do tego, e byli oni socjalistami, których doświadczenie wyprzedziło o kilka etapów doświadczenia socjalistów w Anglii i Ameryce. Jest oczywiście prawdą, e niemieccy socjaliści znaleźli w swym kraju istotne oparcie w pewnych elementach pruskiej tradycji, a to pokrewiestwo między pruskim duchem i socjalizmem, które dla obu stron było w Niemczech powodem do dumy, dostarcza dodatkowego wsparcia naszej podstawowej argumentacji.<$FJest rzeczą niezaprzeczalną, którą z łatwością rozpoznali ju wcześni socjaliści francuscy, e istniało pewne powinowactwo pomiędzy socjalizmem a organizacją pastwa pruskiego, jak w adnym innym kraju, zorganizowanego świadomie od góry. Na długo przed tym, nim ideał kierowania całym pastwem na tych samych zasadach, co pojedynczą fabryką, miał zainspirować socjalizm dziewiętnastowieczny, pruski poeta Novalis stwierdził ju ze smutkiem, i <192> adne inne pastwo nie było urządzone na podobiestwo fabryki w takiej mierze jak Prusy po śmierci Fryderyka Wielkiego<170> [por. Novalis (Friedrich von Hardenberg), Glauben und Liebe, oder der König und die Königin, 1798.> Ale byłoby błędem sądzić, e to raczej specyficzny element niemiecki, a nie socjalistyczny, zrodził totalitaryzm. Powszechne występowanie poglądów socjalistycznych, a nie duch pruski były tym, co wspólne dla Niemiec, Włoch i Rosji; i to właśnie z mas, a nie z klas przenikniętych pruską tradycją i przez nią wspieranych, wyrósł narodowy socjalizm. = I. PORZUCONA DROGA @MOTTO = Taki program, którego podstawową tezą jest nie to, e system wolnej przedsiębiorczości opartej na zysku zawiódł w tym pokoleniu, ale i nie został jeszcze wypróbowany. @TLUMACZ = F. D. Roosevelt @TLUMACZ = Gdy bieg cywilizacji dokonuje jakiegoś nieoczekiwanego zwrotu, gdy zamiast nieprzerwanego postępu, jakiego zwykliśmy oczekiwać, stwierdzamy, i zagra a nam zło, które wiązaliśmy z minionymi wiekami barbarzystwa, winę zwykliśmy składać na cokolwiek, tylko nie na siebie samych. Czy wszyscy nie dokładamy stara, zgodnie z naszymi najlepszymi zdolnościami i czy wiele spośród naszych najwspanialszych umysłów nie pracuje wcią nad tym, aby ten świat uczynić lepszym? Czy nasze wszystkie wysiłki i nadzieje nie miały na celu większej wolności, sprawiedliwości i pomyślności? Skoro rezultat jest tak ró ny od naszych zamiarów, skoro zamiast wolności i pomyślności, zniewolenie i nędza zaglądają nam w oczy, to czy nie jest oczywistym, e to ciemne siły muszą niweczyć nasze zamiary, i e jesteśmy ofiarami jakiejś złej mocy, która musi zostać pokonana, nim będziemy w stanie podjąć na nowo drogę ku temu, co lepsze? Jakkolwiek mo emy się ró nić wskazując sprawcę zła, czy to nikczemnego kapitalistę, występnego ducha jakiegoś narodu, głupotę starszego pokolenia, czy system społeczny, który nie został jeszcze całkowicie obalony, choć walczymy z nim od półwiecza, wszyscy jesteśmy, a przynajmniej byliśmy do niedawna, pewni jednego, e nasze idee przewodnie, które za ycia ostatniego pokolenia stały się wspólne wszystkim ludziom dobrej woli i wywołały powa ne zmiany w naszym yciu społecznym, nie mogą być fałszywe. Mo emy zaakceptować nieomal ka de wyjaśnienie obecnego kryzysu naszej cywilizacji z wyjątkiem jednego: e obecny stan w jakim znajduje się świat mo e być rezultatem rzeczywistego błędu z naszej strony, i e dą enie do niektórych spośród najbardziej nam drogich ideałów w sposób oczywisty doprowadziło do skutków całkowicie odmiennych od oczekiwanych. W czasie, gdy wszystkie siły koncentrują się na doprowadzeniu tej wojny do zwycięskiego koca, czasem z trudem przychodzi nam pamiętać, e nawet przed wojną, wartości, o które teraz walczymy, były w jednym miejscu zagro one, a gdzieindziej niszczone. Chocia obecnie wrogie narody walczące o swe istnienie, reprezentują ró ne ideały, nie wolno nam zapominać, e konflikt pomiędzy nimi wynikł z walki idei w obrębie tego, co nie tak dawno stanowiło wspólną cywilizację europejską i, e tendencje, które osiągnęły pełnię w procesie powstawania systemów totalitarnych, nie ograniczyły się do krajów, które im uległy. Wprawdzie pierwszym zadaniem musi być obecnie wygranie wojny, jednak zwycięstwo to da nam jedynie dodatkową sposobność do konfrontacji z podstawowymi problemami i pomo e znaleźć sposób na uniknięcie losu, jaki spotkał pokrewne cywilizacje. Obecnie z niejakim trudem przychodzi myśleć o Niemczech, Włoszech i<F2M> Rosji <F255D>nie jak o innym świecie, ale jak o wytworach rozwoju myśli, w którym sami mieliśmy udział. Przynajmniej, gdy idzie o naszych wrogów, łatwiej i wygodniej jest uwa ać, e są oni całkowicie ró ni od nas, i e to, co się tam zdarzyło, nie mo e wydarzyć się tutaj. Ale zarazem historia tych krajów, w latach poprzedzających powstanie systemu totalitarnego, wykazywała niewiele cech, które nie byłyby nam znane. Konflikt zewnętrzny jest rezultatem przekształcania się myśli europejskiej, w czym inni posuwali się tak szybko, e wprawdzie doprowadziło ich to do nierozstrzygalnego konfliktu z naszymi ideałami, ale nie pozostało te bez wpływu na nas samych. Narodom anglosaskim szczególnie trudno dostrzec, e to pewne przemiany idei i siła ludzkiej woli uczyniły świat takim jakim jest obecnie, chocia ludzie nie przewidywali tych rezultatów, i e, adna samorzutna zmiana faktów nie skłaniała nas do dostosowania w taki sposób naszego myślenia. Być mo e dzieje się tak dlatego, e w procesie tym narody owe, szczęśliwie dla nich, pozostały w tyle za większością narodów europejskich. My zaś wcią uwa amy, i ideały, którymi się kierujemy i które były dla nas drogowskazem za ycia poprzedniego pokolenia, zostaną zrealizowane dopiero w przyszłości, nie uświadamiając sobie jak dalece w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat zmieniły one nie tylko świat, ale i nasze kraje. Wcią wierzymy, e do niedawna rządziły nami, jak się je niejasno określa, idee dziewiętnastowieczne lub zasady laissez faire. W porównaniu z niektórymi innymi krajami oraz z punktu widzenia niecierpliwych, pragnących przespieszenia zmiany, pogląd taki jest w pewnej mierze usprawiedliwiony. Lecz chocia do 1931 roku Anglia i Ameryka posuwały się jedynie zwolna drogą, na której przewodzili inni, to nawet w owym czasie oba te kraje dotarły tak daleko, e jedynie ci, których pamięć sięga lat przed ostatnią [I - przyp. tłum.] wojną, wiedzą jak wyglądał świat liberalny.<$FNawet w owym roku Raport Macmillana mógł ju mówić o <192>zmianie punktu widzenia rządu tego kraju w ostatnim okresie, jego wzrastającym zainteresowaniu, niezale nie od partii, kontrolą i kierowaniem potrzebami narodu<170> i dodawał, e <_><192>Parlament anga uje się coraz bardziej w prawodawstwo, którego świadomym celem jest regulowanie spraw codziennych społeczestwa, a i obecnie ingeruje w sprawy uwa ane do niedawna za le ące całkowicie poza jego kompetencjami<170>. Mo na było to ju powiedzieć zanim Anglia podjęła w tym samym roku nieprzemyślane i pospieszne kroki, i w ciągu krótkiego okresu niesławnych lat 1931-1939 przekształciła swój system ekonomiczny nie do poznania. > Sprawą o decydującym znaczeniu, której ludzie u nas są wcią zbyt mało świadomi, jest nie tylko wielkość przemian, jakie zaszły za ycia ostatniego pokolenia, ale fakt, e oznaczają one całkowitą zmianę kierunku rozwoju naszych idei i porządku społecznego. Od podstawowych ideałów, na których zbudowana jest cywilizacja zachodnia, odeszliśmy ju co najmniej dwadzieścia pięć lat wcześniej, zanim widmo totalitaryzmu stało się realną groźbą. Dla tego pokolenia fakt, e ruch, w który włączyliśmy się z tak wielkimi nadziejami i ambicjami, postawił nas w obliczu okropności totalitaryzmu, był tak głębokim szokiem, e wcią nie jest ono w stanie powiązać ze sobą tych dwóch zjawisk. Jak dotąd rozwój wypadków potwierdza jedynie ostrze enia ojców liberalnej filozofii, którą wcią głosimy. Stopniowo porzuciliśmy wolność w sprawach gospodarczych, bez których wolność osobista i polityczna nigdy w przeszłości nie istniała. Mimo, i zostaliśmy ostrze eni przez niektórych największych myślicieli politycznych dziewiętnastego stulecia, takich jak de Tocqueville i Lord Acton, e socjalizm oznacza zniewolenie, to zdecydowanie zmierzaliśmy w stronę socjalizmu. Obecnie zapomnieliśmy o tych ostrze eniach tak dokładnie, e gdy widzimy jak nowa forma zniewolenia powstaje na naszych oczach, z trudem dostrzegamy, e te dwie sprawy mogą być ze sobą powiązane.<$FNawet o wiele późniejsze ostrze enia, które okazały się przera ająco prawdziwe, zostały niemal całkowicie zapomniane. Nie minęło jeszcze trzydzieści lat od czasu, gdy Hilaire Belloc w ksią ce, która wyjaśnia więcej z tego, co wydarzyło się potem w Niemczech, ni większość prac napisanych po owych wydarzeniach, tłumaczył, e <192>rezultatem oddziaływania doktryny socjalistycznej na społeczestwo kapitalistyczne jest powstanie czegoś trzeciego, ró nego od owych dwóch, które je zrodziły mianowicie Pastwa Niewolniczego<170> [The Servile State, 1913; 3 wyd. 1927, s. XIV]. > Jak gwałtowne zerwanie, nie tylko z niedawną przeszłością, ale z całym dotychczasowym rozwojem cywilizacji zachodniej, oznacza współczesny trend ku socjalizmowi, staje się jasne, je eli rozwa ymy je nie tylko na tle dziewiętnastego wieku, ale w dłu szej perspektywie historycznej. Raptownie wyzbywamy się poglądów nie tylko Cobdena i Brighta, Adama Smitha i Hume'a, czy nawet Locke'a i Miltona, ale tak e jednej z wyró niających się właściwości zachodniej cywilizacji, wyrosłej na fundamentach zbudowanych przez chrześcijastwo oraz Greków i Rzymian. Rezygnuje się w coraz większym stopniu nie tylko z dziewiętnastowiecznego i osiemnastowiecznego liberalizmu, ale z fundamentalnego indywidualizmu odziedziczonego po Erazmie i Montaigne'u, Cyceronie i Tacycie, Peryklesie i Tukidydesie. Przywódca nazistowski, który określił rewolucję narodowo-socjalistyczną jako antyrenesans, powiedział więcej prawdy, ni sam prawdopodobnie wiedział. Był to decydujący krok na drodze do zniszczenia cywilizacji, budowanej przez współczesnego człowieka od czasów renesansu, która była przede wszystkim cywilizacją indywidualistyczną. Indywidualizm nie cieszy się dziś dobrą sławą, sam zaś termin zaczął być łączony z egotyzmem i samolubstwem. Jednak e indywidualizm, o którym mówimy jako o przeciwiestwie socjalizmu i wszystkich innych form kolektywizmu, niekoniecznie wią e się z nimi. Stopniowo będziemy mogli w tej ksią ce wyjaśnić kontrast pomiędzy tymi dwiema opozycyjnymi zasadami. Ale istotnymi cechami owego indywidualizmu, który z elementów wniesionych przez chrześcijastwo i filozofię klasycznego antyku w pełni rozwinął się dopiero w dobie renesansu i odtąd wzrastał i rozprzestrzeniał się tworząc to, co znamy jako cywilizację Zachodu, są: szacunek dla poszczególnego człowieka jako człowieka, to jest uznanie jego poglądów i gustów za najwa niejsze w sferze osobistej, jakkolwiek ciasne byłyby jej granice, oraz przekonanie, e jest godnym po ądania rozwijanie przez człowieka swych indywidualnych zdolności i upodoba. <192>Wolność<170> (freedom and liberty) jest dziś słowem tak zu ytym i nadu ywanym, e nale y się wahać, nim się go u yje do wyra enia ideałów, które oznaczało ono w tamtym okresie. Być mo e <192>tolerancja<170> jest jedynym słowem, w którym wcią zachowany jest pełny sens zasady, jakiej znaczenie wzrastało podczas całego tego okresu, a dopiero w ostatnich czasach ponownie uległo osłabieniu, by zaniknąć zupełnie wraz z powstaniem pastwa totalitarnego. Stopniowe przekształcanie sztywno zorganizowanego systemu hierarchicznego w system, w którym człowiek mo e przynajmniej próbować kształtować swoje ycie i w którym uzyskał mo liwość poznawania ró nych form ycia i wyboru pomiędzy nimi, jest ściśle związane z rozwojem handlu. Z handlowych miast północnych Włoch nowy pogląd na ycie rozszerzył się na zachód i północ poprzez Francję i południowo-zachodnie Niemcy do Niderlandów i na Wyspy Brytyjskie, zapuszczając mocno korzenie wszędzie tam, gdzie nie było despotycznej władzy politycznej zdolnej go zdusić. W Niderlandach i Wielkiej Brytanii był on przez długi czas w najpełniejszym rozkwicie i po raz pierwszy znalazł sposobność swobodnego rozwoju i przekształcenia się w podstawę politycznego i społecznego ycia tych krajów. Stamtąd te , pod koniec wieku siedemnastego i w osiemnastym stuleciu zaczął się ponownie rozprzestrzeniać, w bardziej rozwiniętej formie, na Zachód i na Wschód, do Nowego świata i ku centrum kontynentu europejskiego, gdzie wyniszczające wojny i ucisk polityczny w znacznej mierze zdusiły wcześniejsze zalą ki podobnego rozwoju.<$FNajwa niejszym z tych procesów, brzemiennych w konsekwencje do dziś występujące, było podporządkowanie i częściowe zniszczenie mieszczastwa niemieckiego przez ksią ąt terytorialnych w piętnastym i szesnastym stuleciu.> W całym tym okresie nowo ytnych dziejów Europy rozwój społeczny zmierzał generalnie w kierunku uwolnienia jednostki z więzów, które poddawały ją zwyczajowym czy nakazanym sposobom wykonywania zwykłych zajęć. świadomość, e niekontrolowane i samorzutne dzałania jednostek były w stanie stworzyć zło ony ład działalności gospodarczej mogła pojawić się dopiero wówczas, gdy ów proces rozwoju poczynił ju pewne postępy. Późniejsze rozwinięcie spójnej argumentacji na rzecz wolności gospodarczej było wynikiem swobodnego wzrostu działalności ekonomicznej, będącej niezamierzonym i nieprzewidzianym produktem ubocznym wolności politycznej. Być mo e najwa niejszym skutkiem uwolnienia energii jednostek był zadziwiający rozwój nauki, poprzedzony marszem indywidualnej wolności z Włoch do Anglii i dalej. Skonstruowanie wielu, wysoce pomysłowych zabawek automatycznych i innych przyrządów mechanicznych dowodzi, e zdolności wynalazcze człowieka nie były mniejsze we wcześniejszych epokach, a równocześnie w technice przemysłowej panował zastój. Wskazuje na to tak e rozwój tych dziedzin przemysłu, które jak górnictwo czy zegarmistrzowstwo nie podlegały ograniczającej kontroli. Ale owe nieliczne próby przemysłowego wykorzystania wynalazków technicznych na szerszą skalę, niektóre nadzwyczaj zaawansowane, były rychło tłumione, a pragnienie wiedzy dławione, dopóki uwa ano, e dominujące poglądy obowiązują wszystkich. Opinie znacznej większości o tym, co jest słuszne i prawdziwe były wówczas w stanie zagrodzić drogę jednostkowemu innowatorowi. Nauka dopiero wtedy poczyniła postępy, zmieniające w ciągu ostatnich stu lat oblicze świata, gdy wolność produkowania (industrial freedom) otwarła drogę swobodnemu spo ytkowaniu nowej wiedzy i gdy mo na było odtąd próbować wszystkiego, jeśli tylko znalazł się ktoś, gotów zaryzykować takie przedsięwzięcie. Trzeba te dodać, e postępy te dokonywały się bardzo często poza instytucjami (authorities), którym oficjalnie powierzano kultywowanie wiedzy. Jak to się często sprawdza, istota naszej cywilizacji bywa wyraźniej dostrzegana przez jej wrogów, ani eli przez większość jej przyjaciół. <192>Przewlekła choroba Zachodu bunt jednostki przeciwko gatunkowi<170>, jak ją określił August Comte, ów dziewiętnastowieczny totalitarysta, była rzeczywiście siłą, która zbudowała naszą cywilizację. Wiek dziewiętnasty dodał do indywidualizmu poprzedniego okresu jedynie to, e uświadomił wszystkim klasom społecznym ich wolność, rozwijał nieprzerwanie i systematycznie to, co wzrosło w sposób nieregularny i przypadkowy i przenosił z Anglii i Holandii na cały nieomal kontynent europejski. Rezultat tego wzrostu przeszedł wszelkie oczekiwania. Wszędzie tam, gdzie bariery dla swobodnego wykorzystania ludzkiej pomysłowości zostały usunięte, człowiek stał się w krótkim czasie zdolny do zaspokajania wcią poszerzającego się zakresu potrzeb. I chocia rosnący standard ycia doprowadził wkrótce do ujawnienia bardzo ciemnych stron społeczestwa, których ludzie nie chcieli dłu ej tolerować, to prawdopodobnie nie było klasy, która nie odnosiłaby istotnych korzyści dzięki ogólnemu postępowi. Nie sposób oddać sprawiedliwości temu zaskakującemu wzrostowi, jeśliby go mierzyć za pomocą naszych współczesnych standardów, które same są jego rezultatem, i w świetle których wiele błędów i braków staje się obecnie oczywistych. Aby właściwie ocenić, co oznaczał on dla biorących w nim udział, musimy go oszacować odnosząc do nadziei i pragnie, jakie ludzie ywili, gdy wzrost ów się zaczynał. Nie mo e być wówczas adnej wątpliwości, e jego rezultaty przewy szyły najbardziej fantastyczne marzenia człowieka, i e z początkiem dwudziestego wieku w świecie zachodnim robotnik uzyskał taki stopie materialnego komfortu, bezpieczestwa i niezale ności osobistej, który sto lat wcześniej wydawał się nieomal nieprawdopodobny. W przyszłości przypuszczalnie oka e się, e najwa niejszym i dalekosię nym skutkiem tych osiągnięć jest nowe poczucie panowania nad własnym losem oraz wiara w nieskrępowane mo liwości polepszania własnej doli, jakie wytworzyły pośród ludzi ju uzyskane osiągnięcia. Wraz z osiągnięciami wzrastały ambicje - a człowiek miał wszelkie podstawy, aby być ambitnym. To, co było inspirującą obietnicą ju dłu ej nie wystarczało, szybkość postępu wydawała się zbyt wolna. Zasady, które w przeszłości ten postęp umo liwiały, zaczęto uwa ać bardziej za przeszkody dla szybszego rozwoju, które winno się bezzwłocznie usunąć, ni za warunki zabezpieczenia i rozwinięcia tego, co zostało ju osiągnięte. W podstawowych zasadach liberalizmu nie ma nic takiego, co by ze czyniło sztywną doktrynę; nie ma trwałych reguł ustalonych raz na zawsze. Fundamentalna zasada głosząca, e, kierując naszymi sprawami, powinniśmy czynić jak największy u ytek z samorzutnych sił społecznych i jak najrzadziej odwoływać się do przymusu, mo e mieć nieskoczenie wiele zastosowa. W szczególności istnieje ogromna ró nica pomiędzy świadomym tworzeniem systemu, w którym konkurencja będzie działać z mo liwie jak najlepszym skutkiem, a biernym akceptowaniem instytucji w ich aktualnej postaci. Zapewne nic nie uczyniło większej szkody sprawie liberalizmu, jak tępe obstawanie niektórych liberałów przy pewnych prymitywnych regułach praktycznych; przede wszystkim zaś przy zasadzie laissez faire. W pewnym jednak sensie było to konieczne i nieuniknione. Nic, oprócz jakiejś niezmiennej ogólnej zasady, nie byłoby skuteczne wobec niezliczonych interesów, [których reprezentanci] byli zdolni dowieść, e konkretne działania przyniosłyby, w niektórych przypadkach, bezpośrednie i oczywiste korzyści, podczas, gdy [w rzeczywistości] szkody przez nie wyrządzone miałyby daleko bardziej pośredni i trudny do zauwa enia charakter. A poniewa bez wątpienia ugruntowało się silne nastawienie sprzyjające wolności produkowania (industrial liberty), pokusa przedstawienia jej jako zasady bezwyjątkowej była wcią zbyt silna, aby się jej oprzeć. Jednak przy takiej postawie, przyjętej przez wielu popularyzatorów doktryny liberalizmu, w przypadku podwa enia pewnych elementów ich stanowiska, jego rychłe i całkowite załamanie się było prawie nieuchronne. Stanowisko to poza tym osłabiały, z konieczności powolne, postępy polityki zmierzające do stopniowego ulepszania instytucjonalnej struktury wolnego społeczestwa. Postępy te były uzale nione od rosnącego pojmowania przez nas sił społecznych i warunków najbardziej sprzyjających ich po ądanemu sposobowi działania. Poniewa celem było wspomaganie i w razie potrzeby uzupełnianie działania tych sił, rzeczą niezbędną stało się ich rozumienie. Postawa liberała wobec społeczestwa jest taka jak postawa ogrodnika, który opiekuje się rośliną i musi wiedzieć mo liwie jak najwięcej o jej budowie i sposobie funkcjonowania, aby stworzyć najkorzystniejsze warunki dla jej rozwoju. Nikt rozsądny nie powinien był wątpić, e prymitywne reguły, w których wyra ały się zasady polityki gospodarczej, dziewiętnastego wieku, stanowiły jedynie początek i e wiele jeszcze musieliśmy się nauczyć. Nie nale ało tak e wątpić w istnienie ogromnych mo liwości postępu na drodze, po której posuwaliśmy się dotychczas. Postęp ten mógł się dokonywać w miarę jak zdobywaliśmy coraz większe panowanie intelektualne nad siłami, z których mieliśmy uczynić u ytek. Wiele było zada oczywistych, takich jak kierowanie systemem monetarnym czy zapobieganie powstawaniu monopoli lub ich kontrola. A nawet więcej zada mniej oczywistych, lecz równie wa nych wymagało realizacji w innych dziedzinach, w których rządy bez wątpienia dysponowały ogromnymi mo liwościami działania na rzecz dobra i zła. Istniały poza tym wszelkie powody, aby oczekiwać, e któregoś dnia, rozumiejąc lepiej te problemy, będziemy w stanie z powodzeniem wykorzystać owe mo liwości. Jednak e wtedy, gdy postęp w stronę tego, co określa się jako <192>pozytywne<170><_>działanie był z konieczności powolny, a dla uzyskania rychłej poprawy liberalizm musiał liczyć głównie na stopniowy wzrost bogactw, który przyniosła wolność, zmuszony był on zarazem walczyć wcią z propozycjami, które temu postępowi zagra ały. Liberalizm zaczął być uwa any za doktrynę <192>negatywną<170>, poniewa mógł zaproponować poszczególnym jednostkom niewiele więcej ponad udział w ogólnym postępie, który coraz bardziej uwa ano za coś naturalnego, a przestano uznawać w nim rezultat polityki opartej na wolności. Mo na by nawet powiedzieć, e właśnie sukces liberalizmu stał się przyczyną jego zmierzchu. Z powodu ju uzyskanych osiągnięć ludzie coraz niechętniej tolerowali nadal nie opuszczające ich zło, które teraz wydawało się zarazem nie do zniesienia, ale i pozbawione nieuchronności. Wzrastające zniecierpliwienie z powodu powolnego postępu polityki liberalnej, słuszne oburzenie na tych, którzy posługiwali się liberalną frazeologią dla obrony antyspołecznych przywilejów oraz bezgraniczna ambicja, jawnie uzasadniona ju osiągniętym postępem materialnym, spowodowały, e pod koniec ubiegłego stulecia coraz bardziej wyzbywano się wiary w podstawowe zasady liberalizmu. To, co zostało osiągnięte, zaczęto uwa ać za pewne i niezniszczalne, uzyskane raz na zawsze. Uwaga ludzi skupiła się na nowych potrzebach, których szybkie zaspokojenie wydawało się ograniczone przywiązaniem do starych zasad. Coraz powszechniej zaczęto uwa ać, e dalszego postępu nie mo na oczekiwać przy zastosowaniu starych schematów w obrębie ogólnej struktury, która umo liwiała wcześniejszy postęp, ale jedynie w wyniku całkowitego przekształcenia społeczestwa. Nie była to ju kwestia dodania lub poprawienia czegoś w jego istniejącej organizacji, ale całkowitego pozbycia się jej i zastąpienia inną. A gdy nadzieja nowego pokolenia zaczęła się skupiać na czymś całkowicie nowym, gwałtownie zmalało zainteresowanie i rozumienie sposobu funkcjonowania istniejącego społeczestwa. Wraz zaś z zanikiem rozumienia sposobu działania systemu wolnego społeczestwa (free system) zmalała te świadomość tego, co było uzale nione od jego istnienia. Nie miejsce tu na dyskusję jak tej zmianie poglądów sprzyjało bezkrytyczne przenoszenie na zagadnienia społeczne, powstałych przy rozwiązywaniu problemów technologicznych nawyków myślowych przyrodników i in ynierów. Nie sposób tu równie dociekać, jak równocześnie zmierzali oni do zdyskredytowania dawniejszych bada nad społeczestwem, które nie zgadzały się z ich przesądami i do narzucania ideałów organizacyjnych dziedzinie, dla której nie są odpowiednie.<$FAutor podjął próbę ustalenia początków tego procesu w dwóch seriach artykułów Scientism, and the Study of Society i The Counter-Revolution of Science, które ukazały się w <192>Economica<170>, 1941-44. [Artykuły te zostały następnie opublikowane w postaci ksią ki pod wspólnym tytułem The Counter-Revolution of Science. Studies of the Abuse of Reason, Glencoe, Ill., 1952 przyp. tłum.].> Pragniemy jedynie pokazać jak diametralnie, choć w sposób stopniowy i prawie niezauwa alnie, krok po kroku, zmieniło się nasze podejście do społeczestwa. To, co na poszczególnych etapach tego procesu zmiany wydawało się jedynie ró nicą stopnia, doprowadziło ju , w postaci skumulowanego rezultatu, do zasadniczego zró nicowania między starą liberalną postawą wobec społeczestwa a obecnym podejściem do problemów społecznych. Zmiana ta oznacza całkowite odwrócenie tendencji, którą zarysowaliśmy i zupełne odejście od tradycji indywidualistycznej, która stworzyła zachodnią cywilizację. Według obecnie dominujących poglądów kwestia jak najlepszego spo ytkowania samorzutnych sił tkwiących w wolnym społeczestwie jest ju bezprzedmiotowa. W rezultacie zdecydowaliśmy się obyć bez sił, które wywoływały nie dające się przewidzieć skutki i zastąpić anonimowy i bezosobowy mechanizm rynku, zbiorowym i <192>świadomym<170> kierowaniem wszystkich sił społecznych ku, obranym w przemyślany sposób, celom. Nic nie ilustruje lepiej tej ró nicy, ni skrajne stanowisko przedstawione w cieszącej się szerokim uznaniem ksią ce, do której programu tak zwanego <192>planowania dla wolności<170> będziemy musieli jeszcze raz się ustosunkować. <192>Nigdy wszak e nie byliśmy zmuszeni do kierowania całym układem przyrody pisze dr Karl Mannheim do tego stopnia jak czynić to musimy dzisiaj w przypadku społeczestwa. [...] Ludzkość coraz bli sza jest kierowaniu całokształtem ycia społeczestwa, mimo, e nigdy przecie nie usiłowała kreować innego świata przyrody z pierwotnych sił przyrody istniejącej.<$FKarl Mannheim Człowiek i społeczestwo w dobie przebudowy, tłum. Andrzej Raźniewski, PWN, Warszawa 1974, s. 253.> Jest rzeczą znamienną, e owa zmiana tendencji rozwojowej idei zbiegła się z odwróceniem kierunku ich wędrówki w przestrzeni. Od ponad dwustu lat angielskie idee rozchodziły się na wschód. Zdawało się, e przeznaczeniem powstałej w Anglii zasady wolności jest jej rozprzestrzenianie się po całym świecie. Około 1870 r. panowanie tej idei objęło obszary prawdopodobnie najbardziej wysunięte na wschód. Odtąd zaczęło się ono kurczyć; ró ne systemy idei, w istocie nie nowych, ale bardzo starych, zaczęło się ono kurczyć; ró ne systemy idei, w istocie nie nowych, ale bardzo starych, zaczęły napływać ze wschodu. Anglia utraciła intelektualne przywództwo w dziedzinie politycz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin