Andre Norton & Lyn McConchie - 03 - Władca Bestii i plaga.pdf

(1003 KB) Pobierz
Norton Andre - Hosteen Storm 3 - W³adca Bestii i plaga
Andre Norton
Lyn McConchie
Władca Bestii i plaga
PrzełoŜył Jarosław Kotarski
Tytuł oryginału Beast Master’s Ark
 
KsiąŜkę tę dedykujemy
Sharman Horwood,
która takŜe uwielbia Świat Czarownic,
oraz Jean Weber z Australii
w imię pamięci Minou.
 
Rozdział I
*
Za pustynią wznosiły się w niebo szczyty gór. Noc była gorąca — pora sucha
jeszcze się nie skończyła — powietrza nie poruszał najmniejszy nawet wietrzyk. Był
to czas, w którym Ŝadna Ŝywa istota nie spieszyła się, jeśli naprawdę nie musiała. A
przez pustynię właśnie gnał frawn. Przybywał z gór Peaks, ale od dłuŜszego czasu
znajdował się na pustyni zwanej przez ludzi Blue i nadal biegł. Miał ku temu bardzo
konkretny powód.
Frawny to silne i wytrzymałe zwierzęta, ale ten juŜ się zataczał. Poza tym kulał,
gdyŜ jedno z kopyt miał rozszczepione przez kamień. Gnał go strach silniejszy od
bólu i zmęczenia. Gorsze jeszcze niŜ ból było pragnienie; gwałtownie potrzebował
wody, bo coraz bardziej słabł. Biegł tak szybko, jak mógł, starając się zostawić
myśliwych jak najdalej.
Ale oni, choć poruszali się wolniej, nie robili Ŝadnych przerw, i gdy tylko ich ofiara
przystawała, zmniejszali dzielącą ich odległość. W końcu frawn nie mógł juŜ dłuŜej
biec. Opadł z sił na tyle, Ŝe mógł jedynie iść. ToteŜ szedł, zataczając się, kierowany
instynktem samozachowawczym. A myśliwi podąŜali jego śladem, kierowani
instynktem, który nakazywał im dopaść go i zabić. Nic innego ich nie interesowało;
to, jak długo będzie trwało polowanie, takŜe nie. Ani teren, ani brak wody nie były w
stanie zniechęcić ich do pościgu.
Uciekający frawn nagle stracił równowagę i padł jak podcięty. Zbyt mało wody,
zbyt wielki upał i zbyt długi bieg doprowadziły go do takiego stanu, Ŝe jego serce nie
wytrzymało. Zmarł chwilę przedtem, nim pierwszy ścigający go dopadł. PoniewaŜ
jego krew była jeszcze ciepła, prześladowcy zabrali się do uczty, choć przyjemność
byłaby większa, gdyby ofiara Ŝyła.
*
Na pokładzie statku kierującego się ku planecie, na której frawn właśnie przegrał
wyścig o Ŝycie, takŜe była noc. W kosmicznym laboratorium pracowała jedynie jedna
osoba — siostrzenica pary naukowców kierujących jego załogą, pozostająca pod ich
opieką po śmierci rodziców. Pracowała, gdyŜ zafascynowało ją to, co właśnie robiła, a
w takich wypadkach często zapominała o upływie czasu.
*
Tani była zajęta sprawdzaniem materiału genetycznego, gdy do laboratorium
wszedł jej stryj Brion. Zajrzał jej przez ramię i uśmiechnął się z aprobatą.
— Doskonale — pochwalił. — Potrzebujemy więcej fretek, bo to stadne
stworzenia. A to po co, moja droga?
Pytanie dotyczyło kostki do gry leŜącej na karcie genów. Tani zachichotała.
— A to twoja wina, stryjku. Powiedziałeś, Ŝe geny łączą się przypadkowo, więc
pomagam przypadkowi. Rzucam kostką, zapisuję liczbę punktów i sprawdzam, czy
dana kombinacja coś da albo czy jest w ogóle moŜliwa.
Nie musiała dodawać, Ŝe robi to tylko w wolnych chwilach, bo oboje o tym
 
wiedzieli. Jej głównym zajęciem było obecnie wyhodowanie fretek, i to takich, jakie
przydzielano w czasie wojny do zespołów Władców Bestii. Miały one niektóre cechy
ichneumonów — nie przejawiało się to w ich wyglądzie, ale w skłonności do tępienia
węŜy i w sporej odporności na ich jad. Fretki były ładne i miłe, toteŜ cieszyły się
powszechną sympatią. Przyczyniał się do tego między innymi fakt, Ŝe miały duŜe
oczy podkreślone jeszcze obwódką z sierści. Ludzie mieli zaprogramowany
opiekuńczy stosunek do wszystkich wielkookich istot, a fretki dodatkowo były
niezwykle rodzinne i walczyły jedynie wtedy, gdy zostały do tego zmuszone.
PoniewaŜ w grupie walczy się skuteczniej, to takŜe powodowało podświadome
przychylne reakcje ludzi.
— MoŜe coś ci z tego wyjdzie — zgodził się stryj z uśmiechem. — Tylko lepiej,
Ŝeby Jarro cię na tym nie przyłapał, bo dostanie zawału.
Dostrzegł, Ŝe spochmurniała, słysząc to imię, ale nie skomentował tego. Oboje
wiedzieli, Ŝe Jarro jest nadętym dupkiem, który nie potrafi dogadać się z nikim na
pokładzie. Brion podejrzewał, Ŝe wyŜywa się na Tani, ale poniewaŜ ta się nie
skarŜyła, nie mógł nic zrobić. Jarro był pełnoprawnym naukowcem, podczas gdy Tani
ledwie częściowo wykwalifikowaną i dopiero od niedawna pełnoletnią krewniaczką
szefostwa. Miało prawo go irytować jej kręcenie się po laboratorium.
Tyle Ŝe Tani okazała się naprawdę przydatna, a Jarra irytowało wszystko. I nie
tłumaczyło go to, Ŝe cierpiał z powodu zniszczenia ojczystej planety. Pochodził z
rodziny pierwszych kolonistów Ishan, ale na Ishan mieszkało wielu ludzi, a na Ziemi
jeszcze więcej. I po zmianie obu w radioaktywne pustynie naprawdę wielu znalazło
się w takiej jak on sytuacji.
Brion poklepał Tani po ramieniu i powiedział:
— Tylko się nie przemęczaj, za kilka godzin lądujemy na Arzor.
— Zaraz kończę — zapewniła go. — Chcę tylko umieścić te dwie ostatnie w
zbiornikach, Ŝeby zaczęły się juŜ rozwijać naturalnie.
Brion sprawdził wykaz i pokiwał głową.
— Trzy samice i cztery samce; nieźle. Mając materiał genetyczny od fretek z
Arzor, będziemy dysponowali całkiem urozmaiconym zestawem genów. To kolejny
gatunek, którego Xikom nie udało się całkowicie zniszczyć.
I uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Wiem, ale tak wiele straciliśmy bezpowrotnie… —głos Tani zadrŜał. — A
część Władców Bestii to samoluby! Ten na Fremlynie nie dopuścił nas do zwierząt,
nie pozwolił nawet pobrać próbek genetycznych. Powiedział, Ŝe to je zestresuje, a
Marten przyznał mu rację!
— Wiem, ale Martena juŜ nie ma, a próbki pobraliśmy. Skończ z tymi fretkami i
rozchmurz się. Na Arzor zostaniemy przynajmniej trzy miesiące. Mandy nalata się do
woli, a kojoty będą miały aŜ za duŜo biegania — dodał Brion, siląc się na lekki ton.
Czasami zastanawiał się, czy nie popełnili błędu, zatrzymując Tani na pokładzie…
Jego siostra była tak jak i on czystej krwi Irlandką, mimo Ŝe od trzech pokoleń
rodzina Ŝyła w Arizonie. Ale ojciec Tani — Jasne Niebo — nie był Irlandczykiem.
Pochodził z plemienia Czejenów, z rodu wojowników i szamanów. W rok po ślubie i
krótko po narodzinach córki przeszedł pozytywnie stosowane testy i trafił do Sił
Specjalnych, a konkretnie do Władców Bestii. Alisha przyjęła to bez sprzeciwu, a
zespół, z którym połączyła go telepatyczna więź, traktowała jak nieodłączną część
męŜa. Tani zaś wręcz zakochała się w zwierzętach, a te postrzegały ją jak człowieka
będącego wodzem zespołu i takŜe nawiązały z nią telepatyczną więź.
Od pierwszych dni swego Ŝycia wychowywała się z dwoma wilkami, afrykańskim
orłem i parą mangust… A potem, w czasie próby odbicia planety zajętej przez
Imperium Xik, zginął cały zespół wraz z Jasnym Niebem. Alishi i Tani zawalił się
 
cały świat…
Tani miała wtedy pięć lat — była zbyt młoda, by pojąć, dlaczego tak się stało. Jej
matka natomiast doskonale rozumiała, dlaczego ziemskie dowództwo rzuciło
wszystkie rezerwy, w tym takŜe Siły Specjalne, do niezwykle ryzykownych zadań.
Ale Ŝal i ból spowodowały, Ŝe zamiast stawić czoło prawdzie, uciekła w szaleństwo i
kłamstwo. Uznała, Ŝe wykorzystywanie zwierząt do prowadzenia wojny jest
niemoralne, a więc Władcą Bestii moŜe zostać tylko ktoś z gruntu zły, skłonny
poświęcić zwierzęta, by ocalić własną skórę. Jedynym dobrym był jej mąŜ, ale
wyjątek, jak wiadomo, potwierdza regułę.
Była lekarzem. Zginęła dwa lata później, podczas rajdu Xików na Ziemię, próbując
ratować rannych, ale część z jej pokrętnych ocen i nauk została zapamiętana i
przyswojona jako prawda przez córkę. Brion nadal nie wiedział, jaka to część, ale
obawiał się, Ŝe spora.
Tani po ojcu odziedziczyła czarne włosy i dar telepatycznego łączenia się ze
zwierzętami, a po matce zielono–szare oczy i radość Ŝycia. Poza tym była zdrowa,
sprytna, nie bała się pracy i szybko się uczyła. Nie potrafił określić, czy była ładna —
dla niego i Kady była, ale w tej kwestii trudno im było o obiektywizm.
Od śmierci Alishy minęło dwanaście lat. W kilka dni po wylądowaniu Tani
skończyła dziewiętnaście. Co przypomniało mu, Ŝe najwyŜszy czas porozmawiać z
Ŝoną o stosownym prezencie urodzinowym dla niej.
*
Brion siedział w swojej kabinie, przeglądając informacje dotyczące planety Arzor.
Mieszkał na niej jeden Władca Bestii, wywodzący się z plemienia Navaho, Hosteen
Storm, przybrany syn Brada Quade’a, potomka jednej z pierwszych rodzin, jakie
osiedliły się na planecie. Quade miał duŜą posiadłość w rejonie zwanym Basin,
naleŜącym do najŜyźniejszych. Matka Storma zmarła na Arzor, pozostawiając mu
przyrodniego brata Logana, którego ojcem był Quade. W skład zespołu Storma
wchodziły dwie fretki, lwica i samica afrykańskiego orła. Materiał genetyczny ich
wszystkich stanowiłby cenne uzupełnienie tego, czym dysponowali…
Mógł mieć jedynie nadzieję, Ŝe ten cały Storm nie okaŜe się takim idiotą jak jego
towarzysz broni z Fremlyna, który zaŜądał w rewanŜu partnerów dla swoich zwierząt.
Brion przyznawał, Ŝe teŜ go poniosło — pomysł był nieakceptowalny, gdyŜ kilka
gatunków rozmnaŜających się w świecie, w którym nie powstały, mogło doprowadzić
do katastrofy całego systemu. Natomiast Marten miał rację — mogli mu dać
niepłodne osobniki i w ten sposób wszyscy byliby zadowoleni, a zwierzęta
szczęśliwe.
Wtedy uznał to za śmieszny i niedorzeczny pomysł — celem nie było zapewnianie
towarzystwa samotnym zwierzętom, lecz zebranie materiału genetycznego, by
odtworzyć jak największą część ziemskiej fauny. Materiał uzyskali po wydaniu
wyroku sądowego, tyle Ŝe przy jego pobieraniu jedno ze zwierząt zostało zranione i
nie udało się go uratować. A Marten złoŜył wymówienie.
Patrząc na to z perspektywy czasu, Brion przyznawał, Ŝe źle postąpił — mogli
uniknąć wszystkich tych problemów i śmierci niewinnego zwierzęcia, gdyby
posłuchał Martena. CóŜ, przeszłości nie był w stanie zmienić, natomiast nie miał
zamiaru powtórnie popełnić podobnego błędu.
Pozostało tylko mieć nadzieję, Ŝe ten Władca Bestii okaŜe się skłonniejszy do
współpracy.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin