Corey Ryanne - Sekret milionera.pdf

(631 KB) Pobierz
The Secret Millionaire
Ryanne Corey
Sekret milionera
1
71551669.044.png 71551669.045.png 71551669.046.png 71551669.047.png 71551669.001.png 71551669.002.png 71551669.003.png 71551669.004.png 71551669.005.png 71551669.006.png 71551669.007.png 71551669.008.png 71551669.009.png 71551669.010.png 71551669.011.png 71551669.012.png 71551669.013.png 71551669.014.png 71551669.015.png 71551669.016.png 71551669.017.png 71551669.018.png 71551669.019.png 71551669.020.png 71551669.021.png 71551669.022.png 71551669.023.png 71551669.024.png 71551669.025.png 71551669.026.png 71551669.027.png 71551669.028.png 71551669.029.png 71551669.030.png 71551669.031.png 71551669.032.png 71551669.033.png 71551669.034.png 71551669.035.png 71551669.036.png 71551669.037.png 71551669.038.png 71551669.039.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie ulegało wątpliwości, że Zack Daniels - od stóp (obutych w
znoszone reeboki) po czubek głowy (ozdobionej szopą błyszczących,
kruczoczarnych włosów) - był typem alfa.
Zack wiedział wszystko o typie alfa, czyli o męskich osobnikach
dominujących w stadzie, ponieważ regularnie oglądał przyrodnicze
programy na kanale Animal Planet. Dominujące psy, wilki i gepardy
były równie łatwe do odróżnienia w tłumie, co przedstawiciele ga-
tunku ludzkiego. Wszystkie alfy charakteryzowały się silną wolą,
odpornością na trudne warunki życiowe oraz wyraźną skłonnością do
walki o utrzymanie swojej nadrzędnej pozycji w grupie.
Nie dało się ukryć, że Zack nie gardził okazjonalnymi bójkami. Co
więcej, właśnie w tej chwih marzył o tym, żeby sprawić komuś ostre
manto. Tylko w ten sposób mógłby rozładować swoją wściekłość.
Zack był pewien, że w całym stanie Kalifornia nie ma drugiej
podobnie zestresowanej osoby. A kiedy swoim platynowym lotusem
esprit, rocznik 2001, minął granicę Oregonu, stał się najbardziej
wkurzonym facetem na obszarze obu stanów. Powód?
Bardzo prosty. Wakacje!
2
71551669.040.png
Zack mógł zrozumieć księgowego, który wyczekuje tęsknie swoich
regulaminowych dwóch tygodni urlopu. Albo jakiegoś smętnego
urzędniczynę, który spędza całe dnie w okienku bankowym. Ci bied-
ni faceci, przykuci do swoich biurek, musieli dzień w dzień powta-
rzać te same nudne czynności - na przykład robić bilans rozchodów i
przychodów, podliczać godziny przepracowane przez kolegów lub
sprawdzać rachunki swoich klientów. Czym tacy ludzie mogli po-
chwalić się pod koniec dnia?
Czy któryś z nich patrzył kiedyś z satysfakcją na zamknięte drzwi
więziennej celi, za którymi znajdował się niebezpieczny bandyta? Ban-
dyta, którego udało się im wyśledzić i wsadzić za kratki? Na pewno
nie. A ilu oszalałym z rozpaczy kobietom pomogli podczas służby?
Zack nie miał wątpliwości, że żadnej.
Oczywiście, że tacy ludzie kochali wakacje. Była to jedyna
ucieczka od nieznośnej monotonii codziennego życia, na jaką mogli
liczyć.
Zupełnie inaczej było z Zackiem. On należał do tej nielicznej
grupki szczęściarzy, którym udało się wykonywać pracę swoich ma-
rzeń. Zack był gliniarzem i każdego dnia z wielkim upodobaniem
mierzył się z niebezpieczeństwem i nieoczekiwanymi sytuacjami -
wszystko po to, żeby zmienić świat na lepsze. Tak naprawdę - nie
tyle mierzył się, co rzucał się z nimi do tańca. I nie był to bynajmniej
powolny walc, ale jakieś szalone tango. Zack nigdy nie robił nic na
pół gwizdka.
A mówiąc poważnie: chociaż Zack nieustannie ocierał się o ryzy-
3
71551669.041.png
ko, na co dzień pełnił nieefektowną funkcję przedstawiciela prawa w
świecie, w którym panoszy się zło. Robił to z wielkim zaangażowa-
niem i czerpał z tego pełną satysfakcję. Nie znosił spać - śpiąc,
mógł przeoczyć sytuację, w której powinien chronić, służyć, zapro-
wadzać prawo i porządek oraz łapać złoczyńców. Nie znosił spę-
dzać wieczorów w drogich restauracjach - czuł, że siedząc całe
dwie godziny z wyłączonym pagerem, może nie wykonać zadania,
które trzeba byłoby wykonać natychmiast. A już najbardziej nie
znosił wszelkich urlopów. Z powodu wakacji tracił kontakt z ży-
ciem, które lubił i które mu odpowiadało. Teraz właśnie czekał go
okres zgrzytania zębami, ogryzania paznokci i nudy, która zawsze
kończyła się migreną. Co gorsza - nie miał pojęcia, jak długo to
wszystko potrwa.
Przez ostatnie cztery lata Zack z powodzeniem unikał wszelkich
urlopów. Niestety, niedawno on i Tatko Merkley, z którym od lat
pracował w parze, wpadli w pułapkę podczas nieudanej pogoni za
handlarzem narkotyków. Tatko - wielki, czarny mężczyzna, który
bardziej przypominał piłkarza niż policjanta - był nie tylko partne-
rem Zacka, ale jego przyjacielem i mentorem. Zack nigdy nie wie-
rzył, że komuś takiemu może stać się jakaś krzywda. Tymczasem
tym razem Tatko zarobił dwie kulki w pierś. Przez kilka dni wszyst-
kim wydawało się, że nie wywinie się śmierci. Ale stary wyjadacz
postanowił się nie dać. Opatrzność miała szczęście! Zack bowiem
postanowił, że wezwie na dywanik samego Pana Boga i każe mu się
4
71551669.042.png
tłumaczyć, dlaczego Tatko - wielki, łagodny olbrzym o idealistycz-
nym nastawieniu do życia - zginął z ręki podłej mendy, która sprze-
daje narkotyki dzieciakom. A kiedy jego przyjaciel opuścił Oddział
Intensywnej Opieki Medycznej i wylądował na zwykłym szpitalnym
łóżku, Zack zaczął przymierzać się do, jak to sam określił, „samo-
dzielnego wymierzenia zgodnej z prawem kary".
To nie były żarty. Przyjaciele Zacka zwykli powtarzać, że żaden z
nich nie chciałby znaleźć się w jego okolicy (przez co rozumieli ob-
szar całego stanu) w chwili, kiedy jawna niesprawiedliwość dopro-
wadziła go do szału. Wściekły Zack potrafił być naprawdę groźny.
Kapitan Benjamin Todd, komendant dzielnicy, nie miał wątpliwości,
że to tylko kwestia czasu, kiedy Zack - lojalny przyjaciel, oddany stróż
porządku i cudowne dziecko stanowej policji - wytropi snajpera. A
wtedy - nie wiadomo, co może się stać! Przy takim temperamencie! Z
tego też powodu „skazał" Zacka na bezterminowe wakacje - obowiąz-
kowo poza granicami stanu Kalifornia. Powrót bez wyraźnego polece-
nia był absolutnie zakażany.
Osobniki typu alfa miewają kłopoty z podporządkowaniem się wo-
li przełożonych. Zack nie był wyjątkiem. Nie znosił, kiedy w pracy
stawiano go w sytuacji podbramkowej. Było to równie dołujące, jak
wakacje.
W tej chwili mijała właśnie dziewiąta godzina jego urlopu. Z tru-
dem znosił myśl o następnej minucie nieróbstwa, co dopiero mówić
o nieokreślonej liczbie nijakich dni, z którymi będzie musiał się
5
71551669.043.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin