Papież Paweł VI zapytany o to, czego najbardziej potrzebuje ludzkość w dzisiejszych czasach, odpowiedział, że potrzebuje żywych świadków Chrystusa, czyli prawdziwych świętych. To zaś osiąga się jedynie na drodze praktykowania cnót chrześcijańskich. Ojciec Święty Jan Paweł II często wzywa wiernych do zapoznawania się z życiem świętych w celu pogłębiania wiary, aby w ten sposób nasze życie stawało się bardziej sensowne i pożyteczne.
Jedną z naszych polskich kandydatek na ołtarze jest Sł. B. Wanda Malczewska. Osoba świecka. Mistyczka. Zaszczycona objawieniami i wizjami, w czasie których miała liczne spotkania z Chrystusem i Matką Bożą.
Joanna Ottea
Wanda Malczewska 1822-1896
(1)
DROGI DO ŚWIĘTOŚCI
Są święci, którzy odczuli w sobie wezwanie do świętości, gdy dorośli, niektórzy po latach błądzenia lub życia w oddaleniu od Boga, a inni we wczesnej młodości. Są też i tacy, którzy już od wczesnego dzieciństwa wyróżniali się rozumieniem spraw Bożych oraz nieprzeciętną pobożnością. Do grupy tych ostatnich zaliczyć należy Wandę Malczewską.
Wanda była obdarzona charyzmatem proroctwa, który umożliwia porównywanie jej z wielkimi mistykami. Za jej pośrednictwem Pan Bóg przestrzegał, upominał i umacniał wiernych na duchu. W latach rozbiorów Polski, jej widzenia i słowa orędzi z Nieba zawierały pokrzepienie, nadzieję i zachętę do wytrwania.
Jej przeżycia mistyczne rozpoczęły się w dzieciństwie. W swej prostocie myślała wtedy, że obcowanie z Aniołem Stróżem lub rozmowy z Jezusem, są rzeczą normalną dla każdego człowieka.
Jej wielkie podziwu godne widzenia i objawienia nasiliły się w początkach lat siedemdziesiątych XIX stulecia. I chyba szkoda, że naród polski nie zwrócił na nie prawie żadnej uwagi, a widzenia Męki Pańskiej zostały prawie zapomniane. W owym bowiem czasie rozczytywano się w objawieniach niemieckiej stygmatyczki – Anny Katarzyny Emmerich.
Na Franciszce Siemeńskiej, kuzynce Wandy, obecnej dwukrotnie w czasie objawienia, w 1874 roku, największe wrażenie zrobił powrót Wandy Malczewskiej po widzeniu do zwykłych zajęć oraz cichość i pogoda ducha, którą zawsze promieniowała.
ZBLIŻYĆ LUDZI DO BOGA
Przeżycia mistyków nie są przeznaczone wyłącznie dla nich. Za ich pośrednictwem Pan Bóg chce nas, zwykłych ludzi, przybliżyć do Siebie, dać możność głębszego poznawania Siebie i Swoich przymiotów, a nade wszystko Swojej Miłości do każdego stworzenia.
Nasz Ojciec Niebieski chce nam ukazać, że głębokie zjednoczenie z Bogiem nie tylko nie odrywa człowieka od rzeczywistości, lecz przeciwnie, pobudza do aktywności. W życiu przejawia się ona wiernym i sumiennym wypełnianiem obowiązków, budowaniem dzieł pięknych i trwałych, oraz realizowaniem chrześcijańskiej miłości w stosunku do bliźnich.
Za pośrednictwem mistyków Pan Bóg przemawia do nas wszystkich. Przypomina nam, że przenika świat materialny, wszelkie sprawy człowieka, że On jest Panem wszechświata i choć niewidzialny, jest realny, żywy i działa, a działanie Jego jest potężne.
DZIECIŃSTWO
Wanda Malczewska urodziła się w Radomiu 15 maja 1822 r. Pierwsze 24 lata swego życia spędziła w tym mieście. Miała dwóch braci: Juliana i Marcina. Pochodziła z rodu Malczewskich, którzy przybyli ze Śląska do Wielkopolski w XII w. Do tego samego rodu Malczewskich należy poeta Antoni oraz znany malarz Jacek.
Wanda, jako mała dziewczynka, lubiła modlić się na klęczniku swej matki. Już wtedy zastanawiała się nad cierpieniami Pana Jezusa. Chłonęła i zapamiętywała wszystko, co dotyczyło spraw Boga i wiary. Wierzyła w opiekę Anioła Stróża. Często zwracała się do niego o pomoc i otrzymywała ją. Gdy pewnego razu potrzebowała wody do wazonów z kwiatami, którymi ozdabiała krzyż na klęczniku matki, poprosiła Anioła Stróża, żeby kogoś natchnął do przyniesienia jej wody. Wkrótce lokaj Stasiek przyniósł wodę i powiedział, że ktoś mu szepnął na ucho, że Wandzia potrzebuje wody, a nikogo koło niego nie było. Pomyślał wówczas, że to Anioł Stróż, bo wiedział, że ona modliła się często do niego.
WEWNĘTRZNE ROZMOWY
Wanda opowiedziała też matce następujące przeżycie:
Pewnego razu w czasie modlitwy usłyszała głos Jezusa: ”Dziecko Moje, ty będziesz Moją na zawsze.” Domyśliła się, że to Pan Jezus przemówił do jej duszy. Z radością odpowiedziała, że pragnie należeć do Niego. Poprosiła, aby ją zabrał do Siebie, choćby tego samego dnia, lecz Pan Jezus jej odrzekł: „Ty już myślisz o Niebie, niewinna dziecino. To jeszcze za wcześnie. Kto chce dostać się do Nieba musi dużo cierpieć i dużo spełniać uczynków dobrych w pokorze, bez rozgłosu wśród ludzi, a tylko z miłości ku Mnie! Tą drogą cię poprowadzę”.
Wewnętrzne rozmowy Wandy z Jezusem powtarzały się. Wzrastała jej miłość do Boga i ludzi. Mimo dziecięcego wieku, śmiałą postawą i urzekającą, pełną prostoty wiarą, wywierała korzystny, uszlachetniający wpływ na dorosłych w swym otoczeniu. W jej obecności nikt ze służby nie ośmielił się powiedzieć brzydkiego słowa, gdyż wiedział, że spotkałaby go nagana ze strony małej Wandzi.
PIERWSZA KOMUNIA ŚWIĘTA
Pierwszą Komunię św. przyjęła w wieku 8 lat, po gorliwym przygotowaniu. Na swe życzenie ubrana była skromnie, a pieniądze zamiast na przyjęcie, przeznaczone zostały na biedne dzieci w parafii i dzieci w krajach misyjnych.
Swoje przeżycia z tego pięknego dnia tak później opisała: „Całą Mszę Świętą płakałam łzami pokory... Łzy ronili również rodzice i służba dworska, będąca na Mszy św. Gdy ksiądz proboszcz otworzył Tabernakulum, wystawił puszkę z Najświętszym Sakramentem, ujrzałam nadzwyczajną jasność. Zdawało mi się, że cały kościół jest w ogniu, że wszystkich nas płomień ogarnia, ale nie pali. Chóry Aniołów Świętych otaczały mnie, a Matka Najświętsza poprawiała mi wianek na głowie. Gdy ksiądz proboszcz włożył mi do ust Przenajświętszą Hostię, doznałam niewypowiedzianej słodyczy i usłyszałam głos, jak niegdyś pod krzyżem, gdy go ubierałam: „Od tej chwili jesteś Moją. Będziesz żyć długo na świecie. ale nie dla świata, tylko dla Mnie. Światowe zabawy, ani choroby i bieda nie oderwą cię ode Mnie. Jak ja nie miałem własności, gdzie bym głowę schronił, tak i ty jej mieć nie będziesz. U obcych oczy zamkniesz i tam spoczną twoje kości.”
„Panie, odpowiedziałam w duszy Panu Jezusowi – gdy Ciebie będę miała, szczęśliwą będę, choćby mnie wszyscy opuścili, choćby wszystkie biedy na mnie spadły. Przyrzekam Ci, mój Jezu i ślubuję Ci, że Twoją pozostanę na wieki.”
Zauważono, że przyjęcie Komunii św. wywarło wpływ na jej postępowanie. Spoważniała, mimo, że miała dopiero 8 lat. Zajęła się nauczaniem służących oraz dzieci z okolicy. Uczyła ich czytania, rachunków i katechizmu.
ŚMIERĆ MAMY
Gdy Wanda miała 9 lat, zachorowała ciężko jej matka. Powiedziała jej, że chyba już nie wyzdrowieje. Zasmucona Wandzia pocieszyła matkę mówiąc, że przecież dusza nie umiera. Idzie do Pana Jezusa i tam się modli za tych, których zostawiła na ziemi i czuwa nad nimi. W ten sposób nie zostawia ich sierotami. Matka rzeczywiście odeszła do Pana.
Śmierć matki nie była dla Wandzi zaskoczeniem, jednakże boleśnie ją przeżyła. Tęskniła za mamą i myślała o niej często. Słuchała uważnie, gdy służący opowiadali jej, że w Dzień Zaduszny dusze czyśćcowe schodzą się w nocy w kościele, a kto jest w stanie łaski uświęcającej, może zobaczyć kogoś ze swej rodziny. Postanowiła więc wykorzystać tę możliwość ujrzenia kochanej mamy. Kiedy nadszedł oczekiwany z utęsknieniem Dzień Zaduszny, wymknęła się wieczorem z domu i udała się do pobliskiego kościoła OO. Bernardynów w Radomiu. Weszła niepostrzeżenie bocznymi drzwiami, które były jeszcze otwarte. Ukryła się w kącie. Gdy przybył kościelny i stwierdził, że nikogo z modlących się nie ma w kościele, zamknął drzwi. Wanda została sama. Panowała cisza i niemal całkowita ciemność.
A oto jak ona sama w latach późniejszych opisała swoje przeżycie: „Z początku strach mnie przejął, ale wytłumaczyłam sobie, że nie ma się czego bać. Matka mi nic złego nie zrobi, a tym bardziej Pan Jezus. Poszłam przed wielki ołtarz, gdzie się lampka paliła, uklękłam na dywaniku i zaczęłam się modlić: Jezu pokaż mi matkę. Niech ją jeszcze raz zobaczę. Za tę łaskę jeszcze bardziej kochać Cię będę. Za chwilę zasnęłam. Jak długo spałam, nie wiem. Przebudził mnie jakiś miły, cichy głos: „Wstań, a zobaczysz matkę!” Przetarłam oczy i rzeczywiście zobaczyłam ją. Stała naprzeciw wielkiego ołtarza, z książką w ręku, którą jej dałam do trumny i powiedziała do mnie te słowa: ‘Módl się i cierpliwie znoś biedę, a pomożesz mi, że niedługo wyjdę z czyśćca’. Zerwałam się, by pójść do matki, lecz matka, jak cień, zniknęła. Chwyciłam się ołtarza i ze łzami zawołałam: ‘O Jezu, dziękuję Ci, żeś mi matkę pokazał’. ‘Kochaj Mnie – odpowiedział Jezus – a jeszcze więcej łask otrzymasz.’ Wskutek nadzwyczajnego wrażenia i zziębnięcia całonocnego, omdlałam, upadłam na stopnie ołtarza i tam mnie znalazł kościelny, gdy odemknął kościół.”
Z dziecięcą ufnością w potęgę modlitwy zwróciła się mała Wandzia z prośbą do Pana Jezusa, aby pozwolił jej zobaczyć matkę i prośba jej została wysłuchana. Do takiej wiary w potęgę modlitwy zachęca nas w Ewangelii św. Mateusza, Pan Jezus, mówiąc: „Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się stąd tam!, a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was” (Mt 17,20).
Gdy minął czas żałoby, ojciec Wandy ożenił się powtórnie. Odtąd jej życie stało się trudne i przykre. Z pozycji córki zeszła do roli służącej, szczególnie po urodzeniu się jej przyrodniej siostry Anielki. W milczeniu spełniała Wanda nakazy macochy, przed nikim się nie żaląc, nawet przed ciotką Siemieńską, siostrą ojca.
Światło na ten trudny dla niej czas rzucają wspomnienia ks. Grzegorza Augustyniaka. Znał bowiem Wandę od dzieciństwa. W późniejszych latach, po śmierci ojca i macochy, zapytał, dlaczego trzymała swe przeżycia w tajemnicy zamiast poprosić, aby ciotka wzięła ją do siebie, Wanda odpowiedziała, że chciała naśladować Pana Jezusa, który nie uciekał przed Swoim Krzyżem.
Ciotka Wandy, Leonardowa Siemieńska, dowiedziała się jednak o cierpieniach bratanicy i przyjechała po nią do Radomia, aby ją zabrać do Klimontowa. Był rok 1846. Wanda miała 24 lata. W nowej rodzinie czuła się dobrze. Była kochana i poważana. Syn ciotki, Jacek, po ukończeniu studiów i założeniu własnej rodziny, postarał się z matką o solidnego kandydata na męża dla Wandy. Wbrew jej woli doszło do zaręczyn. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ją to zasmuciło. Wanda złożyła przecież wcześniej ślub, że nie wyjdzie za mąż. Do małżeństwa jednak nie doszło. Narzeczony bowiem ciężko zachorował i zmarł w dniu planowanego ślubu.
SŁUŻBA UBOGIM
Po tym przeżyciu Wanda zabrała się z energią do pracy nad organizowaniem materialnej i duchowej pomocy dla potrzebujących, głodnych i chorych. Modliła się za nich, często odmawiała Różaniec. Ciężko chorych przygotowywała na śmierć i przyprowadzała do nich kapłana. Organizowała lekcje czytania i pisania, lekcje historii dla dorosłych i dzieci. Komentowała książki historyczne i religijne, zachęcała do miłowania Boga i Ojczyzny. Uczyła modlitwy różańcowej i chętnie prowadziła swych podopiecznych przed Tabernakulum, ugruntowując w nich wiarę w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Eucharystii.
Wanda pomagała niestrudzenie wszystkim. Pocieszała strapionych, dodawała otuchy. Codziennie chodziła do pobliskiego kościoła, ciesząc się stale łaską przeżyć mistycznych. Tak upływały lata.
TRUDY ŻYCIA
Życie pod zaborami nie było łatwe. Po upadku powstania styczniowego cioteczny brat Wandy – Jacek, został aresztowany i osadzony w więzieniu. Jego żona – Ewa, martwiła się o jego zagrożone życie. Wanda, obdarzona charyzmatem wizji i proroctwa, pocieszała Ewę. Pewnego dnia, po powrocie z kościoła, tak odezwała się do zapłakanej żony oraz do matki Jacka: Nie płaczcie. Bądźcie dobrej myśli. Pan Jezus powiedział mi, że Matka Najświętsza za to, że Jacek Ją kocha nad życie, uwolni go z cytadeli, ale wszyscy musicie wyjechać za granicę.
Przepowiednia Wandy spełniła się. Po uwolnieniu Jacka, cała rodzina zmuszona była opuścić dom i udać się za granicę. W drodze Wanda ciężko zachorowała. Wszyscy zatrzymali się więc u krewnej Magdaleny Kochanowskiej w Krakowie. Kiedy Jacek wrócił już do swego majątku, zabrał Wandę ze sobą.
Wanda była stale przepojona duchem troski o najuboższych. Jednak także Jacek zadbał o to, aby w jego otoczeniu lud żył w lepszych warunkach. Pańszczyznę zamienił włościanom na czynsz, uczynił ich właścicielami osad, które dotąd należały do dworu. Wspomagał biednych. Potem przeniósł się do majątku Wilkoszewice. Razem z nim przeprowadziła się Wanda. Przeżywała tam jednak wielkie cierpienie nie mogąc – z powodu znacznej odległości – chodzić tak często, jakby tego pragnęła, do kościoła. Gdy pewnego razu ciężko zachorowała, po przyjęciu ostatniego namaszczenia doznała objawienia. Rozmawiała z Jezusem. Wtedy usłyszano jej pragnienie odwiedzania codziennie Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie i przyjmowania Go w Komunii św. Po tym widzeniu, ku zdziwieniu otoczenia i lekarzy, nagle wyzdrowiała.
Po pewnym czasie Jacek znowu przeniósł się do innego majątku. W Żytnej Wanda mogła zrealizować swe pragnienie, gdyż kościół znajdował się blisko. Tam mogła nie tylko uczestniczyć codziennie we Mszy św., ale także po południu adorować Jezusa klęcząc przed Tabernakulum.
Wanda energicznie zajęła się w Żytnej organizowaniem pomocy materialnej i duchowej dla biednych ludzi. Troszczyła się o to, aby zgromadzenia zakonne przyjmowały ubogie dziewczęta na naukę bezpłatnie lub za małą opłatą.
NARZĘDZIE W RĘKU BOGA
Ksiądz proboszcz Tomasz Olkowicz, nie mogąc wpłynąć na pogodzenie małżonków albo sąsiadów, dostrzegłszy, że Wanda ma szczególne łaski u Boga, prosił ją nieraz, aby udawała się do powaśnionych stron. I rzeczywiście, w sprawach niemal beznadziejnych, pod wpływem interwencji Wandy i niewątpliwie też jej modlitw, wprost w cudowny sposób zatwardziałe serca odmieniały się. Ludzie godzili się, a niektórzy odmieniali swoje życie, przestawali kląć, kłócić się i obrażać Boga.
W jednej z wizji Jezus ostrzegł Wandę, by nie przypisywała sobie zasługi za te osiągnięcia i nie chwaliła się przed nikim, bo była tylko narzędziem w Jego Rękach. Powiedział jej: „Choćbyście wszystko dobrze zrobili, mówcie: słudzy nieużyteczni jesteśmy.”
Wanda posiadała umiejętność nawiązywania kontaktów z młodzieżą przez rozmowy, a także przez organizowanie spotkań, na których mówiła o sprawach Bożych z wielką prostotą i w taki sposób, że młodzi ludzie chętnie słuchali, stosowali się do jej nauk i uważali ją za świętą.
Pan Jezus często dawał jej różne polecenia w sprawach innych ludzi, wychowywania dzieci i przygotowania ich do pierwszej Komunii św. Powiedział jej raz, że szczególnie miłe są Mu odwiedziny dusz kochających, które przychodzą przed Tabernakulum w celu pocieszenia Go i oddania Mu czci. Zachęcał Wandę do szerzenia nabożeństwa adoracji. Jeśli nie może osobiście zjawić się w kościele albo kiedy kościół jest zamknięty może uczynić to duchowo. Przenieść się tam myślą i serdecznie w duchu pokłonić się Jezusowi.
W r. 1872 spędzał wakacje w Żytnej bratanek Wandy, Jacek Malczewski, Już wtedy malował. Wanda modliła się, aby Bóg pobłogosławił jego talent i aby stał się malarzem sławnym z obrazów religijnych i narodowo-historycznych.
WIZJE
Właśnie w tym okresie zaczęły się wielkie objawienia Wandy. Początkowo wszystkie widzenia i doświadczenia mistyczne Wandy odbywały się przy pełnej jej świadomości, w późniejszych latach wpadała w stan ekstazy.
Znamy jej przeżycia wewnętrzne nie tylko z jej własnych notatek, lecz także z relacji ks. Tomasza Olkowicza, który był jej spowiednikiem i kierownikiem duchowym w latach 1871-72. Jemu relacjonowała swe widzenia. Była cicha i nie wywoływała wokół swych przeżyć rozgłosu. Mając słaby wzrok nie dbała o ich zapisywanie, dlatego po wielu nie pozostało żadnego śladu, gdyż proboszcz zajęty budową kościoła także nie pomyślał o sporządzeniu notatek.
CUDOWNE ZJAWISKA
Zdarzało się, że Wanda rozumiała każde słowo wypowiadane przez kapłana po łacinie, choć nie znała tego języka. Kiedy zaś kapłan zagłuszany organami, sam siebie nie słyszał, ona słyszała każde słowo tak wyraźnie, jakby głośno i dobitnie było wymawiane.
W r. 1872, zgodnie z zapowiedzią Jezusa, w każdy Wielki Piątek Wielkiego Postu, od rana cierpiała duchowo, a po południu, między godz. 15.00 a 17.00, odczuwała cierpienia fizyczne. Były to bóle w okolicy serca, bóle głowy, dłoni i stóp. Padała wówczas na wznak, wyprężona, jakby umarła. Ksiądz Olkiewicz, który był tego świadkiem świadkiem, widział jak bardzo wtedy cierpiała. O godzinie 17.00 odzyskiwała przytomność i pełna sił kontynuowała swe zajęcia.
Pewnego roku miała widzenia Męki Pańskiej. Opisała je. Mogą one stanowić cenny materiał do rozważań Drogi Krzyżowej lub w każdym innym czasie. Objawienia te miały dwojaki charakter. Widziała np. fragmenty scen, od Ostatniej Wieczerzy do ukrzyżowania na Golgocie, tak, jakby uczestniczyła w nich, obecna tam, wśród ludzi. Między oglądanymi przez nią scenami, Pan Jezus zwracał się do Wandy i przemawiał do niej, dając jej orędzia i wyjaśnienia.
Wanda miała siedem takich widzeń. W pierwszym była obecna przy Ostatniej Wieczerzy. W drugim – w Ogrodzie Oliwnym. W trzecim ujrzała biczowanie. W czwartym była świadkiem skazania Pana Jezusa na śmierć przez Piłata. W piątym widziała dźwiganie Krzyża na Kalwarię. W szóstym była świadkiem spotkania Pana Jezusa z Matką Bolesną. W siódmym widziała Ukrzyżowanie.
W czasie widzenia Ostatniej Wieczerzy usłyszała m. in. następujące słowa skierowane bezpośrednio do niej:
„Judasz nie tylko sakrament kapłaństwa, lecz i sakrament Ciała i Krwi Mojej przyjął świętokradzko. Ta druga zbrodnia zaślepiła go i przemieniła w zdrajcę. Oto masz jawny dowód, jak straszne są skutki niegodnego przyjęcia Komunii Świętej... jakie to okropne świętokradztwo. Judasz, przyjąwszy świętokradzko Komunię świętą, zamordował Mnie w swoim wnętrzu, a teraz oddawszy Mnie w ręce żydów, zamorduje Mnie na Krzyżu.
Powiedz księdzu proboszczowi, aby jak najczęściej mówił do ludzi o Najświętszym Sakramencie, że tam jestem obecny z Duszą, Bóstwem i Ciałem, że pragnę, aby wszyscy, jak najczęściej przystępowali do Komunii świętej, ale bez grzechu, z sercem miłością gorejącym; z duszą pragnącą Mnie przyjąć. Przed Komunią św. niech się dużo modlą i starają o skupienie wewnętrzne... o żal serdeczny za popełnione grzechy... niech odczuwają w sobie głód duchowy i niczym nieugaszone pragnienie spożywania tego Anielskiego Pokarmu, bo jak pokarm codzienny spożyty bez apetytu nie wyjdzie na zdrowie ciału, ale może nawet zaszkodzić, tak pokarm duchowy, który Ja daję w Komunii św., spożyty bez pragnienia, a tylko ze zwyczaju, zbawiennych skutków duszy nie przyniesie.
Po Komunii św. niech nie wychodzą zaraz z kościoła, niech się pomodlą dłuższy czas, dopóki przyjęta Komunia św. nie rozpłynie się w ich wnętrznościach, dopóki Krew Moja nie przejdzie do ich serca i nie odnowi ich krwi, z serca wypływającej i ożywiającej całe ciało. Niech zapomną o interesach domowych, a ze Mną obecnym w duszy niech serdecznie i szczerze porozmawiają. Rozkosz Moja być z synami ludzkimi, słuchać ich próśb i dawać im skuteczne rady. Do tego mają najlepszą sposobność, gdy Mnie przyjmą w Komunii świętej...
Ci, którzy chcą codziennie, a choćby kilka razy na tydzień przyjmować Komunię świętą, powinni się wyróżniać w codziennym życiu od swoich sąsiadów. Powinni być pobożniejsi, pokorniejsi, łagodniejsi, cierpliwsi. Powinni więcej pracować nad zmysłowością ciała i panować nad namiętnościami. Skoro się przebudzą rano, powinni myśl swoją zwrócić do Mnie utajonego w Najświętszym Sakramencie; przed pójściem do kościoła powinni unikać swarów i starać się o skupienie ducha. Po powrocie z kościoła powinni zachować to samo skupienie i wszelkie zajęcia domowe załatwiać spokojnie bez krzyków. Straszne to jest zjawisko, gdy osoby codziennie przyjmujące Komunię św. niczym nie różnią się od innych, bo dają świadectwo o sobie, że Mnie niegodnie przyjmują, a kto Mnie niegodnie przyjmuje, nie będzie miał cząstki ze Mną w Niebie i może go spotkać los Judasza.”